wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział XIII – You are the moonlight of my life every night, Giving all my love to you...

Never Let Me Go

-Słucham? I dlaczego akurat dzwoniła do Ciebie?
-Mówiła, że dzwoniła na Twój numer, ale nie odbierałaś.
Wyciągnęłam telefon z torby. Spróbowałam podświetlić klawiaturę i… nic.
-Faktycznie. Bateria mi padła. O co chodziło Bonnie?
-Znalazła jakieś informacje na temat Twojego łaknienia krwi. Nadal masz ochotę pozabijać całą szkołę?
-Czasami. Nauczyłam się jakoś z tym pragnieniem funkcjonować. Poza tym, codziennie rano wypijam worek krwi, więc nie jest aż tak źle – wyznałam.
-Tak jak myślała Bonnie – powiedział i spojrzał na mnie z troską. – Jedynym sposobem na wyjście z tej sytuacji jest polowanie. Prawdziwe polowanie. Proponuję od razu.
Oparłam się zaskoczona o samochód Damona. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Przemyślałam to sobie wszystko. Zostać i narażać ludzi na niebezpieczeństwo czy zapewnić im bezpieczeństwo (przynajmniej z mojej strony) robiąc coś, czego nie chcę robić?
-Musimy teraz?
-Czym prędzej, tym lepiej.
Westchnęłam i poprawiłam torbę na ramieniu.
-Chociaż pozwól mi się przebrać.
Damon zgodził się, wziął moją torbę i otworzył przede mną drzwiczki od strony pasażera. Wsiadłam do środka i zapięłam pasy. Gdy Salvatore usiadł obok włączyłam radio i skupiłam się na widokach za oknem.
-Eleno, proszę Cię, porozmawiajmy. Wiem, że Cię zraniłem i…
-Po czym domyśliłeś się, która jest którą? – przerwałam mu.
-Po tym jak odciągnąłem Cię od Katherine wyczułem jak na mnie zareagowałaś. A gdy spojrzałem później na Katherine byłem już pewny. Przepraszam. Za wszystko. Gdybym wtedy zaufał Ci i nie był tak cholernie zazdrosny…
-Co się stało, to się nie odstanie. Ale wiesz co? – umilkłam, gdy spostrzegłam, że zbliżamy się do mojego domu. – Daj mi 15 minut – powiedziałam i wysiadłam z samochodu.
Popędziłam do domu i wpadłam do swojego pokoju, gdzie wzięłam szybki prysznic, a potem przebrałam się oraz zrobiłam lekki makijaż. Wybiegłam ze swojego pokoju i zatrzymałam się w połowie schodów.
-Mogłeś poczekać w samochodzie – powiedziałam, gdy zobaczyłam Damona, siedzącego z moim bratem w kuchni.
-Nie mogę już posiedzieć w Twoim domu, czekając na Ciebie?
-Teoretycznie to możesz. Idziemy?
Damon wstał z krzesła i podszedł do mnie.
-Niedługo wrócę, Jer.
-Jasne. I nie śpiesz się. Ja też zaraz wychodzę.
-Spotkanie z kolegami? – spytałam uśmiechając się.
-Nie. Oprowadzam
Vivienne po mieście. Jest tutaj nowa i chciałbym, by czuła się dobrze w Mystic Falls. Szczególnie po tym, co się jej przydarzyło.
-A co się stało?
-Jej mama zginęła w wypadku – odpowiedział.
Zamilkłam. Uścisnęłam brata na pożegnanie i wyszłam z domu. Wsiadłam do auta Damona i pojechaliśmy przed siebie. Przez całą drogę słuchaliśmy radia. W pewnej chwili Damon zmienił stację. Z głośników poleciała znana mi piosenka, jednak nie mogłam przypomnieć sobie jej tytułu.
-
Yes, she loves you. And you know you should be glad – zaczął śpiewać Salvatore po kilku sekundach.
-Co to za piosenka?
-Nie znasz?
-Kojarzę, jednak nie mogę sobie przypomnieć tytułu.
-Zaraz się dowiesz.
I miał rację. W niedługim czasie z radia popłynął refren piosenki, który zdradził mi wszystko. To było She Loves You Beatlesów. Moja znajomość tej piosenki ograniczała się tylko do refrenu, więc postanowiłam robić za chórki i śpiewać samo yeah, yeah, yeah.
-Jak to ma się do nas? – spytał mnie Damon, gdy piosenka dobiegła się końca.
-Co masz na myśli?
-Pytam się, czy piosenka zgadza się do tego, co jest pomiędzy nami.
-Ja… - zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć. – Możemy porozmawiać o tym później? – Wiedziałam, że zraniłam go tymi słowami. Wiedziałam również to, że nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność, jednak byłam się tej rozmowy.
-Dobrze – powiedział ze smutkiem w głosie i zatrzymał się nagle. – Jesteśmy na miejscu.
Wysiadłam z pojazdu i rozejrzałam się.
Byliśmy w lesie. Dookoła było pełno ścieżek. Zerknęłam na Damona, a on spojrzał na mnie. Uśmiechnął się ciepło, podchodząc bliżej.
-Chodź – powiedział i wszedł na jedną z dróżek.
Ruszyłam za nim. Szliśmy w milczeniu. Niestety była to jedno z tych krępujących ciszy. Gdyby nie śpiew ptaków, to atmosferę między nami można by było kroić nożem. Delikatnie wijąca się pod górę droga zdawała się niemieć końca. Z ulgą więc przyjęłam zmianę drogi. Wciąż milczeliśmy, co wdawało mi się coraz bardziej we znaki. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc trafiliśmy do punktu wyjścia. Sfrustrowana kopnęłam kamyk. Damon obrócił się i powiedział, że jeszcze trochę, po czym znów zmienił ścieżkę. Szliśmy nią kilka minut. Wampir zatrzymał się w miejscu, w którym rosło więcej drzew. Wszedł w nie i polecił mi zrobić to samo. Po wykonaniu około dwudziestu kroków, stanął.
-Tutaj zaatakujemy. Ta ścieżka jest trudniejsza niż poprzednie, dlatego nikt się nie zdziwi, że kogoś zaatakowało tu dzikie zwierzę – wyjaśnił Damon, wiedząc moje pytające spojrzenie.
-Skąd masz pewność, że ktoś będzie tędy przechodził?
-Jest ładna pogoda, to po pierwsze.
-A po drugie?
-Jakieś 300 metrów wyżej znajduje się popularna w tych okolicach polana. Tam ktoś jest. Sądząc po dźwiękach 3 chłopaków i 2 dziewczyny. Spróbuj ich usłyszeć.
Wsłuchałam się uważniej i… rzeczywiście. Słyszałam głosy należące do 5 osób, ale miałam problemy z rozróżnieniem ich. Chciałam od razu tam pobiec i zaatakować, jednak silna dłoń wampira powstrzymała mnie, a spojrzenie jego niebieskich oczu uspokoiło mnie. Boże! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak głodna! Byłam zniecierpliwiona, jednak dość szybko z góry zeszły dwie osoby z grupki. Poczekaliśmy aż przejdą obok nas i wtedy ruszyliśmy do ataku. Błyskawicznie wbiłam się w szyję mojej ofiary i zaczęłam pić krew. Moje pragnienie stało się słabsze, jednak nadal byłam głodna. Czerwony płyn skapywał z mojej brody, brudząc moją bluzkę i szarą koszulę oraz niebieską koszulkę młodego mężczyzny, którego zaatakowałam.
-Już starczy, Eleno.
Warknęłam w odpowiedzi i ponowiłam warknięcie, gdy Damon oderwał mnie od chłopaka.
-Nie ruszaj się i przyłóż do szyi koszulę – polecił mu Salvatore. – Już dobrze, Eleno – powiedział i wytarł mi placem brodę.
Zamrugałam kilka krotnie. Powoli odzyskiwałam kontrolę nad sobą. Schowałam kły, a po chwili moja twarz zyskała już swój dawny wygląd.
-Dziękuję.
Salvatore uśmiechnął się do mnie i odwrócił do mężczyzny.
-Teraz zapo…
-Ja chcę to zrobić – oznajmiłam, a wampir obrócił się do mnie przodem.
-Dobrze. Pamiętaj o tym, że musisz mówić to z pewnością i z przekonaniem – powiedział, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Zapomnisz o mnie i o nim. Zapomnisz o tym, co się stało. Zaatakowało Cię dzikie zwierzę, rozumiesz? – Mężczyzna pokiwał głową. – Możesz iść.
Mężczyzna ruszył, a po kilku sekundach za nim poszła dziewczyna, na której pożywił się Damon. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Chwilę później za nią podążyła kolejna.
-Omal go nie zabiłam. Nie powinnam…
-Ciii… – Damon zaczął mnie uspokajać. Objął mnie ramieniem i spojrzał mi w oczy. – Właśnie dlatego tu jestem. Nauczę Cię wszystkiego, co musisz umieć jako wampir. Jesteś jeszcze głodna?
-Trochę, ale nie chcę nikogo zabić.
-Będę przy Tobie cały czas. Nie pozwolę Ci nikogo zabić – szepnął i starł mi łzy z polików.
-Dobrze. Znajdźmy jeszcze kogoś.
Salvatore uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie w przeciwnym kierunku. Chwilkę później wskazał mi ciemnowłosego, młodego mężczyznę. Postanowiłam udać przerażenie i szybkim krokiem podeszłam w jego stronę.
-Coś się pani stało? – spytał, gdy mnie zauważył.
-Nie – odparłam i wampirzym tempie znalazłam się tuż przy nim.
Ciemnowłosy cofnął się, ale napotkał się na pień. Widziałam jego przerażenie, gdy zobaczył moją zmieniającą się twarz. Nakazałam mu się nie ruszać, po czym wgryzłam w jego tętnicę szyjną. Tym razem szło mi sprawniej. Potrafiłam skupić się na kilku rzeczach jednocześnie. Kątem oka obserwowałam Damona, który stał ukryty kilkanaście metrów dalej. Widziałam i słyszałam, jak w promieniu kilkuset metrów wszystko ucichło i zatrzymało się. Mogłam wyczuć przyspieszone bicie małych serduszek zwierząt w pobliżu, które teraz były przerażone. To na swój sposób było niesamowite. Czułam strach mojej ofiary, każdy wzięty przez nią oddech, każde pulsowanie w jego naczyniach krwionośnych. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Bał się mnie. Jego spojrzenie zdawało się błagać o litość. Położyłam ręce na barkach mężczyzny, który wzdrygnął się, gdy poczuł moje ręce na swoim ciele.
-Nigdy mnie nie spotkałeś. Ukrywaj ugryzienie ta długo jak będzie widoczne. Gdyby ktoś je zauważył to powiesz, że byłeś w lesie i pechowe upadłeś, zahaczając o ostrą gałąź. Powtórz wszystko – powiedziałam. Człowiek powtórzył wszystko. – Idź już – dodałam, znalazłam się obok Damona i wtarłam twarz chusteczkami.
-Poszło Ci wyśmienicie – powiedział wampir, gdy wracaliśmy ścieżką.
-Dziękuję – odparłam.
Teraz wszystko wydawało mi się jaśniejsze. Nawet perspektywa porozmawiania z Damonem o tym, co czuję wydawała się być łatwiejsza. Zatrzymałam się więc i pociągnęłam go za rękaw.
-Coś się stało? – spytał zatroskany.
Ja uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi i przyciągnęłam go bliżej do siebie, kręcąc głową. Staliśmy na środki ścieżki w milczeniu kilkanaście sekund, przez które Salvatore patrzył się na mnie pytająco. Postanowiłam, że nie będę trzymać go dłużej w niepewności. Spojrzałam mu w oczy i przytuliłam się do niego. Przez chwilę stał zaskoczony, ale objął mnie, gdy tylko doszedł do siebie.
-Tak – szepnęłam, podnosząc głowę.
-Co tak, Eleno? – zapytał ponownie zbity z tropu wampir.
-To, co jest między nami zgadza się z tym, co jest w piosence Beatlesów i…
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo poczułam wargi Damona na moich, a po chwili poczułam jego język w moich ustach. Do tej pory nie miałam pojęcia, jak bardzo się stęskniłam za nim i za jego pocałunkami. Gdy się od siebie oderwaliśmy, miałam wrażenie, że minęła wieczność. Splotłam nasze palce, stanęłam na palach i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, po czym ruszyliśmy w kierunku niebieskiego samochodu mojego Damona.
-Wiesz – zaczęłam, gdy siedzieliśmy już w aucie – naprawdę nie musisz być o mnie zazdrosny.
-Wiem. Przepraszam, że tak ostro zareagowałem. Przepraszam również za to, że omal nie wylądowałem w łóżku z Katherine.
-Nie rozmawiajmy już o tym, proszę.
-Dobrze – zgodził się i pocałował mnie w usta, a potem położył dłoń na moim kolanie. – Kocham Cię, Eleno.
-Ja Ciebie też, Damonie.


~kilka dni później~

-Już lecę – powiedziałam do słuchawki, rozłączyłam się, a następnie wrzuciłam kilka rzeczy do torebki. – Niedługo wracam – rzuciłam mojemu bratu, wybiegając jednocześnie z domu.
Wsiadłam do samochodu, gdzie czekał na mnie czerwony tulipan. Uśmiechnęłam się promiennie na widok kwiatka, po czym wysłałam Damonowi wiadomość z podziękowaniem i przekręciłam kluczyki w stacyjce. Wyjechałam na ulicę, kierując się na Maddison Street. Gdy tylko dojechałam do celu podróży, wysiadłam z auta i pobiegłam w kierunku drzwi, wpadając do środka.
-Vivienne? – zawołałam, trzaskając drzwiami.
Nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam w głąb domu. Przez telefon blondynka wydała mi się być zdenerwowana i wystraszona. Próbowałam ją uspokoić, ale gdy dowiedziałam się, gdzie jest sama wpadłam w panikę. Poleciłam jej zostać na miejscu i czekać na mnie. Mimo, iż znałam dziewczyną kilka dni już ją lubiłam. A w szczególności jej zaraźliwy śmiech, który rzadko udawało się wywołać.
-Vivienne! – Ponowiłam próbę nawoływania koleżanki. Z tą różnicą, że głośniej.
-Możesz być o pół tonu ciszej? – spytała mnie właścicielka domu, wchodząc do salonu, popijając jednocześnie jakiś napój.
-Elizabeth. Gdzie jest Vivienne?! – spytałam, podchodząc bliżej.
-Spokojnie, nic jej nie zrobiłam. – Wampirzyca uniosła ręce w obronnym geście, po czym położyła szklankę na stolik. – Vivienne zauważyła, że mam kilka fajnych ubrań, więc spytała się, czy mogłaby pożyczyć coś ode mnie na zbliżającą się imprezę. Mam kilka naprawdę cudownych sukienek, których nie miałam na sobie od lat, więc uznałam, że mogę pozwolić jej trochę w nich poszperać. Siadaj – powiedziała i wskazała głową na fotel. – Chcesz coś do picia?
-Jeśli to nie problem, to poproszę.
Elizabeth na chwilę zniknęła. Gdy wróciła, w ręce trzymała ładnie ozdobioną szklankę, którą mi podała. Ze stolika wzięła opróżnioną do połowy szklankę i usiadła naprzeciw mnie. Przyjrzałam się naczyniu w mojej ręce. W środku, wśród gazowanego bezbarwnego napoju pływały plasterki limonki, listki mięty i kostki lodu. Brzegi szklanego pojemnika zostały ozdobione cukrem oraz kolejnym plasterkiem zielonego owocu. Oprócz tego…
-Nie otruję Cię przecież – powiedziała, pociągając odrobinę płynu przez rurkę.
-Nie o to chodzi. Podziwiam tylko Twoją robotę – odparłam i zakręciłam różową parasolką, która była w napoju, a na koniec napiłam się płynu przez słomkę – Coś ty tu dodała?! – spytałam niemal natychmiast.
-Najpierw cukier, miętę i limonkę. Później…
-Doskonale wiesz o co mi chodzi.
Dziewczyna westchnęła i ponownie upiła drinka. Zrobiłam podobnie, a po chwili poczułam znów ten genialny słodkawy, cytrynowo miętowy smak połączony z alkoholem.
-Wódka i Sprite – wyznała w końcu. – W nich tkwi tajemnica sukcesu.
-Przesadziłaś z wódką – stwierdziłam.
-Przesadzasz. Im więcej wódki tym lepiej.
Już miałam coś powiedzieć, gdy z góry dobiegł nas głos:
-Elizabeth? Elena? Znalazłam kilka boskich sukienek, ale sądzę, że ta, którą mam teraz na sobie, jest najładniejsza.
Obie zerknęłyśmy w kierunku, z którego dochodził głos dziewczyny. Blondynka zeszła powoli ze schodów ubrana w białą, sięgającą ziemi suknię, z długimi rękawami. Jej górna część składała się z gorsetu, który blondynka tylko zaciągnęła, oraz koronki, która było ozdobione rękawy i sięgała ona aż do szyi. Prosty oraz gładki dół delikatnie i rozłożyście rozchodził się, tworząc z górą wspaniałe dzieło. Suknia wyglądała niesamowicie. Miałam ochotę dotknąć tego jasnego, olśniewającego, materiału i poprosić dziewczynę by ściągnęła kieckę i mi ją dała. Vivienne okręciła się, a ja zachwyciłam się jeszcze bardziej. Blondynka uśmiechnęła się, stając do nas bokiem, a jej wzrok mówił, że czeka na nasze opinie. Dziewczyna wyglądała przepięknie w tym braniu, jednak bardziej interesowało mnie skąd wampirzyca je ma. Obróciłam się do brunetki, chcąc zadać jej to pytanie, jednak zmieniłam swoje zdanie, widząc w jakim stanie znajduje się zielonooka.
Na twarzy Ellie gościła mieszanka emocji. Szok, niezadowolenie, ból, smutek, wściekłość to tylko nieliczne z nich. Brunetka siedziała na sofie nic nie mówiąc, jednak chwilę później gwałtownie wstała i stanęła naprzeciw Vivienne. Wampirzyca, która dzięki swoim szpilką mogła zerknąć na nią z góry, z jeszcze większą złością zerknęła na blondynkę. Dziewczyna cofnęła się przestraszona, jednak silna dłoń siostry braci Salvatore spowodował, że blondynka nie była się w stanie ruszyć.
-Ściągnij tą sukienkę – wysyczała przez zęby.
-Ale… coś się stało? – Viv była przerażona tym co właśnie się działo.
-Powiedziałam, że masz ściągnąć tą cholerną sukienkę! – wykrzyknęła w odpowiedzi. – Do jasnej cholery, powiedziałam Ci, kurwa, coś! – krzyknęła ponownie o wiele głośniej.
Nie wiedziałam, co zrobić. Nie spodziewałam się takiego ataku ze strony Elizabeth, więc siedziałam zszokowana, nie odzywając się ani słowem. Nie wiedziałam co robić. Miałam tylko nadzieję, że cała sytuacja odbędzie się bez rozlewu krwi, co, zważywszy na okoliczności, skończy się tragicznie.
-Ściągnij ją tu i teraz – powiedziała już spokojniej, podczas gdy Vivienne zmierzała w kierunku schodów, jednak w jej głosie wciąż było czuć jad, wściekłość i… smutek?
Dziewczyna spełniła prośbę, jednak brunetka widząc jej nieporadne ruchy szybko pomogła wyswobodzić się blondynce z sukienki, po czym popędziła pędziła z ubraniem na piętro.
Moje otępienie trwało do chwili, w której to usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Poderwałam się z fotela i poszłam na pierwsze piętro. Wsłuchałam się w dźwięki dochodzące do mnie i wyłapałam ciche chlipanie Elizabeth. Podeszłam do drzwi, za którymi była wampirzyca i zapukałam w nie. Nie odpowiedziała, więc weszłam i zobaczyłam ją skuloną pod oknem z suknią przyciśniętą do piersi. Przysiadłam się obok niej i spróbowałam przytulić ją, jednak ta wyminęła się i położyła na łóżku. Wstałam i usiadłam na brzegu łóżka.
-Elizabeth? To suknia ślubna, tak?
Słysząc moje pytanie dziewczyna podniosła się i pokiwała głową, by po chwili ponownie opaść na poduszki.
-Czyli Twoje prawdziwe nazwisko to Salvatore, tak? Lincoln to nazwisko po mężu?
Ramiona wampirzycy zadrżały, a ona wymamrotała coś, czego nie zrozumiałam. Poprosiłam ją, by powtórzyła to jeszcze raz, nawet nie licząc na to, że to zrobi, jednak ku mojemu zdziwieniu ona obróciła się do mnie bokiem i powiedziała:
-Nie. Lincoln to nazwisko po rodzicach – wychrypiała. – Miał być ślub i wszystko było już zapięte na ostatni guzik, jednak… - zamilkła i załkała. – Nie dotykaj mnie! – warknęła, gdy spróbowałam się do niej zbliżyć. – Zdarzył się wypadek i ślub się nie odbył.
-Elizabeth…
Elizabeth wstała z łóżka, położyła sukienkę na oparciu, wyglądającego na wygodnego, czarnego fotela. Sięgnęła po kilka innych sukienek i podeszła do mnie.
-Niech Vivienne przymierzy te, ale sądzę, że w tej szaroniebieska będzie wyglądać na niej najlepiej.
Wręczyła mi ubrania i wypchnęła za drzwi. Zeszłam do blondynki i podałam jej sukienki. Przymierzyła wszystkie, jednak to ta szaroniebieska była strzałem w dziesiątkę.
-Eleno? Co się stało Elizabeth?
-Bolesne wspomnienia.
Viv pokiwała głową i pobiegła po swoje ubrania. Spróbowałam dostać się do pokoju Elizabeth, jednak ta zamknęła się w nim, więc po długim pukaniu i proszeniu dałam sobie spokój. Wyszłam wraz z dziewczyną z domu i wsiadłyśmy do mojego samochodu. Odwiozłam koleżankę, a później wróciłam do siebie.

