Od ostatniego prawdziwego postu minęły niemal cztery, długie miesiące. Naprawdę nie sądziłam, że mogę być jeszcze gorszą matko-bloggerką, jednak proszę! Zmieniam rzeczy niemożliwe w możliwe. Od poprzedniego rozdziału planowałam publikować rozdziały maksymalnie co dwa tygodnie, a nawet częściej, dzięki czemu zakończyłabym tego bloga w jakieś dwa miesiące (chciałam wam wtedy wynagrodzić długie oczekiwania na nn), ale zawaliłam sprawę. W wakacje było podobnie. Sądziłam, że się podciągnę, poprawię, a tu klapa :(.
Ale w końcu pojawił się XVIII rozdział i muszę was ostrzec. Jest on naprawdę dłuuuuuuuuuuuuugi. Udanej lektury.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Podniosłam wzrok z nad kartki, po czym znów na nią zerknęłam, by
jeszcze raz przeczytać zawarty na niej tekst. Kiedy dotarłam do końca, ponownie
skupiłam się na pierwszym słowie i przeczytałam całość.
Droga Elizabeth!
Ostatnio zniknęłaś tak nagle i nie mieliśmy okazji spokojnie porozmawiać.
Dlatego też oferuję Ci taką możliwość.
Spotkajmy się w połowie miesiąca synodycznego, kiedy to Diana i Apollo obejmą Terrę.
Konkretniej na słynnej rozrywkowej, bądź przebojowej ulicy, kiedy to wskazówki
ustawią się w najwyższym punkcie.
Jeśli zależy Ci na bezpieczeństwie swoich bliskich, przybądź w wyznaczone
miejsce.
PS Mam małą wskazówkę 254/255 brzask.
Pozdrawiam,
S.
-Skąd masz pewność, że ten list jest od Simona? Ta litera na końcu jeszcze nic
nie znaczy – powiedziałam, machając papierem.
Elizabeth przestała grać na fortepianie. Odwróciła się w naszą stronę i wstała.
W jej oczach błyskały ogniki gniewu. Zamachnęła się i uderzyła pięścią w
klawisze.
-Ty chyba nie wiesz, o czym mówisz?! Jestem pewna, że ten list jest od niego! –
warknęła.
-Skąd go masz? – spytał Damon.
-Donovan go przyniósł, kiedy to…
-Co znowu robiłaś z Mattem? Jeśli się dowiem, że znowu go zraniłaś, to... –
zaczęła Caroline.
-To co? Jesteś wampirem od niecałego roku, podczas gdy ja jestem nim od 143
lat. Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie coś mi zrobić?
-Mogę więcej, niż jesteś w stanie myśleć – odparła.
Kiedy Care skończyła to mówić, rzuciła się na brunetkę. Ta jednak błyskawicznie
zareagowała i złapała za kark moją przyjaciółkę. Drugą ręką złapała obie dłonie
moje przyjaciółki, a następnie przydusiła ją do ściany. Spojrzałam na Klausa,
ale już go tam nie było. Ponownie zerknęłam na dziewczyny, a właściwie to już
na hybrydę i blondynkę, bo siostra braci Salvatore leżała parę metrów dalej i
pocierała swoje ramię. Po chwili wstała, a następnie usiadła na schodach.
-Nie musiałeś mi pomagać – mruknęła Caroline, masując nadgarstki.
-Nie znasz Elizabeth tak dobrze jak ja.
-Może i nie, ale nie pozwolę nikomu ranić moich przyjaciół.
-Doprawdy, Caroline, ale to urocze. Aż się wzruszyłam. Klaus, radzę pilnować ci
swojej słodkiej dziewczyny, bo jeśli zaraz się nie uspokoi, to wyląduje na
mojej podłodze ze skręconym karkiem.
-A ja wyrwę Ci serce, jeśli skrzywdzisz któregoś z moich przyjaciół. I nie
jestem dziewczyną Klausa. Wolałabym zginąć niż nią być.
-A wiesz, że to da się zrobić?
Caroline warknęła ostrzegawczo, na co Elizabeth zaśmiała się. Blondynka chciała
się znów rzucić na wampirzycę, ale hybryda ją powstrzymała. Care popatrzyła
wściekle na Pierwotnego, jednak usiadła na swoim poprzednim miejscu.
-A więc? Skąd masz ten list? – spytałam, gdy dziewczyny się już uspokoiły.
-Jak już mówiłam, Donovan go przyniósł. Na początku nie byłam pewna, czy list
jest na pewno od Simona, jednak Matt powiedział coś, co utwierdziło mnie w tym
przekonaniu. Najpierw wspomniał o wczorajszym wieczorze, kiedy to miałam
wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Potem napomniał do mojej próby odbicia Sereny.
-A co z tym szaleństwem po korytarzach? – zapytał Elijah, którego dopiero teraz
zauważyłam.
-Jakim szaleństwem? – zaciekawił się Damon.
-Simon kazał przekazać Mattowi, że wyglądał całkiem uroczo, kiedy to szalałam
po korytarzach. Chodziło mu o dom, w którym się zatrzymał. Był on ogromny i
miał sporo podziemnych korytarzy. Biegałam po całym budynku, by znaleźć Serenę
i to właśnie to musi być tym szaleństwem.
-Moment, kiedy widziałaś się ostatnio z Mattem? – zadał pytanie Stefan.
-Wtedy, gdy zniknęłam na kilka tygodni.
-Pokaż tą kartkę jeszcze raz – powiedziała Katherine, podeszła do Stefana i
wyrwała mu liścik, po czym usiadła obok niego.
-Skąd Matt miał ten list? – zadałam pytanie.
-A kogo obchodzi ten Twój złoty chłopiec? – sarknął pierwszy sobowtór.
-To, że troszczysz się tylko o siebie, nie znaczy, że inni muszą być tacy sami.
Na pewno Simon dał ten list Mattowi? – spytałam.
-Czy na pewno to tego raczej już nigdy się nie dowiemy – odparła Elizabeth,
wstając ze schodów.
-Co mu znowu zrobiłaś? – krzyknęła Care, starając się pohamować.
-Dlaczego zawsze zakładasz, że to ja jestem winna?
-Bo jesteś parszywą, wredną…
-Elizabeth nic nie zrobiła. Wasz przyjaciel był zahipnotyzowany, kiedy nas znalazł.
Elizabeth próbowała dowiedzieć się czegoś więcej, ale ktoś skutecznie grzebał
mu w pamięci. Chłopak wiedział tylko tyle, że dostał list od mężczyzny –
powiedział Elijah, przerywając blondynce, czym z pewnością uchronił nas od
kolejnej awantury.
-Ale to jeszcze… – zaczęłam.
-Donovan wiedział o czymś, o czym wie tylko Simon – przerwała mi Elizabeth.
Zagryzłam wargę. Skoro Simon jest czarownikiem, to nie może hipnotyzować ludzi.
To by znaczyło, że Elizabeth myli się i to nie jest kartka od niego. Chyba, że
brał w tym udział jakiś wampir. Powiedziałam o tym siostrze braci Salvatore,
jednak ta zbyła mnie, mówiąc, że czasem głupota innych ludzi ją dobija. Dodała
jeszcze, że jak mam gadać takie brednie, to mam milczeć. Damon oburzył się i
oznajmił, że będzie lepiej, jeśli Elizabeth się uspokoi. Dziewczyna sarknęła,
że jest spokojna, tylko nienawidzi, gdy jakieś młode oraz niedoświadczone
wampirzyce plotą bzdury. Starszy Salvatore zerknął na nią i stwierdził, że sama
nie wie co mówi, co wywołało kłótnię pomiędzy rodzeństwem, którą przerwała
Bonnie:
-Pokłócicie się, kiedy wyjdziemy. Z tego co zdążyłam zaobserwować, Simon jest
niebezpieczny i nie lubi, gdy coś nie idzie po jego myśli, więc może zajmijmy
się rozszyfrowaniem wiadomości?
-Niech będzie – burknęła wampirzyca. – Na tamtym stoliku leży drukarka. Zróbcie
parę kopii.
-A Ty dokąd się wybierasz? – zapytał Klaus.
-Idę zrobić sobie Mohito. Ktoś też chce?
-Mi możesz zrobić – powiedziałam.
-Dobra, dwa Mohito. Robi się – powiedziała i poszła do kuchni. – Drugi przycisk
od góry jest odpowiedzialny za kopiowanie. Kliknijcie na niego tyle razy, ile
ma być kopii. Sądzę, że jedna kartka na parę wystarczy – zawołała z niej.
-Przynieść jeszcze Burbon – krzyknął Damon.
-O ile Klaus go nie wypił – odparła.
Wstałam z kanapy i wyszarpałam papier z rąk Katherine. Podeszłam do sprzętu, po
czym położyłam list na szkle. Kliknęłam odpowiedni przycisk, a po chwili
drukarka zaczęła wykonywać swoją pracę. Oparłam się o blat i zaczęłam stukać
stopą o podłogę.
