czwartek, 9 maja 2013

Rozdział XVII – Jesteś zimną i egoistyczną suką!

No i w końcu udało mi się dodać nowy rozdział. Wyszedł mi dość długi, bo zaczęłam go coraz bardziej rozpieszczać  ale w końcu pojawił się. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Dedykuję go wszystkim  którzy nadal czytają opowiadanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Girls Just Wanna Have Fun

Elizabeth usiadła wygodniej w fotelu. Widać po niej było, że tak bliska obecność Klausa nie jest jej na rękę, jednak mimo to dzielnie znosiła jego osobę naprzeciw siebie.
-Zasłaniasz mi innych – warknęła na Niklausa.
-Będą musieli to przeboleć. Ty również – odparł jej blondyn.
-Myślałam, że zależy Ci na jakiś informacjach – mruknęła brunetka.
-Nie będę z Tobą pogrywać! Odpowiesz teraz na wszystkie pytania.
Moja siostra mrugnęła i zerknęła wściekła na hybrydę.
-Zabiję Cię – mruknęła.
-Nie odważysz się.
Klaus usiadł na oparciu fotela, jednak wciąż trzymał rękę na drugim oparciu.
-A więc? Może w końcu wyjawisz prawdę?
-Dobrze, jednak to jest bardziej skomplikowane niż myślicie. Najpierw muszę przybliżyć wam okoliczności – powiedziała, na co Stefan westchnął, zerkając na mnie. Wzruszyłem ramionami, przesuwając się na kanapie, b
y móc lepiej wiedzieć Elizabeth. – Wszystko zaczęło się na początku września, w Miami. Byłam na spacerze, kiedy zaczepił mnie mężczyzna. Chciał, bym mu pomogła, jednak ja mu odmówiłam. Próbował mnie przekupić, ofiarując mi siłę i władzę, ale nie interesowało mnie to. Przez jakieś pół godziny chodził za mną i próbował mnie przekonać do siebie, lecz ja byłam nieugięta. W końcu dał sobie spokój, jednak powiedział mi, że będę tego żałować i odszedł. Nie brałam tego na serio, jednak pod koniec września wydarzyło się coś, co sprawiło, że zaczęłam się go obawiać.
Wtedy też ja i Serena pojechałyśmy do Vegas na taką małą wycieczkę. Pierwsze dwa dni były udane. Wizyty w kasynach, zakupy, centra odnowy – po prostu żyć nie umierać. Masz cały świat w obrębie jednego miasta. Chcesz zdjęcie ze Statuą Wolności? Idziesz do New York-New York, pstrykasz
fotkę i już możesz mówić, że byłeś w Nowym Jorku. Wolisz wieże Eiffla? Nic prostszego! Kilkanaście minut spacerku i już możesz się chwalić pamiątką z Paryża. I co z tego, że z tego nieprawdziwego?
Spojrzałem znacząco na Elizabeth. Jeśli ma zamiar opowiadać o zaletach Las Vegas, a nie tego, co wydarzyło się w ostatnim czasie, to może stąd wyjść. Zerknąłem na każdą z zebranych tu osób. Jedynie młodszy Mikaelson opierał się o framugę, zachowując stoicki spokój. Chociaż, użycie tego frazeologizmu nie do końca tutaj pasowało. Pierwotny zdawał się być niczym niewzruszony, jednak co jakiś czas wymykał mu się śmiech. Klaus posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
-Dobra, Mała, przejdź do szczegółów. Sądzę, że wszyscy już zrozumieli, że Las Vegas jest wspaniałym miejscem – powiedział brązowooki.
-Tak myślisz? – Elizabeth zerknęła na niego. – Chyba masz rację –oznajmiła chwilę później, posyłając Pierwotnemu uśmiech. – A tak swoją drogą, Kol, to nie pasuje Ci ta fryzura.
-Możesz kontynuować? – spytał Klaus, siląc spokój.
-Tego drugiego dnia poszłyśmy na imprezę. Serena i ja mamy podobne skłonności do alkoholu, tak więc możecie się domyślić jak wyglądała nasza zabawa. Przez jakieś cztery godziny trzymałyśmy się blisko siebie, ale później obie poszłyśmy w różne kąty sali. Wiecie jak to jest. Masa ludzi, szum, hałas… straciłyśmy się nawzajem z oczu. Na początku nie przejmowałam się tym, bo w końcu byłyśmy na dyskotece. Dwie godziny, kilka drinków i po paru głębszych później
, postanowiłam wrócić do hotelu. Nie byłam specjalnie trzeźwa, więc nie zastanawiałam się, gdzie jest Serena. Zresztą ona jest dorosła, toteż uznałam, że sobie poradzi…
-A co to ma wspólneg
o z całą obecną sytuacją? – Nie wytrzymałem i zadałem jej pytanie. – Jeśli masz zamiar owijać w bawełnę, to możesz…
-Chcę wam wszystko wyjaśnić, by później niepowstały nieścisłości. – Elizabeth wpatrywała się we mnie wyraźnie podirytowana.
-Okay, okay. Mów dalej – odezwał się Stefan, chcąc przerwać napiętą atmosferę pomiędzy nami.
-Następnego dnia rano dostałam wiadomość. Ktoś proponował mi spotkanie, jednak zignorowałam to. Jednak kiedy tylko okazało się, że Serena nie wróciła na noc do hotelu, a ja dostałam kolejną wiadomość, którą był krótki, filmik z udziałem Sereny, zmieniłam zdanie. Poszłam w umówione miejsce i tam okazało się, że za całą tą awanturę jest odpowiedzialny ten sam mężczyzna. Simon, bo tak on się nazywa, powiedział mi, że odzyskam Serenadę jak tylko mu pomogę. Nie chciałam mu pomagać, ale on groził, że ją zabije. To był jedyny sposób żeby ją uratować.
Kiedy zgodziła
m się mu pomóc, dostałam od niego karteczkę, na której znalazły się rzeczy, które miałam dla niego zdobyć. Była to tylko wasza krew – mówiąc to wskazała głową na mnie i Stefana. – Jednak musiał na nią trochę poczekać. Najpierw musiałam załatwić wszystkie formalności w Miami, potem tutaj pojawiły się komplikacje, poza tym musiałam wymyślić plan, jak zdobyć krew Damona i Stefana. Nie mogłam od tak pojawić się i ją z nich wytłoczyć. Całe szczęście, Damon wyjechał do Nowego Jorku, gdzie znalazłam tą dziewczynę, która chciała się zemścić na nim zemścić i oferowałam jej pomoc. Zemsta za odrobinę krwi. Ona zgodziła się, jednak wtedy nie wiedziałam, że Damon omal przez to nie zginie. Sytuację aż do Halloween znacie doskonale, więc ten fragment pominiemy.
No więc, gdy tylko zdobyłam krew Stefana, pojechałam w podane miejsce, ale nikogo tam nie było. Znalazłam kartkę z kolejnym adresem. By tam dotrzeć, musiałam przejechać pół kraju, ale
w końcu znalazłam tam Simona i dałam mu tą krew.
-C
o z nią zrobił? – spytał Klaus.
-Połączył wraz z pozostałymi trzema, należącymi do Damona, Klausa oraz Katherine i wypił.
-Wiesz czemu to zrobił? – zapytał Niklaus.
-Mówił tylko tyle, że jakiś czas temu rzucił zaklęcie, jednak nieudało mu się ono. Tylko dzięki połączeniu tych krwi mógł ponoć zniwelować skutki tego czaru.
-O jakie dokładniej zaklęcie chodziło? – zadałem pytanie.
-Simon był małomówny. Ciężko było z niego wydobyć cokolwiek – umilkła, wzdychając ciężko.
-Chyba nie chcesz powiedzieć, że to już wszystko? – Elena spojrzała na brunetkę.
Elizabeth wstała i podeszła do mojego barku. Sięgnęła po szklankę, odkręciła butelkę, po czym nalała sobie alkoholu do pojemnika. Pewnym ruchem opróżniła naczynie, krz
ywiąc się, a następnie zerknęła na Elenę, kręcąc głową. Brunetka ponownie podniosła trunek, nalewając go sobie do szklanki. Gdy umoczyła usta w złotym płynie, ponownie skrzywiła się. Odłożyła szkło na miejsce. Przymknęła na chwilę oczy i oparła się o barek.
-Zacznij wreszcie mówić! – krzyknął Klaus. – Ciągle coś ukrywasz! – wykrzyknął
, podchodząc do niej.
-Myślisz, że j
est mi łatwo o tym mówić?! – syknęła, podnosząc głos.
Drugi z Pierwotnych znalazł się w pobliżu Elizabeth i swojego brata. Położył ręce na ramionach mojej siostry, która, o dziwo, nie protestowała temu gestowi. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę, a on uśmiechnął się.
-Już zaczęłaś mówić, to dokończ – szepnął jej do ucha,
a ona pokiwała głową.
-Jemu powiedziałaś, a przy nas
milczysz? – wydarł się Klaus.
-Kol nie próbował mnie zabić – wrzasnęła moja siostra. – Jest mi ciężko o tym mówić, bo przez to wszystko wpadałam w małe kłopot
y! – Elizabeth krzyczała dalej, wyrywając się z ramion Pierwotnego, by podejść do drugiego z nich. – Sądzisz, że jest mi łatwo mówić o mojej porażce?! Myślisz, że jest mi łatwo powiedzieć wam jak to wszystko zawaliłam?! Znasz mnie dostatecznie długo, by wiedzieć, że nie lubię polegać na innych i zdecydowanie wolę działać w pojedynkę!
-Elizabeth, spokojnie – powiedział Kol.
-Jak mam być spokojna?! Powiedz mi, jak?! – warknęła na niego.
-Obiecuję Ci, że jeśli zaraz nie zaczniesz mówić, to…
-To co? Zabijesz mnie? – prychnęła Elizabeth, patrząc na hybrydę.
Po Klausie było widać, że zaraz wybuchnie. Elena ścisnęła mocniej moją dłoń. Zerknąłem na nią. Była przerażona, a jej wzrok mówił jedno. Powinienem coś zrobić. Szybko poderwałam się z kanapy i znalazłem się obok brunetki, odciągając ją od obu Pierwotnych.
-Uspokójcie się – powiedział Stefan. – Takim sposobem nic nie zyskamy – mówił dalej mój brat. – Elizabeth – zwrócił się do naszej siostry – możesz powiedzieć co było dalej? O jakich kłopotach mówisz? – Wampirzyca pokiwała głową. Była już spokojniejsza
, więc puściłem ją.
-Simon wypowiedział zaklęcie, wypił krew i spytałam się o Serenę – zaczęła
, a ja wróciłem na swoje miejsce. – On powiedział, że muszę jeszcze coś zrobić. Zdziwiłam się i próbowałam dowiedzieć gdzie ona jest, ale nie mogłam nic zdziałać, bo oberwałam jakiś zaklęciem. Gdy tylko mogłam się ruszyć, uciekłam, zabierając mu księgę i zadzwoniłam do Eleny – zamilkła, a po chwili zaczęła mówić dalej. Zmienił się tylko jej głos. Teraz mówiła ciszej. O wiele ciszej. – W czasie rozmowy zostałam zaatakowana i ocknęłam się w jakiejś jaskini. Później dotarł do mnie Simon i… on… wykorzystał mnie jako swój worek treningowy. Simon zrobił coś, co sprawiło, że nie byłam w stanie nic zrobić. Uratowała mnie Serena, lecz nie zaszłyśmy za daleko, bo znów zostałam wyautowana. Gdy się ocknęłam, okazało się, że księga zniknęła. Resztę dni, aż do powrotu, spędziłam z Sereną w Jacksonville Beach. Jednak kiedy wracałyśmy, zaatakowali nas ludzie Simona, ale Serena wam chyba o tym opowiedziała, nie?
Pokiwaliśmy głową. Dziewczyna opowiedziała nam o sytuacji na sytuacji na stacji benzynowej, jednak wiele z niej się nie dowiedzieliśmy. Sądząc po zachowaniu tego faceta, coś jest z nim nie tak.
-Co był w tej księdze? – spytał Stefan.
-A skąd mam to wiedzieć?! Była ogromna, a ja nie miałam czasu by nad nią ślęczeć! Przejrzałam
tylko kilka stron i schowałam ją do torby.
-Spokojnie siostrzyczko! Policz do dziesięciu, weź kilka głębszych wdechów i pozbądź się złości – podsunąłem.
Elizabeth spojrzała na mnie kąśliwie, a następnie podeszła do mnie.
-Kilka wdechów przydałoby się Tobie
, za każdym razem, gdy widzisz mnie z nim – powiedziała wskazując głową na Pierwotnego, z którym tu przybyła.
-Może i tak, ale ja nie potrzebuję terapii pt. Jak radzić sobie ze złością.
-Ale to Ty powinieneś udać się na spotkanie AA.
-Milutka jesteś – rzuciłem sarkastycznie.
-Cóż – mruknęła, wzdrygając ramionami – to rodzinne. Sądziłam, że jesteś bardziej spostrzegawczy…
Miałem na języku kąśliwą uwagę i już miałem ją powiedzieć, gdy drzwi do pensjonatu się otwarły, a
do środka weszła przyjaciółka Elizabeth. Obie dziewczyny przytuliły się do siebie. Chwilę później oderwały się od siebie. Moja siostra przedstawiła swoją przyjaciółkę młodszemu Mikaelsonowi, a następnie wzięła swój płaszcz.
-Dokąd idziesz? – spytał się jej Klaus.
-Jak to gdzie? Na Mojito. A wy – wskazała na Kola i Serenę – idziecie ze mną – zarządziła i wyszła z pensjonatu.