~wieczór~

Sala wyglądała wspaniale. Wydrążone dynie, kościotrupy, olbrzymie pająki, pełno pajęczyn stanowiły tylko niewielką część wszystkich ozdób. Spojrzałam na uczniów liceum. Większość obecnych osób miało przebranie – niektórzy przebrali się za wampiry (beznadziejny pomysł, zważywszy na fakt, że po mieście chadza kilka takich istot), inni w czarownice, jeszcze inni w słynne potwory takie jak Frankenstein. Nie zabrakło również postaci filmowych, głównie z horrorów. Wśród tych ostatnich prym wiodły następujące postacie: Laleczka Chucky, Samara z Ringu oraz gostek z Piły. W tym roku ja i Caroline nie miałyśmy głowy do wymyślania kostiumów, więc obie kupiłyśmy sobie
kocie uszy, ogony i sukienki do kolan. Nasze zestawy różniły się tylko kolorami. Care postawiła na biel, a ja na czerń. Poza tym obie miałyśmy ten sam makijaż – kocie oczy, pomalowane końcówki nosów i dorysowane wąsy. Na naszych ustach gościły błyszczyki w jasnych odcieniach, a paznokcie zostały pociągnięte różowym lakierem. Całość prezentowała się całkiem dobrze, więc ruszyłyśmy na parkiet, gdzie zaczęłyśmy tańczyć. Kilka minut później dołączyła do nas Vivienne, która w upiętych włosach i XIX wiecznej sukni Elizabeth (swoją drogą, to jestem ciekawa jak wampirzycy udało się zachować ubrania w znakomitym stanie przez tyle lat) wyglądała niesamowicie. Przetańczyłyśmy razem kilka piosenek, a potem zostałyśmy poproszone do tańca.
Moim partnerem był Damon, który w swoich czarnych ubraniach wyglądał jak zwykle cudownie. Okręcił mnie wokół osi i przyciągnął do siebie. Spojrzałam mu w oczy, stanęłam na palcach i pocałował go. Wampir położył palce na mojej brodzie i rozsunął moje wargi i wsunął język do moich ust.
-Mówiłem Ci już, że w tym stroju wyglądasz strasznie kusząco?
-Hmm – udałam, że się zastanawiam i wykonałam kolejny obrót. – Nie, nie mówiłeś – powiedziałam, a po chwili zaśmiałam się. Mój chłopka wtórował mi. – Czemu się nie przebrałeś?
-Ależ ja jestem przebrany! – oburzył się i nachylił nade mną. – Jestem przebrany za mrocznego i tajemniczego mężczyznę – wyszeptał mi do ucha, na co ja zaczęłam się ponownie śmiać.
-Mrocznego, tajemniczego i zajętego – uściśliłam, uśmiechając się do niego.
Damon złożył na moich ustach pocałunek, a po chwili wirowaliśmy jak szaleni wśród innych par.


~Elizabeth~

Zatrzymałam samochód, spoglądając jednocześnie na zegarek. 40 minut spóźnienia, nie ma co. Wysiadłam z pojazdu i przejrzałam się w szybie, uśmiechając się do swojego odbicia. Muszę to przyznać – wyglądałam cudownie. Ruszyłam w kierunku wypełnionej głośną muzyką sali gimnastycznej. Liczyłam na to, że uda mi się przemknąć do środka niezauważalną, jednak nagle koło drzwi pojawił się Klaus.
-Gdyby nie Twój zapach, to nigdy nie zgadłbym, że to Ty, Elle. Udajesz trupa?
-Coś w tym stylu. Mogę przejść?
Niklaus otworzył przede mną drzwi, co mnie bardzo zaskoczyło. Sądziłam, że będzie mnie przetrzymywać czy cos w tym stylu, ale proszę, Nik potrafi jednak porządnie się zachować. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do środka. Pośpiesznie rozejrzałam się po pomieszczaniu. Szybko namierzyłam Matta. Chłopak, który stał przy napojach, był przebrany za diabła. Podeszłam do niego i nalałam sobie do czerwonego, plastikowego kubeczka jednego z wielu czerwonych napoi.
-Cześć – przywitałam się, zaczynając żałować, że nie ubrałam białych koturnów, tylko białe baleriny.
Chłopak nachylił się, spoglądając na mnie. Przez chwilę patrzył się na mnie pytającym wzrokiem, jednak po chwili przybliżył swoje usta do mojego ucha.
-Ellie? To Ty? – spytał się, starając się przekrzyczeć muzykę i piski nastolatków.
-Yep. – Pokiwałam głową, odsuwając się od niego. Byłam wampirem. Słyszenie ludzi w takim hałasie nie sprawiało mi większego problemu.
-Za kogo się przebrałaś? – wykrzyknął ponownie.
-Za Krwawą Mary. Nie widać? Wiesz, ta rola bardzo do mnie pasuje – wyjaśniłam, posyłając mu uśmiech.
-Możesz powtórzyć? W tym hałasie nic nie słychać.
No tak. Donovan nie ma aż tak wrażliwego słuchu jak ja. Machnęłam ręką i pociągnęłam go na parkiet. Z początku się opierał, ale spojrzałam na niego smutnym i proszącym wzrokiem, który zawsze działał na mężczyzn, a po chwili już kręciliśmy się po parkiecie. Tańczyliśmy do czasu, aż nie zatrzymała się muzyka. DJ, którego jednak udało się zatrudnić, zapowiedział romantyczną piosenkę, więc postawiłam poigrać trochę na uczuciach chłopaka i pocałowałam go w policzek, po czym zaczęłam schodzić z parkietu. Nie musiałam długo czekać na reakcję śmiertelnika – po kilku sekundach podbiegł do mnie, chwycił w ramiona i zaciągnął nas na środek sali, niedaleko Damona i Eleny. Niby mogłam się wyrwać i spróbowałam to zrobić, jednak nagle w jego ramionach poczułam się dziwnie bezpiecznie i… dobrze. Nawet bardzo dobrze.

~Damon~

Koło nas pojawiła się niespodziewanie moja siostra i ten cały Matt. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie, by upewnić się, że Elizabeth coś knuje i z pewnością nie chce tu teraz stać. Bez swoich butów na obcasie była tego samego wzrostu co Elena i teraz musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć na chłopaka. Przytuliłem do siebie moją Księżniczkę i zlustrowałem wzrokiem strój tańczącej obok wampirzycy. Jej skóra była porządnie rozjaśniona przez białe pudry i te całe podkłady, tak, że skóra zdawała się zlewać z białą podartą długą sukienką na ramiączkach. Nie liczne, różnej wielkości, zaschnięte plamy po krwi w górnej części sukni, przerażający makijaż, na który składały się liczne zadrapania, kilka głębokich ran i parę blizn, połączony z czarnymi soczewkami dawały razem niesamowitą całość, która w filmie grozy spisałaby się na medal. Dziewczyna obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech, jednak chwilę później zmarszczyłem brwi w zastanowieniu.
-Coś się stało?
-Zastanawiam się, co może knuć Elizabeth.
-Elizabeth? – Elena rozejrzała się szukając ją wzrokiem. – Wow, szybko się pozbierała – powiedziała, patrząc się na moją siostrę.
-Co masz na myśli, mówiąc pozbierała się?
-Potem Ci opowiem – mruknęła Elena i oparła głowę o mój tors.
-Dobrze – zgodziłem się, całując ją w czubek głowy. –
You are the moonlight of my life every night, Giving all my love to you – zanuciłem fragment lecącej piosenki tuż przy uchu mojej ukochanej. Ta podniosła głowę, słysząc te słowa i uśmiechnęła się promiennie, a następnie pocałowała mnie. Przez całą resztę piosenki szeptaliśmy sobie czułe słówka.
Zabawa była całkiem dobra. Po jedenastej wybrano króla i królową balu. Wygrała bezkonkurencyjnie moja siostra i jakiś chłopak, przebrany za Freddy’ego Krugera. Para zatańczyła kilka tańców razem. Później, przez półgodziny widziałem jak Elizabeth kręci się tu i ówdzie, rozmawiając z uczniami oraz popijając poncz. Gdy zobaczyłem, że stoi obok Klausa spiąłem się trochę. Jakieś pięć minut później oboje zniknęli. Oczywiście nie równocześnie, ale i tak wydało mi się to dziwne i trochę niepokojące.
Starałem się odnaleźć Eleną, jednak okazało się to trudniejsze niż myślałem. Manewrowałem między kolejnymi grupkami nastolatków w celu znalezienie mojej dziewczyny, Caroline, tej nowej blondynki, lub jakiś innych znajomych mojej Księżniczki, ale nikt nie rzucił mi się w oczy.
Zirytowany podszedłem do stolika z napojami i nalałem sobie ponczu. W smaku przypominał sok dla dzieci. Ludzie! Jesteśmy na licealnej potańcówce! Z takimi napojami, to ta impreza zaraz się skończy. Dyskretnie rozlałem tequilę, którą trzymałem w piersiówce, do trzech mis wypełnionych krwistoczerwonym płynem. Obróciłem się z chytrym uśmiechem na twarzy i stanąłem twarzą w twarz z jakimś chłopakiem, który gdy tylko zobaczył co robię, wyciągnął butelkę jakiegoś równie mocnego alkoholu. Nastolatek podał mi ją mówiąc, że mam wzmocnić to owoce coś. Zrobiłem to i spróbowałem ponczu teraz. Zacmokałem z zadowoleniem i znów zacząłem szukać dziewczyn.

~Stefan~


Gdy zobaczyłem, jak Klaus wyciąga na korytarz jakąś pierwszoklasistkę, sumienie kazało mi ruszyć za nimi. Chwilę czasu zajęło mi dotarcie do drzwi, jednak kiedy tylko wydostałem się na zewnątrz wciągnąłem mocniej powietrze. Wyczułem ich zapach i już miałem iść w tamtym kierunku, ale nagle usłyszałem świst. Nim zdążyłem odskoczyć czy odwrócić się, pocisk trafił mnie w tył pleców, a ja upadłem na podłogę. Wszystko zlało się w jednej kolor, a po chwili odpłynąłem.
Gdy się ocknąłem byłem przywiązany do krzesła. Spróbowałem się uwolnić, jednak na nic to się zdało. Próbowałem sobie przypomnieć chwilę przed wypadkiem. Jedyne co pamiętam, to ten świst i uderzenie. Szarpnął się ponownie, co nie dało pozytywnych rezultatów.
-Co jest, do cholery?
-Przepraszam. – Z tyłu, za mną, rozległ się kobiecy głos – Naprawdę przepraszam.
-Elizabeth – warknąłem, siląc się na spokój. – To była pułapka, tak? Klaus miał mnie tu zwabić, tak?
Wampirzyca westchnęła głośno i, sądząc po odgłosie, wstała ze schodów a następnie stanęła naprzeciw mnie.
-Nie. Klaus nie ma o niczym pojęcia.
-Co Ty znowu wyczyniasz?
-Ja… nie ważne – opowiedziała i uśmiechnęła się.
-Skoro już tu jestem i nie mam możliwości przygwożdżenia Cię do ściany chcę wiedzieć wszystko.
-Co za rodzina – mruknęła pod nosem.
-Co masz na myśli?
-Nic takiego. Przechodzimy do konkretów – zarządziła i kucnęła. O ile wcześniej wydawała się być przyjazna, teraz nie zdradzała po sobie nic. Jej czarne oczy… Zaraz! Czarne oczy? – Potrzebuję…
-Oszukałaś Nas! – warknąłem. – Oszukałaś Nas wszystkich. Nie jesteś moją siostrą!
-Uspokój się, Stefan! To, że mam plan, o którym nikt nie wie i, że do jego relacji potrzebuję waszej pomocy nic jeszcze o niczym nie świadczy. I mylisz się. Jestem Twoją siostrą.
-W takim razie wyjaśnij mi coś. Twoje oczy.
-Soczewki – oznajmiła, wyciągnęła lusterko z małej torebki i ściągnęła przedmiot z oka. Spojrzała na mnie i rzeczywiście – jedne oko połyskiwało jasną zielenią, podczas gdy kolor drugiego tak się zlał ze źrenicą, że miałem problem w odnalezieniu granicy tęczówki. Elizabeth pochyliła się ponownie nad lusterkiem, a po chwili jej oczy znów miały kolor najciemniejszej, bezgwiezdnej i bezksiężycowej nocy. – Po prostu chciałam, by mój strój wyglądał realistycznie. Nie ważne. Jak już powiedziałam do realizacji mojego planu potrzebna jest mi wasza pomoc – Twoja i Damona. Krew Damona już mam, więc potrzebuję jeszcze Twojej.
-Do czego ona jest Ci potrzebna?
-Nie Twój interes.
-Potrzebujesz mojej krwi, więc muszę wiedzieć…
-Nic nie musisz wiedzieć – wtrąciła się i wstała. – Zresztą, dlaczego z Tobą dyskutuję? I tak zdobędę Twoją krew. – Podeszła do moich rąk i po chwili rozcięła jeden z nadgarstków.
Syknąłem cicho z bólu. Zadarłem głowę i spojrzałem jej prosto w oczy.
-Jesteś jeszcze gorsza niż Damon – powiedziałem, przekrzywiając głowę.
-Naprawdę? – Zaśmiała się chłodno. – Cóż, tak bywa.
Mój nadgarstek zrósł się. Wampirzyca stanęła ponownie naprzeciw mnie i zakręciła małą butelkę, do której przed chwilą skapywała moja krew.
-Wyjaw chociaż cześć swojego planu.
-A co mi tam – mruknęła i oparła się o ścianę naprzeciw. – Tak w wielkim skrócie: Odmówiłam komuś pomocy, potem ten ktoś w ramach odwetu porwał moją przyjaciółkę i teraz muszę Ją uwolnić – powiedziała i zbliżyła się do mnie.
-I co dalej?
-Za dużo już wiecie. Ta wiedza może wam zaszkodzić.
-Co Ty robisz? – spytałem podejrzliwie, widząc jak wyciąga kołek.
-To dla Twojego dobra. Im mniej wiesz o tym planie, o Nim, o miejscu gdzie muszę się udać tym lepiej.
-O kim mówisz?
-O kimś, komu muszę pomóc, by uwolnić moją przyjaciółkę.
-Mogę Ci pomóc – zaoferowałem się.
-Nie, Stefanie, muszę to sama zrobić. W końcu to ja wpakowałam Ją w kłopoty. I mam dobrą wiadomość: więcej mnie już nie zobaczycie. I jest jeszcze coś. Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
O dziwo, zabrzmiało to całkowicie szczerze. Obserwowałem ją, jak bierze zamach i wbija mi kołek. Tuż poniżej serca. W następnej chwili poczułem okropny ból rozchodzący się po moim ciele. Werbena. Zakląłem i ostatni raz spojrzałem na Elizabeth, która spoglądała na mnie smutno. Potem była już tylko ciemność.