Kiedy wyjmowałam kartki, w salonie pojawiła się Elizabeth, niosąc ze sobą dwa
napoje i butelkę bursztynowego alkoholu. Dziewczyna rozłożyła napoje na stole,
po czym podeszła do mnie i wzięła oryginał. Z kartką w ręku usiadła obok
Elijah. Jedną z kopii podałam Caroline i Bonnie, drugą dałam Stefanowi i, co
mnie zaskoczyło, Katherine. Następny położyłam obok Damona, a ostatni podałam
Klausowi. Usiadłam obok mojego ukochanego i sięgnęłam po szklankę.
-Nie miałam limonki, więc musiałam użyć zwykłej cytryny. Mojito wyszło, ale to
nie jest to samo co z limonką – powiedziała zielonooka.
Pokiwałam głową, próbując napoju. Dopiero gdy poczułam w ustach jego smak,
zrozumiałam, na czym polega zamiłowanie Elizabeth do tego drinka.
-To Mojito jest genialne – oznajmiłam.
-Poczekaj, aż spróbujesz prawdziwego przepisu.
Położyłam szklankę na stoliku, biorąc z niego kartkę. Przeczytałam zawarty na
niej tekst, jednak znów praktycznie nic z niej nie zrozumiałam.
-Ten Simon jest jakiś dziwny – powiedział Stefan. – Kto normalny tak się
komunikuje? – dodał wskazując na list.
-To Simon. Na tym polega jego urok. Musisz porządnie się nagłowić, żeby
odczytać wiadomość od niego – mruknęła Elizabeth.
-Czyli w skrócie Simon to nienormalny koleś – wtrącił Damon.
-Skupmy się na pierwszej części – wtrącił się Klaus, zerkając w kartkę. - Spotkajmy
się w połowie miesiąca synodycznego – zacytował. – To akurat proste. Simon chce
się spotkać 15 grudnia.
-Nie – zaprzeczyła od razu Bonnie. – Miesiąc synodyczny to nie jest zwykły
miesiąc. On trwa 29 dni.
-Różnica jakiś dwóch dni – rzuciła sarkastycznie hybryda. – To naprawdę dużo –
dodała.
-Nadal jesteś w błędzie.
-Możesz jaśniej?
-Naprawdę nie wiesz? – spytała zaskoczona mulatka. – Myślałam, że tylko się
zgrywasz.
-Czym jest ten miesiąc? – warknął młodszy z braci Mikaleson.
-Miesiąc synodyczny trwa od nowiu do nowiu, więc jego połowa wypada w pełnię –
wyjaśniłam, uśmiechając się, ponieważ zdałam sobie sprawę, że fizyka w końcu do
czegoś mi się przydała.
-Pełnia, pełnia – mruczał Damon. – To nie mówi nam zbyt wiele.
-Masz rację, ale po co jest ten fragment: kiedy
to Diana i Apollo obejmą Terrę? I w ogóle co to znaczy? – zapytała
Caroline. – Znaczy się, wiem kim był Apollo, ale reszta? I jak może się objąć?
Właśnie. Kim była Diana oraz Terra i jak mogą się przytulić? Apollo był bogiem
sztuki, który, o ile dobrze pamiętam, grał znakomicie na harfie. Zmrużyłam
oczy, próbując przypomnieć sobie pozostałych bogów, ale w mojej głowie była
pustka. Im dużej nad tym się zastanawiałam, tym bardziej pustka w mojej głowie
pogłębiała się. Westchnęłam i położyłam głowę na oparciu sofy.
-Uh! – zezłościła się Caroline. – Poddaję się, to nie ma sensu! Nigdy tego nie
rozwiążemy!
-Nie bez pomocy – stwierdził Stefan, uśmiechając się przebiegle. – Elizabeth,
masz może laptopa i dostęp do Internetu?
Wampirzyca pokiwała głową, wstała z kanapy, podeszła do drzwi tarasowych i
odciągnęła zasłonę. Za nią znajdował się biały MacBook, który chwilę później
poszybował w kierunku młodszego Salvatore’a. Ten złapał go w ostatniej chwili,
położył na kolanach i włączył.
-Snoopy i Woodstock? Serio? – zagadnął Klaus, patrząc się na naklejkę na
obudowie laptopa.
-Masz jakiś problem? – zapytała przesłodzonym tonem głosu wampirzyca. – Jak
tak, to droga wolna. Nikt nie każe ci tutaj zostać.
-Chciałbym stąd pójść, ale przez twoją głupotę jestem zmuszony tutaj zostać.
-Ratowałam przyjaciółkę. Nie wiem jak ty, ale ja dla przyjaciół jestem w stanie
zrobić wszystko.
-Nawet narazić swoją rodzinę na niebezpieczeństwo? Ciekawy masz system
wartości. – Elizabeth wstała i zbliżyła się do hybrydy.
-Nie masz najmniejszego prawa, by…
-Nie działa – odezwał się Stefan.
-Co znowu nie działa?! – warknęła wampirzyca.
-Internet.
-Jak nie działa? On zawsze działa – oznajmiła, wywracając oczami.
Wampirzyca podeszła do brata, pochyliła się nad nim i zaczęła mu tłumaczyć,
gdzie ma klikać. Ten zabieg okazał się zbyteczny – komputer wciąż nie chciał
połączyć się z siecią. Zdenerwowana dziewczyna wyrwała mu sprzęt z rąk, usiadła
na podłodze, położyła laptopa na splecionych nogach, pochyliła się nad ekranem
i zaczęła szperać w ustawieniach. Po kilku minutach podniosła się, położyła
laptopa na stole i zniknęła. Chwilę pojawiła się w salonie ponownie, machając
jakimś kablem.
-Przykro mi, ale dzisiaj Internet nie zadziała. Rocky odgryzł kabel.
-Kto? – spytałam
-Rocky, mój pies.
-Z tego co wiem, to nie masz psa – powiedział Damon.
-Już mam.
I jakby na potwierdzenie jej słów, obok jej stóp pojawiła się mała, biała i
włochata kuleczka. Zwierzak zaczął bacznie obserwować nas wzrokiem, warcząc
cicho. Elizabeth kucnęła obok niego, wzięła go na ręce, po czym usiadła obok
Elijah. Wampirzyca głaskała szczeniaka, a ten ucichł i przymknął oczy.
-Dziwne, że na Ciebie nie warczy – odezwała się Bonnie.
-Początkowo tak było, ale... – Nagle, uczy wampirzycy rozszerzyły się. Położyła
zwierzaka na dywan i uśmiechnęła się w taki sposób, jakby właśnie dokonała
odkrycia, które zmieni cały świat. – Eureka! – wykrzyknęła. – Już wiem o co
chodzi! Diana, Apollo i Terra to imiona bogów w mitologii rzymskiej…
-Apollo, z tego co wiem, był bohaterem greckiej mitologii – rzuciła Katherine.
-Apollo występował w obu mitologiach – syknęła Elizabeth.
-Każdy bóg występuje w obu mitologiach – warknął sobowtór.
-Mówiąc, że Apollo występował w obu mitologiach, miałam na myśli to, że u
starożytnych Greków i Rzymian nosił to same imię – odparła zielonooka.
-W takim razie wyrażaj swoje słowa jaśniej, a nie… - zaczęła moja przodkini,
ale przerwała jej siostra Damona i Stefana:
-Wyrażam, ale to nie moja wina, że…
-Dziewczyny! – krzyknął młodszy Salvatore. – Uspokójcie się! Katherine, daj
spokój, a ty, Elizabeth, kontynuuj.
-Na czym to ja... a no tak. Jak już mówiłam, ci bogowie pochodzą z mitologii
rzymskiej. I jak już wyjaśniłam, Apollo nazywał się tak samo w obu mitologiach.
Diana u Greków była Artemidą, a Terra była rzymskim odpowiednikiem Gai. Wiedziałam,
że coś mi to mówi, ale dopiero teraz na to wpadłam. Jestem genialna!
-Nie tak szybko, panno bystra – wtrącił się Klaus. – To wciąż za dużo nie
zdradza.
-Gaja to inaczej Ziemia. Apollo był bogiem światła i w jakiejś książce
znalazłam informację, że czasami przypisywano mu się mylnie Słońce, a
Artemidzie dostał się…
-Księżyc – odezwał się nagle Elijah. – Masz coś do pisania? – spytał, patrząc
się na Elizabeth.
Wampirzyca pochyliła się i wyciągnęła długopis, który podała Pierwotnemu. Ten
pochylił się i patrząc na wampirzycę, zaczął stukać w stół.
-Elizabeth, pomyśl, jak Apollo i Artemida mają objąć Gaję? – zapytał brązowooki.
– Pomyśl i wykorzystaj fakty, o których wspomniałaś.
-Objąć, objąć, objąć… – powtarzała w kółko dziewczyna.
Spojrzałam na Damona. Pochłonęły go myśli. Bezdźwięcznie powtarzał to samo
słowo. Zerknęłam na moje przyjaciółki. Bonnie i Caroline, podobnie jak ja,
miały mętlik w głowie. Widząc moje spojrzenie, wzruszyły bezradnie ramionami.