~Jeremy~

Kiedy tylko Elizabeth wyszła z dwójką innych wampirów, postanowiłem odwieźć Vivienne do domu. Pociągnąłem ją za rękę i wyszedłem z nią na zewnątrz. Dziewczyna nie odzywała się odkąd poznała prawdę. Wsiedliśmy do auta, po czym ruszyliśmy.
-Vivienne? – zagadnąłem ją.
-Tak? – spytała, podnosząc wzrok znad swoich pomalowanych na fioletowo paznokci.
-Jak zauważyłaś, moi znajomi trochę odstają od reszty.
-Trochę? – Blondynka uniosła prawą brew do góry. – Naprawdę trochę? Powiedz mi, kto normalny kumpluje się z… zaraz, ilu tam było dzisiaj wampirów? Elena, Damon, Stefan, Klaus, Elizabeth, ten wampir, z którym przyszła Elizabeth…
-Kol.
-Właśnie, Kol, oraz ta przyjaciółka Elizabeth, czyli okrągła siódemka.
-Jej nie znam, ale poza nimi
w Mystic Falls wałęsają się inne wampiry.
-To nie jest normalne – mruknęła.
-Ty również nie jesteś normalna – oświadczyłem. – Nie można być od tak odpornym na hipnozę. Może to wyjaśnisz?
-Od zawsze tak miałam.
Spojrzałem na nią zaciekawiony. Robiło się coraz ciekawiej. Skręciłem w prawo, w drogę prowadzącą do jej domu.
-Od zawsze?
Dziewczyna pokiwała głową, a następnie odwróciła się w stronę okna.
-Czyli wiesz o wampirach?
-Tak – mruknęła po chwili milczenia. – Wiem o tym, że istnieją takie nadprzyrodzone istoty jak krw
iopijcy. Wiem również, że poza nimi dzieją się inne nienormalne miejsca, które w ogóle nie powinny mieć miejsca.
-Witaj w Mystic Falls, tutaj nic nie jest normalne. A co dziwne, wszystko co się tu dzieje jest codziennością. Przynajmniej dla tych, którzy wiedzą o mrokach miasta.
Zatrzymałem się pod małym domkiem z jasnoniebieskimi ścianami. Vivienne odpięła pasy i obróciła się w moją stronę.
-Dzięki za podwózkę.
-Nie ma sprawy. Poczekaj – zawołałem, gdy dziewczyna nacisnęła na klamkę. – Skąd wiesz o tym wszystkim?
-Nie mogę Ci tego zdradzić – odpowiedziała chłodno. – Widzimy się jutro w szkole. Cześć – dodała, wychodząc z samochodu.
-Viv… – zawołałam, otwierając drzwi, jednak urwałem w połowie. Dziewczyna i tak nie odwróciłaby się. Zawróciłem auto i pojechałem do domu.