~Damon~

W końcu znalazłem Elenę. Opowiedziałem jej o moich podejrzeniach względem Elizabeth i Klausa. Gdy skończyłem wraz z dziewczyną ruszyliśmy do wyjścia.
-Stefan! – krzyknęła, gdy zobaczyła mojego przywiązanego do krzesła brata z kołkiem wbitym w pierś.
Chciała do niego pobiec, jednak zatrzymałem ją.
-Stój. To może być pułapka. Znajdź Caroline o opowiedz jej o wszystkim co sam Ci powiedziałem. Spotkamy się przy moim samochodzie.
-Dobrze. – Elena przygryzła wargę. – Uważaj na siebie.
-Jasne – zapewniłem ją i pocałowałem.
Gdy Elena poszła szukać blondynki, skierowałem się w kierunku brata. W powietrzu wyczułem tylko jego zapach, co wydało mi się dziwne. Mój wzrok przykuło otwrte okno. Kimkolwiek był napastnik, był on przebiegły. Wiatr, owiewający mojego brata, pozbył się zapachu tej osoby. Chwilę później upewniłem się, że to nie jest pułapka. Odwiązałem szybko brata i wyciągnąłem z jego ciała kołek, po czym wyszedłem z nim na zewnątrz. Otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem z mojej małej lodówki worek krwi. Usiadłem na ziemi i czekałem, aż Stefan się obudzi.
-No nareszcie Śpiąca Królewna wstała – powiedziałem i podałem mu krew. Stefan wziął jej bez słowa i wypił całą jej zawartość.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. Kto Cię tak urządził? Wiewiórki? – rzuciłem i zaśmiałem się.
-Bardzo śmieszne, Damonie.
Mój brat wstał i oparł się o moje niebieskie auto.
-Komu Cię tak urządził? – ponowiłem moje pytanie, wstając i spoglądając jednocześnie brata.
-Elizabeth.
-Elizabeth?
-Przecież mówię, że Elizabeth – oznajmił wyraźnie podirytowany.
-I?
-I nic. Związała mnie, zaatakowała mnie dwa razy, pobrała ode mnie krew i zniknęła.
-Jak to: pobrała krew i zniknęła? – spytałem.
-Normalnie. Powiedziała, że musi uwolnić swoją przyjaciółkę i do tego jest jej potrzebna nasza krew. Później dodała jeszcze, że już nigdy więcej jej nie zobaczymy.
-To wszystko? Mówiła coś więcej o tej przyjaciółce bądź wyjaśniła, po co jest jej nasza krew? – zadawałem kolejne pytania.
-Nie. To znaczy tak. Znaczy się… Tak coś pomiędzy.
-Mów wreszcie – warknąłem, czując, że tracę cierpliwość.
-Elizabeth powiedziała, że, żeby pomóc tej przyjaciółce musi dostarczyć komuś naszą krew i jeszcze powiedziała, że im mniej wiemy tym lepiej.
-Nie podoba mi się to – mruknąłem.
-Mi również – odparł Stefan.
Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem Elenę, która biegła w naszym kierunku. Gdy znalazła się obok nas, poleciłem im obu wsiąść do samochodu. Kiedy to zrobili, pojechałem w kierunku domu mojej siostry. Tam czekała nas niespodzianka – wszystkie szafy były puste i wszędzie wiało pustką. Auta stały w garażu, a zapach wampirzycy w pobliżu był ledwie wyczuwalny.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział XII – Ma pani jakiś problem, panno…?

Welcome To Life

~Caroline~

Następnego dnia rano, pod salą od angielskiego, czekałam na resztę moich przyjaciół. Nagle usłyszałam śmiech Matta i kogoś jeszcze. Wciągnęłam mocniej powietrze. Wampirzyca. Po chwili, zza rogu wyszedł mój przyjaciel i Elizabeth. Warknęłam cicho, a dziewczyna spojrzała i mruknęła coś pod nosem, na co ja pokazałam jej język.
-Musicie zachowywać się dzieci? – zapytał nas Matt.
-Ja nie jestem dzieckiem – oznajmiła brunetka.
-A ja nie lubię wrednych, aroganckich i nadętych w sobie wampirzyc, które myślą, że są najlepsze na świecie.
-Mówisz o sobie? – spytała zielonooka i wtedy coś we mnie pękło.
Przygotowałam się do rzucenia na brunetkę i już prawie miałam to zrobić, gdy nagle powstrzymała mnie Elena, kładąc mi dłoń na ramieniu.
-Elizabeth, Care, uspokójcie się – powiedziała moja przyjaciółka spokojnie.
-To ona zaczęła – rzuciła dziewczyna, wskazując na mnie głową.
-Ale Ty nie jesteś lepsza. Zaczynam się zastanawiać, jak to możliwe, że Ty, Damon i Stefan jesteście rodzeństwem.
-Słucham?! – To, co usłyszałam zszokowało mnie.
-Ciszej – mruknęła Elizabeth. – Skupiasz na siebie uwagę całej szkoły.
-Ale jak…- zaczęłam, ale Elena wtrąciła się.
-To skomplikowane. Opowiem Ci wszystko, o czym sama wiem. Jeśli będziesz chciała wiedzieć więcej, będziesz musiała porozmawiać z Elizabeth.
-O ile będę chciała rozmawiać – zaznaczyła i weszła do klasy.
-Jak ją poprosisz, to pewnie Ci opowie – doradził mi Matt, który od dłuższego czasu siedział cicho.
-Wiedziałeś?
-Wczoraj mi powiedziała. Chodź – podał mi dłoń, a ja podciągnęłam się i weszłam do klasy.
W środku Elena opowiedziała mi o Elizabeth. Muszę przyznać, że miała ciężko w życiu. Zrobiło mi się jej trochę żal, jednak nie zmienia to faktu, że nadal uważam ją za sukę. Skupiłam się na tablicy i na tym, co tłumaczył nam nauczyciel. W końcu, po wielu zapisanych kartkach w zeszycie, angielski się skończył. Następne dwie lekcje błyskawicznie przeleciały.
W końcu doczekałam się jednej z moich ulubionych lekcji – zajęć z sztuki. Mój optymizm powiększał fakt, że tego przedmiotu ma uczyć jakiś nowy nauczyciel. Słyszałam, że jest przystojny, więc liczyłam na to, że zajęcia będą ciekawsze niż dotychczas. Gdy zadzwonił dzwonek weszłam do klasy i zajęłam moją stałą ławkę. W klasie panował chaos – dziewczyny były wyraźnie podekscytowane nowym pedagogiem, a chłopacy zajęci byli dyskusją na temat zbliżającego się meczu i wyśmiewaniem zachowania naszych koleżanek.
-Przepraszam za spóźnienie. – Na dźwięk tego głosu odwróciłam się. – Nazywam się Niklaus Mikaelson i jestem waszym nowym nauczycielem. Mówicie mi po prostu Klaus
Patrzyłam na niego zszokowana, zastanawiając się jednocześnie, co on tutaj robi. Hybryda tym czasem zajęła miejsce za biurkiem i sprawdziła obecność.
-Słuchajcie, dzisiejszą lekcję proponuję zrobić bardziej zapoznawczą. Tak, więc mam dla was propozycję. Połączcie się w pary i narysujcie wzajemnie swój portret uwzględniając w nim, cechę, którą uważacie za najważniejszą u swojego partnera. Ja przejrzę pracę i spróbuję trochę was rozszyfrować.
Wszyscy błyskawicznie spełnili propozycję Klausa i zajęli się dobieraniem w grupy. Skorzystałam z okazji i wysłałam Elenie wiadomość.
Uwaga! Klaus pracuje w szkole! Zajęcia z sztuki.
W niedługim czasie dostałam odpowiedź. Zerknęłam szybko na ekran komórki,
Spróbuj jakoś się zwolnić. Jeśli Ci się uda, to daj znać.
Podniosłam wzrok znad telefonu, wkładając go dyskretnie do torby. Wszyscy, poza mną, mieli parę i byli już pochłonięci rysowaniem. Klaus od razu spostrzegł, że nie mam pary.
-Zapraszam pannę Forbes bliżej mnie – powiedział, uśmiechając się.
Niechętnie wstałam z miejsca i wrzuciłam swoje rzeczy torebki, a następnie zaczęłam zbliżać się do pierwszej ławki. Usiadłam naprzeciw niego i odsunęłam się możliwie jak najdalej.
-Z racji, że nie masz pary, to Ty narysujesz mnie a ja Ciebie. Zdaję sobie sprawę, że nie znasz mnie dobrze, ale spróbuj.
Z szoku opuściłam trzymane przedmioty i patrzyłam się tempo na niego. Dziewczyny syknęły z zazdrości i zapewne sądziły, że mój czyn był wynikiem euforii. Jednak prawda była inna. Nie chciałam tego robić. Ukucnęłam błyskawicznie, wzięłam kilka oddechów na uspokojenie, a następnie pozbierałam powoli rozrzucone rzeczy.
-Mogę wyjść do łazienki? – spytałam, licząc, że uda mi się czmychnąć z lekcji.
-Teraz chciałbym dokładniej wam wyjaśnić, czego oczekuję w pracy, a jeśli teraz wyjdziesz będę musiał wyjaśniać Ci wszystko od nowa i w ten sposób stracisz sporo czasu, więc proszę Cię, usiądź.
Zrobiłam to, wysłałam Elenie wiadomość, w której napisałam, że nie dam rady wyjść i zaczęłam udawać, że go słucham. Ocknęłam się, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, jaki wydają ołówki w zetknięciu się z kartką. Otworzyłam mój blok, podciągnęłam nogi pod kolana i zaczęłam stukać ołówkiem, rozmyślając jak tu uniknąć narysowania Klausa i wtedy nastało olśnienie.
Narysuję jego karykaturę. Swój obrazek zaczęłam od narysowania ogromnej głowy, potem dorysowałam usta i wielkie kły, które ociekały krwią. Wkrótce jego twarz stała się kompletna oraz pojawiła się reszta ciała, która w porównaniu z głową była niezwykle mała. Jeszcze tylko kilka dodatków – woreczki z krwią, ciała wyssane z krwi, wilczy ogon oraz wersja mini Eleny – i gotowe.
 -Caroline, mogę Cię prosić z Twoim rysunkiem? – spytał, gdy zadzwonił dzwonek.
Uśmiechnęłam się złośliwie i podeszłam do niego. Zaskoczenie i szok, jakie pojawiło się na jego twarzy było bezcenne.
-Możesz mi powiedzieć co to jest?
-Och, to chyba oczywiste.
-To miał być portret nie karykatura.
-Kazałeś narysować portret, uwzględniając najważniejszą cechę, tak? Karykatura to forma porteru, więc wywiązałam się ze swojego zadania. Jesteś na rysunku? Jest tam Twoja najważniejsza cecha? W obu pytaniach odpowiedź jest twierdząca, więc nie rozumiem czemu się czepiasz.
-Masz rację, jednak mówiąc portret miałem na myśli portret – powiedział i pokazał mi kilka innych prac.
-Ale to nie moja wina, że nie wytłumaczyłeś tematu dokładniej.
-W takim razie, powiedz mi, jaką cechę uwzględniłaś?
-Twoje łaknienie krwi. Te ilości pustych worków oraz ciał wyssanych z krwi jak i Twoja postać nią pobrudzona powinna wiele tłumaczyć. A postać Eleny pełni tutaj funkcję dopełnienia – na punkcie jej krwi byłeś niezwykle wyczulony. – Posłałam mu triumfujący uśmiech, wiedząc, że pozbawiłam go chwilowo pytań.
-Niech Ci będzie. Wyjaśnij mi jeszcze jedną rzecz - ogon.
Już otwierałam usta, by coś powiedzieć, gdy nagle drzwi od klasy otworzyły się gwałtownie. Odwróciłam się i ujrzałam w nich Elenę.
-Pan Wolfe potrzebuje spotkać się z Caroline. Mówi, że to pilne i, że ma jak najszybciej na tej przerwie się u niego pojawić – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu kładąc nacisk na słowa na tej przerwie.
-No dobrze. Idź już, jesteś wolna – powiedział, a ja wybiegłam z klasy.
-I jak? Co on chciał? – spytała mnie Elena.
-Nie mam pojęcia. Wystarczyło kilka sekund, bym miała ochotę go zabić. Szkoda, że jest to awykonalne bez strat. Ale i tak znajdę sposób, by się go stąd pozbyć.
-Chętnie Ci w tym pomogę.
-Cieszę się z tego. Wiesz może, czego ode mnie chce Wolfe?
-Nic. Wymyśliłam to, gdy dowiedziałam się, że zostałaś tam z nim sam na sam.
-Jesteś genialna!
Elena uśmiechnęła się do mnie i razem poszłyśmy pod salę od historii, gdzie skoczył nas widok Elizabeth, Matta i Stefana, którzy siedzieli razem pod ścianą, pisząc coś w zeszytach, rozmawiając przy tym.
-Tyler! – krzyknęłam, gdy zobaczyłam mojego chłopaka i odciągnęłam na bok. – Miałeś porozmawiać z Mattem.
-I zrobiłem to, jednak to nic nie da. On wpadł. Zakochał się w tej całej Elizabeth i nic do niego teraz nie dociera. Choćbym nie wiem ile go byś męczyła i tak nic nie zyskasz. To tak, jakby ktoś próbował nas rozdzielić – powiedział i pocałował mnie.
Oddałam pocałunek i wtuliłam się w niego.
-Ona się dla niego nie nadaje. On zasługuje na kogoś lepszego, a najlepiej na człowieka, który nie ma nic wspólnego z tymi pokręconymi sprawami.
-Od razu uprzedzam, że nie jestem po przeciwnej stronie, ale uważam, że jeśli Matt się nie sparzy, to nie nauczy się niczego.
-Nie chcę, by Matt przez nią cierpiał.
-Wiem, ale Elizabeth niedługo wyjedzie, przynajmniej tak usłyszałem z rozmowy, którą prowadziła przez telefon, więc o to chyba nie musisz się martwić – oświadczył i musnął moje usta.
Chwilę później zadzwonił dzwonek, więc weszłam do klasy. Najchętniej opuściłabym dzisiejszą historię, jednak wiedziałam, że jeśli to zrobię, to później będę miała delikatnie mówiąc przekichane. Dziś, nasz nowy nauczyciel wymyślił dla nas pracę – projekt o Mystic Falls.
-Poczekajcie – powiedział, gdy zaczęliśmy się dzielić na grupy. – Ja was podzielę.
Po klasie rozległo się mruknięcie niezadowolenia, które pogłębiało się, gdy któreś z nas usłyszało swoje nazwisko. Gdy padło moje nazwisko zaczęłam się modlić, by nie trafić na kogoś, za kim nie przepadam. Dostałam Elenę, co mnie niezwykle zadowoliło, oraz Laurę. Podobnie jak moja przyjaciółka, nie pałałyśmy do niej miłością, jednak nie mogłam nic powiedzieć.
-Donovan, Lincoln i Salvatore zajmą się…
-To chyba jakiś żart!
-Nie, Elizabeth, to nie jest żart. Wasza grupa zajmie się Założycielami Mystic Falls.
-Przecież mamy Dzień Założycieli – wtrącił się Stefan. – Jestem pewien, że nikt nie chce o nich słuchać.
-Będą musieli – oznajmił i dokończył dzielenie klasy.
Przez resztę zajęć siedzieliśmy naburmuszeni i ignorowaliśmy nauczyciela, który najwyraźniej był zbyt zaabsorbowany tłumaczeniem tematu, by zwrócić uwagę na to, co robimy. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z sali, jednak musiałam się wrócić, bo zdałam sobie sprawę, że zapomniałam wziąć książki. Elena poszła ze mną, bo powiedziała, że nie ma zamiaru spędzać więcej czasu ze Stefanem niż to konieczne. Miałam nacisnąć klamkę, ale usłyszałam rozmowę Elizabeth z nauczycielem. Błyskawicznie cofnęłam swoją dłoń.
-…naprawdę myślałeś, że załatwisz mnie jednym ugryzieniem?
-Miałem nadzieję, ale widzę, że ten cały Klaus pomógł Ci.
-Mówiłam Ci, że tak łatwo się mnie nie pobędziesz, Wolfe.
-Ty mnie również. Nie spocznę, póki nie pomszczę śmierci mojego ojca.
-Mam się bać? – spytała z ironią.
-Powinnaś – odparł, a po chwili usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i krótki zduszony okrzyk wampirzycy.
-Przeginasz Wolfe. Chcesz żeby Twojemu małemu siostrzeńcu coś się stało? Ile on ma teraz lat? Sześć, siedem? A może ma go spotkać ten sam los, który spotkał Ciebie, gdy byłeś w jego wieku?
Nastąpił kolejny huk. Tym razem, jakby ktoś uderzył kimś w ścianę. Popatrzyłam na Elenę, która uchyliła drzwi, chcąc zobaczyć, co dzieje się w środku. Zauważyłyśmy wampirzycę, która była przyparta przez Andrew do ściany.
-Zbliż się do niego, a pożałujesz! Nie pozwolę Ci skrzywdzić ponownie mojej rodziny. Już wystarczająco złego nam wyrządziłaś.
-Nie ma już pełni, teraz nie możesz mi nic zrobić – odparła i odepchnęła go od siebie. – Żałuję, że wtedy się nad Tobą zlitowałam.
-I zabiłabyś mnie tak samo jak mojego ojca?
-Oczywiście. Jeśli nie zrobiłam tego wtedy, to zrobię to teraz – oświadczyła, wyciągając z kieszeni jakąś fiolkę. Odkorkowała ją i wylała jej zawartość na mężczyznę. Po zachowaniu się bruneta, domyśliłam się, że był to tojad. – Będę nękać Twoją rodzinę tak długo, aż zyskam pewność, że żaden z was nikogo już nie skrzywdzi.
-Mój ród istnieje po to, by zabijać takie istoty jak Ty i po to, by zapewnić ludziom bezpieczeństwo! Mój przodek dobrze zrobił, zabijając Twojego przyjaciela.
-A ja dobrze zrobiłam, zabijając go i innych członków Twojej rodziny – rzuciła i przydusiła mężczyznę do biurka. – Wilkołaki to tylko problemy. Najchętniej pozbyłam się ich wszystkich. Ale wiesz co? Na razie zajmę się Tobą – powiedziała, biorąc swoją rękę z jego gardła. Nauczyciel błyskawicznie wstał i zaczął pocierać szyję.– Ale jeszcze nie teraz.
-Jeśli będę musiał zginąć, by Cię zabić, to jestem gotowy na śmierć – wyznał, a w jego głosie można było usłyszeć wściekłość i determinację.
-To dobrze, Wolfe, to dobrze – mruknęła.
Wzięła swoją torbę z pobliskiej ławki i poczęła zbliżać się do drzwi. Ja i Elena błyskawicznie odsunęłyśmy się od nich. Wampirzyca wyszła z klasy tak, jakby nic się nie wydarzyło. Odczekałyśmy kilka sekund, po czym weszłyśmy do sali.
-Zapomniałam podręcznika – oświadczyłam i wzięłam książkę z ławki. – Do widzenia.
-On jest wilkołakiem! – wydusiła zszokowana Elena, gdy zbliżałyśmy się do stołówki.
-To by wiele wyjaśniało.
-On może kogoś znowu zaatakować.
-Wiem. Musimy powiedzieć chłopakom. Pogadasz z Damonem i Stefanem?
-Stefan już wie. Kilka dni temu, gdy ja i Damon domyśleliśmy się prawdy o Elizabeth, pojechaliśmy do pensjonatu porozmawiać o tym ze Stefan i na koniec Stefan powiedział, że mamy uważać na Wolfe’a. Wcześniej wydawało mi się to bez sensu, ale teraz…
Elena westchnęła głośno i weszłyśmy do stołówki. Podeszłyśmy do naszego stałego stolika, zatrzymując się nagle, bo zobaczyłyśmy, że na miejscu siedzi jakaś blondynka, która na nasz widok uśmiechnęła się lekko. Z pewnością była nowa, bo nie widziałam jej nigdy w szkole. Miałam się odezwać, gdy za nami rozległ się głos brata Eleny.
-Cześć Eleno, cześć Caroline. To Vivienne. Vivienne, to moja siostra, Elena i jej przyjaciółka, Caroline.
-Vivienne Henderson – przywitała się, wstała, a następnie podała nam dłoń, którą uścisnęłyśmy.
Zajęłyśmy miejsce naprzeciw i po chwili zajęliśmy się rozmową. Okazało się, że Jeremy został przydzielony do oprowadzenia dziewczyny po szkole. Blondynka musiała czuć się nieswojo, bo odzywała się tylko wtedy, gdy została o coś spytana. W końcu na stołówce pojawił się Matt, a po chwili za nim do środka weszła Elizabeth. Chłopak podszedł do niej i szepnął jej coś do ucha, jednak z powodu hałasu nie usłyszałam niczego.
-Nienawidzę jej – mruknęłam.
-Znów o niej gadasz? – spytał Jeremy.
-O kim rozmawiacie? – zadała pytanie zaciekawiona dziewczyna.
-O Elizabeth. To ta dziewczyna, która przed chwilą przechodziła obok – wyjaśniła Elena. – Care ma do niej uraz ze względu na Matta, czyli niego – dodała, wskakując głową naszego przyjaciela. – Nie pytaj, długo by wyjaśniać.
-Cześć wszystkim – przywitał się obiekt naszej rozmowy, siadając obok. – Widzę, że mamy nową towarzyską.
-Vivienne – blondynka podała mu rękę.
-Matt. Miło mi.
-Mi również.
-Matt? Czy ten czerwony ślad na twojej koszuli to szminka? – Spytałam, dotykając plamy o krwistoczerwonym kolorze.
Zbliżyłam się do niego i wciągnęłam mocniej powietrze. Poczułam delikatny zapach kobiecych perfum. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie kilka faktów:
1. Ten perfum czułam tylko wtedy, gdy obok była Elizabeth.
2. Kołnierzyk jego koszuli miał ślady po pomadzace.
3. Umalowane usta Elizabeth były lekko rozmazane.
4. Oboje pojawili się prawie w tym samym czasie i oboje byli lekko zarumienieni.
Popatrzyłam na mojego przyjaciela. A następnie na brunetkę, która spoglądała w naszą stronę.
-Całowaliście się – stwierdziłam.
-Tak – odpowiedział.
-Ona... – zaczęłam, jednak przerwałam, gdy zobaczyłam jak się na mnie patrzy. – Masz chociaż ten prezent?
W odpowiedzi blondyn położył obie dłonie na stole. Na jednej z nich zauważyłam bransoletkę z werbeną, co spowodowało, że odetchnęłam z ulgą. Matt był moim najlepszym przyjacielem. Nie chodziło mi o odbieranie mu przyjemności, czy o niszczeniu mu życia. Ja po prostu nie chcę, by kolejny raz został skrzywdzony. Chłopak nie musiał nic mówić – znałam go na wylot. Jedno jego spojrzenie czy choćby najmniejszy gest potrafił zdradzić mi o wiele więcej niż słowa. Nie musiał otwierać ust, bym wiedziała, co ma na myśli, czy co chce powiedzieć. Tyler miał rację – Matt zakochał się w Elizabeth i jest nią całkowicie zaślepiony. Westchnęłam tylko i napiłam się wody, po czym zaczęłam rozmawiać z przyjaciółmi.