-Skoro wpadłeś na rozwiązanie, Elijah, to może… - powiedział Klaus, ale nie
było mu dane dokończyć, ponieważ przeszkodził mu radosny okrzyk Elizabeth:
-Jak mogłam być taka głupia! – Wampirzyca wyrwała przybór z ręki Pierwotnego,
obróciła list i zaczęła coś na nim kreślić. – Przecież to oczywiste! No
przynajmniej teraz – mruczała, nie podnosząc wzroku z nad kartki. – Z góry
przepraszam za jakość schematu, nie jestem dobra w rysowaniu. To jest nasze
rozwiązanie – powiedziała, podnosząc kartkę.
-Narysowałaś trzy koła – odezwał się sarkastycznie Klaus.
Elizabeth wywróciła oczami, sięgnęła po długopis i przez parę sekund nachyliła
się jeszcze nad papierem. Kiedy skończyła, ponownie nam go pokazała. Każdy z
kręgów został podpisany pojedynczymi literami: „S”, „Z” oraz „K”. Na ten widok,
w mojej głowie coś zaczynało świtać.
-Słońce, Ziemia, Księżyc – zaczęła wampirzyca, wskazując przyborem
piśmienniczym na poszczególne elementy. – Słońce świeci i oświetla Ziemię,
która z kolei rzuca swój cień na Księżyc, przez co zostaje on zasłonięty –
tłumaczyła cierpliwie, jak jakaś pani profesor. – Jeśli mamy do czynienia z
takim układem ciał niebieskich, to mamy…
Podczas jej przemowy, poszczególne elementy układanki w mojej głowie zaczynały
wskakiwać na swoje miejsce. W pewnej chwili już wiedziałam, co tłumaczy nam
nastolatka.
-…zaćmienie Księżyca – przerwałam jej.
-Dokładnie – odparła, uśmiechając się do mnie. – Spotkanie odbędzie się w najbliższe
zaćmienie księżyca, które ma wypaść w pełnię.
-Bonnie – Caroline zwróciła się w stronę czarownicy – kiedy wypada najbliższa
pełnia?
-Niedawno była. Ale pełnia i zaćmienia Księżyca zdarzają się bardzo rzadko w
tym samym czasie – odpowiedziała.
-No dobrze – odezwałam się – mniej więcej już znamy datę spotkania, ale wciąż nie
wiemy gdzie mamy się pojawić.
-Ja mam się pojawić – upomniała mnie Elizabeth.
-Chyba oszalałaś, siostrzyczko – wtrącił się Damon. – Może i denerwujesz mnie
bardziej niż Stefan, ale czy ty naprawdę myślisz, że pozwolę ci samej pchać się
do paszczy lwa?
-On ma rację, Elizabeth – dodał młodszy Salvatore. – Nie pamiętasz jak ostatnio
wyglądałaś po spotkaniu z Simonem?
-Umiem się uczyć na swoim błędach. Poradzę sobie sama. Rozumiecie? Sama!
-Przepraszam bardzo, że wtrącam się w waszą kłótnię, ale jak na razie nawet nie
wiecie dokąd jechać – rzuciła spokojnie hybryda.
-Wiele miast ma słynne, rozrywkowe ulice – mruknęła Caroline, ponownie patrząc
się na list.
-Moment – powiedziała Bonnie, wyrywając blondynce list z ręki. – Posłuchajcie
tego: Mam małą wskazówkę 254/255 brzask. Brzask to światło, które jest na
niebie przed wschodem słońca, tak? – Pokiwaliśmy zgodnie głową. – To może
chodzi o konkretnie ten dzień?
-To może być to – przyznałam jej rację. – Poproszę Jeremy’ego by sprawdził
kiedy on wypada.
-Poproś go jeszcze, by sprawdził datę pełni i zaćmienia – przypomniała mi
czarownica.
-I spytaj się go jak idzie mu śledzenie blondynki – zawołał Damon.
Pokiwałam głową i wybrałam numer brata. Za pierwszym razem odezwała się poczta,
ale za drugim odebrał po kilku sygnałach. Po drugiej stronie usłyszałam hałas,
co oznaczało, że chłopak jest wciąż na szkolnej imprezie. Chwilę później dźwięk
stał się cichszy.
-Wszystko w porządku, Eleno? – usłyszałam.
-Tak. Przydałaby nam się twoja pomóc.
-W takim razie mów o co chodzi.
-Dowiedziałeś się czegoś o Vivienne?
-No więc… eee… zgubiłem ją. Straciłem ją z oczu tylko na kilka sekund, a gdy
ponownie się obróciłem jej już nie było! Pytałem się innych…
-Spokojnie, Jeremy, nie obwiniam cię. Skoro jej już nie ma, to czy mógłbyś
sprawdzić kiedy będzie następna pełnia połączona z zaćmieniem oraz dowiedzieć
jaka data wypada w 254 i 255 dzień roku? – spytałam. – Jeremy? – zawołałam go,
gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
-Tak, tak, sprawdzę i zadzwonię – odpowiedział niezbyt przytomnie.
-Jer? Wszystko w porządku?
-Oczywiście. Oddzwonię.
Rozłączyłam się i położyłam telefon na stole. Teraz musimy czekać.
~Jeremy~
Podczas rozmowy z Eleną zauważyłam wybiegającą w pośpiechu Vivienne. Szybko
zakończyłem rozmowę i podążyłem za nią. Dziewczyna wsiadła do granatowego
samochodu, który chwilę później wyjechał ze szkolnego parkingu. Od razu
pobiegłem w stronę mojego samochodu, po czym ruszyłem za pojazdem.
W niedługim czasie dotarłem pod dom, w którym mieszkała blondynka. Prawie
wszystkie światła były zapalone, a ciotka dziewczyny stała przy z jednym z
okien. Z niepokojem obserwowała moją koleżankę oraz jasnowłosego mężczyznę,
którzy wchodzili po schodkach na werandę.
Kiedy tylko weszliśmy do domu, a kobieta odeszła od okna, podjechałem odrobinę
bliżej. Chciałem wejść do środka i wypytać Vivienne o nurtujące mnie pytania,
ale nie mogłem od razu tego zrobić. Musiałem najpierw wymyślić jakiś sensowny
powód, dla którego pojawiłem się tutaj. Przez ten czas postanowiłem wyszukać
informacje, o które prosiła mnie Elena. Szybko dowiedziałem się, że najbliższa
pełnia i zaćmienie wypada 21 grudnia. Z drugą informacją musiałem się trochę
namęczyć. Po szybkim wymnożeniu, zdałem sobie sprawę, że ten dzień przypada we
wrześniu, więc zacząłem przeglądać poszczególne dni tego miesiąca na Wikipedii,
aż w końcu znalazłem właściwy dzień. Miałem właśnie wykręcić numer siostry,
kiedy wpadłem na genialny pomysł. Już wiedziałem, jak wprosić się do domu blondynki.
Wysiadłem z samochodu i podszedłem do drzwi wejściowych. Przycisnąłem dzwonek,
powtarzając w myślach bajeczkę, którą przed chwilą wpadła mi do głowy. Drzwi
otworzyły mi ten sam mężczyzna, który przywiózł Vivienne. Sprawiał wrażenie
wrogo nastawionego, uważnie mnie obserwując, ale dostrzegłem, że bawi go mój
wygląd. Prawdę mówiąc, nie dziwię mu się. W jednorzędowym, prążkowanym,
wełnianym garniturze i w oksfordkach i z przylizanymi włosami musiałem wyglądać
jak nastolatek, który stara się grać dorosłego. Całe szczęście, że pozostałe
części mojego stroju zostały w samochodzie. Co mnie pokusiło, żeby udawać akurat
gangstera z lat 40?
-Mogę w czymś pomóc? – spytał mężczyzna, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Dobry wieczór. Chciałbym porozmawiać z Vivienne…
-Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?
-Ja… tak, przepraszam, ale…
Obok nas pojawiła się ciotka blondynki. Wyglądała tak, jakby niedawno przeszła
ciężką chorobę. Była blada i miała sińce pod oczami. Zwykle wzrok kobiety był
radosny, a teraz patrzyła na nas smutno, jednak uśmiechnęła się lekko na mój
widok. Zrobiło mi się głupio, że tak się wpraszam, ale już nie mogłem się
wycofać.
-Przestań straszyć chłopaka, Jim – powiedziała, przesuwając mężczyznę. –
Spokojnie, nic mi nie będzie – dodała, widząc jego pytające spojrzenie. – Jeremy,
coś się stało? – spytała, zwracając się do mnie.
-Tak, właściwie nie do końca. – Kobieta gestem dłoni zaprosiła mnie do środka.
– Moja siostra zostawiła tutaj coś ostatnio, ale to nie jedyny powód mojej
wizyty. Ja i Vivienne pisaliśmy ostatnio pracę o Mystic Falls na konkurs, no i
udało nam się przejść dalej, jednak na jutro musimy przygotować kilka rzeczy –
kłamałem jak z nut. – Pan Smith, opiekun konkursu, przypomniał o tym sobie dzisiaj
po szkole i potem szukał nas na dyskotece, ale zanim udało mu się mnie znaleźć,
Vivienne pojechała już do domu. Próbowałem się z nią skontaktować, ale ona nie
odbierała. Naprawdę przepraszam, że przyjechałem tak późno, ale sprawa jest
naprawdę pilna.