~Elizabeth~

Zakręciłam czarną słomką w szklance, wprawiając w ruch kawałki limonki i drobne listki mięty. Obserwując powstały wir, nie zwróciłam uwagi, że ktoś usiadł naprzeciwko mnie.
-Możemy porozmawiać?
-Nie powinieneś zajmować się teraz innymi klientami, a nie odbywać prywatne pogaduszki? – spytałam, nie odrywając wzroku z nad szklanki.
-Za półgodziny kończę, poza tym nie ma dużego ruchu, więc krótka rozmowa mi nie zaszkodzi – odpowiedział.
-Możemy porozmawiać za półgodziny.
-Ellie, spójrz na mnie.
Zignorowałam go. Chłopak jeszcze trzy razy zawołał do mnie ,,Ellie”, a ja wciąż nie podnosiłam wzroku znad napoju.
-Elizabeth, mówię do Ciebie.
-Tak? – spytałam, patrząc na niego.
-Gdzie byłaś?
-Musiałam kogoś uratować.
-Tyle to ja wiem.
-W takim razie, czemu mnie o to pytasz?
-Nie było Cię prawie cztery tygodnie. Twoi bracia też nie wiedzieli gdzie jesteś.
-Umiem sobie poradzić – warknęłam. – A Ty lepiej zajmij się pracą, w końcu od tego tu jesteś.
Chłopak popatrzył na mnie zaskoczony, a ja uśmiechnęłam się zadziornie, podsuwając mu kilka szklanek i kieliszków po różnych alkoholach.
-Wyjdź za półgodziny na zewnątrz – powiedział, kładąc na tacy puste naczynia. – Słyszałaś? – spytał, gdy nie odpowiedziałam. – Elizabeth! – zawołał.
-Wiadomość została zapisana i przyjęta – syknęłam, czym znów zaskoczyłam mojego rozmówcę, który podnosił tacę ze stolika. – Matt? – zawołałam za nim, gdy odchodził. – Mógłbyś przynieść dwa Coosmopolitany i Burbona?
Chłopak odszedł do innych stolików, a ja nap
iłam się Mojito. Nagle ktoś poderwał mnie i zaniósł na parkiet. Poczułam dotyk ust na swojej szyi, a do moich nozdrzy doleciał zapach ostrych, męskich perfum. Mężczyzna obrócił mnie wokół osi, co sprawiło, że zaczęłam śmiać się jak małe dziecko. Chwilę później stałam już naprzeciw Sereny. Kol chwycił moją dłoń, a następnie okręcił mnie. Gdy to zrobił, podał drugą dłoń mojej przyjaciółce, zaczynając okręcać również i ją. W taki sposób przetańczyliśmy kilka piosenek, jednak kiedy puścili piosenkę z filmu Uwierz w ducha, Serena poszła odpocząć. Pierwotny przyciągnął mnie do siebie tak, że stykaliśmy się ciałami. W przypływie emocji, a może z powodu zaczynającego o sobie znać alkoholu, położyłam głowę na jego torsie i zaczęłam w myślach śpiewać Unchained Melody. Kołysząc się, mężczyzna pocałował mnie w czubek głowy. Spojrzałam na niego, stanęłam na palcach i pocałowałam go. Mikaelson uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek. Obrócił mnie, a następnie znów pocałował. Kiedy skończyliśmy tańczyć, usiedliśmy obok Sereny.
-Z kim wcześniej rozmawiałaś? – spytała dziewczyna.
-Matt Donovan, miejscowy chłopczyk, któremu dziewczęta łamią serce. Moja siostra próbuje go usidlić, jednak ten próbuje rozkochać w sobie naszą kochaną Ellie, ale ta, jak widać, pogrywa sobie z nim, denerwując przy tym parę osób. – odpowiedział, streszczając całą sytuację, za mnie Kol.
-Jesteś zła do szpiku kości – powiedziała Serena, upijając łyk koktajlu.
-Tak bywa – rzuciłam, dopijając drinka. – A jak się mają sprawy z Jacksonem?
-Jacksonem? O czym… aaa, to masz na myśli! Był załamany, jednak już nie będzie rozpaczał.
-Jedno spojrzenie i wspomnienia znikają?
-Nie – odparła, uśmiechając się chytrze, na co ja uniosłam zaciekawiona brew.
-Może rozwiniesz swoją wypowiedź? – zaproponowałam.
-Jackson nie będzie już nigdy więcej cierpiał. Ani przez pechowe zakochanie się, ani przez innego człowieka.
-Zabiłaś go? – wykrzyknęłam cicho, na co Serena wzruszyła ramionami. – I kto tu jest teraz zły?
Moja przyjaciółka położyła dłonie na stole i wstała. Widać po niej było, że troszkę zdenerwowało ją to. Cóż, tak bywa. Również wstałam i nachyliłam się tak, że omal stykałyśmy się nosami. Przeszywałyśmy się spojrzeniem, nie zmieniając ani razu pozycji. Kol coś do nas mówił, ale my byłyśmy jak w transie. Nic do nas nie docierało. W końcu jednak brunetka mrugnęła i usiadła. Uśmiechnęłam się triumfująco, pochyliłam się bardziej i poczochrałam jej włosy. Wampirzyca spojrzała na mnie z wyrazem mordu w oczach, podnosząc się. Już zamierzała mi oddać, kiedy dojrzałam Matta wychodzącego, z Mystic Grilla. Uniknęłam jej ręki i stanęłam z boku.
-Czas na schadzkę – powiedział Pierwotny, wskazując głową na chłopaka.
-Tylko mi tu nie podsłuchiwać.
Wyszłam z ciepłego lokalu prosto na nieprzyjemne
, listopadowe powietrze. Zimne podmuchy ocierały się o moje nagie ramiona, a wiatr rozwiewał mi włosy. Było chłodno i gdybym była człowiekiem to zapewne zaczynałabym już marznąć. Zatrzymałam się nagle, mając wrażenie, że ktoś czai się w pobliskich krzakach. Wciągnęłam mocniej powietrze, rozejrzałam się, jednak nie poczułam, ani nie zauważyłam nikogo. Nie usłyszałam również niczego innego, co tłumaczyłoby to dziwne wrażenia bycia obserwowaną. Zrobiłam jeszcze parę kroków i wpadłam na Donovana. Chłopak chwycił mnie za ramię, ale ja wyszarpałam się mu. Dziwne uczucie wciąż mnie ogarniało, a dodatkowo moje mięśnie odruchowo napięły się. Starałam się uspokoić i skupić na czymś innym, jednak moja intuicja skutecznie utrudniała mi to. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na chłopaku, który od jakiegoś czasu pytał się mnie czy wszystko jest dobrze.
-W porządku. Nic mi nie jest.
-Gdzie byłaś? – spytał się Matt, podchodząc do mnie bliżej.
-Mówiłam ci.
-Martwiłem się o Ciebie – powiedział cicho, zaczynając pocierać moje ramiona.
Zaskoczył mnie tym. Dlaczego się o mnie martwił? Dlaczego wykonuje ten gest? Zdałam sobie sprawę, że przed chwilą otuliłam się ramionami, trąc je od czasu do czasu. Widocznie chłopak musiał uznać, że jest mi zimno, chociaż tak naprawdę tak nie było. Nie
zrzuciłam jego rąk, nie przeszkadzały mi one. Było nawet inaczej – spodobało mi się to i to nawet bardzo.
-Ratowałam Serenę
– wyznałam w końcu.
-Serena? Ona jest tą
brunetka, z którą tutaj przyszłaś?
-Tak. Dlaczego pyta
sz?
-Dawno Cię nie było – odpar
ł, nawijając na palec pasmo moich włosów.
-Wpadłam w małe kłopoty, ale już jest wszystko się ułożyło.
-To dobrze, to dobrze. Co tutaj robisz z Kolem? Jesteście raze
m? Jak możesz się z nim zadawać?
-Lubię go – warknęłam. – A
Tobie nic do tego – dodałam wyszarpując się mu. – Jeśli masz z tym jakiś problem to idź porozmawiaj o tym z kimś innym.
Odwróciłam się i skierowałam swoje kroki do baru.
-Czekaj! Elizabeth
, zaczekaj - zawołał za mną. – Nie chciałem Cię zdenerwować.
-Ale udało Ci się – powiedziałam, odwracając się.
-Po prostu nie przepadam za tą rodziną.
Zagryzłam wargi i odwróciłam się twarzą do drzwi. Ja osobiście lubię męską część tej rodziny. Jeśli chodzi o damską część, to wolę zostawić to bez komentarza.
-Będziesz na jutrzejszej dyskotece?
Ponownie zerknęłam na blondyna.
-Będę. Lata 40 to dopiero były czasy – uśmiechnęłam się na wspomnienie tego okresu. – Nie odpuściłabym sobie takiego wydarzenia – dodałam i weszłam ponownie do lokalu.
Kiedy tylko przekroczyłam próg poczułam się bezpieczniej. To dziwne uczucie zniknęło. Chyba jestem przewrażliwiona. Splotłam dłonie i strzeliłam placami. Potrząsnęłam głową i skierowałam swoje kroki w kierunku moim przyjaciół. Usiadłam w loży, naprzeciwko Sereny i Kola, po czym wypiłam jednym haustem drinka. Wampirzyca i wampir zerknęli na mnie pytająco.
-Oh
, proszę was! Nie udawajcie, że nie podsłuchiwaliście! – krzyknęłam, sięgając po kieliszek wypełniony Burbonem.
-Elizabeth? – zawołali jednocześnie.
-Sz
zz… – mruknęłam, wypijając alkohol. – Zamówicie mi lepiej coś mocniejszego. S., podaj mi swoją torebkę.
Brunetka podała mi przedmiot,
a ja zaczęłam w nim szperać, w celu znalezienia małego czerwono-białego opakowania, które po chwili znalazłam. Otworzyłam pudełko, wyciągając z niego papierosa i zapalniczkę. Przysunęłam do siebie popielniczkę i zapaliłam papierosa. Zaciągnęłam się, a po chwili wypuściłam kłąb dymu.
-Nie wiedziałem, że palisz.
-Bo nie pali – odpowiedziała za mnie Serena
, zanim zdążyłam wyjąć szluga z ust. – To znaczy zwykle nie pali. Elizabeth sięga po papierosy tylko wtedy, gdy jest w takim stanie. Zaczyna robić coś, czego normalnie zwykle nie robi.
-Dziękuję, że poszliście mi coś zamówić – syknęłam, strącając popiół do po
pielniczki.
Wrzuciłam czerwone M
arbolo i zapalniczkę do torebki, po czym skierowałam się w stronę baru, gdzie usiadłam na wysokim, obrotowym krześle.
-Coś mocnego – powiedziałam do m
łodego barmana, gdy ten otwierał usta. – Najlepiej jakiś drink.
Zaciągnęłam się kolejny raz, podczas gdy mężczyzna położył przede mną szklankę wypełnioną wściekle czerwonym płynem oraz popielniczkę. Skosztowałam odrobiny napoju, krzywiąc się. Mikstura okazała się być bardzo silna. Obok mnie pojawili się Kol i Serena. Starałam się nie zwracać na nich uwagę, jednak było to trudne.
-Ellie, daj spokój – powiedział Pierwotny i pocałował mnie w policzek, czym zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
-Nie. Daj mi spokój. I
rytujesz mnie tymi całusami.
-J
akoś wcześniej nie przeszkadzały Ci one.
Wzdrygnęłam ramionami, zgasiłam papierosa i sięgnęłam po kolejnego. Pierwotny spróbował wyciągnąć mnie na parkiet, jednak ja wciąż siedziałam na krześle.
-Lizzie, nie bądź suką. Wstań i pokaż co potrafisz – powiedziała Serena.
Nie zwróciłam na niej najmniejszej uwagi. Jeśli sądziła, że dziś ta zagrywka się je uda, to była w błędzie.
-Nie daj się prosić, Lizzie – mówiła dalej.
Ponownie ją zignorowałam, za co pewnie zaraz mi się dostanie, ale nie d
bam o to. Zauważyłam, że skończył mi się mój napój, więc zamówiłam kolejnego. Kol próbował namówić mnie jeszcze parę razy na wyjście na parkiet, ale ja wciął uparcie ignorowałam zarówno go jak i moją przyjaciółkę.
-Zostaw ją – warknęła Serena, kiedy barman podał mi kolejną porcję alkoholu. – Skoro woli upijać się w samotności
, to niech to robi – dodała i wzięła z blatu swoje rzeczy.
-Co się z Tobą dzieje? – spytał Kol, kiedy brunetka wychodziła na zewnątrz.
-Nic! Idź lepiej za Sereną, w końcu dzisiaj czuliście się w swoim towarzystwie tak doskonale! – Kol zbliżył się do mnie i spróbował mnie dotknąć, jednak ja odsunęłam się.
Wampir patrzył się przez chwilę na mnie, ale w końcu odpuścił sobie i wyszedł. Nareszcie zostałam sama. Okręciłam się w krześle, a następnie napiłam się przygotowanego koktajlu. W dość szybkim czasie dokończyłam go i zaczęłam się zbierać.
Kiedy wychodziłam, zaczepił mnie jakiś chłopak. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie i wyszłam. Na jego reakcję nie musiałam długo czekać, bo kilka minut później był już koło mnie. Wbiłam kły w jego szyję zanim ten zdążył podać mi swoje imię. Brunet wyrywał mi się i krzyczał, jednak z powodu hałasu w środku jego wołania były na nic. Oderwałam się od niego, gdy poczułam, że słabnie. Zlustrowałam go wzrokiem. Takim wyglądem z pewnością zwróci na siebie czyjąś uwagę. Westchnęłam głośno
, kręcąc głową. Rozgryzłam swój nadgarstek i podałam mu odrobinę swojej krwi, a następnie zmodyfikowałam mu trochę pamięć. Puściłam go, po czym ruszyłam do siebie.
Zrobiłam jeden krok i zamarłam. Znów czułam na sobie czyjś wzrok. Chciałam się odwrócić, lecz zdałam sobie sprawę, że wtedy zachowam się jak te głupiutkie dziewczęta z horrorów. Zrobiłam kolejny krok
, lecz znów zatrzymałam się.
-Nie bądź dzieckiem, Elizabeth – mruknęłam do siebie.
Teoretycznie rzecz biorąc, to ja stwarzałam tu zagrożenie, a mimo to bałam się. Przyspieszyłam, jednak kiedy dotarłam rozdroża dróg zatrzymałam się. Dotrzeć szybciej do domu, ale popełnić jeden z po
dstawowych błędów w horrorach , czyli pójść przez ciemny park czy nadłożyć drogi i iść oświetloną uliczką? Wahałam się, ale w końcu zdecydowałam się na drugą opcję i skręciłam w stronę świateł. Mimo to przyspieszyłam. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy zauważyłam swój dom. Kiedy weszłam do środka, Serena odwróciła się w moją stronę, jednak nie skomentowała mojego powrotu i po chwili znów zapatrzyła się w ogień.
-Będę
do góry – powiedziałam, wchodząc na schody.