~Elizabeth~

Wychowanie fizyczne. WF. Edukacja sportowa. Tyle różnych synonimów, ale moja reakcja na każdy z nich jest taka sama – nienawidzę tych zajęć. Będąc w szatni, ściągnęłam z siebie ubrania, ignorując Caroline, która popatrzyła na mnie krzywo. Ubrałam się w strój przeznaczony na te lekcje i stanęłam przed lustrem, by zebrać włosy w kitka. Podeszłam do dziewczyn, które rozmawiały o strojach na Halloween. Zapytały mnie, czy mam już jakiś pomysł na przebranie, na co ja uśmiechnęłam się przebiegle, mówiąc, że to tajemnica. Chwilę później wyszłyśmy razem na salę, gdzie po chwili pojawiła się reszta dziewczyn oraz nauczycielka. Po przeprowadzonej zbiórce zaczęła się rozgrzewka. Następnie zabrałyśmy maty i po niedługim czasie ćwiczyłyśmy już jogę.
-Elizabeth?
Zignorowałam dziewczynę i zgięłam nogę w kolanie, po czym umieściłam ją na udzie drugiej nogi.
-Elizabeth!
-Co chcesz? – warknęłam wyciągając ręce.
-O co poszło Tobie i Wolfowi?
-Znowu wtykasz nos w nie swoje sprawy?
-Po prostu powiedz.
-Stare zatargi.
-Szczegóły – zażądała, na co ja posłałam jej mordercze spojrzenie.
-Zapomnij – mruknęłam i skrzyżowałam lewe udo ponad prawym. – Dzięki – sarknęłam, gdy przez nią zachwiałam się.
Przez następne 10 minut nie reagowałam na próby zwrócenia mojej uwagi przez Caroline, jednak w końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam:
-Przez niego straciłam kogoś naprawdę mi bliskiego! – Głowy wszystkich obecnych odwróciły się w naszym kierunku. – Co?! Nie macie czego robić?! – ponownie podniosłam głos, a po chwili wzięłam kilka wdechów na uspokojenie. – Naprawdę wiele lat temu związałam się z kimś– powiedziałam do blondynki, gdy się już uspokoiłam i gdy ostatni ciekawscy odwrócili się przodem do nauczycielki. – Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jedne noc. Jedna feralna noc, która zmieniła wszystko. Była pełnia. Poszliśmy razem na spacer. Przechadzaliśmy się po lesie, gdy zaatakował nas wilkołak. Zaszarżował na mnie i ugryzłby mnie, gdyby… - umilkłam w pół słowa. Jego imię wciąż przechodziło mi z trudem przez gardło. – Mój towarzysz uratował mnie, jednak po stoczonym boju sam został ranny. Wilkołak uciekł a On, niedługo później zmarł. – Po moich policzkach pociekło kilka łez. Szybo stłumiłam w sobie płacz, który wywoływał u mnie emocje, ścierając słone krople z policzków. – W każdym razie, w niedługim czasie znalazłam tego wilkołaka i zabiłam go. Potem zajęłam się jego potomkami, którzy uwolnili w sobie klątwę. Teraz padło na ileś tam razy jego prawnuka, czyli na naszego nauczyciela – zakończyłam oschle i spojrzałam na wuefistkę.
-Nie wiedziałam… Przykro…
-To nic nie da – warknęłam i skupiłam się na ćwiczeniach.
Nie dane mi było skupić się długo na dalszych pozycjach, bo na sali gimnastycznej ktoś się pojawił. Zignorowałam tego kogoś do czasu, aż nie usłyszałam swojego imienia. Obróciłam się i przeraziłam się, widząc osobę, którą tam zostałam. Nauczycielka na szczęście nie pozwoliła mi iść, jednak ten ktoś poprosił ją na chwilę i gdy wróciła, powiedziała, że mogę jednak wyjść. Niechętnie podniosłam się z maty i podeszłam to mężczyzny, a w następnej chwili zostałam wyciągnięta przez niego na dwór.
-Co Ty tutaj robisz?
-Nie odbierasz moich telefonów.
-A dlaczego miałabym to robić?
-Zostawiłaś coś u mnie.
-Tak? Co takiego?
-To. – Pokazał mi mojego iPoda.
-Nie brałam go do Ciebie – spostrzegłam. Chwilę później olśniło mnie. – Włamałeś się do mojego domu!
-Bo chcę z Tobą porozmawiać.
-O czym?
-O tym, co stało się wczoraj wieczorem.
-Wielkie mi rzeczy! Przespałeś się z jakąś panną.
-To czemu tak szybko wybiegłaś i nie odbierasz teraz moich telefonów?
-Bo nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, no i nie muszę Ci się tłumaczyć.
Wampir przez chwilę stał zmieszany. Nie rozumiem, czemu chciał mi się tłumaczyć, jednak tą próbą sprawił sobie u mnie plusa. Co prawda nie byliśmy ze sobą, ale gdy zobaczyłam go z tą dziewczyną, to w jakiś sposób mnie to zabolało. Przespaliśmy się ze sobą, co z tego, że pod wpływem alkoholu, co w moim mniemaniu coś znaczy.
-Nie chciałem, by tak to wyglądało. Naprawdę. Posłuchaj mnie… - zaczął, jednak nie dane mu było dokończyć.
-Nie! To Ty mnie posłuchaj…
Również nie mogłam dokończyć, bo wampir zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość i pocałował. A ja? Na początku byłam wściekła i spróbowałam się wyrwać, jednak chwilę później oddałam się chwili. Całowaliśmy się zachłannie. Nagle zostałam od niego gwałtownie oderwana.
-Zostaw ją w spokoju! – usłyszałam, a następnie zobaczyłam jak mężczyzna dostaje w twarz.
-Przestań! – krzyknęłam i spróbowałam odciągnąć napastnika od wampira.

~Damon~

Wziąłem kurtkę z oparcia fotela i nałożyłem ją pospiesznie. Chwyciłem kluczyki od samochodu, nacisnąłem klamkę i zderzyłem się z kimś w drzwiach.
-Cholera. Czy naprawdę… – urwałem, widząc przed sobą panią szeryf. – O, witaj Liz.
-Daruj sobie, Damonie. Musimy porozmawiać – powiedziała. – Mogę wejść?
-Spieszy mi się, ale niech będzie. – Odsunąłem się i wpuściłem ją do środka. – O co chodzi?
-Rada dowiedziała się o tej dziewczynie, która ponoć jest córką Zacha. Ze względu na to, że pochodzi z rodu Salvatore, mieszkańcy chcą, by przyszła ona na najbliższe spotkanie.
Zaśmiałem się. Można było się spodziewać, że nasza ,,kochana” rada będzie chciała ją zwerbować, gdy tylko dowie się prawdy. Ciekaw jestem, jak zareagowali by na fakt, że Elizabeth jest wampirem.
-Elizabeth nie jest córką Zacha, jednak jest z nami spokrewniona. Ona jest moją i Stefana siostrą. Wiem, że brzmi to niemożliwe, ale taka jest prawda.
-Ale… - Liz przez chwilę była zmieszana. – Czyli ona też jest wampirem i to ona jest winna całemu temu zamieszaniu, przez które…
-Jakiemu zamieszaniu?
-Wciągu kilku ostatnich dni znaleźliśmy ciała wyssane z krwi i…
-To nie ona. Obstawiam Katherine.
-Tą Katherine? Tą, która przemieniła Ciebie i Stefana oraz zabiła Caroline? – upewniła się.
-Dokładnie. Ostatnio kręci się po Mystic Falls. Coś jeszcze?
-Przekaż swojej siostrze, proszę, że ma być u Lockwoodów jutro o 20. Rada chce z nią porozmawiać.
-Nie zapomnę – powiedziałem i wyszliśmy na dwór.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku szkoły. Przede mną ktoś jechał strasznie wolno, więc szybko wyminąłem tą osobę. Po chwili byłem już na miejscu, jednak nigdzie nie mogłem znaleźć miejsca, bo na parkingu stało mnóstwo pojazdów, więc zastawiłem kilka z nich. Ruszyłem w kierunku szkoły, gdy nagle usłyszałem rozmowę prowadzoną przez moją siostrę…
Moja siostra. Moja młodsza siostra. Nadal wydawało mi się to jakimś kiepskim żartem, jednak proszę – mam dwójkę młodszego rodzeństwa. Z tego co się orientuję, to Stefan wciąż nie może w to uwierzyć. Mi też jest ciężko, jednak czuję, że pomiędzy mną a Elizabeth powstaje jakaś więź.
W każdym bądź razie, dziewczyna rozmawiała z tym cholernym Pierwotnym i była przy tym wściekła. Rozmawiali o wydarzeniach z wczorajszego wieczoru. Nie wiem o co chodziło, jednak musiało być to coś poważnego, bo Elizabeth wydawała się być mocno poruszona. W niedługim czasie zaczęli się unosić. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, ale nagle wydarzyło się coś niespodziewanego: Mikaelson zbliżył się do mojej siostry i pocałował ją. Patrząc na jej nieudolne próby wydostania się z jego objęć, coś we mnie pękło. Nie pozwolę, by taki idiota jak on macał moją małą siostrzyczkę. Pobiegłem w tamtym kierunku i używając całej mojej siły oderwałem wampira od Elizabeth.
-Zostaw ją w spokoju! – krzyknąłem, po czym uderzyłem mężczyznę.
-Przestań! – wrzasnęła czarnowłosa i odciągnęłam mnie od Pierwotnego.
-Ten pacan Cię skrzywdził! – wykrzyknąłem i wyrwałem się jej.
-Nie interesuje mnie jego prywatne życie! Jeśli chce, to może spać z kim tylko chce.
-Elizabeth…
-Zamknij się, Kol – warknęła. – Nie interesuje mnie co masz do powiedzenia.
-Ale…
-Nie słyszałeś, co powiedziała Elizabeth?
-To nie Twoja sprawa, Salvatore.
-Jeśli sprawa dotyczy jej, to i mnie również, tak więc trzymaj od niej łapy z daleka.
Elizabeth zaśmiała się. Ja i Mikaelson spojrzeliśmy na nią pytająco
-Wiecie co? Pod niektórymi względami jesteście do siebie podobni jak dwie krople wody. I wiecie co jeszcze? Sądzę, że, teoretycznie oczywiście, moglibyście być dobrymi kumplami.
-Nic mnie z nim nie łączy – powiedziałem równocześnie z Kolem.
-Tak, tak – mruknęła. – Kol. – zawołała, gdy ten się zaczął się oddalać. – Oddaj mojego iPoda.
-Jak się ze mną spotkasz.
-Nie jesteś zbyt natarczywy, Mikaelson? – powiedziała i wyciągnęła dłoń.
-Jak się ze mną przespałaś to niemiałaś z tym problemu.
Spojrzałem na Elizabeth, na co tylko ta wywróciła oczami, wyrwała odtwarzacz z rąk wampira i popchnęła go. Ten zaśmiał się, poprawił kurtkę i odszedł.
-Przespałaś się z Mikaelsonem. Zaskakujesz mnie – powiedziałem, gdy miałem pewność, że wampir nic już nie usłyszy.
-A Ty musiałeś się wtrącić – założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie spod byka.
-Cytuję: Jesteśmy rodziną. Martwię się o Ciebie. Pamiętasz? Poza tym, chcę Cię chronić. Jakaś część uczuć, które żywiłem do mamy przeszła na Ciebie, a janie mogłem się nigdy pogodzić z jej śmierć, więc…
-Czyli to moja wina?
-Nie powiedziałem tak…
-Ale to tak zabrzmiało – stwierdziła oschle i ruszyła w kierunku szkoły.
-Elizabeth! Poczekaj – zawołałem za nią.
-Spieszę się na lekcję – odpowiedziała, a po chwili zniknęła za drzwiami sali gimnastycznej.