-Konkurs? – zaciekawiła się kobieta. – Vivienne mi o nim nie wspomniała.
-Bo… my nawet nie wierzyliśmy, że nam się uda. Z naszej szkoły i tak poszło
kilka prac – ciągnąłem swoje kłamstwo dalej – a my potraktowaliśmy to bardziej
jako zabawę. Vivienne jest tu nowa, chciałem zaznajomić ją z Mystic Falls, a
ten projekt właśnie to zagwarantował.
-To bardzo miłe z twojej strony, Jeremy. Dobrze, nie zatrzymuję cię już.
Przekaż mojej bratanicy te dobre wieści, przydadzą się jej – odpowiedziała.
Pokiwałem głową i szybko pobiegłem do pokoju koleżanki. Zapukałem, ale nie
usłyszałem odpowiedzi, więc ponowiłem próbę. I tym razem nie było odzewu, więc
nacisnąłem klamkę i wszedłem do pokoju. To, co w nim ujrzałem zaskoczyło mnie.
-Wow – wyszeptałem, widząc czym zajmuje się Vivienne.
-Jeremy? – Blondynka zdawała się być zszokowana moim widokiem. – Proszę,
zostań. Ja wszystko wyjaśnię, tylko nie idź, proszę.
-Spokojnie, nie myślałem o ucieczce – powiedziałem, posyłając jej lekki
uśmiech. – Mam nadzieję, że odpowiesz na moje pytania – dodałem, po czym
usiadłem na łóżku.
-Postaram się – odpowiedziała dziewczyna.
~Damon~
Elena nerwowo krążyła po salonie. Martwiła się, że Jeremy nie odbiera jej
telefonów.
-Usiądź, Eleno, tym chodzeniem nic nie zdziałasz – powiedziałem, na co
dziewczyna posłała mi karcące spojrzenie, spacerując dalej. – Naprawdę, usiądź.
– I znów mnie nie posłuchała.
Wywróciłem oczami. Dlaczego kobiety są takie denerwujące? Wstałem, złapałem ją
i zaniosłem ponownie na fotel. Trzymałem ją na swoim kolanach tak, żeby nie
mogła wstać.
-Puść mnie, Damon – zarządziła.
-Nie.
-Puść ją – zawołał Stefan.
-Będzie się chwilę rzucać i przestanie – odparłem. – Lepsze to, niż to jej
chodzenie w kółko. Widziałem jak was to denerwowało – rzuciłem, siłując się z
dziewczyną, chociaż tak właściwie było na odwrót.
Po jakiejś minucie, Elena dała sobie spokój. Rozsiadła się wygodniej, jednak
wciąż była zdenerwowana. Po kilku minutach zadzwonił jej telefon. Puściłem ją,
a ta jak oparzona zeskoczyła, chwyciła komórkę i odebrała połączenie.
-Jeremy? No nareszcie! Czy ty wiesz ile razy… - zaczęła mówić do słuchawki.
-Spokojnie, jestem cały i… - odezwał się po drugiej stronie nastolatek, jednak dalszą
część zakłóciło trzaśnięcie drzwiami.
-Cześć – usłyszałem, a chwilę później ujrzałem przyjaciółkę mojej siostry. – A
co tu takie zbiorowisko? – spytała, patrząc na Elizabeth.
-Simon nas odwiedził – odparła.
-Odwiedził? – W oczach dziewczyny widziałem przerażenie.
-W pewnym sensie odwiedził – sprostowała.
-To znaczy?
-Donovan dostarczył nam liścik od waszego Simona – oznajmiłem.
-To nie jest nasz Simon – syknęła Serena. – Co na nim było?
-Zagadka, a raczej kilka zagadek – odparła Caroline.
-Serena, poznaj Bonnie, miejscową czarownicę oraz przyjaciółkę Eleny, Caroline
i moich braci. Bonnie, to Serena, moja najlepsza przyjaciółka – powiedziała Elizabeth,
podchodząc do wampirzycy. – Resztę już znasz – podała wampirzycy kartkę – o ile
przedstawili ci się po naszym przyjeździe.
-Przedstawili, przedstawili – mruknęła, czytając list.
Rozejrzałem się po salonie. Nigdzie nie było Eleny. Wciągnąłem mocniej
powietrze, dzięki czemu dowiedziałem się, że jest na dworze. Podążyłem w tamtym
kierunku, gdzie znalazłem ją na tarasie. Opierała się o jedną z kolumn, kręcąc
komórką w dłoni. Kiedy mnie zauważyła, uśmiechnęła się, włożyła telefon do
kieszeni i podeszła do mnie, po czym wtuliła się we mnie.
-Dowiedziałaś się czegoś?
Elena pokiwała głową, chwyciła mnie za rękę i weszliśmy do domu. Elizabeth oraz
Serena dyskutowały zawzięcie. Ta druga właśnie dowiedziała się, że moja siostra
ma zamiar pojechać na spotkanie i była temu przeciwna. Zaskoczyło mnie to, ale jednocześnie
ucieszyło. Może większą grupą uda nam razem wybić jej z głowy ten idiotyczny
plan.
-Mam dobre wieści – oznajmiła Elena, jednak dziewczyny były zbyt pochłonięte
rozmową, która stawała się coraz głośniejsza. – Ej! – krzyknęła, ale i to nie
dało pozytywnych rezultatów.
Wywróciłem oczami i uderzyłem moją siostrę w ramię. Ta spojrzała na mnie z
chęcią mordu wymalowaną na twarzy.
-Jeremy dzwonił, więc bądźcie tak miłe i wysłuchajcie Eleny – powiedziałem.
-Pogadamy o tym później – rzuciły jednocześnie dziewczyny i usiadły po
przeciwnych stronach stołu.
-Czego się dowiedziałaś? – spytała Caroline.
-Nasze zaćmienie przypada 21 grudnia – zaczęła i usiadła w fotelu. – Co więcej,
będzie to całkowite zaćmienie…
-Czyli już niedługo – mruknęła Katherine.
-Tak – potwierdziła Elena – nie zostało nam zbyt dużo czasu. A jeśli chodzi o
ten dzień, to wypada on 11 września. Coś wam mówi ten dzień?
-Tego dnia miał miejsce największy zamach terrorystyczny na świecie – powiedziała
Serena.
-Wschodnie Stany Zjednoczone – dopowiedziała Elizabeth. – Członkowie tej
słynnej organizacji uprowadzili cztery samoloty. Dwa z nich walnęły w wieże WTC
w Nowym Jorku, trzeci w Pentagon w Waszyngtonie, a czwarty został przejęty
przez pasażerów, jednak i tak rozbił się gdzieś na polach w Pensylwanii. Ponoć
miał on uderzyć w Biały Dom – zakończyła. – Czemu pytasz?
-Sądziłam, że to coś pomoże, ale chyba tak nie będzie.
-Pomogło – odparła Bonnie – a przynajmniej tak myślę. Sądzę, że 11 września
miał nas naprowadzić na któreś z tych miast i coś mi mówi, że chyba będzie to
Waszyngton.
-Elizabeth, ty mieszkałaś przez jakiś czas w Waszyngtonie – odezwał się Klaus.
– Gdzie Simon może chcieć się spotkać?
-A skąd mam wiedzieć? Nie byłam tam od sierpnia 1940, kiedy to Serena i ja
wyjechałyśmy w głąb kraju i…
-Ja obstawiam Nowy Jork – mruknęła Serena, a my wszyscy spojrzeliśmy w jej
stronę. – W końcu to te miasto przychodzi ludziom do głowy, gdy słyszą 11 wrześnie, to tam zginęło większość
ludzi z tej katastrofy. No i On wspominał coś o Nowym Jorku, kiedy mnie
uwięził.
-To ma sens – pochwyciła Elizabeth. – Jak byłam w Vegas, to Simon opowiadał o
Nowym Jorku z wielkim zachwytem.
-W takim razie Nowy Jork – oznajmił Elijah. – Tylko Nowy Jork to duże miasto –
dodał.
-Ale nie wszystkie ulice są słynne – wtrąciłem.
-Broadway – powiedziała moja siostra – chodzi o Broadway. Teraz przypomniało mi
się, że Simon mówił, że ceni sobie kulturę, a na tej ulicy jest pełno teatrów,
co rusz są jakieś premiery. To na pewno jest Broadway.
-Nie zapominaj, że tam jest pełno teatrów – przypomniałem jej.
-On wspominał o jednym z nich. To… zapomniałam – wyznała. – Przypomnę sobie jak
tylko zobaczę to miejsce.
-No dobrze – zacząłem i spojrzałem na list. – Czyli 21 grudnia, w samo południe,
mamy być na Broadwayu.
-W samo południe? – zaciekawiła się blondynka.
-Tak, w południe – potwierdziłem. – Najwyższym puntem na zegarku jest dwunasta
– wyjaśniłem. – Musimy wymyślić jakiś plan.