~Caroline~

-To naprawdę wspaniale, że pogodziłaś się z Tylerem! – wykrzyknęła Elena do słuchawki.
-Wiem. Też się cieszę. Tylko…
-Tylko co? – Elena była zmartwiona.
-Klaus – wyznałam, podnosząc się z łóżka – ostatnio mnie unika. Cieszę się tego, jednak boję się, że on coś knuje. Od mojej kłótni z Tylerem nie rozmawiałam z nim twarzą w twarz ani razu.
-I od tego czasu nic?
-Jedynie to co u was i w szkole.
Pomiędzy nami zapadła cisza. Podeszłam do okna i otworzyłam je, korzystając ze słońca.
-Bonnie wie o tym, co zrobiła Elizabeth? – spytałam.
-Tak, jednak za bardzo jej to nie pomogło. Mam niespodziankę. Bonnie wraca.
-Naprawdę?
-Tak!
-Super! Stęskniłam się za nią i… o mój Boże!
-Care? Co się stało?
-Zapomniałam odebrać moją sukienkę!
-W takim razie biegnij po nią.
Pożegnałam się z Eleną i pośpiesznie zaczęłam szukać swoich rzeczy. Pospiesznie wrzuciłam telefon i portmonetkę do torebki, ubrałam kurtkę, chwyciłam kluczyki od samochodu i wybiegłam z domu. Szybko dotarłam na drugi koniec miasta, gdzie mieścił się zakład
miejscowej krawcowej. Weszłam do środka, gdzie czekała na mnie zdenerwowana kobieta. Gdy mnie zobaczyła, od razu zaczęła wygłaszać monolog na temat braku punktualności. Przeprosiłam ją za spóźnienie i poszłam przymierzyć moją ołówkową, rozkloszowaną sukienkę. Miała ona wcięcie w talii, która została dodatkowo podkreślona czarnym, błyszczącym paskiem. Odkryte ramiona i duży dekolt razem wyglądały cudownie.
-Może to brzmieć pusto, ale wyglądam pięknie! – wykrzyknęłam, widząc swoje odbycie w lustrze. – Dziękuję – dodałam i uścisnęłam kobietę.
-Proszę bardzo, Caroline – odpowiedziała i uśmie
chnęła się. – Mam dla Ciebie coś specjalnego – powiedziała i zniknęła za drzwiami pracowni.
Chwilę później wróciła z kapeluszem, który idealnie pasował do sukienki. Ponownie podziękowałam i poszłam się przebrać. Zapłaciłam za ubranie, wzięłam je i wyszłam z zakładu.
Kiedy tylko weszłam do domu rzuciłam wszystkie rzeczy na moje łóżko i postanowiłam wziąć długą kąpiel. Odkręcił
am kurek z ciepłą wodą, dolewając do niej truskawkowego płynu do kąpieli. Wkrótce wanna wypełniła się dużą ilością gorącej wody oraz piany. Włączyłam radio, rozebrałam się i weszłam do środka. Siedząc w wannie, nie przejmowałam się upływającym czasem, jednak gdy w radiu powiedzieli, że jest wpół do piątej pospiesznie umyłam włosy, po czym wtarłam w nie odżywkę. Następnie wyciągnęłam korek z odpływu i wyciągnęłam z szafki nabłyszczający balsam, który wtarłam w skórę. Sięgnęłam po suszarkę, by wysuszyć włosy, a potem zakręcić przy pomocy lokówki. Półgodziny później odłożyłam sprzęt i przejrzałam się dokładniej w lustrze. Fryzura nie wyszła tak, jak tego oczekiwałam, ale kilka spinek i upięć dały nieziemski efekt. Wyciągnęłam kosmetyczkę z torebki, usiadłam na krześle, zaczynając się malować. W niedługim czasie makijaż był gotowy. Gruba czarna kreska na oczach, czerwone usta oraz wytuszowane rzęsy wyglądały razem cudnie. Na koniec pomalowałam paznokcie szybkoschnącym lakierem i ubrałam się. Gdy zakładałam buty, Tyler zadzwonił do drzwi. Moja mama otworzyła mu drzwi, zapraszając go do środka. Założyłam na głowę kapelusz, na ręce założyłam rękawiczki i chwyciłam w dłoń torebkę. Szybko znalazłam się w salonie, gdzie pocałowałam mojego chłopa na przywitanie. Ty odwzajemnił pocałunek, a następnie uśmiechnął się do mnie.
-Wyglądasz cudownie.
-Dziękuję – odpowiedziałam i ruszyliśmy w kierunku drzwi.
-Bawcie się dobrze – powiedziała moja mama, wychodząc z kuchni.
-Dzięki, mamo.
Uśmiechnęła
m się do niej, wzięłam płaszcz, po czym wyszłam na zewnątrz. Tyler zaprowadził mnie do swojego samochodu, otwierając drzwi. Wsiadłam do środka i oprałam się o fotel. Nim się obejrzałam dotarliśmy do szkoły. Wszystko wyglądało tak realistycznie, że miałam wrażenie, że naprawdę znalazłam się w latach 40.
Mimo, że impreza zaczęła się jakiś kwadrans temu, to większość uczniów już podbijała parkiet. Rozejrzałam się po sali. Po prawej stronie zauważyłam Matta, który wyglądał na smutnego. Obok niego stał Stefan. Rozmawiali, więc uznałam, że nie będę im przeszkadzać. Po drugiej stronie
sali oparta o ścianę stała Elena. W długiej, czarnej sukience wyglądała bajecznie. Szybko do niej dotarłam i ściągnęłam płaszcz.
-Pasują Ci długie rękawy – powiedziałam, pod
ciągając rękawiczki.
-Dziękuję, Caroline. Masz cudowną sukienkę!
-Dzięki. Gdzie podziałaś
Damona?
-A gdzieś tu krąży.
Zmarszczyłam brwi. Damon był wpatrzony w Elenę jak w obrazek i za nic nie zostawiłby jej samej. Znów się rozejrzałam, jednak nie znalazłam wampira. Postanowiłam zmienić temat.
-Matt wygląda na przygnębionego. Wiesz może co mu się stało?
-Niestety, nie mam pojęcia.
Westchnęłam, odgarniając pasmo włosów. Będę musiała później porozmawiać z przyjacielem. Odwróciłam się w stronę brunetki. Znów
zmieniłam temat. Rozmawiało nam się całkiem dobrze, aż do czasu, kiedy to obok nas pojawiła się Elizabeth.
-Co on tu robi? – spytałam, wskazując głową na Kola.
-Zaprosiłam go – odpowiedziała. – Spokojnie! Obiecuję, że nie
wybuchanie żadna rewolucja. A tak swoją drogą to ładnie wyglądasz, Katherine.
-Przecież to Elena! – oburzyłam się. – Prawda?
Elizabeth zaśmiała się. Chwilę później wtórowała jej brązowooka.
-Jak się domyśliłaś? – spytała Elena, a właściwie
to Katherine.
-Minęłam się z Damonem i Eleną kilka minut temu. Co tu robisz?
-Jestem ciekawa, jak mają się sprawy z waszym czary-mary.
-Pracujemy nad tym – mruknęła brunetka. – Ale spokojnie… - urwała w połowie zdania. – Wiecie co? Cofam zdanie o tym, że nie będzie żadnej rewolucji – powiedziała i wskazała głową na prawdziwą Elenę, która zmierzała w naszą stronę.
W sukience koloru kawy z mlekiem wyglądała wspaniale, jednak całość psuła jej mina. Moja przyjaciółka była zła. Przepraszam, zła to mało powiedziane! Ona była wściekła! Stawiała gwałtowne kroki, ramiona jej drgały
, a oczy wyrażały chęć mordu.
-Ty! – wykrzyknęła, wskazując palcem Elizabeth.
-Elena! – krzykn
ął Damon, podbiegając do niej i złapał ją za rękę.
-
Nie! – warknęła, wyrywała się, rzucając z całym impetem torebkę na ziemię – Ty! – powtórzyła i stanęła naprzeciw Elizabeth. – Jak mogłaś to zrobić Mattu!? Jak?! Jesteś zimną i egoistyczną suką! Gorszą niż ona! – krzyczała dalej, wskazując Katherine.
-Nic mu nie obiecywałam! To on przyczepił się mnie jak rzep psiego ogona! – wrzasnęła.
W
tym momencie wampirzyca niewytrzymała i rzuciła się na siostrą Damona. Salvatore spróbował je rozdzielić, jednak nie udało mu się to.
-Co się stało?
– spytałam.
-Krótko mówiąc: Elizabeth zraniła Donovana.
Kiedy to usłyszałam, odepchnęłam Damona i również rzuciłam się w kierunku walczących dziewczyn. Nie pozwolę, by tak traktowano mojego przyjaciela! Ciągnęłyśmy się nawzajem, nie zwracając uwagi, na zbierający się wokół nas tłum. Nagle Damon odciągnął Elenę, a
Mikaelson Elizabeth. Nadal byłam zła, więc znów rzuciłam się na brunetkę, jednak poczułam na sobie czyjeś żelazne ramiona. Odwróciłam się. To był Stefan. Spróbowałam się wydostać, jednak on miał nade mną wiele lat przewagi.
-Mówiłaś, że mam nie zwracać na siebie uwagi, a samo to robisz – mruknął Kol.
-To nie ja zaczęłam.
-Ale to Twoja wina! Było zachowywać się jak należy! Puść mnie Damon!
-Nie. Serena, zabierz tą dwójkę jak najdalej stąd – powiedział starszy Salvatore, wskakując na Pierwotnego i wampirzycę w jego ramionach, która wciąż próbowała się wydostać.
-Chodź moja pin-up girl – powiedziała brunetka i pociągnęła za sobą parę wampirów.
Kiedy tylko ta trójka zniknęła nam z oczu bracia Salvatore puścili nas.
-Nie obchodzi mnie, że to jest wasza siostra. Powyrywam jej te wszystkie czarne loki – warknęła Elena.
-Co ona dokładniej zrobiła Mattowi? – spytałam, zerkając do lusterka.
-Co zrobiła? – spytała ostro, podnosząc kopertówkę z podłogi. – Najpierw na oczach Matta pocałowała Kola Mikaelsona, a później, gdy Matt spytał się jej, czemu to zrobiła, powiedziała, że zależy jej na Pierwotnym.
-Co?
-Czekaj, to nie koniec. Po Matcie było widać, że zabolało go to. Elizabeth to zauważyła i powiedziała coś takiego: ,,A nich mnie! Zakochałeś się we mnie” i zaśmiała się, a potem dodała coś takiego: ,,Nie obchodzisz mnie. Byłeś tylko zabawką. Miałeś mi tylko pomóc odwrócić uwagę Damona i Stefana. Zabawiłam się tylko Tobą.”
-Pomogę Ci. Razem powyrywamy tej wywłoce kudły.
-Z waszej siostrzyczki jest niezłe ziółko – powiedziała Katherine, wychodząc z ukrycia.
-Katherine, przymknij się lepiej – mruknął Stefan. – I skoro już tu jesteś, to nie sprawiaj kłopotów.
Wampirzyca zaśmiała się, ogarnęła włosy z twarzy i wmieszała się w tłum. Spojrzałam na Elenę. Jedno było pewne, ta impreza mocno wbije się w naszą pamięć. Obok nas pojawił się Tyler i poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się i chwilę później wirowałam z chłopakiem obok innych par. Moja przyjaciółka też gdzieś zniknęła, ale szybko zauważyłam ją i Matta na drugim końcu sali. Wzrok mój i mojej przyjaciółki skrzyżował się. Czułam, że na zemsta na Elizabeth przyjdzie szybciej, niż się tego domyślamy.