~Elena~


Po skończonych lekcjach przeciskałam się przez korytarz w celu dotarcia do drzwi wejściowych. Kiedy zauważyłam Damona na zewnątrz, cofnęłam się, jednak zostałam przez niego zauważona.
-Eleno! Musimy porozmawiać!
-Teraz nie mogę. Muszę… – zamilkłam na chwilę. – Muszę pójść z Caroline… Na dodatkowe zajęcia.
-Ale to naprawdę ważne!
-To poczekaj godzinę – powiedziałam i pociągnęłam Caroline za rękę.
Ciągnęłam ją przez korytarze, aż w końcu dotarłyśmy do auli. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsca w tyle.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi? – spytała mnie Caroline.
-Spanikowałam. Nie wiem jak mam porozmawiać z Damonem – wyznałam i spuściłam głowę.
-Porozmawiaj z nim szczerze. Będzie dobrze.
Spojrzałam na Care i uśmiechnęłam się lekko. Blondynka zgodziła się zostać ze mną najbliższą godzinę w auli, więc rozsiadłam się wygodniej i skupiłam na zajęciach chóru szkolnego.
-Spotykamy się dzisiaj, bo nasz dyrektor uznał, że w tym roku zamiast zatrudniać DJ’a to wy będzie odpowiedzialni za oprawę muzyczną.
Wśród zebranych rozległ się jęk niezadowolenia. Jakaś dziewczyna spytała się, czy jest to konieczne.
-Najprawdopodobniej tak. Oczywiście będę się starał odwieść dyrektora od tego planu, bo zdaję sobie sprawę, jakie to dla was byłoby męczące. Ale jak na razie jesteśmy zmuszeni zacząć ćwiczyć. Na początek proponuję… – I tak zaczęła się próba.
Muszę przyznać, że byli całkiem nieźli. Od czasu do czasu podśpiewywałam sobie pod nosem jakieś fragmenty piosenek. Wszystko było w porządku do czasu jakiejś piosenki z lat 30, kiedy to śmiech Elizabeth, którą prawdę powiedziawszy dopiero teraz zauważyłam, przerwał próbę. Nauczyciel spojrzał na nią, a ta zamilkła i zajęła się robieniem dekoracji z grupką innych uczniów. Kiedy sytuacja powtórzyła się, opiekun nakazał zamilknąć śpiewakom i podszedł do stolika, przy którym siedziała wampirzyca.
-Ma pani jakiś problem, panno…?
-Lincoln. Elizabeth Lincoln. I nie mam żadnego problemu.
-To proszę zachować ciszę – oświadczył mężczyzna i zaczął się oddalać.
-Właściwie to mam problem.
Elizabeth wstała i zbliżyła się do opiekuna grupy.
-Patricia – zwróciła się do niskiej brunetki – masz naprawdę piękny głos, jednak nie powinnaś zabierać się za piosenki, których nie znasz.
-A może Ty ją znasz lepiej? – spytała dziewczyna.
-Żebyś wiedziała.
-Założę się, że wyjdzie Ci gorzej. – Patricia spojrzała wyzywająco na wampirzycę. – Nie masz pojęcia ile razy ją już śpiewałam.
-Ale to nie ty słuchałaś jej od urodzenia. – Elizabeth uśmiechnęła się przebiegle. – Możesz zagrać tą piosenkę jeszcze raz? – spytała się chłopaka, siedzącego przy pianinie.
Gdy rozbrzmiały pierwsze takty piosenki, dziewczyna oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Kilka sekund później zaczęła śpiewać. Jej glos był niesamowity. Słuchałam jej oczarowana. Spojrzałam na Care, która również nie mogła wyjść z podziwu.
-Co jak co, ale na śpiewaniu to ona zna się doskonale – szepnęła.
Gdy chłopak, grający na instrumencie, uderzył ostatni raz w klawisze, na auli zapadał cisza. Po kilku chwilach, które wydawały się wiecznością, nauczyciel zaczął klaskać.
-Panno Lincoln, ma pani niesamowity talent wokalny. To wykonanie było lepsze niż oryginał…
-Dziękuję bardzo, jednak to oryginały zawsze są najlepsze – powiedziała, siadając na krześle.
-Może zechciałabyś dołączyć do naszego grona?
-Przemyślę to – odpowiedziała i zajęła się dalszym składaniem ozdób.
Przez resztę zajęć atmosfera stała się wyraźnie gęściejsza. W końcu, gdy zadzwonił dzwonek, wzięłam swoją torbę i wyszłam z auli.
-Idziesz? – spytała mnie Care, gdy nie ruszyłam się spod drzwi.
-Zaraz. Spotkamy się przy wejściu, dobrze?
-Jasne – odparła moja przyjaciółka i zniknęła za rogiem.
-Możesz mi powiedzieć, co Ty wyczyniasz?! – warknęłam na brunetkę, która pojawiła się na korytarzu.
-Podobało Ci się?
-Próba zwrócenia na siebie uwagi? O ile dobrze kojarzę, to nie chciałaś tego robić.
-Bo tak jest, ale nie pozwolę nikomu gwałcić moich piosenek.
-Twoich piosenek?
Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko i zniknęła. Chwilę później ja zrobiłam to samo i w błyskawicznym tempie dotarłam do wejścia i wraz z Caroline wyszłam ze szkoły.
-O co chodzi, Damonie? – spytałam, gdy znalazłam się przy nim.
-Dzwoniła Bonnie.
Mamy kłopoty.

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XI – Jak miło Cię widzieć.


~Kol~

W okolicach godziny dziesiątej obudziłem się i spojrzałem na wtuloną we mnie brunetkę. Uśmiech, który zdobił jej twarz, sprawiał, że Elizabeth wyglądała uroczo, a włosy rozrzucone po poduszce i moim torsie nadawały jej wygląd królewny. Patrzyłem na nią, napawając się widokiem jej jasnej skóry, kształtnych ust i odkrytych ramion przez kilka minut. Gdy wampirzyca przejechała po moim torsie, zamruczałem z przyjemności. Dziewczyna leniwie otworzyła oczy i przez chwilę patrzyła się na mnie nieobecnym wzrokiem. Nagle poderwała się gwałtownie i odsunęła na drugi koniec łóżka, a gdy spostrzegła, że nie ma nic na sobie zebrała całą kołdrę, pod którym jeszcze chwilę temu leżeliśmy i okryła się nią dokładnie.
-Dzień dobry – przywitałem się.
-Co? Jak? Ja… uch! – Podirytowana odwróciła się do mnie tyłem i podciągnęła kolana pod brodę. – Mógłbyś wyjść?
-To mój pokój – powiedziałem i wstałem z łóżka.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej biały i duży ręcznik. Następnie podszedłem do dziewczyny, która znów starała się na mnie nie patrzeć. Usiadłem na brzegu łóżka, położyłem ręcznik tuż przy jej nogach i powiedziałem:
-Jak chcesz możesz wziąć prysznic. Mogę przynieść Ci jakieś ubrania z pokoju mojej siostry.
-A co na to Rebekah?
-Nic. Wyjechała na kilka dni tuż po tym jak Cię uratowaliśmy od Klausa. To jak?
-Byłoby miło. – Wstała z łóżka, poprawiła kołdrę, chwyciła ręcznik i poszła w kierunku łazienki.
-Żałujesz? – spytałem, a ona odwróciła się.
-Ja… było świetnie, ale… ja… nie ważne – mruknęła i chwyciła klamkę.
Momentalnie znalazłem się przy niej, obróciłem ją przodem do mnie i pocałowałem w szyję. Zadrżała, jednak nie odczuwając z jej strony żadnego sprzeciwu przesunąłem się na jej linię żuchwy, potem na ucho, następnie na policzek i w końcu na usta. Wampirzyca była w szoku, jednak po kilku sekundach próbowała się wyrwać. Szybko zdała sobie sprawę, że to na nic i opuściła trzymane przedmioty, wplątując palce w moje włosy. Jeszcze nigdy w moim długim życiu nie spotkałem kobiety, która całowałaby tak wspaniale jak Lincolnówna. Jej usta dawały nieziemską przyjemnością, a zapach jej skóry był jak afrodyzjak. Zszedłem ustami na jej biust i wtedy moje wargi natrafiły na pustkę. Spojrzałem zaskoczony na czarnowłosą, która w wampirzym tempie zebrała z ziemi ręcznik i kołdrę, po czym wzięła swoją bieliznę i zamknęła się w łazience. Westchnąłem głośno i wywróciłem oczami. Te kobiety. Nigdy nie możesz być pewien ich reakcji. W jednej chwili coś im się podoba, a po niedługim czasie nagle zmieniają zdanie. Za nimi wprost nie idzie nadążyć. I właśnie dlatego nigdy nie bawiłem się w poważne związki. Narzuciłem coś na siebie i poszedłem do pokoju mojej siostry i stanąłem przed jej szafą. Pogrzebałem w niej trochę i w końcu znalazłem coś interesującego – czarne obcisłe spodnie, miętową bluzkę na ramiączkach i kartkowaną koszulę w różnych odcieniach szarości. Wróciłem do siebie i położyłem ubrania na szafce, obok drzwi do łazienki.
-Jak skończysz, to zejdź na dół. Przygotuję coś…
-Ale naprawdę…
-Zejdź na dół.
-Kol, naprawdę…
Ignorując dalszą wypowiedź dziewczyny, zszedłem do kuchni. Zaparzyłem kawy i naszykowałem kilka worków krwi. Akurat układałem wszystko na stole, gdy podeszła do mnie wampirzyca. Miałem rację – wybrane przeze mnie ubrania idealnie na niej leżały.
-Muszę przyznać, że masz gust.
-Wiem – powiedziałem i nalałem jej kofeinowego płynu do filiżanki. – Jak to możliwe?
-Co jest możliwe? – spytała i napiła się kawy.
-Że po takiej ilości wypitego alkoholu nic Ci nie jest, oraz pamiętasz wszystko?
-Jeszcze nigdy nie obudziłam się z kacem. Chociaż czasami po suto zakrapianej imprezie zdarzało mi się budzić i nadal czuć, że mam w sobie alkohol. I pamiętam prawie wszystko z dzisiejszej nocy. – Upiła łyk z filiżanki i spojrzała na mnie. – Coś się stało?
-Nie. Elizabeth?
-Tak?
-Odpowiedz na moje pytanie. Czy żałujesz naszej wspólnej nocy?
-Ja…
-Cześć gołąbeczki. Widzę, że macie śniadanko po seksie. Wiecie, róbcie co chcecie, jednak na przyszłość zachowujcie się ciszej. Przez was dorośli nie mogą nic skupić…
-Daj spokój, Klaus. Zająłbyś się lepiej jakimś tematem na swoją jutrzejszą debiutancką lekcje – rzuciła dziewczyna, kończąc kawę.
-Robiłbym to, gdyby ktoś nie zakłócał mi spokoju.
-Jest wiele miejsc, w których mogłeś i możesz przygotowywać się do lekcji – mruknęła.
-Choćby u Ciebie.
-Choćby... co?! Grzebałeś w mojej torebce?! – Elizabeth poderwała się gwałtownie i pobiegła do salonu. – Oddawaj moje klucze!
Klaus wyciągnął z kieszeni klucze. Kręcił nimi na palcu, śmiejąc się przy tym głośno.
-Nie bądź taka Ellie.
-Oddawaj klucze! – syknęła brunetka, pojawiając się obok mojego brata.
-Nie złość się tak, bo złość piękności szkodzi.
-Zachowujecie się gorzej niż dzieci z przedszkola. Daj jej te cholerne klucze – warknąłem, mając dość ich zachowania.
Blondyn denerwował jeszcze przez chwilę dziewczynę. W końcu rzucił trzymany przedmiot w jej kierunku. Dziewczyna złapała go, nie patrząc na niego.
-Jeżeli zauważę brak jakiegokolwiek alkoholu to obiecuję Ci, że tego pożałujesz.
Uniosła wysoko czoło i ignorując mojego brata zajęła miejsce naprzeciwko mnie, sięgając po worek krwi.

~Damon~

Siedziałem w salonie i piłem kolejną szklankę whisky. Wokół mnie, na podłodze, leżało pełno pustych butelek. Zastanawiałem się nad własną głupotą. Powinienem zaufać Elenie, jednak nadal boję się, że Elena zmieni zdanie, a ja znów zostanę sam. Niby interesowałem się tylko sobą przez ponad wiek, jednak była to tylko poza. Moja Księżniczka obudziła we mnie emocje, o których całkowicie zapomniałem od czasu mojej przemiany. Muszę do niej iść i poprosić ją o wybaczenie. Podniosłem się z siedzenia, a chwilę później do pensjonatu ktoś wszedł.
-Cześć, Damonie. – Brunetka przywitała się i podeszła do mnie.
-Cześć Eleno – opadłem na kanapę, a wampirzyca usiadła na moich kolanach i pocałowała mnie. Oderwałem się od niej. – Nie gniewasz się na mnie?
-Nie mogłabym.
-Czyli mam rozumieć, że wybaczasz mi moje zachowanie?
-Oczywiście.
Moja Księżniczka zaczęła rozpinać mi koszulę i po każdym odpiętym guziku obdarowywała mnie pocałunkiem. Ściągnąłem jej bluzkę, wziąłem na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Złączyłem nasze usta a nasze języki zaczęły walczyć o dominację. Odsunęliśmy się minimalnie od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Przeniosłem się na jej bark, a następnie zjechałem ustami do zapięcie jej biustonoszu i rozpiąłem go zębami.
-Kocham Cię, Eleno! – szepnąłem i pocałowałem ją w szyję.
Zadrżała i zajęła się moim paskiem. Już prawie go ściągnęła, gdy drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a w progu stał nie kto inny jak mój brat. Odsunęliśmy się od siebie, a wampirzyca zasłoniła się rękami.
-Stefan, ja… przepraszam. Nie powinnam – powiedziała przez łzy, chwyciła górną część bielizny i wybiegła z pokoju.
Spojrzałem pytająco i ze złością na brata, na co ten wzruszył tylko ramionami. Poprawiłem pasek i wraz ze Stefanem zeszliśmy na dół, gdzie czekała na nas ubrana już Elena.
-Przepraszam Stefanie. Nie powinnam była tego robić. Przepraszam…
-Za co? Za to, że omal nie przespałaś się ze swoim chłopakiem? – W ostatnie dwa słowa włożył tyle jadu ile tylko zdołał.
-No… co!? – Elena była w szoku.
-Księżniczko, co się z Tobą dzieje?
-Księżniczko?! Proszę Cię, Damonie! Nie nazywaj mnie tak.
-Zasługujesz na to, by Cię tak nazywać – powiedziałem. – Wiesz doskonale, co do Ciebie czuję.
-I sądzisz, że ja czuję to samo?
Zszokowało mnie to. Patrzyłem się na nią. Coś mi się tu nie podobało. Coś tu nie gra.
-Dla mnie liczy się tylko Stefan. Był, jest i będzie najważniejszy. Zapamiętaj to sobie. Związek z tobą był pomyłką. – Słowa Gilbertówny uderzyły we mnie. Sprawiły, że cały mój świat załamał się, a mój sen, moja bajka, został gwałtownie urwany, zostawiając za sobą szarą codzienność i ból. Osoba, którą kochałem, właściwie to nadal kocham, powiedziała słowa, które wewnętrznie mnie zniszczyły. Jak się okazało, to jeszcze nie był koniec. – Żałuję, że związałam się z Tobą i gdybym mogła cofnąć czas…
Elena nie dokończyła zdania, bo do pensjonatu wpadła nowa osoba, a była nią… Elena! Albo Katherine. Patrzyłem na obie wampirzyce zastanawiając się, która z nich jest Eleną, a która Katherine. Muszę przyznać, że ta druga, obojętnie która z nich nią była, postarała się znakomicie – wyglądała zupełnie jak moja ukochana. Obserwowałem je, próbując rozwikłać tą zagadkę, jednak przez wypity alkohol nie wychodziło mi to. Spojrzałem na dłonie dziewczyn, jednak na żadnej nie mogłem zauważyć pierścionka, który podarowałem prawdziwej Elenie.
-Co Ty tutaj robisz? – spytał sobowtór, który znalazł się tu przed chwilą.
-Mogę zadać Ci to samo pytanie – odpowiedział drugi i zaatakował pierwszego.
Walka dziewczyn trwała w najlepsze. Zarówno ja jak i Stefan nie mogliśmy ich rozdzielić. W końcu wampirzycy odzianej w sukienkę udało się pokonać przeciwniczkę oraz powalić ją na ziemię. Szybko odciągnąłem ją od leżącej i zlustrowałem ją wzrokiem. Po chwili spojrzałem na drugą wampirzycę która stała oparta o ścianę.
-Elena – szepnąłem.
-Tak? – opowiedziały obie.
Podszedłem do tej, ubranej w dżinsy oraz koszulkę i zatrzymałem się kilka centymetrów od jej twarzy. Uśmiechnąłem się do niej słodko. Na twarzy dziewczyny również pojawił się uśmiech. Szybko przyparłem ją do ściany.
-Katherine, Katherine, Katherine. Jak miło Cię widzieć – powiedziałem z sarkazmem.
-Brawo! – wykrzyknęła i zaklaskała w dłonie. Następnie odwróciła się w stronę Eleny. – Swoją drogą, Eleno, to nie spodziewałam się, że zerwiesz ze Stefanem i zwiążesz się z Damonem.
-Czasy się zmieniają. Co Ty tu robisz? – spytała ponownie Elena.
-Chciałam po uprzykrzać Ci życie i przy okazji odwiedzić stare śmieci. A skoro Klaus nie żyje, to…
-Masz nieaktualne dane, Katherine – powiedziała moja Księżniczka. – Klaus żyje i ma się całkiem dobrze. Na Twoim miejscu zdobywałabym nowsze informację na temat osób, które mnie interesują.
-A ja na Twoim miejscu pilnowałabym lepiej swojego chłopaka.
-Co masz przez to na myśli? – Elana patrzyła to na mnie, to na Kath.
-To, że omal Cię nie zdradził. Ze mną.
Elena była w szoku. Podeszła do nas i spojrzała na mnie.
-To prawda?
-Eleno…
-Tak czy nie?!
-Tak, to prawda. Ja…
Moje wyjaśnienia były na nic. Elena pobiegła na górę i po chwili wróciła z walizką w dłoni. Stanąłem przed nią i spróbowałem ponownie:
-Posłuchaj, proszę. Przepraszam. Gdybym wiedział, że to nie Ty, to nawet bym na nią nie spojrzał…
-Zostaw mnie, Damonie – odepchnęła mnie i wybiegła z domu.
-Eleno, błagam wysłuchaj mnie. Byłem pijany i zły na siebie…
-Omal nie zdradziłeś mnie z Katherine i ciągle jesteś o mnie zazdrosny! Daj mi trochę czasu. - Włożyła bagaż do samochodu i już miała wsiąść do pojazdu, jednak zagrodziłem jej drogę.
-Gdzie masz pierścionek?
Elena westchnęła i wyciągnęła przedmiot z torebki. Wyrwałem go jej i założyłem na palcu.
-Nie zdejmuj go. Jest Ci teraz potrzebny.
-Przeszkadzał mi, więc go zdjęłam. Poza tym, dzisiaj jest pochmurnie.
-A co by było, gdyby nie było? Nie chcę być brutalny, ale widzę, że muszę. Jesteś wampirzycą, Eleno. Wiem, że tego nie chciałaś, ale musisz się z tym pogodzić. Od tego nie ma powrotu.
-Skąd możesz o tym wiedzieć? Bonnie mówiła mi, że szuka…
-Gdyby była tak możliwość, to już starałbym się byś była człowiekiem…
-Żebyś mógł mnie znów zahipnotyzować?
-Nie. Zależy mi na Twoim szczęściu, a …– nim zdążyłem rozwinąć moją wypowiedź, brunetka odepchnęła moją rękę i odjechała. – … jeśli miałabyś być szczęśliwa jako człowiek, to zaakceptowałbym to – dodałem do siebie a następnie wróciłem do salonu, w którym nadal była Katherine.
-Czy Ty zawsze musisz wszystko psuć?! – ryknąłem na nią.
-Jeszcze kilka minut temu byłeś milszy.
-Jeszcze kilka minut temu moje życie było lepsze, ale nagle pojawiła się mała, wredna Pierce, która…
-Nie bądź taki i…
-Wynoś się z mojego domu – powiedziałem, jednak ta tylko się zaśmiała i poszła do góry.