-Co masz na myśli? – zaciekawiła się Elizabeth.
-Porwiemy Simona i wszystko z niego wyciągniemy.
-To zły pomysł – odparła zielonooka. – Simon jest bardziej przebiegły niż
sądzicie.
-To może się udać – poparł mnie Stefan.
-Wiecie co? – zapytała. – Jest już późno, a do 21 grudnia mamy jeszcze trochę
czasu, więc proponuję rozejść się i porozmawiać o tym innym razem.
Spojrzałem na zegarek. Rzeczywiście, czas leciał szybciej niż sądziłem. Było
już po północy. Wstaliśmy ze swoich miejsc i skierowaliśmy się w kierunku
drzwi. Obie wampirzycy odprowadziły nas do wyjścia.
-Tak właściwie – zacząłem, zwracając się w stronę dziewczyn, kiedy Elena
zakładała płaszcz – to od jak dawna się znacie?
-W kwietniu minęło 70 lat – odpowiedziała moja siostra. – Czemu pytasz?
-Z czystej ciekawości.
Wampirzyce pokiwały głową i chwilę później zamknęły za nami drzwi. Na
podjeździe zostaliśmy tylko my. Stefan pojechał odwieźć Caroline i Bonnie,
Pierwotni pojechali do siebie, a Katherine zniknęła szybciej niż by można było
się tego spodziewać. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do pensjonatu. Gdy
znaleźliśmy się na miejscu, weszliśmy do salonu.
-Idę po krew. Przynieść ci też? – spytałem.
-Nie, nie jestem głodna.
-Jakbyś zmieniła zdanie to zawołaj.
-Spokojnie, poradzę sobie.
Zbiegłem po schodach do piwnicy. Szybko znalazłem się przy lodówce. Otworzyłem
ją i wyciągnąłem kilka woreczków czerwonego płynu. Powoli wypiłem jeden z nich
do połowy, po czym włożyłem go do kieszeni. Pozostałe postanowiłem zanieść do
kuchni, by mieć je pod ręką. W salonie nie znalazłem Eleny, co mnie zaskoczyło.
Podobnie było w kuchni. Wrzuciłem krew to lodówki i wróciłem się. W tym
momencie brązowowłosa schodziła ze schodów.
-Obejrzymy jakiś film? – zaproponowałem.
-Przykro mi, ale nie mogę.
Zbliżyłem się do niej, chwyciłem ją za nadgarstki i przyparłem do ściany, by
następnie pocałować ją.
-Uh – szepnęła, odsuwając swoje wargi. – Damonie, tego też nie mogę teraz
robić.
-To co możesz zrobić? – spytałem, puszczając ją.
-Muszę coś załatwić – odpowiedziała. – Spokojnie to nic nie bezpiecznego –
zapewniła.
-To nie może poczekać kilku godzin?
-Nie, to pilne.
W wampirzym tempie znalazłem się pomiędzy nią a drzwiami.
-Czy istnieje coś pilniejszego ode mnie, poza tobą oczywiście?
-Nie – odparła – ale muszę wyskoczyć na chwilę.
-Przecież się nie pali.
-Za pół godzinki będę, no maksymalnie za godzinę.
-No dobrze – zgodziłem się. – Masz godzinę i ani minuty więcej.
-A pożyczysz mi swój samochód?
-A nie za dużo wymagasz?
-Proszę – powiedziała, uśmiechając się. – Odwdzięczę ci się.
-Niech będzie – odparłem w końcu, podając jej kluczki.
Elena wzięła je, pocałowała mnie, a potem zniknęła. Wróciłem do salonu,
wyciągnąłem z kieszeni woreczek, usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. Popijając
krew, przeglądałem kolejne kanały. W pewnym momencie zamknąłem oczy i zasnąłem.
Gdy się obudziłem, było już jasno. Ziewnąłem, po czym spojrzałem na zegarek.
Była 9:21. Przeciągnąłem się, usiadłem i wyłączyłem telewizor. Wstałem, wziąłem
ze stolika pusty woreczek, który później wyrzuciłem w kuchni. Z lodówki
wyciągnąłem nowy i otworzyłem go. Pożywiając się, wróciłem do pomieszczenia, z
którego wcześniej wyszedłem.
-Elena? – zawołałem, jednak nie uzyskałem żadnej odpowiedzi.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem jej numer. Po kilku sygnałach
odezwała się poczta. Rozłączyłem się zanim w słuchawce rozległby się dźwięk,
oznaczający możliwość nagrania wiadomości. Wyjrzałem za okno, ale mój samochód
tam nie stał. Zacząłem szukać jej po całym pensjonacie, licząc na to, że Elena
się ze mną droczy, jednak nie było jednej w żadnym pomieszczeniu, a każde z
nich sprawdzałem dwa razy. Gdy wyszedłem szukać jej na zewnątrz, dostałem nową
wiadomość. Nadawcą była Elena. Ulżyło mi, jednak po przeczytaniu treści
wiadomości, a raczej jej fragmentu ,moje obawy wzrosły kilkakrotnie.
-Cholera! – zakląłem, czytając kolejny raz wiadomość: Damon, pomóż mi. Jestem . – Cholera! – powtórzyłem.
Wybrałem jej numer, ale i tym razem Elena nie odebrała. Co się mogło stać?
Gdzie ona może być? Stałem na środku podwórza, zastanawiając się, gdzie mogę
znaleźć moją dziewczynę. Po chwili, w mojej głowie zapaliła się mała lampka.
Podejrzewałem, gdzie może ona być, a właściwie kto może to wiedzieć. W
wampirzym tempie pobiegłem przed siebie. Wszystko błyskawicznie przelatywało mi
przed oczami, niemal stając się smugą barw. Nim się spostrzegłem, dotarłem pod
właściwy budynek. Ignorując uprzejmości, wtargnąłem do środka.
-O, cześć Damon. Co cię do nas sprowadza? – usłyszałem.
Obróciłem się w kierunku głosu. Na fotelu, sącząc krew z kubka, siedziała Serena.
Otulona kocem, wpatrywała się we mnie, uśmiechając się. Rozejrzałem się po
pomieszczeniu, ale nigdzie jej nie było. Nie licząc trzasku ognia, oddechów
czarnowłosej oraz krótkich, ale przyjemnych dla ucha cichych dźwięków, było
tutaj strasznie chicho.
-Cześć – powitałem się, starając się pohamować złość. – Gdzie jest Elizabeth?
-Do góry – odpowiedziała. – To znaczy na drugim piętrze – poprawiła się. – Coś
się stało?
Zignorowałem ją i zacząłem wspinać się po schodach.
-Damon? – zawołała za mną. – O co chodzi?
-Nie ważne – mruknąłem.
Nigdy nie widziałem wyższych pięter domu, jednak zrobiły na mnie wrażenie.
Utrzymane w jasnych kolorach ściany dobrze komponowały się z ciemnobrązowymi
drzwiami. Naprzeciw mnie, na końcu korytarza, znajdowało się wejście na balkon,
przez które zaczynało wpadać słońce. Obróciłem się i skierowałem się w stronę
drugich schodów. Wszedłem po nich na drugie piętro. Tutaj gościły się
ciemniejsze barwy. Niedaleko ostatniego stopnia znajdowały się pierwsze drzwi,
drugie leżały dokładnie naprzeciwko pierwszych, a ostatnie były umieszczone na
wprost barierki schodów. To właśnie z tych trzecich dobiegała muzyka, którą
słyszałem na dole. Ruszyłem w ich kierunku i otworzyłem je.
Za nimi ujrzałem dość spore pomieszczenie z dużym oknem. Bokiem do niego, stała
biała kanapa, a na niej siedziała brunetka. Trzymała ona gitarę i to za sprawą ruchów
jej dłoni, instrument ten wydawał z siebie delikatne dźwięki. Elizabeth była
tak zaabsorbowana graniem, że nie zauważyła mojej obecności (albo po prostu zignorowała
mnie). Teraz odłożyła przedmiot, chwyciła ołówek i narysowała nuty w
zeszczycie. Kiedy skończyła, odwróciła się w moją stronę.
-Cześć – powiedziała, chwytając gitarę.
Wampirzyca podniosła dłoń, by znów zacząć szarpać struny, jednak ja byłem
szybszy. Podbiegłem do niej, wyrwałem jej instrument z rąk, którym później
cisnąłem na podłogę, a następnie złapałam dziewczynę za szyję, podniosłem ją,
przyciskając do ściany.
-Gdzie ona jest?! – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
W oczach siostry widziałem strach, niezrozumienie, obawę, niepewność, zdziwienie
oraz inne emocje, jednak nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było do dla mnie
bezpieczeństwo ukochanej.
-Gdzie ona jest?! – powtórzyłem, uderzając nią dodatkowo w ścianę.
Nagle poczułem, że coś, a raczej ktoś odsuwa mnie od siostry. Elizabeth osunęła
się z łoskotem na ścianę, chwytając łapczywie powietrze, podczas gdy ja byłem
trzymany w silnym uchwycie przyjaciółki zielonookiej. Z łatwością się jej
wyrwałem, popchnąłem ją i dopadłem czarnowłosą, przyduszając ją do podłogi.