~Elizabeth~

-To miasteczko nie jest dla Ciebie. Ty potrzebujesz olbrzymich metropolii.
-Czemu tak sądzisz? – spytałam, poprawiając fryzurę.
-Bo wdałaś się w bójkę – odpowiedziała moja przyjaciółka. – Na oczach całej szkoły.
-Straszne.
Nachyliłam się nad umywalką, nałożyłam czerwoną pomadkę na usta i pociągnąłem policzki różem. Zerknęłam na oczy. Sztuczne rzęsy trzymały się jak należy, tusz do rzęs nie rozmazał się, a kreska wyglądała idealnie. Podciągnęłam krótką, czerwoną sukienkę w białe groszki, po czym usiadłam obok Sereny, tuż przy umywalkach.
-Musiałaś to robić?
-Tak, musiałam. Tak samo jak Ty musiałaś ubrać się dokładnie tak jak ja – rzuciłam zła.
-Mam inną sukienkę, więc nie jesteśmy tak samo ubrane.
-Moja ma groszki a Twoja paski! Wielka mi różnica!
-Zawsze to coś.
Serena zeskoczyła z umywalek i podała mi rękę. Kazała mi spojrzeć do lustra i uśmiechnąć się. Wyciągnęła z torebki cyfrówkę, po czym strzeliła nam kilka zdjęć. Spojrzałam na nasze odbicie. Te same, krótkie, rozkloszowane czerwone sukienki, pod którymi znajdowała się skąpa bielizna, platformy oraz torebki w tym samym kolorze, kolczyki w kształcie wisienek w uszach, drobne sznury z pereł, rozpuszczone polokowane włosy i makijaż, składający się z grubej kreski, sztucznych, mocno wytuszowanych rzęs, rumianych policzków oraz krwistoczerwonych ust. Drobny wzór na sukienkach sprawiał, że nie wyglądałyśmy nawet w jednym procencie tak samo, prawda? Pytanie brzmi czemu słyszałam, że na Serenę często ktoś mówi ,,Elizabeth” a na mnie dwie czy tam trzy osoby zawołały ,,Serena”. Ach! No tak, zapomniałam. Według mojej przyjaciółki winny jest ich słaby wzrok.
-Chodź, Serenado, znajdziemy swingowego tancerza. Może znów zatańczy nam boogie-woogie.
-Tylko nie Serenada.
-No daj spokój, S.! Mam pomysł, poprośmy faceta od płyt o jakieś boogie-woogie. Kol będzie zachwycony.
-Dobra, tylko nie mów do mnie Serenada.
-Serenada – powiedziałam, nucąc Małą nocną muzykę bądź jak kto woli Małą nocną serenadę, jedno z dzieł wspaniałego, znanego na cały świat kompozytora – Mozarta.
-Zabiję Cię! – warknęła i rzuciła się na mnie, jednak ja zdążyłam wybiec na korytarz.
-Zrobisz to w domu, gdy zagram Małą noc... – urwałam, zatrzymując się nagle.
Serena uderzyła we mnie z całej siły. Widząc w moich oczach łzy, spojrzała w tą samą stronę co ja, po czym opuściła wyciągnięte ręce. Nasz tancerz, Kol Mikaelson, tańczył z jakąś dziewczyną, obściskując się z nią przy tym. Jak zaczarowana obserwowałam moment, w którym nastolatka ściągnęła mu fedorę z głowy oraz założyła ją, wpychając mu przy tym język do gardła, podczas gdy on włożył dłonie za jej spódniczkę, ściskając ją za pośladki.
Jak dla mnie, tego było za dużo. Po moich policzkach spłynęło kilka słonych kropel. Pobiegłam do drzwi i tylko raz się odwróciłam, by upewnić się, że Pierwotny jest zbyt zaabsorbowany swoim nowym trofeum, by zwrócić uwagę na mnie. Obróciłam głowę i w tym momencie zderzyłam się z kimś. Przed upadkiem ochroniły mnie męskie ramiona.


~Elijah~

Wszedłem do miejscowego liceum. Zdążyłem tylko przejść przez próg i zrobić parę kroków, bo wpadłem na kogoś. Dosłownie wpadłem, a właściwie ten ktoś wpadł na mnie. Złapałem tą osobę zanim upadła. Spojrzałem na nią i dopiero teraz ją poznałem.
-Elijah – szepnęła dziewczyna.
-Co się stało? – spytałem, widząc w jej ślicznych oczach łzy.
-Nic.
-Przecież widzę, że coś się stało. Powiedz.
Nastolatka wetchnęła, wyplątała się z moich ramion i usiadła na schodach. Podszedłem do niej, po czym usiadłem na tym samym stopniu co ona. Wyciągnąłem z kieszeni marynarki chusteczkę, którą podałem brunetce. Elizabeth wzięła ją i ścisnęła w dłoni.
-Nienawidzę go – powiedziała, a z jej oczów ponownie popłynęły słone krople.
-Kogo?
Wampirzyca pokręciła głową, opuszczając wzrok. Delikatnie otworzyłem jej pa
lce, wyciągając z jej dłoni biały przedmiot. Drugą ręką chwyciłem jej podbródek, podnosząc jej twarz, by wytrzeć jej łzy.
-Kogo nienawidzisz i co się stało? – zadałem pytanie, osuszając jej buzię.
Zielonooka położyła głowę na moim ramieniu. Trochę zaskoczył mnie ten gest. Takie odruchy nie były mi bliskie, ale mimo to objąłem ją drugą ręką i zacząłem pocierać jej rękę.
-Więc, jak? Wyjawisz mi co się stało?
Elizabeth pokręciła głową, jednak w końcu wymruczała coś, czego niedosłyszałem. Poprosiłem ją, by powtórzyła to.
-Jedno słowo – szepnęła, spoglądając na mnie. – A właściwie to imię. Kol.
-Co Kol?
-Kol jest winny. To wszystko jego wina.
-Co on…
Nagle dziewczyna spadła ze schodów. Odwróciłem się, jednak nikogo tam nie było, więc ponownie się obróciłem. To, co ujrzałem zaskoczyło mnie. Moja siostra właśnie przypierała do ściany Ellie.
-Co Ty sobie myślisz? Jak mogłaś go tak potraktować?
-Puść mnie!
-Nie mam zamiaru. Wiesz co Ci powiem? Jesteś…
-Nie mam zamiaru słuchać Twoich wynurzeń, Rebekah.
Blondynka wyciągnęła kołek i przydusiła go do piersi wampirzycy. Lizzie zerknęła na niego nerwowo, jednak starała się opanować zdenerwowanie i posłała jej złowrogie spojrzenie, zarzucając jednocześnie włosy.
-A teraz? – spytała, naciskając mocniej na kołek.
-Rebekah, spokojnie – powiedziałem, podchodząc do dziewczyn.
-Nie wtrącaj się, Elijah – syknęła moja siostra.
-Rebekah, Elizabeth…
-Ni
e. Daj jej się wysłowić, Elijah. Mówię Ci, to będzie świetne przedstawienie – wtrąciła się brunetka, śmiejąc się przez łzy.
-Uważasz, że to jest zabawne?
-Pewnie – odparła, próbując się wyrwać. – Nawet bardzo.
-Nie wierć się, smarkulo – warknęła Rebekah, używając hipnozy. – I wysłuchasz wszystkiego, co mam zamiar Ci przekazać.
-Wiedźma – mruknęła siostra braci Salvatore.
-Właściwie to Pierwotna wampirzyca.
-Na jedno wychodzi.
Blondynka wściekła się, rzuciła kołek na ziemię i zamachnęła się, by wbić dłoń w pierś wampirzycy. Powstrzymałem ją w ostatniej chwili.
-Dosyć tego! – Rozdzieliłem obie dziewczyny. – Obie jesteś
cie wampirzycami już od długiego czasu, a zachowujecie się jak kilkuletnie dzieci.
-Przepraszam bardzo, ale zostałyśmy przemienione jako nastolatki – przypomniała Rebekah. – Poza tym, to nie ja cierpię na jakiś sadystyczny syndrom.
-Odezwała się panna doskonała – mruknęła Ellie.
Rebekah wyrwała mi się i rzuciła się na nią. Wampirzyca w porę się uchyliła, dzięki czemu un
iknęła ataku. Złapałem ją za rękę i schowałem ją za siebie. Następnie położyłem ręce na ramionach siostry.
-Co się stało?
-Matt zakochał się w niej, a ta Twoja smarkula potraktowała go jak śmiecia. Co więcej, pocałowała Kola na jego oczach i dodała, że zależy jej na naszym bracie – wyjaśniła mi blondynka. – Może i mogłaś coś do niego poczuć, ale to jeszcze nie jest powód, by potraktować w taki sposób kogoś takiego jak Matt! – warknęła, patrząc się na Lizzie.
-Tu Cię boli! – wykrzyknęła nagle brunetka. – Boli Cię to, że Matt zakochał się we mnie, a nie w Tobie. Tak bardzo za nim szalejesz, że chciałabyś być na moim miejscu. Wiesz co, Bekah? Donovan nigdy nie pokocha kogoś takiego jak Ty. Przez Ciebie on i Elena spadli z mostu, to Twoja wina, że Elena kazała Stefanowi ratować najpierw Matta i to przez Ciebie Elena stała się wampirem. Nie wiem czy wiesz, ale Matt obwinia się o przemianę Eleny. A wiesz co jest najlepsze? Że osoba, którą kochasz nienawidzi Cię z całego serca. Gdybym choć trochę Cię lubiła, to współczułabym Ci. A tak… nie no! To jest zabawne! – powiedziała, a następnie zaśmiała się.
Rebekah warknęła, jednak nie udało jej się wyrwać. Obróciłem się i spojrzałem na Elizabeth. Moja siostra miała rację. Zielonooka polubiła sprawiać ból innym. Patrząc tak na nią, zastanawiałem się, kiedy Ellie tak się zmieniła. Kiedy ją poznałem, była taka zagubiona oraz samotna. Gdy spotkałem ją po raz pierwszy, wystraszyła się i uciekła, zastawiając po sobie wysuszone zwłoki. Miałem okazje z nią porozmawiać dopiero na naszym czwartym czy piątym spotkaniu i musiałem długo starać się o jej zaufanie. Lizzie była
wtedy taka delikatna i nie zdawała sobie sprawy z wszystkich zagrożeń, jakie mogła napotkać na swojej drodze. Praktyczne rzecz biorąc, to ja wychowałem Elizabeth. Gdzie podziała się ta urocza wampirzyca, którą poznałem prawie półtora wieku temu?
Nagle koło nas pojawił się Klaus, ciągnąc za sobą Kola, który próbował wyrwać się z uścisku. Wampir miał
twarz i koszulę brudną od krwi.
-Tu jesteś, Elijah. Mówiłem Ci, że masz przyjść na salę gimnastyczną, a nie prowadzić pogaduszki z naszymi dziewczynami.
-Co się stało? – zdałem to pytanie dzisiaj już kolejny raz, wskazując naszego młodszego brata głową, puszczając jednocześnie obie dziewczyny.
-Kol urządził sobie stołówkę podczas imprezy i...
W tym momencie Rebekah rzuciła się na Elizabeth. Obie wampirzyce upadły na ziemię i zaczęły się okładać.
-Moje drogie panie – zaczął Klaus – nie wiecie
, że bicie się nie przystoi damom?
-Żyjemy w XXI wieku, Nik. Nie wiem czy wiesz, ale mamy takie coś jak równouprawnienie – wycharczała zielonooka, starając się uniknąć pięści Rebekah.
Złapałem moją siostrę i odciągnąłem ją od Lizzie.
Brunetka wstała, dotykając swojej rozciętej wargi. Miała ochotę rzucić się na blondynkę, jednak, widząc moje spojrzenie, zrezygnowała ze swojego zamiaru.
-Kol – rzuciła, zakładając ramiona na piersiach.
-Mała – szepnął, patrząc na nią. – Słuchaj, ja…
-Nie, wszystko rozumiem. Byłam dla Ciebie tylko trofeum. Kolejną ofiarą, którą mogłeś skreślić ze swojej prywatnej listy.
-Ellie…
-Nie Elluj mi tu – warknęła. – Gdzie Serena?
-Zajęła się tą dziewczyną, której omal ten idiota nie zabił – powiedział Klaus.
-Skoro Kol jest idiotą, to mogę mu coś zrobić, no nie? – spytała i nie czekając na naszą reakcję podbiegła do niego, po czym skręciła mu kark. – Zemsta jest słodka.