~Caroline~

Obudziłam się wtulona w Tylera, który wpatrywał się we mnie z uwielbieniem.
-Kocham Cię – szepnęłam i pocałowałam go.
-Ja Ciebie też – odszepnął.
Na reszcie byłam szczęśliwa. Ty wybaczył mi moje wczorajsze zachowanie, w szkole i to, że całowałam się z Klausem. Uśmiechnęłam się do niego i po chwili podniosłam się z łóżka.
-Pojedźmy gdzieś dzisiaj. Obojętnie dokąd – zaproponowałam.
-Jeśli tylko chcesz powiedział i pocałował mnie.
Brunet wstał z łóżka i ubrał się. Ja zrobiłam podobnie. Zaczęłam się malować, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
-Miałam do Ciebie dzwonić – powiedziałam tuż po tym, jak odebrałam telefon.
-Mogę do Ciebie przyjechać?
-Co się stało?
-Damon… on i ona omal… - szepnęła zrozpaczona.
-Nigdzie nie jedź. Za pięć minut będę pod Twoim domem.
Szybko dokończyłam makijaż i wzięłam torebkę.
-Musimy przełożyć nasze plany. Elena mnie potrzebuje.
-To co ja mam robić?
-Spróbuj przekonać Matta, że Elizabeth nie jest dziewczyną dla niego.
-Aż tak bardzo jej nienawidzisz?
-Nie chcę, by Matt po raz kolejny został skrzywdzony. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. A jeślo nie chcesz jechać do Matta, możesz też jechać ze mną.
-O nie. Wybieram tą pierwszą opcję – znów mnie pocałował i wyszedł ze mną z domu.
Na zewnątrz, uśmiechnąwszy się do mnie, zniknął w niedługim czasie za zakrętem. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do przyjaciółki. Po drodze zatrzymałam się w sklepie monopolowym. Coś czułam, że wódka będzie nam potrzebna.

~Elena~

Tak jak Caroline obiecała, po upływie pięciu minut była już u mnie. Zaprowadziłam ją do swojej sypialni i opowiedziałam jej o wszystkim.
-On i Katherine, rozumiesz?! – wymruczałam na koniec i wypiłam alkohol znajdujący się w mojej szklance. – Kocham go i pewnie wybaczyłabym mu jego wczorajsze zachowanie, ale... – Dalszą wypowiedź przerwał mi dźwięk dzwonka do drzwi.
Zeszłam z Care na dół i otworzyłam drzwi. To, co ujrzałam zaskoczyło mnie. Co to było? Ogromy bukiet czerwonych tulipanów, a za nimi dostawcę kwiatów.
-Elena Gilbert? – spytał.
-Tak, to ja. O co chodzi?
-To dla Pan. – Podał mi bukiet. – Proszę podpisać w tym miejscu – powiedział, a ja złożyłam podpis na papierze.
-Od kogo są te kwiaty?
-Nie wiem, ja tylko je dostarczam. W środku jest liścik, proszę go przeczytać.
-Dziękuję bardzo.
-Dowiedzenia i miłego dnia.
-Dowiedzenia – odpowiedziałam i zamknęłam drzwi.
Włożyłam kwiaty do wazonu i wyciągnęłam liścik. Mimo iż domyślałam się od kogo one są, przeczytałam karteczkę.
-Przepraszam, Księżniczko. Przyjmij te kwiaty jako przeprosiny. Kocham Cię. D. Eleno! To urocze. Chociaż róże były słodsze – powiedziała Care, zaglądając mi przez ramię.
-Damon uważa, że róże są zbyt obcesowe i dobre do dzieci. Tulipanami, chce mi pokazać, że jego miłość do mnie jest nieśmiertelna.
-Nie chcę go bronić, jednak to naprawdę jest miłe. Gdyby Tyler chociaż co jakiś czas dał mi jakiegoś kwiatka…
-Właśnie – wtrąciłam się w zdanie mojej przyjaciółki – co u Was?
-Dobrze. Ty wybaczył mi wszystko i spędziliśmy wczoraj cudowne chwile.
-Przepraszam. Nie powinnam była do Ciebie dzwonić…
-Daj spokój, Eleno! Jesteś moją przyjaciółką. Zawsze znajdę dla Ciebie czas.
Uśmiechnęłam się do niej i przez kolejną godzinę byłyśmy zajęte rozmową na temat wad i zalet naszych chłopaków. Potem Care pojechała do Tylera, a ja wyciągnęłam z szafki butelkę jakiegoś mocnego alkoholu. Z nabytkiem w ręce, poszłam do siebie i napisałam nowy wpis w pamiętniku.

~Elizabeth~

Gdy tylko wróciłam do domu pierwszą rzeczką jąka zrobiłam, było sprawdzenie stan mojego barku. Zaklęłam, gdy zauważyłam brak dwóch butelek alkoholu. Pobiegłam do siebie i tam zaskoczył mnie porządek. W pokoju na pewno powinno nadal leżeć moje obuwie. Zajrzałam do garderoby i tam znalazłam moje buty, które zostały ułożone bez większej specjalnej kolejności. Wyciągnęłam z torebki telefon i zadzwoniłam do Klausa.
-Tak, Ellie?
-Jeśli myślisz, że dzięki porządkowi w pokoju daruję Ci koniak i tequilę, to jesteś w błędzie.
-Elizabeth, nie złość się tak. Złość piękności szkodzi. – Zaśmiał się. – Więc wiesz…
-Pogadamy jak do Ciebie przyjdę – mruknęłam i rozłączyłam się.
Zrzuciłam z siebie ubrania pierwotnej wampirzycy i wzięłam długą, relaksującą kąpiel. Następnie ubrałam się w sukienkę w kolorze kawy z mlekiem oraz w szare koturny, szary sweterek i zrobiłam szybki makijaż. Chwyciłam moją torebkę i wyszłam z domu. Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Przespanie się z Kolem z pewnością było głupie, jednak uczucia, które odczuwałam podczas naszego zbliżenia… dawno się tak nie czułam. Westchnęłam głośno i kopnęłam z frustracji kamień. Nie ma co. Nie potrafię myśleć na sucho. Potrzebuję alkoholu albo krwi. A najlepiej tych obu rzeczy. Jednak z racji, że alkohol wywołuje w moim życiu wiele niespodziewanych spraw, sprowadzamy wszystko do jednego: pora zanurzyć kły w jakimś chłoptasiu.
Zaczęłam biec, aż trafiłam pod pozostałości jakiegoś domu. Cały mój plan pożywienia się został oddalony na dalszy plan, gdy po kilku sekundach uświadomiłam sobie, gdzie się znajduję. Zamglone wspomnienia znów przeleciały mi przez umysł. Usiadłam na pozostałości po schodkach i patrzyłam na ruiny dawnego domu Salvatore’ów. Domu, który mógłby być moim (zresztą on był w pewnym sensie moim) domem. W trudem przypomniałam sobie, jak wyglądała posiadłość w 1854, kiedy przyjechałam tu, mając 4 lata. Była olśniewająca. Nawet 13 lat później, gdy przybyłam tu tuż po mojej przemianie, zachowała coś w sobie ze starego blasku, mimo zdewastowani. Ale teraz… nie. To było zbyt trudne. Oparłam się o jedyną stabilną kolumnę i zamknęłam oczy, by powstrzymać napływające do nich łzy. Nagle usłyszałam odgłos łamanej gałęzi. Poderwałam się gwałtownie i spojrzałam w tamtym kierunku. Ujrzałam 30-letniego, mężczyznę. Postanowiłam podejść do niego.
-O, dzień dobry. Mój samochód zepsuł się i szukam pomocy…
-Chętnie panu pomogę – powiedziałam i ruszyliśmy w kierunku samochodu.
Mężczyzna miał coś powiedzieć, ale nagle ja ugryzłam go. Próbował się wyrwać, jednak nie udawało mu się to. Zaczął krzyczeć i błagać mnie, żebym przestała, jednak nie interesowało mnie to, aż do czasu, gdy nie usłyszałam głosu dziecka, które wołało kogoś.
-Tato! Gdzie jesteś?
Oderwałam się od mężczyzny, a on popatrzył się na mnie. Nagle to dziecko znalazło się obok nas i stanęło przed mężczyzną, który szybko zasłonił je swoim ciałem.
-Nie rób mu krzywdy. Możesz zabić mnie, ale nie zabijaj mojego syna.
Podeszłam do nich a on z trudem cofnął się. Widziałam w jego oczach strach, co spodobało mi się. Spojrzałam na chłopca. W jego małych zielonych oczkach zalśniły łzy. Już wiedziałam co zrobię. Ponownie zerknęłam na dorosłego i wpatrzyłam się w jego oczy.
-Spotkałam Cię na ulicy z rozerwanym gardłem. Pomogłam Ci i zawiozłam Cię do szpitala.
Chłopcu wszczepiłam tą samą myśl, a potem szybko uporałam się z autem i zawiozłam ich do szpitala. Po jakiś pięciu minutach wyszłam i ruszyłam na spacer. Doszłam do parku, gdzie ujrzałam Elenę, siedzącą samotnie na ławeczce. Podeszłam do niej i przysiadłam się obok.
-Widzę, że zmieniłaś fryzurkę.
-Musiałam je podciąć, bo przez Ciebie wyglądałam co najmniej dziwnie.
-Piłaś coś – stwierdziłam z rozbawieniem.
-Nawet jeśli to co? To nie ja piłam z Pierwotnymi.
-I to nie Ty przespałaś się z jednym z nich.
-Co powiedziałaś? – Elena była w szoku.
-Nic. Co się stało?
-Nic. Zresztą, czemu miałabym Ci coś mówić?
-Bo jestem siostrą Twojego chłopaka i siostrą Twojego byłego chłopaka?
-A przy okazji jesteś również nieobliczalną wampirzycą?
-Nie przesadzajmy – mruknęłam i zaśmiałam się. – To jak? Powiesz mi, co się stało?
-Jeśli Ty wyznasz mi, co robisz w Mystic Falls.
Nie wiem dlaczego, ale te słowa skłoniły mnie do powiedzenia prawdy. A przynajmniej części z niej.
-Potrzebuję krwi Stefana…
-To już wiemy – przerwała mi.
-Ale nie do własnych celów. Tylko krew jego i Damona może mi pomóc w uwolnieniu pewnej osoby. Krew Damona została już przekazana odpowiednim osobą, ale krew Stefana… to będzie trudniejsze. Muszę ją mieć. Po prostu muszę.
-Nie mogłaś tak od razu?
-Nie. I tak nasze relację były by tak samo skomplikowane. Zresztą i tak nie zrozumiesz. Nikt tego nie zrozumie. Twoja kolej.
-Pokłóciłam się z Damonem. On jest chorobliwie o mnie zazdrosny. Denerwuje mnie to, bo on stara się mnie ograniczać. Zmieniłam się, ale chcę mieć możliwość wyboru, rozumiesz? Nie umiałabym go zranić, wiem jak by go to bolało. Nie mogłabym tak postąpić. Chciałam z nim o tym porozmawiać dziś rano, ale w pensjonacie pojawiła się Katherine i dowiedziałam się, że on i ona… – Dalszej części wypowiedzi nie dane było mi usłyszeć, bo Elena załkała.
-Katherine? Czego ona znów tu szuka?
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Najważniejszy jest dla mnie fakt, że ona i on… że… pn… Damon i Katherine… oni – zaczęła i wzięła kilka oddechów dla uspokojenia. – Oni prawie się ze sobą… – Elena ponownie przerwała. Miałam ochotę na nią warknąć, jednak powstrzymałam się. – Przespali – dokończyła, a z jej oczu popłynęły łzy.
-Żartujesz! – wykrzyknęłam, a ta powiedziała, że to prawda. – A jak zareagował Damon, gdy Cię zobaczył?
-Gdy się go spytałam, czy to prawda, to potwierdził to. Potem ja wybiegłam, a on próbował mi to wszystko wyjaśnić. Zamiast tego ja wściekłam się na niego jeszcze bardziej.
-Odpowiedz sobie na jedno pytanie: Czy zerwiesz z nim? – Zaskoczyłam ją tym pytaniem.
-Ja… nie wiem. Nie. Nie byłabym wstanie tego zrobić. Tak mi się wydaje.
-Tak więc poczekaj, aż emocje opadną i wtedy porozmawiaj z nim. Na spokojnie. Wiem, że teraz może wydawać Ci się to głupie, jednak dajcie sobie kilka dni.
-Dzięki. Nie jesteś aż taka zła jak mi się wydawało.
-A widzisz. Nie oceniaj książki po okładce – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej, a następnie wstałam i podałam jej rękę.
Elena podciągnęła się, po czym poszliśmy pod jej dom. Przez niemal całą drogę dziewczyna narzekała na swoje życie. Szczerze? Jakoś mi to nie przeszkadzało. Miło było oderwać się od swoich problemów i skupić się na innych. Gdy już wyrzuciła z siebie wszystkp co ją niepokoiło umilkła i spojrzała na mnie z przyjaźnie i zaśmiała się niespodziewanie. Tak. Gilbert zdecydowanie coś piła. Odprowadziłam ją pod drzwi i gdy się upewniłam, że jest już w domu pobiegłam do pensjonatu.
-Czyś Ty do reszty oszalał?! – wrzasnęłam na Damona, który nawet nie raczył odwrócić się w moją stronę.
-O czym ty do cholery mówisz?!
-O czym!? O tym, czego omal nie zrobiłeś Elenie!
-Widzę, że już wiesz. Dlaczego nagle interesuje Cię moje życie? – spytał i popatrzył się w moją stronę. W jego oczach widziałam ból. Usiadłam obok niego.
-Damon. Jesteśmy rodziną. Gdy się o tym dowiedziałam, to też nie mogłam w to uwierzyć. Kilka miesięcy zajęło mi uporanie się z faktem, że byłam całkowicie obcą osobą w domu, który uważałam za własny. Nie potrafiłam się otrząsnąć z faktu, że już nigdy nie będę miała okazji poznać mojej prawdziwej rodziny. Na szczęście, w końcu dowiedziałam się prawdy o was i znalazłam was. Więc wiesz, na swój pokręcony sposób martwię się o Ciebie i Stefana. Nawet jeśli omal przeze mnie, nieświadomie, zniknąłeś z tego świata – wyrzuciłam z siebie i dałam mu sójkę w bok. – Więc? Czemu to zrobiłeś?
-Byłem pijany. Zresztą nadal jestem. – Zapatrzył się w ogień w kominku i napił się whisky ze szklanki. – Pomyliłem je. Byłem głupi. Jeśli ją stracę, to… – Damon zamilkł.
-Będzie dobrze, braciszku, będzie dobrze. Zobaczysz, między wami wszystko się ułoży. Jesteście dla siebie stworzeni.
-Dzięki.
-Nie ma za co – powiedziałam i przytuliłam go.
Instynktownie czułam, że on teraz tego potrzebuje. Bliskość osoby, która Cię rozumie zawsze działa pozytywnie. Damon ponownie mi podziękował, a ja uśmiechnęłam się. Co jak co, ale nie na darmo kończyłam psychologię jakieś 20 lat temu.
-Widzę, Damonie, że szybko znalazłeś sobie pocieszenie. – Spojrzałam z pogardą na stojącą wampirzycę, nie racząc się nawet oderwać od brata, który zamierzał już coś powiedzieć.
-Och zamknij się, Katherine – warknęłam, odsuwając się od brata i podbiegłam do niej. – Wkurzasz tylko innych i potem masz problemy.
-A jak zareaguje Elenka, gdy dowie się, że jej kochany Damonek przytulał się z jakąś nieznaną wampirzycą? – W tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Damon po chwili do mnie dołączył.
-Elena nie obrazi się o Elizabeth – powiedział i zapewne nalał sobie do szklanki whisky.
-Skąd ta pewność? – Katherine nadal starała się znaleźć na nas jakiegoś haka.
-Widzę, że poznałaś już Elizabeth. Naszą... – Stefan miał problem, by wydusić z siebie słowo siostra, więc postanowiłam dokończyć to za niego.
-Spokojnie, rozumiem co czujesz, Damonie. No więc, Kath, właśnie miałaś okazję poznać jakże uroczą… – Obaj bracia prychnęli w tym samym momencie. – …młodszą siostrzyczkę braci Salvatore, Elizabeth.
Wampirzyca patrzyła na mnie jak na wariatkę, ale widząc, powagą na twarzach wampirów powiedziała tylko:
-Jak to możliwe?
-Nie Twój interes. Najważniejsze jest to, że rujnujesz im życie.
Katherine stała jeszcze przez kilka chwil w miejscu, po czym wybiegła z pensjonatu. Usiadłam ponownie obok Damona i wyrwałam mu butelkę.
-Powinieneś ograniczyć alkohol, skoro robisz po nim rzeczy, których później żałujesz.
-Siedź cicho i napij się ze mną.
-Lepiej nie, bo znów obudzę się w łóżku któregoś z Pierwotnych – mruknęłam.
-Co zrobiłaś?
-Nic, nic.
-Elizabeth, coś Ty zrobiła?!
-Nic takiego. Pamiętaj, że wszystko będzie dobrze – uściskałam go ponownie i nim którykolwiek z nich zdążył zareagować wybiegłam z pensjonatu.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział X – Naprawdę jesteś zazdrosny?!