-Gdzie ją ukryłaś?! – wykrzyczałem jej do ucha. – Powiedz, gdzie?!
Nie dane mi było dalej krzyczeć, bo znów poczułem na sobie uchwyt ciemnowłosej.
Szybkim ruchem powaliła mnie na podłogę, przytrzymując mi ręce.
-Puść go – wycharczała wampirzyca.
-Oszalałaś?! On jest gotów cię zabić! – wykrzyczała druga.
-Puść go – powiedziała ponownie pierwsza.
Serena niechętnie puściła mnie. Wstałem i podszedłem do Elizabeth. Uklęknąłem
naprzeciw niej, czując za sobą wzrok drugiej dziewczyny.
-Nie zabiję jej – warknąłem.
Chwyciłem siostrę za koszulkę, podniosłem ją i rzuciłem na kanapę, nim Serena
zdążyłaby zareagować. Usiadłem na stole, spoglądając w oczy czarnowłosej.
-No więc? Gdzie ona jest? Czekam na jakieś wyjaśnienia.
-Nie mam pojęcia, o kim mówisz – odparła, masując sobie szyję.
-Elena – warknąłem – mówi ci to coś imię?
-Co Elena? – spytała, rozkładając dłonie.
-Gdzie ją masz?
-Kogo? – zapytała, marszcząc brwi.
-Elenę! – krzyknąłem.
-Elenę? Jak to Elenę?
Uderzyłem pięścią w stół. Elizabeth denerwowała mnie jeszcze bardziej. Zaraz na
pewno coś jej zrobię. Dziewczyna domyśliła się, że zaczynam tracić panowanie
nad sobą i pomimo strachu oraz zdenerwowania, pochyliła się w moją stronę, co
nie spodobało się Serenie.
-Damon, proszę cię, uspokój się.
-Jak mam być spokojny, skoro znów porwałaś Elenę?! – warknąłem.
-Co? – Wampirzyca wyglądała na wstrząśniętą. – Ja tego nie zrobiłam…
-Nie udawaj. Raz byłaś do tego zdolna i pewnie zrobiłaś to znowu! O co tym
razem chodzi?! Chcesz jechać sama do Nowego Jorku?
-Przyznaję, raz ją uprowadziłam, ale tym razem nic nie wiem, przysięgam! Co się
stało?
-Przestań grać!
Otworzyłem wiadomość i rzuciłem telefon dziewczynie, która przeczytała ją na głos,
a potem podała mi komórkę, przyglądając mi się z troską.
-Od naszego spotkania nie ruszałam się z domu, zrozum to wreszcie. A tak swoją
drogą, to może wyjaśnisz mi jak do tego doszło?
-Niedługi czas po tym, jak wróciliśmy do pensjonatu, Elena stwierdziła, że musi
wyjść na chwilę i coś załatwić. Wzięła mój samochód, pojechała i nie wróciła.
Próbowałem się skontaktować, ale to nic nie dało, potem dostałem tego smsa i
przybiegłem tu – wyjaśniłem, obserwując ją. – Dokąd idziesz? – spytałem, gdy
zobaczyłam, że wychodzi z pokoju.
-Rusz się, Damon, jedziemy szukać twojej dziewczyny – odparła, odwracając się.
– Serena, ty też się przydasz.
Elizabeth zbiegła po schodach, a ja chwilę później zbiegłem za nią. Na
pierwszym piętrze zauważyłem, że jedne z drzwi stoją otworem. Przybliżyłem się
do wejścia, oglądając ciemnofioletowy, duży pokój. Po mojej prawej stronie
znajdowały się dwie pary drzwi, z których jedne były otwarte.
-Wchodź dalej, a nie stój tak w progu – zawołała moja siostra, pokazując mi się
zza nich.
Chwilę później zniknęła, a ja podążyłem w tamtym kierunku i moich oczom okazała
się garderoba. Byłem przyzwyczajony do tego, że dziewczyny lubią mieć dużo
ubrań, ale to, co zobaczyłem zaskoczyło mnie. W ogromnym pomieszczeniu
znajdowało się tysiące części garderoby. Sukienki, spódniczki, spodnie, bluzki,
koszule, to tylko jej część.
-Witam w moich królestwie – powiedziała, zapinając ciemnoszarą koszulę.
Potem włożyła na siebie niebieskie dżinsy, czarną kurtkę oraz czarne botki na
koturnie. Po chwili wzięła jasnoniebieską czapkę-worek, ubrała ją, sięgnęła po
szarą torebkę. i wyszła z pomieszczenia. Na dole czekała na nas Serena, która
również się przebrała. Miała na sobie ciemnie dżinsy, również czarne koturny,
beżowy sweter oraz brązową kurtkę.
-Co wy macie z tym przebieraniem się? – spytałem.
-Budząc się rano, nie spodziewałyśmy się takiego obrotu spraw. Planowałyśmy
zostać cały dzień w domu, więc nie starałyśmy się z ubraniem – powiedziała
Elizabeth. – Nasze plany legły w gruzach, kiedy ty pojawiłeś się u nas i
zepsułeś mi gitarę. – Wampirzyca sięgnęła do małej szkatułki i wyciągnęła z
niej kluczyki.
-Nie stać cię na nową? – zagadnąłem.
-Ja jej nie zepsułam – odparła, kręcąc przedmiotami na palcu. – Honda jest
twoja. – Rzuciła brelokiem w kierunku Sereny.
-Honda? – spytała, łapiąc klucze.
-Nie lubisz jeździć pozostałymi samochodami, więc siedź cicho – odpowiedziała i
wrzuciła telefon do torebki.
Wyszliśmy na zewnątrz, a następnie poszliśmy do garażu. Przyjaciółka mojej
siostry wsiadła w srebrną Hondę i chwilę później zniknęła za zakrętem.
Elizabeth wsiadła do Volkswagena, który był w tym samym kolorze co poprzednie
auto i wyjechała nim na podwórko. Zerknąłem na ostatni samochód. Czarne Ferrari
wyglądało wspaniale, ale marnowało się w pomieszczeniu.
-Wsiadaj – zawołała dziewczyna, otwierając drzwi od strony pasażera.
-Masz zamiar kierować? – spytałem, wsiadając do pojazdu.
-Oczywiście – odparła, przekręciła kluczyki i ruszyła. – To mój samochód, poza
tym nie ufam ci. Jeśli pozwolę siąść ci za kółkiem, mój samochód na pewno pójdzie
do kasacji. Może Elena jest u Caroline, bądź kogoś innego? Próbowałeś się z
nimi skontaktować?
-Nie, nigdzie nie dzwoniłem. Gdyby tak była, nie prosiłaby o pomoc, a nawet
gdyby, to zadzwoniłaby i nie wysyłałaby urwanych w połowie SMS-ów. Tak z
ciekowości, jeździsz tym czarnym Ferrari?
-Tak, wczoraj byłam nim na dyskotece. Czemu pytasz?
-Bo wyglądało tak samotnie w tym garażu.
-Zapomnij.
-O czym?
-Nie pożyczę ci mojego Ferrari! – krzyknęła. – Masz swojego Chevroleta.
Pomiędzy nami zapadła cisza. Na szczęście, chwilę później dojechaliśmy pod dom
Caroline. Wysiadłem i zapukałem do drzwi. Po kilku sekundach, otworzyła mi
wampirzyca. Była zaskoczona moim pojawieniem się i przeraziła się, gdy
powiedziałem jej o zniknięciu Eleny. Po kilkukrotnym zapewnieniu jej, że
powiadomię ją, kiedy tylko znajdę brunetkę, opuściłem ganek. Potem pojechaliśmy
do Bonnie i Jeremy’ego, ale zarówno czarownica jak i młody Gilbert nie
wiedzieli wampirzycy od wczoraj. Oboje tylko zdenerwowali się i chcieli jej
szukać z nami, ale Elizabeth udało się odwieść ich od tego pomysłu.
Ze względu na dalszy brak pomysłów, pojechaliśmy do Mystic Grilla. Weszliśmy do
środka i zajęliśmy miejsca przy barze. Mimo wczesnej pory, było tu trochę
ludzi.
-Coś podać? – zapytał nas barman.
-Burbona – odpowiedziałem.
-Dla mnie też – odparła wampirzyca.
Chwilę później piliśmy już alkohol.
-Hej – zagadnęła mężczyznę – wiesz kto pracował tutaj dzisiejszej nocy?
-Ja. Coś się stało?
-W pewnym sensie – powiedziała. – Szukamy pewnej dziewczyny. Długie, brązowe
włosy, oczy w tym samym kolorze, średni wzrost?
-Przykro mi, nic mi to nie mówi. Może gdybym
zobaczył jakąś jej fotkę.
Wyciągnąłem portfel, a z niego zdjęcie moje i Eleny, które zrobiliśmy sobie w
Nowym Jorku. Barman przyjrzał się dokładnie fotografii, a potem zerknął na nas.
-Tak, była tu wczoraj.