Ja i moje rodzeństwo zerkaliśmy to na nieprzytomnego Kola, to na wampirzycę. Byliśmy zdziwieni. Po chwili przerwałem ciszę, panującą miedzy nami.
-Rebekah, zabierz Kola. – Rzuciłem jej kluczyki od samochodu. – Klaus, sprawdź jak wygląda ta dziewczyna – zwróciłem się do brata. – A my, moja droga panno, musi sobie porozmawiać.
Usiedliśmy ponownie na schodach. Elizabeth spojrzała do lusterka i poprawiła makijaż. Moje rodzeństwo przez ten czas zniknęło.
-Co to miało znaczyć? Czemu skręciłaś kark mojemu bratu?
-Zanim tu przyjechaliśmy, Kol… on… Kol powiedział, że wiele dla niego znaczę. Pocałowaliśmy się i przejechal
iśmy tu. Na początku było świetnie – dobrze się bawiliśmy, ale gdy wyszłam z łazienki, to… – Po twarzy wampirzycy spłynęły łzy. Chciałem je wytrzeć, ale ta nie pozwoliła mi na to. – On obściskiwał się z jakąś inną dziewczyną. Gdy go zobaczyłam, to po prostu nie wytrzymałam, musiałam coś zrobić.
-A co z Mattem Donovanem?
-Tak jakoś wyszło. Chciałam skupić uwagę wszystkich na tym, że Matt za mną szaleje, a nie na swoim planie zdobycia krwi Stefana. Może niepotrzebnie całowałam Kola na jego oczach…
-Może?
-No dobra. Potraktowałam go trochę za ostro, ale… – Elizabeth urwała, patrząc się na drzwi. – Co tu robisz, Donovan?
-W końcu Cię znalazłem, Ellie.
-Przecież powiedziałam…
-Mam coś dla Ciebie.
Lizzie zerknęła na mnie. Jej wzrok był zaskoczony i ciskał pytaniami. Wzruszyłem ramionami. Wampirzyc
a wstała i podeszła do chłopaka, który przyjrzał się jej.
-W porządku? Nie wyglądasz najlepiej.
-Tak – skłamała. – Po prostu jestem zmęczona.
Brunetka sięgnęła po kartkę, przebiegając po niej wzrokiem. Chwilę później, zielonooka zerknęła na mnie przerażona.
-Kto Ci to dał? – spytała, spoglądając na nastolatka.
Matt Donovan zamrugał i rozejrzał się. Gdy zauważył dziewczynę, na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Ellie przyparła go do ściany i ścisnęła jego ramię.
-Donovan, to nie jest śmieszne. Od kogo to masz?!
-Ja… nie pamiętam.
-Jeśli to żart, to jest kiepski.
-To ni
e jest…
-Skąd masz ten liścik?! – warknęła, a ja postanowiłem podejść bliżej, by móc w razie czego zareagować w odpowiednim momencie.
-Od jakiegoś mężczyzny.
-Ciemne oczy i włosy, tatuaż na ramieniu, odrobinę od Ciebie niższy? – dopytywała Elizabeth.
-On… nic nie pamiętam!
-Matt!
-Ktoś go zahipnotyzował – powiedziałem, patrząc na chłopa
ka, wyciągając list z dłoni wampirzycy, a następnie przeczytałem go.
-Niemożliwe! On nosi bransoletkę z werbeną na…
– Lizzie urwała i dotknęła jego nadgarstek – Gdzie jest Twoja bransoletka?
-Zgubiłem ją.
-Super. Pięknie. Świetnie. Fascynująco. Idealnie.
-O co chodzi, Lizzie?
-Idź już Donovan. Zapomnij, że pytałam Cię o coś. Po prostu dałeś mi tą kartkę i wróciłeś do reszty
uczniów.
Chłopak pokiwał głową i ruszył w kierunku drzwi, jednak zatrzymał się nagle.
-Ellie? – zagadnął ją.
-Elizabeth, ale mów.
-Ten mężczyzna kazał mi przekazać, że wczoraj, gdy nie wiedziałaś którędy wrócić do domu
, wyglądałaś całkiem uroczo. Zupełnie jak wtedy, kiedy szalałaś po korytarzach. Rozumiesz coś z tego?
-Idź już, Donovan.

Chłopak wyszedł, a ja zerknąłem na brunetkę, która ze swojej torebki wyciągnęła komórkę. Odblokowała ją i zaczęła pisać wiadomość. Teraz była jeszcze bardziej przestraszona, o ile w ogóle jest to możliwe.
-Wyjaśnisz mi to? – spytałem, machając kartką.
-Tak – odparła, wyrywając mi przedmiot z rąk, który znalazł się w torebce. – Tylko nie tutaj. Musimy jechać do mnie. Opowiem Ci wszystko po drodze.

~Elena~

Wykonaliśmy razem z Damonem ostatni obrót, po czym uznaliśmy, że musimy się napić. Szybko i sprawnie ominęliśmy inne tańczące pary, a następnie dotarliśmy do stołów. Nalaliśmy sobie coś do papierowych kubków, zerkając na tańczące pary. Położyłam głowę na ramieniu ukochanego, wdychając przy tym jego uwodzicielki zapach. Tą uroczą chwilę, przerwały nam nasze telefony. Wyciągnęłam komórkę i odczytałam wiadomość.
Mamy kłopoty. Właściwie to olbrzymie kłopoty. Za 15 minut wszyscy macie być u mnie. Jeśli kogoś będzie brakować, to na jakiś czas zaprzyjaźni się z podłogą.
E.
-To Elizabeth – zaczął mój ukochany
m podnosząc wzrok znad przedmiotu. – Musimy…
-…być u niej za kwadrans.– dokończyłam
, chowając sprzęt elektroniczny.
-Chodź, jedziemy do niej.
-A co z resztą?
-Elizabeth wysłała nam wszystkim tą samą wiadomość, więc nie martw się tak o nich – powiedział, całując m
nie. – Powinniśmy się martwić wieściami od mojej siostry.
Damon podał mi rękę, którą
ścisnęłam. Mieliśmy zrobić pierwszy krok, gdy obok nas pojawiła się Caroline.
-Musimy jechać do…
-Wiemy – wtrąciłam się jej. – Też dostaliśmy wiadomość od Elizabeth.
-W takim razie chodźmy – rzekła Care.
Muzyka została ściszona. Uczniowie spojrzeli na prowadzących imprezę
z wyrzutem. Wykorzystaliśmy moment spokoju i ruszyliśmy w kierunku drzwi, jednak nie dotarliśmy do nich. Tym razem zaczepił nas mój brat. W garniturze i kapeluszu wyglądał bardzo dobrze.
-Idziecie już? – zadał nam pytanie.
-Elizabeth pisała. Musimy do niej pojechać – odpowiedziałam.
-Jechać z wami?
-Nie – odparł Salvatore. – Przypilnuj tą małą – dodał, wskazując na Vivienne, która w swoim kostiumie w pepitkę przypomi
nała sekretarkę. – Ona coś ukrywa. Nie spuszczaj jej z oka.
-Dobrze. Jakby co, to jesteśmy w kontakcie.
Pokiwałam głową, uściskałam Jeremy’ego i wyszłam z sali z przyjaciółką i chłopakiem. Poszliśmy od szatni po nasze kurtki i wybiegliśmy na dwór. Szybko dotarliśmy do samochodu Damona. Wampir otworzył go i już mieliśmy do niego wsiadać, gdy za nami rozległ się damski głos:
-Dopiero co przyjechałam, a wy już uciekacie. Nie ładnie tak.
Ja i Care odwróciłyśmy się i rzuciłyśmy na przyjaciółkę. Przytuliłyśmy ją do siebie, pisząc już szalone. Mówiłyśmy jedna przez drugą, przez co nasze głosy zlały się w jeden, z którego nic nie szło wywn
ioskować.
-Koniec tych czułości w stylu BFF
– odezwał się Damon . – Mamy misję do wypełnienia. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będzie miały czas dla siebie. Zapraszam do środka.
Władowałyśmy się do tyły, wciąż trajkocąc. Mój ukochany pokręcił głową, śmiejąc się, więc kopnęłam jego siedzenie, na co ten tylko
zaczął śmiać się głośniej. Szybko dotarliśmy do domu Elizabeth i weszliśmy do środka.
-Co do sekundy, brawo – usłyszeliśmy głos wampirzycy, po czym ujrzeliśmy ją. – O! Ty musisz być słynną Bonnie Bennett, tak?
-A Ty to Elizabeth Lincoln, sprawiająca
kłopoty siostra braci Salvatore?
-Nie n
azwałabym tego tak. Zapraszam dalej.
Usiedliśmy w salonie. Okazało się, że Stefan, Klaus i Katherine już tu są. Damon, widząc alkohol, odkorkował jakąś butelkę, nalewając jej zawartość do dwóch szklanek. Podał mi jedną z nich, a ja upiłam odrobiny bursztynowego napoju, krzywiąc się przy tym. Wampir przełknął kolejny łyk alkoholu i spojrzał na Elizabeth.
-Mów o co chodzi – ponaglił ją.
-Mam złe wieści. Simon jest, bądź był jeszcze z półgodziny temu w Mystic Fall.
-Skąd ta pewność? – spytałam.
-Stąd – odparła, kładąc na stolik kartkę papieru. – Mamy kłopoty i to olbrzymie. – Wampirzyca opadła na stołek fortepianowy, zaczynając coś grać na instrumencie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Podoba się? Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za tak długą nie obecność i za zakończenie w takim momencie. Od następnego rozdziału możecie szykować się na nagłe podniesienie temperatury, co, mam nadzieję, spodoba się Wam.
Buziaki ;*!

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział XVI – Ty idioto, właśnie popełniłeś największy błąd w ciągu 1000 lat swojego życia!