Human

~Elena~

Wczorajszą imprezę, można zaliczyć do… udanych. Jeśli nie liczyć faktu, że omal nie zabiłam człowieka i, że pokłóciłam się z Damonem. Zabawa trwała w najlepsze, jednak nagle Damon na chwilę zniknął. W tym czasie podszedł do mnie jakiś chłopak i poprosił do tańca. Z racji, że wypiłam już trochę i nie miałam z kim zatańczyć zgodziłam się i przetańczyłam z nim dwie piosenki. Gdy się odwróciłam, w swoje ramiona porwał mnie mój ukochany. Powiedział, że nie spodobał mu się fakt, że tańczyłam z kimś innym. Na to ja mu odparłam, że mogę tańczy z kim chcę i on, nie powinien mi tego zabraniać. Wtedy on znów powiedział mi to samo. Zdenerwowałam się i powiedziałam mu, że taniec z innym chłopakiem to nic złego, oraz, że kocham tylko go, więc nie ma powodów do niepokoju. Mruknął coś pod nosem, z czego zrozumiałam tylko jedno słowo zdrada. Spowodowało to, że nie odzywaliśmy się do siebie i tańczyliśmy z innymi osobami. Jakąś godzinę później wyszłam z lokalu by odetchnąć i wtedy poczułam zapach krwi. Rzuciłam się na jakiegoś nastolatka, który krwawił z rozciętej ręki. W wampirzym tempie znalazłam się przy nim i po chwili wbiłam w niego kły. Jego krew mnie wołała. Błagała, bym pożywiła się, co mój umysł przyjął z największą przyjemnością. Czułam, jak czerwony płyn wypełnia mój organizm, dając mi przy tym taką euforię, jakiej jeszcze nigdy nie czułam.
Nagle wszystko się skończyło. Chłopak upadł na ziemię, a ja stałam trzymana w żelaznym uścisku. Próbowałam mu się wyrwać, by znów zanurzyć kły w jasnej szyi mojej ofiary.
-Spokojnie, Eleno. – Głos bruneta dochodził do mnie z oddali. – Oddychaj powoli przez usta. Pomyśl o nas – Damon obrócił mnie w swoją stronę i wpatrywał się w moje czekoladowe tęczówki.
Jakaś część mnie chciała ignorować jego słowa i dokończyć posiłek, jednak druga, ta bardziej rozważna, mówiła, że mam posłuchać mężczyzny. Postanowiłam wybrać tą drugą wersję i wsłuchując się w to, co mówi. Powoli dochodziłam do siebie.
-Przepraszam – szepnęłam.
-Nie masz za co przepraszać. Tak już jest w naturze, ktoś jest drapieżnikiem, a ktoś ofiarą – mówił spokojnie.
-Prawie zabiłam niewinnego człowieka.
-Jednak powstrzymać się – powiedział Damon, co było kłamstwem. Wcale nie powstrzymałam swojego pragnienia.
-Nie. To Ty mnie powstrzymałeś.
-Ciii, Księżniczko. Będzie dobrze. Zaraz sprawię, że zapomni o tym.
Tak jak obiecał, tak zrobił. Usiedliśmy na ławeczce kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie Damon pomógł mi się doprowadzić do porządku. Pogodziliśmy się i po jakiś 30 minut znów bawiliśmy się na imprezie. Z początku było mi ciężko dojść do siebie, jednak po kilku kolejkach szkockiej zapomniałam o tym i odprężyłam się.
Do domu wróciliśmy o czwartej nad ranem, lądując w łóżka wampira. Wiadomo jak skończyła się nasza noc.
Rano obudził mnie głos Caroline. Ubrana się tylko w dolną bieliznę i koszulę Damona, zbiegłam ze schodów. Kilka sekund później obok mnie pojawił się Damon i spytał się, o co chodzi. Gdy dowiedziałam się, że mój największy wróg jest znów w swoim ciele, opadłam na kanapę.
-Od kiedy o tym wiesz? – spytał oponowany Damon.
-Od kilku minut. Wracałam z zakupów, gdy nagle pojawił się koło szkoły.
-Coś Ci zrobił? – odezwałam się cicho.
-Nie. Zaskoczył mnie tylko. Starał się być przyjazny, co mnie zskoczyło. Nie sądziłam, że on zna to słowo i…
-Musicie tak krzyczeć? – rzucił Stefan, pojawiając się w salonie. – Przez was nie da się spać. Najpierw wasze harce, teraz to. Poza tym, moglibyście się ubrać. Nie jesteśmy w…
-Och zamknij się, Stefan! Mamy ważniejsze problemy na głowie, niż Twoje złe samopoczucie. Klaus wrócił– warknęłam, jednak i tak pociągnęłam Damona do góry. Stefan miał odrobinę racji – powinniśmy się ubrać.
Naciągnęłam na siebie dżinsy i ubrałam górną część bielizny, na którą założyłam koszulę Damona. Wampir tymczasem ubrał się w czarną koszulkę. Włożyłam jeszcze buty i razem z moim ukochanym zeszłam na dół. Usiedliśmy wszyscy w salonie.
-Wiesz może, czego on chce? – zadał pytanie Stefan
-Niestety.
-Care?
-Tak, Eleno?
-Od jak dawna on tutaj jest?
-Nie mam pojęcia. – Caroline sfrustrowana opuściła głowę.
-Zadzwonię do Bonnie – powiedziałam i wybrałam numer do dziewczyny.
-Nie odbierze, próbowałam.
Mimo słowom przyjaciółki i tak zadzwoniłam do czarownicy, jednak ta nie odebrała. Spróbowałam ponownie. I znów nic. Po 5 próbie skontaktowania się z Bonnie dałam sobie spokój i zaczęłam rozmawiać z blondynką. Przegadałyśmy z dwie godziny. Kiedy miała już wychodzić, nagle zadzwonił mój telefon. Okazało się, że dzwoni mulatka. Włączyłam głośnik i od razu, wraz Caroline, zaczęłam na nią krzyczeć. Uspokoiłyśmy się dopiero, gdy dowiedziałyśmy się, że była w szpitalu. Gdy spytałyśmy się jej, od kiedy Klaus jest w swoim ciele i ona wyznała nam, że już kilka dni, znów zaczęłyśmy się na nią wydzierać. Na swoją obronę powiedziała, że nie chciała mówić tego przez telefon, przeprosiła nas i rozłączyła się.
-Muszę ratować mój związek z Tylerem! Mam nadzieję, że mi wybaczy, gdy dowie się prawdy.
-Na pewno – odparłam i przytuliłam ją. – Jeśli Cię kocha, a tak jest na pewno, to wybaczy. – Pocałowałam przyjaciółkę w policzek, odprowadziłam kawałek, po czym wróciłam do pensjonatu.
-Czas na integrację! – krzyknął Damon, gdy tylko pojawiłam się w drzwiach.
-O co Ci znów chodzi? – spytał Stefan, popijając whisky.
-Czas na spotkanie z najnowszą wampirzycą w Mystic Falls, tudzież naszą siostrą – wyjaśnił cierpliwie starszy z braci. – Za dziesięć minut widzę was na zewnątrz.
Zeszłam do piwnicy i wypiłam worek 0RH-. Później poszłam do góry i ubrałam się w fioletową bluzkę z krótkim rękawkiem, czarny sweterek, niebieskie rurki oraz czarne sandałki na niskim obcasie. Przeczesałam włosy szczotką, naniosłam na twarz odrobinę pudru, pociągnęłam rzęsy tuszem i pomalowałam usta wiśniowym błyszczykiem. Chcąc zaoszczędzić sobie drogi, wyskoczyłam na zewnątrz przez okno i zajęłam miejsce obok starszego Salvatore. Gdy tylko to zrobiłam, wampir ruszył.
-Nie czekamy na Stefana?
-Powiedział, że pojedzie swoim samochodem.
-W sumie tak będzie lepiej. A skąd zdobyłeś jej adres?
-To Mystic Falls, tu każdy wie gdzie ktoś mieszka, nawet, jeśli ten ktoś dopiero co się wprowadził. Poza tym, pojawianie się nowej osoby w tak małych miasteczkach wywołuje poruszenie.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Ale nie takiej niezręcznej, tylko takiej przyjemnej. Po chwili znaleźliśmy się na miejscu. Znałam to miejsce bardzo dobrze. Kiedy miałam z pięć lat, to wraz z przyjaciółmi często przychodziłam tutaj w odwiedziny do pani Robins. Starsza pani po śmierci swojej jedynej córki i jej męża mieszkała tu sama, do czasu, aż zmarła jakieś 8 lat temu. Od tego czasu mieszkała tu jedna rodzina, jednak wyprowadziła się ona jakieś dwa lata temu, a dom od tego czasu stał pusty.
Damon wyszedł z samochodu jako pierwszy, obszedł pojazd, po czym podał mi rękę pomagając mi wysiąść. Przez ten czas, na podjazd podjechał Stefan. Weszliśmy bez pukania do środku i zamarliśmy.
Na fortepianowym krześle siedziała śmiertelnie blada Elizabeth, a za nią stał Klaus, który trzymał krwawiący nadgarstek przy ustach wampirzycy. Gdy Pierwotny uznał, że dziewczyna wypiła wystarczającą ilość krwi jego krwi, odsunął swoją rękę, chwycił płaszcz i powiedział:
-Jesteś moją dłużniczką.
-Dłużniczką? Zapomnij, nikt nie kazał Ci tu przyjść. Poza tym, teraz jesteśmy na równi.
-Chciałabyś – mruknął, po czym złapał książkę, którą rzuciła w jego kierunku siostra braci Salvatore i położył ją na kanapę. – Do zobaczenie Ellie.
-Elizabeth – warknęła, na co on się zaśmiał.
-Do zobaczenia. No i nie zapomnij podziękować mojemu bratu. – Klaus wyszedł z domu głośno się śmiejąc, a my usiedliśmy na obitych czarną skórą meblach.
-Co to miało znaczyć? – spytał mój chłopak.
-Nie wiesz, że jeśli idzie się do obcego domu to się puka? – Elizabeth spojrzała na nas zła.
-Co on tu robił? – Damon nie dawał sobie spokoju.
-Nie widziałeś? Dawał mi swojej krwi.
-Dlaczego? – Starszy Salvatore dalej drążył temat.
-To chyba oczywiste. Czego tutaj szukacie? – spytała ostro brunetka.
-Spokojnie. Ja i Stefan z Tobą porozmawiać – mruknął niebieskooki.
-Musimy teraz?
-Tak musimy – odparł młodszy z braci.
-Co chcecie wiedzieć?
Damon i Stefan w tym samym momencie zadali swoje pytanie. Pierwszy chciał wiedzieć, skąd dowiedziała się prawdy, a drugi, jak stała się wampirem. Zielonooka westchnęła i obróciła się tyłem do nas. Prawą ręką zaczęła wygrywać jakąś znaną mi melodię. Kontynuowała tą czynność przez kilka najbliższych sekund. W końcu, gdy Damon miał coś powiedzieć ona przestała grać i obracając się do nas, zaczęła opowiadać.

Retrospekcja,
Anapolis, 28.11.1867 rok
Wracałam właśnie z balu zaręczynowego mojej najlepszej przyjaciółki – Rose – pieszo do domu. Tak naprawdę miałam wracać karetą, jednak wypiłam zbyt dużo wina, więc postanowiłam się przejść. Przecież nie mam daleko do posiadłości mojego wujostwa – góra 2 minuty spaceru przez las. Byłam już prawie pod domem, gdy nagle coś zaszeleściło w krzakach za mną. Obróciłam się i ujrzałam dzikie zwierzę, które zaszarżowało prosto na mnie. Czułam ból na całym ciele. Czułam, jak po moim ciele spływa krew. Czułam, jak kły zwierzęcia zatapiają się we mnie. Krzyczałam. Nagle to coś zniknęło, a w odległości kilku kroków dostrzegłam zarys męskiej postaci. Potem była już tylko ciemność…
Ocknęłam się w swoim pokoju, gdy na dworze zaczęło świtać. Czułam się niezwykle silna. Silniejsza, niż powinnam się czuć po ataku. Wszystko wydawało się inne niż wcześniej. Wstałam gwałtownie i przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie tylko bawełnianą koszulę nocną a moje blade ciało pokrywała niezliczona ilość kawałków materiału, na której widać było plamy krwi. Po chwili wahania zaczęłam powoli odwijać pierwszy z opatrunków,, bojąc się tego, co mogę tam ujrzeć. Jakież czekało mnie zaskoczenie, gdy materiał opadł na ziemię, a tam, gdzie powinny być czerwone ślady była tylko moja skóra. Skóra, która nie miała żadnych ran czy siniaków. Wyglądała ona tak, jakby wcześniej nic się nie stało. Zaskoczona odwijałam inne bandaże. Gdy odwinęłam wszystkie, przekonałam się, że nie mam żadnych śladów po wypadku. Zeszłam na dół i udałam się do salonu, gdzie na kanapie siedziało moje wujostwo.
-Dzień dobry – powiedziałam, a oni odwrócili się gwałtownie. – Co się stało?
-Mogłabym Cię spytać o to samo – odpowiedziała mi ciotka. – To nie możliwe, byś tak szybko wyzdrowiała, chyba, że… – Nie dokończyła, tylko szybko znalazła się przy mnie. – Od kiedy stałaś się tym czymś?!
-Ale, o co cioci chodzi?
-Nie udawaj, że nie wiesz! Nie możesz już z nami żyć – krzyknęła.
-Ale ja… – zdezorientowana, nie wiedziałam co powiedzieć.
Ciotka nadal uważała, że kłamię i nim ja czy mój wujek zdążyliśmy zareagować, ciotka wyciągnęła skądś kawałek drewna, który wbiła mi go prosto w serce. Przeraźliwy ból znów zaczął szaleć po moim ciele. Nie wytrzymałam i upadłam. Wokół mnie znów nastała ciemność…
Usiadłam gwałtownie i dotknęłam miejsca, gdzie znajdowało się moje serce. Co dziwne nie było w nim dziury. Spojrzałam na zebranych w salonie ludzi – ciotce, wujku i pewnemu mężczyźnie. Wszystko było zupełnie inne niż wcześniej. Widziałam wyraźniej, słyszałam jakieś trzepotania. Jedne bardziej wyraźniej, inne delikatnie slabiej. Moje gardło paliło mnie niemiłosiernie.
-Elizabeth? Ja… przepraszam. Ja… myślałam, że jesteś jedną z nich i…
-Teraz już jest – wtrąciła się nieznana mi osoba i zbliżyła się do mnie. – Przepraszam, że to się stało, jednak słyszałem w nocy jak cierpisz. Tylko tak mogłem pomóc. Nie chciałem, by tak się stało.
-Ale o co chodzi?
-Podałem Ci swoją krew. Nie śmiej się – powiedział, gdy to zrobiłam. – To prawda. Jestem wampirem i teraz Ty również niż jesteś. Właściwie będziesz nim, jeśli dokończysz przemianę.
Znów zaczęłam się śmiać i spojrzałam na niego z politowaniem, jednak gdy tylko ujrzałam jak jego twarz się zmienia, jak jego kły wysuwają się, jak oczy mu czerwienieją, jak pojawiają mu się żyłki wokół oczu, zmarłam. Dowiedziałam się, że stałam się wampirzycą, bo umarłam mając w sobie krew tej istoty. Chciałam zaatakować moją ciotkę, jednak wiedziałam, że jest jeszcze coś, o czym nie wiem. Przypomniałam im o sytuacji, gdy kiedyś podsłuchałam ich rozmowę. Ciotka patrzyła to na mnie, to na mojego wujka.
-Ona musi wiedzieć. Lepiej usiądź, Ellie. – Zrobiłam to. – Chodzi o to, że tak naprawdę to nie jesteśmy Twoją rodziną. Twoją rodziną jest mieszkająca w Mystic Falls rodzina Salvatore.
Byłam w szoku. Nagle dowiedziałam się, że moja matka nie jest moją matką. Kobieta, którą uważałam za moją rodzicielkę, długo nie mogła mieć dzieci. W końcu do miejscowości, w której ona mieszkała, przybyła moja biologiczna matka w celu poprawy stanu zdrowia. Poprawy były, jednak ona znów się źle poczuła, więc wróciła z moją przybraną matką do tego Mystic Falls. W niedługim czasie ja przyszłam na świat, jednak zarówno ja jak i Mary, bo tak nazywała się moja biologiczna matka, byłyśmy słabe. Do domu przybyli moi bracia, ale powiedziano im, że ja i Sophie (moja druga mama) pojawiłyśmy się w posiadłości Salvatore’ów, bo nasza kareta miała wypadek. W niedługim czasie Mary zmarła, a ojciec (ten prawdziwy) nie mógł znieść mojego podobieństwa do Mary i spróbował mnie zabić. Na szczęście, Sophie przybyła i powstrzymała go w ostatniej chwili, mówiąc, że może się mną zająć. Kilka dni później do miasta przybył mąż Sophie i wraz z nimi wróciłam do miejscowości, w której mieszkałam aż do czasu ich śmierci.