-Sama czy z kimś? – spytałem.
-Był z jakimś facetem. Wypili po lampce wina i wyszli, a raczej on ją wyniósł,
bo ta zasłabła nagle.. Tak w ogóle, to wasza koleżanka zdawała się go dobrze
znać.
-Mógłbyś go opisać? Wzrost, kolor włosów? – dopytywała się dziewczyna.
-Był wyższy od niej. Był chyba ciemnym blondynem.
-Klaus – syknąłem. – Zabiję go.
-A czy ten mężczyzna mówił z innym akcentem? – zapytała moja siostra.
-Nie wiem, nie pamiętam. Wczoraj było tu dużo ludzi, nie przysłuchiwałem się
klientom.
-A pamiętasz, czy miał kręcone włosy? – drążyła dalej.
-Nie, chyba nie. Nie jestem pewien.
Wymieniłem spojrzenie z siostrą. Z tego co mówił barman, wynikało, że to nie
hybryda stoi za porwaniem Eleny. Donovan odpadał. Z jego strony nic nie groziło
mojej ukochanej. Wobec tego została tylko jedna osoba, która mogła stać za uprowadzeniem
brązowookiej.
-Stefan? – zapytałem sam siebie.
-Tak, chyba tak on miał na imię. – Elizabeth, słysząc to, wyciągnęła zdjęcie
naszego brata. Zerknąłem na nią pytająco, a ta machnęła ręką. – Tak, to na
pewno on.
Wybiegłem jak strzała z baru i uderzyłem pięścią w drzewo. Po chwili, obok mnie
pojawiła się zielonooka.
-Damon? – Wampirzyca położyła mi dłoń na ramieniu. – W porządku?
-Nie! – warknąłem, strąciłem ją i spojrzałem na siostrę. – Nic nie jest w
porządku! Mój brat, nasz brat, porwał moją dziewczynę! Wiedziałem, że coś do
niej czuje, ale nie spodziewałem się, że będzie zdolny do czegoś takiego!
-Uspokój się, do cholery! – Elizabeth potrząsnęła moimi ramionami. – Znasz
dłużej Stefana niż ja, więc włącz swoje szare komórki.
-Co masz na myśli?
-Stefan ma tu jakieś swoje kryjówki? Jakiś dom, mieszkanie, cokolwiek?
-Słyszałem coś o jakimś domku w lesie, ale…
-Wiesz gdzie on jest? – przerwała mi.
-Mniej więcej.
-W takim razie ruszamy – zarządziła i rzuciła mi kluczyki. – Tylko błagam cię,
nie rozwal mi samochodu.
~Stefan~
Wszedłem do
sypialni z woreczkiem krwi w dłoni. Elena wciąż siedziała na łóżku. Zamknąłem
za sobą drzwi i podszedłem do dziewczyny. Ta, widząc mnie, obróciła się.
Westchnąłem i usiadłem na posłaniu, popychając w jej kierunku krew. Po chwili
usłyszałem, że wampirzyca zaczyna pić czerwony płyn. Po kilku łykach zatkała
woreczek i odłożyła go na szafkę.
-Jak się czujesz? – spytałem, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. – Eleno, powiedz
coś w końcu – poprosiłem.
-Nienawidzę cię – wycharczała, odwracając się w moją stronę. – Rozumiesz?!
Nienawidzę!
-Eleno… – zacząłem, przypatrując się jej. Chciałem położyć swoją dłoń na jej
policzku, jednak dziewczyna strąciła moją dłoń.
-Nie ma żadnego Eleno! Chciałeś się ze mną spotkać i porozmawiać, podczas gdy
tak naprawdę wstrzyknąłeś mi werbenę i uprowadziłeś!
-Inaczej byś mnie wysłuchała! Kocham cię, Eleno…
-Ale ja kocham Damona i…
-I o tym chcę porozmawiać. Zrozum, pomiędzy tobą, a moim bratem nie ma
miłości... – Przerwało mi siarczyste uderzenie w policzek. Brązowooka wstała z
łóżka i zaczęła krążyć po pomieszczeniu.
-Stefan, kiedy to do ciebie dotrze? Zależy mi na tobie jak na bracie, jak na
Jeremym, ale to Damon zajmuje pierwsze miejsce, to z nim chcę spędzić resztę
wieczności.
Kiedy skończyła mówić, zbliżyła się do drzwi, otworzyła je, zrobiła pierwszy
krok i zamarła. Próbowała poruszyć się dalej, ale nie potrafiła. Chciała
wyciągnąć rękę, ale napotkała opór. Przypadkowemu obserwatorowi mogłoby się
wydawać, że wygłupia się, udaje, że ma przed sobą niewidzialną ścianę.
-Co ty zrobiłeś? Próbuję wyjść już któryś raz i nic.
-Moja pewna znajoma rzuciła zaklęcie. Nie wyjdziesz z tego pokoju, dopóki ona
go nie zdejmie.
Elena rzuciła się na mnie. Z hukiem uderzyliśmy w ścianę.
-Każ jej je zdjąć! – krzyknęła, przyciskając mnie.
Z łatwością wyrwałem się z jej uścisku i złapałam za ręce. Teraz to ona
dotykała ściany.
-Wysłuchaj mnie! – wykrzyknąłem, a dziewczyna skuliła się ze strachu.
Skrzywiłem się. Nie chciałem jej przerażać. – Pamiętasz co się działo z każdym
wilkołakiem, którego Klaus zamienił w hybrydę?
-Taka osoba zostawała przywiązana do niego – wyszeptała dziewczyna.
-Otóż to. Wiesz czego się dowiedziałem? Że pomiędzy wampirami również może to nastąpić.
Jest to rzadkie zjawisko, ale jednak możliwe. To krew Damona cię zamieniła i po
dokonaniu przemiany między wami powstała więź.
-Kłamiesz!
-Nie. Jesteś do niego przywiązana – powiedziałem powoli, kładąc ręce na jej
ramionach. – Wszystko co robisz jest wynikiem tej więzi. Spędzanie czasu z
Damonem, picie ludzkiej krwi, twoje treningi, twoja miłość do niego – mówiłem
dalej, widząc w oczach Eleny pojawiające się łzy. – To wszystko przez
przywiązanie. Robisz to, bo chcesz go zadowolić. On chciał twojej miłości i mu
ją dałaś. Nie dlatego, że chciałaś. Dlatego, że musiałaś.
-Nie – zaprzeczyła, łkając cicho. – To nie może być prawda – szeptała.
-Przypomnij sobie jaka byłaś po wyjeździe Damona. Nie byłaś sobą. Więź wymagała
na tobie jego obecności. Nasza podróż do Nowego Jorku także była związana z
połączeniem. Chciałaś tam jechać, bo więź ci tak kazała. Sam do tego długo
dochodziłem, ale takie są fakty. Zrozum to, Eleno. Wasza miłość, wasz związek,
to wszystko jest kłamstwem. Nie chcę byś tak żyła. Chcę, byś znała prawdę. Wiesz
czemu? Bo cię kocham i chciałbym dać ci prawdziwe uczucie.
Wampirzyca osunęła się na podłogę. Podkuliła kolana pod brodę, a twarz schowała
w dłoniach. Przykucnąłem obok niej, chcąc przytulić ją do siebie, ale ta
odsunęła się w kąt.
-Nie – wychrypiała. – Sama muszę sobie z tym poradzić.
Podniosłem się i usiadłem w fotelu, z którego mogłem patrzeć się na ukochaną.
Nie wiedziałam zbyt dużo o całej tej więzi, jednak wszystko pasowało. Elena
była przywiązana do Damona, czyli uczucie między nimi byłą fikcją, a to
pomiędzy nami prawdziwe, tylko było zaćmione przez to połączenie.
Kilka minut później, brunetka uspokoiła się. Wstała i usiadła na łóżku.
Widziałem po niej, że ta wiedza ją załamała. Widziałem również, że jakaś część
jej, mówiła, że to nie prawda, że między nimi nie ma przywiązania. Wampirzyca
pokręciła głową, a następnie oparła ją na podciągnięte kolana.
Jakieś półgodziny później, na zewnątrz, dała się słyszeć łoskot. Ktoś dostał
się do środka i pędził schodami do góry. W progu stanął Damon, a za nim
pojawiła się Elizabeth.
-Elena! – wykrzyknął, podbiegł do niej i przytulił ją. – Nic ci nie jest,
Księżniczko? – spytał, odsunął się na odległość ręki, uważnie lustrując ją
wzrokiem. – Tak strasznie się martwiłem – szepnął i pocałował ją.
Jak zwykle, zabolało mnie to. W takich chwilach rozumiałam, co Damon czuł przez
ten cały czas. Jedynym plusem było to, że dziewczyna nie reagowała na gesty mojego
brata.
-Coś ty jej zrobił?! – warknął i rzucił się na mnie, czym rozpoczął walkę.
-Damon, Stefan, przestańcie! – zawołała moja siostra, uderzając nas mocno w
ramię.