I Want To Break Free

~jakiś czas później~
~Elizabeth~


-Seria tajemniczych zniknięć trwa dalej – usłyszałam, a następnie nakryłam się kołdrą. – To już kolejne zniknięcie w hrabstwie Duval. Tym razem, cztery dni temu, zaginął 18-letni uczeń liceum, Luke Johnson. Rodzina i przyjaciele są w szoku.
,,Luke jest dobrym i miłym chłopcem – słysząc te słowa prychnęłam – na pewno nie wdał się w żadną bójkę, czy naraził się komuś” mówi matka nastolatka.
,,Czasem zdarzyło mu się pójść na wagary, czy zniknąć na dzień, czy dwa, ale zawsze odpowiadał na smsy” relacjonuje dziewczyna chłopaka.
Poniżej załączamy zdjęcie zaginionego. Jeśli ktokolwiek widział go, lub wie coś na jego temat prosimy o kontakt pod numery 625965818 i 546811069, bądź o skontaktowanie się z policją.
,,Luke, zadzwoń do nas. Jeśli ktoś go porwał, to proszę o jakiekolwiek informacje na temat mojego syna. Ja i moja żona zrobimy wszystko by go odzyskać” dodaje pan Johnson.
Przypominamy, że to już takie piąte zaginięcie w ciągu ostatnich jedenastu dni. Policja, jak na razie, nie wiąże ze sobą tych spraw, jednak czy to nie jest dziwne, że każda z ofiar była widziana po raz ostatni w nocy i to wtedy, gdy była już sama?
W każdym bądź razie, radzimy zachować szczególną ostrożność oraz doradzamy powrót do domów w grupach, szczególnie po zmroku.


-Straszne. Doprawdy, przerażające – skomentowałam. – Całe szczęście, że jestem nocnym łowcą. Dzięki bogom, posiadam wspaniałe kiełki, które skutecznie potrafią chronić przed zboczeńcami, porywaczami i mordercami – dodałam, powstrzymując się przed śmiechem. – Chociaż, jeśli chodzi o to ostatnie, to sama wiesz… – nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
-Uważasz, że to jest śmieszne? Przed chwilę zaczęłam czytać gazetę, a tu już piszą…
-Ty ZAWSZE czytasz gazetę od tyłu, znam Cię.
Serena wstała i zbliżyła się do mnie. Nagle ściągnęła ze mnie kołdrę, a ja zaskoczona tym złapałam poduszkę i położyłam ją sobie na twarz.
-Naprawdę nie masz nic innego do roboty?
-Nudzę się. Nie zapominaj o tym, że nie jesteś moją matką.
-Matką może i nie jestem, ale jestem Twoją przyjaciółką. Wstawaj – zarządziła i rzuciła we mnie drugą poduszką.
Zaczęłam marudzić, więc Serena zerwała ze mnie poduszkę i zrzuciła mnie z łóżka. Podniosłam się z podłogi, zerkając na zegarek. Gdy okazało się, że jest dopiero ósma posłałam jej mordercze spojrzenie. Ta uśmiechnęła się tylko do mnie. Leniwie wstałam z ziemi i podeszłam do okna. Zapowiadał się całkiem dobry dzień, więc sięgnęłam po bieliznę, spodnie, bluzkę z krótkim rękawkiem i dżinsową kurtkę. Weszłam do łazienki, gdzie wzięłam długi prysznic, umyłam włosy oraz je wysuszyłam, a następnie ubrałam naszykowany przez siebie zestaw. Gdy weszłam do sypialni, Sereny już tam nie było. Usiadłam przy lustrze i wykonałam szybki makijaż, na który składały się trzy kosmetyki: puder, tusz oraz błyszczyk. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, po czym jeszcze raz przeczesałam swoje włosy. Zanim wyszłam ze swojego pokoju, z pobliskiej szafki wzięła smycz i torebkę. Zbiegłam ze schodów i wpadłam do kuchni.
-Idę na spacer z Rokcym – oznajmiłam przyjaciółce. – Niedługo wrócę – dodałam, podeszłam do psa i przypięłam mu smycz.
-Tylko nie szukaj kolejnej ofiary – usłyszałam, gdy kierowałam się w stronę drzwi.
-Działam tylko i wyłącznie w nocy – odpowiedziałam, zakładając buty.
-Elizabeth!
-Spokojnie. Będę zachowywać się jak człowiek.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Weszłam na ulicę i idąc ulicą skierowałam się w stronę plaży. Po drodze mijałam mnóstwo domków, podobnych do tego, który należał do Sereny. Po kilku minutach spaceru wreszcie doszłam do celu mojej wyprawy. Pierwsze co mnie zaskoczyło, to dość duża liczba osób, które były nad wybrzeżem.
-To chore – mruknęłam, patrząc znad bulwaru na surferów, którzy zmagali się z falami.
Ryzykować, że fala w każdej chwili może Cię zmyć i znajdziesz się w wodzie. Brr. Nie mam pojęcia, jak oni mogą mieć ochotę na ten sport w listopadzie. Jeszcze chwilę przypatrywałam się śmiałkom, po czym kręcąc głową ruszyłam w dalszą drogę po promenadzie. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłem, kiedy nagle poczułam przepływ gorąca. Zaklęłam i spojrzałam w dół.
-Najmocniej panią przepraszam.
Spojrzałam na właściciela głosu. Należał on do około 20-letniego chłopaka, z jasnobrązowymi włosami i piwnymi oczami, którymi zerkał na mnie znad czarnych nerdów. Ubrany był w adidasy, jasne dżinsy i granatową koszulę. Włosy miał zmierzwione, a ciemne cienie pod oczami świadczyły o zarwanej nocy. W jednej ręce trzymał papierowy kubek, w którym znajdowała się jeszcze odrobina kawy, a w drugiej notatki.
Otworzyłam torebkę, chcąc znaleźć chusteczki i gdy tylko je znalazłam zaczęłam pocierać biały materiał bluzki.
-Cholera – zaklęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że moje starania są na nic.
-Mogę się jakoś zrewanżować? Na przykład zapraszając panią na kawę?
-Tak, żeby kolejna porcja kawy wylądowała na mojej bluzce?
-Naprawdę nie chciałem…
-Może i nie, ale teraz moja bluzka nadaje się do wyrzucenia.
Może i chłopak był ładny, a jego oczy miały piękną barwę, jednak nie był on aż tak przystojny, jak niektórzy mieszkańcy Mystic Falls. Za moją sprawą zawiał dość silny wiatr, który wyrwał notatki z rąk chłopaka. Biedak zaczął je zbierać, a ja zaciekawiana podniosłam tą, która znalazła się tuż przy mojej nodze i zerknęłam na nią.
-Który rok?
-Słucham?
-Pytałam się, na którym roku prawa jesteś.
-Pierwszy. Jak…
-Dura lex, sed lex – powiedziałam podając mu karteczkę, którą wraz z innymi schował do torby przewieszonej przez ramię. – Jedna z zasad prawa rzymskiego.
-Widzę, że trochę się na tym znasz.
-Nawet więcej niż trochę. A teraz dasz mi spokój.
-Teraz dam Ci spokój – powtórzył.
Chłopak wyminął mnie i poszedł w swoją stronę, a ja zapięłam kurteczkę na guziki i poszłam dalej promenadą. Po chwili dostrzegłam ławkę i usiadłam na niej. Podniosłam mojego psa i położyłam go na swoich kolanach.
-No widzisz, Rocky, jakie życie jest brutalne? Jakiś idiota oblewa Cię kawą i próbuje Cię poderwać, Twoja przyjaciółka zabrania Ci się zabawić, stary znajomy z na pewno ponownie chce Cię zabić, a rodzina z pewnością Cię nienawidzi – skrzywiłam się na samą myśl o tym wszystkim, po czym zaczęłam głaskać szczeniaka.
Po jakiś 15 minutach postanowiłam wrócić do domu. Położyłam psa na ziemi i wstałam. Ruszyłam w powrotną drogę i po kilku minutach znalazłam się na właściwej ulicy. Weszłam na podwórko, dotarłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i tu pojawił się problem, bo okazało się, że drzwi są zamknięte. Zdziwiłam się, jednak obeszłam dom. Odsunęłam drzwi tarasowe, po czym weszłam do środka.
-Serena?
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Skierowałam swoje kroki do kuchni i tam znalazłam kartkę przyczepioną na lodówce. Dowiedziałam się z niej, że moja przyjaciółka musiała na chwilę wyjść. Nasypałam Rocky’emu karmy, a potem skoczyłam do siebie. W pokoju ściągnęłam brudną bluzkę i ubrałam czarną koszulkę z logiem Nirvany. Następnie ponownie wróciłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, wyciągając z niej woreczek krwi. Z posiłkiem w dłoni usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam przeglądać kanały. Kiedy myślałam, że nie znajdę już nic intersującego natrafiłam na Przyjaciół. W połowie odcinka do domu wróciła Serena.
-Mam propozycję – powiedziała, siadając obok mnie.
-Dawaj.
-Wróćmy do Mystic Falls.
-Wróćmy? Przecież sama chciałaś zrobić sobie kilkudniowe wakacje.
-Kilkudniowe a nie kilkunastodniowe.
-Chciałaś wakacje, to masz wakacje.
-Nie daj się prosić – nalegała brunetka.
Wywróciłam oczami i wyłączyłam telewizor. Wampirzyca patrzyła na mnie wyczekująco.
-Pakuj się.
Dziewczyna uradowana podskoczyła na kanapie, poderwała się, przytuliła mnie i pobiegła się pakować. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Czasem panna Monrone zachowywała się jak dziecko, jednak ja lubiłam te jej wariacje. Po chwili również i ja zaczęłam szykować się do wyjazdu. Po upływie jakiś 40 minut moje bagaże siedziały już w bagażniku Hondy, a Rocky i jego rzeczy znalazły się na tyłach samochodu.
-Pospiesz się! – warknęłam, a w odpowiedzi usłyszałam stłumiony chichot.
Po kilku minutach dziewczyna znalazła się przy samochodzie i pakowała swoje rzeczy obok moich. Po dwóch minutach siedziała już obok mnie. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam w drogę.
-Pierwszy przystanek Jacksonville.
-Nie sądzisz, że postój po półgodziny jazdy to przesada?
-Muszę oddać klucze.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Myślałam, że ten domek jest Twój.
-Był. Sprzedałam go – wyjaśniła.
-I nic mi nie powiedziałaś? – spytałam lekko podniesionym głosem.
-To było jakiś rok temu. Tuż po tym, jak się pokłóciłyśmy – powiedziała. – Kierunek Jacksonville – powtórzyła.
-Ok. Przyjęłam to do wiadomości.