-Później dokończyłam przemianę, a ten wampir wymazał im pamięć, dzięki czemu moja rodzina zaczęła sądzić, że zginęłam w tym ataku. Później ja i ten wampir wynieśliśmy się z Anapolis.
-Czegoś nie rozumiem. Skąd ten wampir wziął się u Ciebie? – powiedziałam i spojrzałam na brunetkę. – I co się stało z Twoimi rodzicami?
-Gustav, bo tak on miał na imię, był u nas przypadkiem. Akurat był na tarasie domu z moim wujostwem, gdy usłyszeli mój krzyk. To właśnie on mnie znalazł, jednak wiedział, że jeśli od razu poda mi swoją krew, to ludzie zaczną coś podejrzewać, więc zaniósł mnie do domu. Jednak później ponoć czułam się okropnie i Gustav podał mi swoją krew. Jakieś dwa miesiące później rozdzieliliśmy się. A jeśli chodzi o moich rodziców, to zostali zabici przez wampiry, a ja i mój brat trafiliśmy do siostry mojej mamy. Jednak do dziś nie wiem, czemu one ich zabiły. Podejrzewam jednak, że to ma jakiś związek ze mną. – Pomiędzy nami zapanowało milczenie.
-A więc jak pierścionek trafił w Twoje małe i przebiegłe ręce? – spytał nagle Damon, przerywając niezręczną ciszę.
-Mam go odkąd pamiętam, ponoć dostałam go w dniu urodzin. Gdy podrosłam na tyle, by nie spadał mi z palca, zaczęłam go nosić. Później okazało się, że może on chronić od słońca i jak widać robi to.
-Ten Gustav w tym Ci pomógł? – spytałam.
-Nie – powiedziała i ciężko wstała. – Chcecie się czegoś napić? – Popatrzyła na nas, jednak każdy z nas pokręcił głową. – Wasza strata – stwierdziła i poszła do kuchni.
-No więc? – Ponaglił ją Stefan, gdy ta zajęła na powrót swoje miejsce.
-Z półtora roku po przemianie zamieszkałam w Chicago. Tam, podczas nocnego spaceru, natknęłam się na wampira. Z początku obawiałam się go, jednak w miarę rozmów zbliżyliśmy się do siebie. Któregoś dnia dowiedziałam się, że można chodzić w słońcu, jednak trzeba mieć lapis lazuli. Gdy Elijah Mik…
-Ten Elijah? – wtrąciłam się.
-Tak, dokładnie ten Elijah. Elijah Mikelson. No więc, Elijah był święcie przekonany, że na pierścionek jest już rzucony czar. Gdy się dowiedział, że tak nie jest, opowiedział mi o tym i zabrał mnie do Bostonu, gdzie jego znajoma czarownica rzuciła czar na to o to cacko – uniosła dłoń, na której tkwił srebrny krążek z dużym niebieskim oczkiem i dwoma mniejszymi, również niebieskimi kamykami. – Następne pięć lat spędziłam właśnie z nim. Przez ten czas nauczyłam się kilku rzeczy, jednak nasze drogi się rozeszły. Coś jeszcze?
-Skąd znasz Klausa? – To pytanie nie dawało mi spokoju odkąd zauważyłam ich razem.
-Poznaliśmy się w Londynie, na kilka lat przed wybuchem drugiej wojny. Byłam akurat na polowaniu, gdy na mojej drodze pojawił się Klaus. Zapolowaliśmy razem i później co jakiś czas na siebie wpadaliśmy. Muszę przyznać, że imponował mi siłą, niezależnością i bezwzględnością. On również we mnie coś dostrzegł i zaprzyjaźniliśmy się. – Damon zaśmiał się z ironicznie, a wampirzyca popatrzyła na niego ostro. – W każdym razie, kilka tygodni przed wybuchem wojny usiłował mnie zabić, jednak nie udało mu się to i parę dni później upozorowałam własną śmierć. – Elizabeth na to wspomnienie uśmiechnęła się.
-I jak poszło? No wiesz, to upozorowanie? – spytałam zaciekawiona.
-Udało mi się, oczywiście. Całość była tak efektywna, że nawet Klaus w niego uwierzył, a dodam, że był w pobliżu. Niestety, Klaus dowiedział się, że to wszystko było udawane, więc znów użyłam tej sztuczki. Wszystko byłoby świetnie, ale kilka dni temu natknęłam się na niego w Mystic Grillu. I wiecie co? Nik nie próbował mnie zabić. To wszystko?
-Nie – powiedział Stefan. – Do czego potrzebujesz mojej krwi?
-O tym opowiem wam kiedy indziej. Teraz ja chciałabym się czegoś dowiedzieć.
-Pytaj. – Damon spojrzał na brunetkę i uśmiechnął się przez chwilę.
-Co masz do mojego pierścienia?
-Wiesz, matka była bardzo do niego przywiązana. Z tego co wiem, dostała go krótko po ślubie i nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek go zdejmowała. Przywykłem już do tego, że znajdował się on tylko na palcu Mary. Zaskoczyło mnie, że zdobi teraz Twoją rękę. Nie wspominam już o tym, co z nim zrobiłaś.
-Gdyby nie on prawdopodobnie nie stałabym teraz przed wami. Jest jeszcze coś co chcecie wiedzieć?
-Raczej nie – odpowiedział niebieskooki i wstał z kanapy. Chwilę później ja i Stefan zrobiliśmy to samo.
-Gdyby coś się wam przypomniało, wiecie gdzie mnie szukać – rzuciła i odprowadziła nas do drzwi.

~Klaus~

Wieczorem wraz z Kolem udałem się do Mystic Grilla. Zajęliśmy miejsce i zamówiliśmy po kieliszku tequili, gdy nagle do lokalu wpadła Elizabeth. Mój brat zerwał się z miejsca, pomógł jej ściągnąć czarną skórzaną kurtkę i przyprowadził ją do naszego stolika.
-Znowu Ty? – spytała, zajmując miejsce naprzeciw mnie.
-Ciebie też miło widzieć – powiedziałem. – Powinnaś kogoś przeprosić.
Wampirzyca prychnęła. Ogarnęła pasmo włosów znad czoła, po czym splotła ramiona na piersiach.
-Nikt nie kazał mu mówić, że zostałam ugryziona.
-Jednak mimo to, Elijah chciał dobrze – przyznał mi rację Kol.
-Dzięki. – Ellie zrobiła naburmuszoną minę.
-Ale awanturę zrobiłaś niezłą – stwierdziłem, a dziewczyna się roześmiała. – Wpadłaś, zaczęłaś krzyczeć, nie pozwalać się mu do siebie zbliżyć, zniszczyłaś ten beznadziejny wazon, za co jestem Ci wdzięczny, po czym jeszcze bardziej wściekła wypadłaś. Pozwól mi zgadnąć, byłaś na polowaniu.
-Nawet mi o nim nie przypominaj. Nie dość, że podarłam ulubioną bluzkę, to jeszcze nie znalazłam nic ciekawego. Jacyś dwaj marni turyści, którzy, prawdę mówiąc, nie zaspokoili moich potrzeb i teraz pewnie są w szpitalu. Jeszcze kilka takich akcji i będę musiała jechać poza miasteczko – wyrzuciła z siebie i zamówiła dla siebie lampkę czerwonego wina. – Ale to może być całkiem ciekawe. Pojadę Eosem* i zatrzymam się na poboczu – zaczęła. – Będę udawać, że samochód się zepsuł, a wtedy obok będą zatrzymywać się chłopacy, więc będę mogła udawać małą i bezbronną dziewczynkę, a wtedy zacznie się zabawa – mówiła coraz bardziej nakręcając się na swój plan. – Dlaczego mi pomogłeś? – spytała, poważniejąc nagle.
-Lubię Cię denerwować i można by rzecz, że Elijah Cię wychował. On nadal się o Ciebie troszczy, więc zdecydowałem się na pomoc.
Przez chwilę miedzy nami panowała cisza. Już miałem coś powiedzieć, gdy nagle podszedł do nas Donovan i spojrzał na brunetkę.
-Możemy porozmawiać?
-O co chodzi?
-Na osobności. – Dziewczyna westchnęła wstając i odeszła od stolika. – Wszystko w porządku?
-O co chodzi? – powtórzyła brunetka.
-Elena powiedziała mi, co się stało.
-Co Cię to interesuje? Czyżby ślad już niknął?
-Czy Twoje zachowanie było wynikiem ugryzienia? – Chłopak zignorował dalszą wypowiedź wampirzycy, a ona sama przez chwilę siedziała cicho.
-Tak – powiedziała w końcu.
-Kłamie – stwierdziłem.
-Przymknij się – syknął Kol.
-Zrobiłabyś to ponownie? – Spytał.
-Nie – zaprzeczyła, jednak tym razem miałem problem, by stwierdzić, czy to kłamstwo, czy nie.
-Zaczynamy od nowa? – zaproponował, wyciągając w jej kierunku rękę.
-Jeśli chcesz – powiedziała, ściskając rękę chłopaka.
Elizabeth porozmawiała jeszcze chwilę, po czym pożegnała się z blondynem i podeszła do nas.
-Nie ładnie kłamać – wypomniałem jej.
-To nie Twój interes, Klaus – mruknęła i zamówiła whisky.
Przez następne dwie godziny siedzieliśmy i piliśmy kolejne butelki alkoholu. W tym czasie do środka wpadł Damon z Eleną, którzy gdy ujrzeli naszą trójkę, zdziwili się, jednak zachowali spokój, mimo, że widać było po nich, że są zszokowani. Po pewnym czasie Elle wyrwała na parkiet Kola, a ja zacząłem obserwowałem tańczące pary. Obok mnie pojawiła się jakaś blondynka i po chwili poruszaliśmy się w rytmach nowych utworów. W połowie którejś z kolei piosenki zamieniłem się miejscami z bratem. Po opływie pół godziny poszliśmy usiąść i wtedy dojrzeliśmy Salvatore, kłócącego się z Gilbertówną.
-Naprawdę jesteś zazdrosny?!
-Tak!
-Przecież mówiłam Ci, że tylko Ty się liczysz!
-To nie tańcz z innymi.
-Daj spokój, do cholery, Damon! Ja nie robię Ci wywodów, gdy tańczysz z kimś innym. Uszanuj więc to, że i ja czasem chcę zatańczyć z kimś innym niż z Tobą.
-Eleno…
-Nie! – Dziewczyna odwróciła się na pięcie. – Nie idź za mną – dodała, gdy brunet poszedł za nią i wybiegła z baru.
Elizabeth zaczęła się śmiać i wlała sobie do kieliszka złocistego płynu, po czym podeszła do Damona. Poklepała go po ramieniu, a następnie opróżniła jego kieliszek. Uśmiechnęła się do niego i zaczęła z nim rozmawiać, popijając wraz z nim butelkę whisky. Jakąś godzinę później chłopak wyszedł, a dziewczyna wróciła do nas i wypiła pozostałą zawartość, leżącej obok nas butelki. Jakieś dwie godziny później zielonooka była już nieźle wstawiona, jednak wciąż dobrze się trzymała.
-Wiesz co, Klaus? Dziękuję.
-Nie wierzę – burknąłem, czując, że alkohol zaczyna uderzać mi do głowy. – Ellie dziękuje mi za coś.
-Elizabeth – przypomniała mi. – Ellie wywołuje u mnie wspomnienia, o których chciałabym zapomnieć – powiedziała, robiąc po każdym wyrazie kilkusekundową przerwę.
-A ja muszę Cię przeprosić.
-Za co? – Wampirzyca była zaciekawiona.
-Za próbę zabójstwa Ciebie. Dowiedziałem się, że chcesz mnie zabić. A wiesz jak postąpić w takiej sytuacji? Najprościej i najlepiej jest pozbyć się tej osoby. Jakieś dwa lata po Twojej udawanej śmierci dowiedziałem się, że to nie Ty chciałaś mnie zabić. Niedługo później znalazłem tą dziewczynę, która chciała się mnie zlikwidować i pozbyłem się jej. Gdy dowiedziałem się, że jednak żyjesz, chciałem Ci to wyjaśnić, jednak upozorowałaś samobójstwo – wyjaśniłem niechętnie. – Mam propozycję – zacząłem, po chwili przerwy. – Rozejm? Kiedyś całkiem dobrze się rozumieliśmy. Byłoby miło, gdybyśmy do tego powrócili. Więc jak? – zaproponowałem i wyciągnąłem w jej stronę wyciągniętą rękę.
Elizabeth patrzyła na nią podejrzliwie, uniosła dumnie podbródek i wstała chwiejąc się. Zrozumiałem, że ośmieszyłem się, więc schowałem rękę. Sekundę później, wampirzyca zrobiła coś, co mnie zaskoczyło, bowiem usiadła obok mnie i położyła głowę na moim ramieniu.
-Brakuje mi tego starego Klausa – westchnęła. – Jednak ten nowy może być intersującym wampirem. Tak więc niech będzie. – Podniosła głowę, uśmiechając się promiennie. – Wiesz, że brakowało mi naszych polowań? – spytała, wyprostowała się i rozlała pozostałą tequilę do trzech szklanek.
-Koniec tych Rozmów w toku. Wracamy – wtrącił się Kol, o którym zupełnie zapomnieliśmy i zaśmiał się. – Ty też, Mała – powiedział i chwycił pod ramię brunetkę, która usiadła przy innym stoliku.
Ignorując protesty dziewczyny, wyszliśmy na zewnątrz. Już prawie wsadziliśmy dziewczynę na tylne siedzenie, gdy nagle udało jej się wyrwać i pobiec w kierunku Volkswagena. Podeszliśmy do niej, patrząc na nią karcąco.
-Ale mój Eos – powiedziała głośno i popatrzyła na nas błagalnie.
-Pojadę nim – zaoferował się Kol. – Ty jedź z Klausem. – Dziewczyna pokręciła głową. – Obiecuję, że nic mu się nie stanie i dokończymy imprezę u nas. – to ją przekonało, bo wyciągnęła kluczyki z torebki i rzuciła nie mojemu bratu.
Wampirzyca bez większych problemów wsiadła do samochodu i po chwili pędziliśmy już pustymi ulicami Mystic Falls. Moja towarzyska przez całą drogę nuciła jakąś nieznaną mi piosenkę, a gdy tylko dojechaliśmy pod mój dom wyskoczyła z pojazdu i pobiegła sprawdzić, czy na jej srebrne auto jest w całości.
-Masz szczęście, że nie ma żadnej rysy.
-Przecież powiedziałem, że będę uważać. – Kol podszedł do niej i podał jej kluczyki po czym ramię w ramię weszli do środka.
Nim zdążyłem odwiesić kurtkę na miejsce, nasz gość włączył głośno muzykę i zabrał się za przyrządzanie napojów. Dziewczyna poszperała jeszcze trochę w kuchni, a po kilku minutach ułożyła przekąski i alkohol na stole. Szybko opróżniliśmy butelkę mojego 20 letniego koniaku i, za namową dziewczyny, zaczęliśmy grać w butelkę. Grało nam się całkiem dobrze, do czasu pojawienia się Elijah.
-Czy wam do reszty odbiło? Prowadzić pod wpływem alkoholu? – wrzasnął, a nasza trójka tylko zaśmiała się.
-Przecież jesteśmy wampirami. Nic by się nie stało – rzuciła brunetka, pobiegła do niego i przytuliła go. – Zareagowałam trochę zbyt ostro popołudniu. Dziękuję Elijah.
-Nie ma za co – odparł. – I lepiej ubierzcie się i posprzątajcie tu – dodał, lustrując wzrokiem pomieszczenie i nas (Kola tylko w bokserkach, mnie bez koszuli i Elle bez dżinsów).
Elizabeth wzruszyła tylko ramionami, pogłośniła muzykę i dokończyła swoje zadanie, które polegało na pocałowaniu Kola. Po niedługim czasie mój brat odpadł, bo stwierdził, że nie pozbędzie się ostatniej rzeczy, którą miał na sobie. Ja musiałem pozbyć się spodni, a Ellie swojej koszulki. Wymyślaliśmy sobie coraz to bardziej skomplikowane i głupsze zadania, by tylko pozbyć się przeciwnika, jednak oboje byliśmy nie ugięci i w końcu po godzinie, wspólnie doszliśmy do wniosku, że jest remis. Z trudem się podniosłem i obserwowałem, jak dziewczyna próbuje postąpić tak samo, jednak gdy tylko to jej się udało, upadła i zaczęła się śmiać, jednak po chwili przestała. Usiadła, podciągając nogi do piersi.
-Wszyscy mają mnie gdzieś. Byłoby lepiej, gdyby jednak Mary mnie nie urodziła. Pożyłaby dłużej, a historia Damona i Stefana potoczyłaby się inaczej.
-Nie prawda – zaprzeczył mój brat i usiadł obok niej. – Ja, Elijah i Klaus lubimy Cię, więc nie dramatyzuj, Mała. – Kol pomógł jej wstać. – Jak chcesz mogę Ci udowodnić, że mówię prawdę – dodał, pociągnął ją na górne piętro rezydencji i zaprowadził do swojego pokoju.
Niedługo później i ja zrobiłem tak samo, jednak odgłosy, jakie dochodziły z sypialni mojego braciszka przeszkadzały mi tak mocno, że nie mogłem się na niczym skupić. Pospiesznie ubrałem się i czym prędzej wybiegłem z domu.


*Elizabeth, mówiąc Eos, ma na myśli jeden ze swoich samochodów
 - srebrnego Volkswagena Eosa.