Zignorowaliśmy ją, okładając się dalej. Nasza walka była zażarta. Rozwaliliśmy
kilka mebli, zadając sobie nawzajem silne ciosy. W pewnym momencie straciłem
czujność i wtedy poczułem wbijający się w mój brzuch kawałek drewna. Osunąłem
się na ziemię, stękając z bólu.
-Co on ci nagadał, Eleno? – spytał, przyglądając się wampirzycy.
-Więź – szepnęła. – Pomiędzy nami jest tylko więź.
Elizabeth zbliżyła się do mnie. Ukucnęła obok i złapała za drewnianą nogę,
którą próbowałem wyciągnąć. Jej ucisk na przedmiocie spowodował jeszcze większy
ból.
-Boże, Stefan, to nie jest więź – mruknęła i nagłym, niespodziewanym ruchem
wyciągnęła ze mnie prowizoryczny kołek, po czym zaczęła krążyć po pokoju.
-Wszystko do siebie pasuje - powiedziałem. – Elena jest przywiązana do Damona.
-Ona nie morze być do mnie przywiązana – powiedział mój brat. – Gdyby tak było,
to znaczyłoby to, że to wszystko nie było prawdziwe.
-Bo nie było – odparłem.
-Boże, Damon! – odezwała się Elena. – Nasza miłość nie była prawdziwa.
-Była! – warknęła Elizabeth. – Była i jest.
Zerknęliśmy na nią. Była wściekła. Uderzyła w drewniany gzyms kominka, czym
rozwaliła go.
-Powiedz mi jedno Stefan. Jak dużo wiesz o przywiązaniu u wampirów?
-Trochę – przyznałem, widząc złość w jej oczach. – Zresztą zobacz na hybrydy!
Odkąd Klaus je zmienił, zrobią wszystko, co ten im karze.
-Przywiązanie hybryd i wampirów różni się! – wykrzyczała. – Powiem to tylko raz
i radzę wam słuchać – powiedziała, rzucając torebkę na fotel. – Tobie też,
Gilbert – dodała, widząc rozkojarzony wzrok dziewczyny. Pomiędzy więziami
istnieje kilka różnic. Najważniejszy jest fakt, kiedy ona się pojawia. U hybryd
pojawia się ona za każdym razem i jest formą wdzięczności. U wampirów jest ona
niezwykle rzadka. Pojawia się ona tylko wtedy, gdy przemieniony wampir kochał swojego
stwórcę, kiedy był człowiekiem. Wiedziałeś o tym, Stefanie? Wiedziałeś, że
wampirza wieź bierze się z prawdziwej, szczerej miłości?
-Myślałem, że jest tak samo jak w przypadku hybryd…
-Ale nie jest. Dalej, więź działa podobnie jak hybryd. I faktycznie, na
początku między nimi była więź. Kiedy Damon wyjechał, Elena za nim tęskniła,
bolał ją jego wyjazd, potrzebowała go. Wynikało to z więzi, ale nie tylko z
niej. Wspomnienia związane z Damonem bombardowały Elenę, mam rację?
-Tak – przyznała wampirzyca.
-No właśnie. One pochodziły z ludzkiego życie Eleny, kiedy pomiędzy nimi nie
było przywiązania. Elena mogła udawać normalność, jednak jej głowę wciąż
zaprzątał Damon, każde jego słowo, gest, ruch, chęć odnalezienia go i
zadowolenia go…
-Powiedz to wprost – przerwał jej niebieskooki, biorąc głęboki oddech. – Więź
pomiędzy mną i Eleną wciąż istnieje.
-Nie. Jej już nie ma. Została przerwana.
-Ciekawe kiedy – mruknąłem, podnosząc się z trudem.
-W przypadku hybryd wolność zyskuje się przez wielokrotną przemianę, a jeśli
chodzi o nas, to wystarczy śmierć wampira, do którego inny wampir jest przywiązany,
bądź jakieś silne emocje przywiązanego wampira. Kiedy umierał Damon i Elena się
o tym dowiedziała, musiała być w ciężkim szoku.
-Bo tak było – odezwała się brunetka. – Nie chciałam myśleć o tym, że może go
zabraknąć. Ta perspektywa przytłaczała mnie, można powiedzieć, że niszczyła
mnie. Może nie było tego widać, ale tak było.
-I tutaj pojawia się załamanie dla przywiązania. Elena, myśląc o chorym
Damonie, powoli przecinała więź, ale nie była w stanie zniszczyć jej całkowicie.
Jednak gdy umarłeś – w tym momencie spojrzała na naszego brata – nastąpił taki
mały pyk i każda więź, jaka kiedykolwiek powstała, przestała istnieć.
-Ale Damon żyje – przypomniałem.
-Przywiązanie to sprawa jednorazowa. Jeśli raz się je złamie, to potem nie może
pojawić się na nowo. Ta osoba jest już wampirem, nie może zakochać się w swoim
stwórcy jako człowiek ponownie.
-Skąd o tym wiesz? – spytałem.
-Dawno temu natknęłam się na taką więź i zaciekawiła mnie ta sprawa. Niedawno
pojawiły się więź u hybryd i postanowiłam dowiedzieć się o tym czegoś więcej. W
księdze Simona, tej o której wam opowiadałam, znalazłam informację o wampirzej
więzi. To właśnie w niej znalazłam wzmiankę o miłości i silnych emocjach.
Damon i Elena zerknęli na siebie. Nie była pewna czy uczucie, którym darzyła
Damona nie wynika z więzi, jednak pochyliła się i pocałowała go.
-Chodź, wracamy do domu – powiedział.
-Nie mogę – odparła młoda wampirzyca. – Jakaś znajoma Stefana rzuciła na mnie czar.
Nie mogę wydostać się z tego pokoju.
Damon odwrócił się w moją stronę i zamierzał mnie zaatakować, jednak Elizabeth
złapała go i przytrzymała.
-Wypuść ją – zarządziła moja siostra. – Zrób to, szybko.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem właściwy numer. Młoda czarownica szybko
odebrała telefon. Kiedy dowiedziała się o co chodzi, powiedziała, że potrzebuje
chwilę czasu. Po pięciu minutach dostałem wiadomość. Zaklęcie zostało zdjęte.
-Gotowe.
Elena wstała i podeszła do drzwi. Kilka kroków przed progiem zatrzymała się i
zrobiła maleńki kroczek, potem następny i kolejny, aż odważyła się wejść na
korytarz.
-Gdzie schowałeś mój telefon? – zapytała, obracając się w naszą stronę.
-W kuchni, na stole – odpowiedziałem.
Wampirzyca zbiegła po schodach, a zielonooka puściła Damona. Ten pobiegł za
moją ukochaną, ale po drodze jeszcze mnie uderzył.
-Myślałam, że tylko Damona stać na takie coś – powiedziała, i sięgnęła po swoją
torebkę. – Zawiodłam się na tobie, Stefan – dodała, udając się do wyjścia.
-To twoja wina – zawołałem za nią. – To przez Ciebie oni są razem.
-Mylisz się – rzekła, odwracając się. – Przeze mnie ich więź przestała istnieć.
Nawet gdyby wciąż byli do siebie przywiązani, to prędzej czy później Elena nie
wytrzymałaby i pojechałaby do naszego brata, a oni w końcu odkryliby istnienie
więzi i staraliby się ją przerwać. Zresztą, ich więź zrodziła się z czegoś
pięknego. Z miłości. Oni się naprawdę kochają i mam nadzieję, że kiedyś to do
ciebie dotrze, bracie – powiedziała i zniknęła.
Podszedłem do okna i obserwowałem, jak samochód mojej siostry znika mi z oczu.
Ze złością kopnąłem stolik nocny, a ten rozwalił się pod wpływem uderzenia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I tym oto sposobem dotarliśmy do końca. Błogosławieni ci, którzy wytrwali. W tym momencie naprawdę nie żartuję. Teraz mogę się przyznać, że ten rozdział jest najdłuższym rozdziałem jakie kiedykolwiek napisałam. Ma on ponad 8 tysięcy słów i zawiera prawie 54 tysiące znaków (ze spacjami). Był on gotowy wczoraj, ale chciałam go jeszcze sprawdzić przed opublikowaniem, jednak zabrałam się za to wieczorem i w połowie czytania mój tata stwierdził, że potrzebuje laptopa i musiałam mu go dać. Gdy skończył, było już późno, ale ja postanowiłam poczekać, aż zaśnie i wtedy dokończyć sprawdzanie i opublikować go.
Fan page na facebooku wreszcie działa! Zapraszam do odwiedzenia go.
Założyłam również innego bloga. Tematyką jest mój ulubiony zespół. Nie jest to blog z informacjami, zdjęciami, czy jeszcze czymś innym, tylko fan fik. Dopiero tam zaczynam i byłabym wdzięczna za opinie. Pamiętajcie: piszcie to, co myślicie.
Do usłyszenia w kolejnej notce (módlmy się, by pojawiła się szybciej niż ta) oraz na waszych na waszych blogach w komentarzach.
Buziaki :*,
I krzyczenie na mnie, strasznie mnie oraz grożenie mi (zresztą jak i wiele więcej) zacznie się za pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...