~wieczór~
~Katherine~

Powrót do Mystic Falls jest z pewnością ryzykowany, zważywszy na fakt, że jest tam Klaus. Nie będę uwijać w bawełnę – moja relacja z tym Pierwotnym jest bardzo kiepska. Skoro pomiędzy nami jest aż tak źle, to czemu jadę do tego piekielnego miasta?
Ponieważ, bracia Salvatore, wraz z ich tą małą wiedźmą postanowili pobawić się magią. Idioci. Posługują się zaklęciami, których nie znają i wywołują problemy. Wampir zostaje nagle powiązany z innymi wampirami, boli go cały czas głowa, mdleje. Całe szczęście, że w czasie mojej ucieczki spotkałam tą czarownicę, Gwen. Jest ona stosunkowo młodą wiedźmą i zajęło nam sporo czasu rozwikłanie moich objawów, ale w końcu znalazłyśmy coś. Co prawda, o uroku w księdze czarów było bardzo mało informacji, jednak miałam już jakąś wiedzę na temat mojej obecnej sytuacji.
-Jeszcze tylko trochę – mruknęłam, wjeżdżając do stanu Wirginia.
Jak się okazało, to troszkę przeciągnęło się na kilka godzin z powodu licznych korków, jednak w końcu dotarłam do miasta, w którym poznałam braci Salvatore. Przeciskałam się uliczkami, aż w końcu dotarłam do celu podróży. Wysiadłam z auta i weszłam do pensjonatu. W salonie zastałam Elenę i Damona, którzy siedzieli na kanapie, trzymając się za ręce (to było do przewidzenia), Stefana, siedzącego w jednym z fotelów, Caroline, stojąc tuż obok pary numer jeden i mojego wroga.
-Czy wy nie macie nic lepszego do roboty, niż rzucanie uroków?
Klaus spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Katerina. Jak miło Cię widzieć. Ostatnio tak szybko wyjechałaś.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Podeszłam bliżej do zbiorowiska.
-Tak jakoś wyszło – powiedziałam. – No więc? Co wy robicie z tą Bonnie?
-Co masz na myśli? – spytał się Damon.
-Proszę Cię, nie udawaj. Wiem, co zrobiliście. Gdzie jest Bonnie Bennett? Musi przerwać to czary-mary. Nie możemy być złączeni.
-Ty też jesteś w to wplątana? – Stefan patrzył na mnie pytająco.
Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce jak najdalej od Klausa. Odgarnęłam włosy znad czoła i zaczęłam opowiadać im jak wpadłam na trop. Zaczęłam od nagłego zasłabnięcia, bólu głowy i pragnienia. Potem wspomniałam, że powiedziałam o tym znajomej wie
dźmie, która uznała, że powinniśmy pojechać do Seattle, gdzie ona i jej koleżanki poszperały trochę w księgach.
-Znalazłyśmy sporo zaklęć, które wiązały się z bólem głowy i pragnieniem, jednak musiałyśmy zmniejszyć krąg poszukiwań – powiedziałam. – Zadzwoniłam do kilku znajomych, których znajomymi są czarownice, ale niestety dowiedziałam się, że żadna z nich nie bawiła się takimi zaklęciu w ciągu ostatnich dni. Postanowiłam zadzwonić do jednej osoby stąd i spytać się, czy nie było to jakiś dziwnych sytuacji. Trochę czasu zajęło mi wyciągnięcie informacji, ale w końcu dowiedziałam się, co się tutaj stało – zrobiłam dramatyczną pauzę, czekając na reakcję zebranych tu osób.
-I co dalej? – dociekała Caroline.
-Dodanie do poszukiwań linii krwi i obecności kilku wampirów, którzy tego samego dnia, o tej samej porze źle się poczuli znacznie ułatwiło pracę. Zostały dwie informacje, jednak obie są absurdalne. Pierwsza z nich była taka, że dzięki temu zaklęciu wybrane osoby z linii krwi wampira czuły to samo, a druga… druga była zapisane strasznie ogólnikowo. Pisało tam coś o połączeniu wampirów poprzez ich krew, sile, potędze, nowiu i wielkim niebezpieczeństwie – przerwałam, by zaczerpnąć tchu i po chwili zaczęłam mówić dalej. – Byłam skłonna ku pierwszej opcji, jednak przypomniałam sobie, że ktoś pobrał ode mnie krew i kiedy poczuliśmy się źle był nów.
-Coś w Twojej teorii się nie zgadza, Katerino. Nikt ze mnie nie wytoczył krwi.
-Jesteś pewien? Lepiej się upewnij.
Klaus wyciągnął telefon i po wybraniu numeru przyłożył komórkę do ucha. Przez chwilę rozmawiał z czarownicą. Okazało się, że jednak jest taka możliwość, że ktoś pobrał krew Klausa. Pierwotny rzucił przedmiotem, a ten rozpadł się na tysiące części.
-Skoro to nie wasza czarownica bawiła się magią, to macie przechlapane – oznajmiłam.
-To nie my – warknęła Elena. – My również staramy się czegoś dowiedzieć, ale kilka dni temu nasze poszukiwania zakończyły się z powodu braku informacji i…
Dziewczyna urwała, bo do naszych uszu dotarły dźwięki wydawane przez auto, które było coraz bliżej. Po kilku chwilach pojazd zatrzymał się i ktoś z niego wysiadł. Kolejny trzask drzwi oznaczał, że pojawiły się tutaj przynajmniej dwie osoby. Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka weszły dwie dziewczyny. Słowo weszły, to błąd. Jedna z nich przytrzymywała na półprzytomną towarzyszkę. Obie były wampirzycami jednak, nie rozpoznawałam ich. Podarte ubrania musiały świadczyć o odbytej walce. Jednak było coś, czego nie rozumiałam – rany tej słabszej nie chciały się gonić. Damon i Stefan błyskawicznie znaleźli się przy gościach, spoglądając na tą przytomną.
-Co się stało? – spytał groźnie Klaus, patrząc na tą przytomną – I jak się nazywasz?
-Jestem Serena. Wracałyśmy do Mystic Falls i zrobiłyśmy sobie krótki postój, kiedy zaatakowała nas grupka innych wampirów. Pokonałyśmy ich, ale Elizabeth mocno oberwała.
Nagle ta druga zemdlała, a Serena nie była w stanie utrzymać swojej towarzyski. Ręka tej Elizabeth ześlizgnęła się z szyi brunetki. Damon zdążył chwycił ją w ostatniej chwili i położył ją na kanapie. Elizabeth. To imię coś mi mówiło. Zerknęłam na nią i wtedy mnie olśniło. To właśnie była siostra Damona i Stefana.
Od razu powstało zamieszanie, jednak Serena uspokoiła wszystkich, mówiąc, że niedługo brunetka wróci do siebie. Jakąś godzinę spędziła na wyjaśnianiu spraw i opowiadaniu na pytania zadawane głównie przez braci i Niklausa. Nie rozumiałam nic z ich rozmowy, więc znudzona zaczęłam się bawić telefonem.
-Słuchajcie, ja pojadę do domu Elizabeth, zostawię tam nasze rzeczy i wrócę. Wzięłabym ją ze sobą, jednak boję się, że coś się może jej stać. Będę za pół godzinki, dobrze? – Gdy dziewczyna to mówiła, schowałam telefon do kieszeni.
-Oczywiście – odpowiedział Stefan.
Serena opuściła dom. Chwilę po niej wyszedł Klaus, a później Caroline, którą postanowiła odprowadzić Elena. Młodszy z braci przerzucił sobie wampirzycę przez ramię i zszedł z nią do piwnicy. Starszy podążył za nim, a ja zaczęłam nadsłuchiwać. Po kilkunastu minutach Elizabeth się ocknęła. Ton jej głosu świadczył na zmęczenie.
-Ty idioto! – dziewczyna była wyraźnie wściekła. – Proponujesz mi krew, a później dodajesz do niej werbeny! Sam pij to świństwo.
Zbiegłam na dół, unikając o milimetry zderzenia z pędzącym w kierunku ściany worka z krwią.
-Zamknij się – warknął na nią Damon i przyparł ją mocno do ściany. – Lepiej powiedz, co takiego głupiego wymyśliłaś, że wpakowałaś nas w kłopoty.
-Ja nic nie wymyśliłam. Puść mnie. – Spróbowała się wyrwać, jednak było to na nic.
-A to całe zamieszanie?
-Wasza siostra wplątała nas w to wszystko? – spytałam zaskoczona Stefana.
-Tak. Ale jak na razie udaje niewinną.
Zielonooki podszedł bliżej pary, a następnie spytał ją o to samo. Ta dalej twierdziła, że jest niewinna, więc Stefan podniósł ją za gardło do góry.
-Na co było Ci te zaklęcie? – spytałam podirytowana nędznymi próbami wydobycia czegoś z wampirzycy.
-Ja nie chciałam użyć żadnego zaklęcia – wydusiła z siebie z trudem. Stefan poluźnił uchwyt. – Chciałam uratować przyjaciółkę. A skoro o niej mowa, to gdzie ona jest?
Zaśmiałam się i wyrwałam nogę z pobliskiego krzesła.
-My pytamy, Ty odpowiadasz – oznajmiłam, polewając kawał drewna werbeną.
-Ostatnia szansa. Na co były Ci potrzebna nasza krew?
-Miałam tylko zdobyć krew moich braci – wydyszała.
-Zła odpowiedź – oznajmiłam, odepchnęłam braci Salvatore i wbiłam prowizoryczny kołek w brzuch dziewczyny.
-Tak załatwia się takie sprawy – oznajmiłam i wybiegłam z pensjonatu, trzaskając drzwiami.

~kilka dni później~
~Kol~

Siedziałem u siebie i słuchałem muzyki, kiedy do domu wszedł Klaus. Rozmawiał przez komórkę i słychać było, że ta rozmowa działa mu na nerwy. Wyciągnąłem jedną słuchawkę z ucha i zacząłem podsłuchiwać prowadzącą przez mojego brata dyskusję.
-Z kim została Elizabeth?
Elizabeth? Czyżby mała, ale niezwykle kusząca, wampirzyca wróciła?
-Jeremy i ta blondynka, Vivienne, jej pilnują – odezwał się Salvatore. – Jeśli zamierzasz odwiedzić moją siostrę to uważaj, bo Vivienne myśli, że Elizabeth leży w którymś z pokoi. Jeszcze jedno, ona nic nie wie o naszych tajemnicach.
-To co ona tam robi?
-Jeremy i ona są dobrymi znajomymi.
-Zostawiliście jedyną osobę, która może nam pomóc rozwikłać całą tą zagadkę pod opieką dzieci. Brawo.
-Elena i ja jedziemy na polowanie, Stefan gdzieś zniknął, a tej jej przyjaciółki nie ma. Mówiła, że musi coś załatwić.
-Co z Kateriną?
-Nie było jej w pensjonacie od czasu jej wyskoku, a Caroline chyba nie chcesz sprowadzać?
Mój brat zamilkł. Uśmiechnąłem się. Salvatore wyciągnął dobre argumenty.
-Idioci­ – mruknął Klaus.
-Słuchaj, mój brat i Vivienne to jedyne osoby, które miały teraz czas. Jeśli masz jakiś problem to przyjedź i zamień się z nimi­ – warknęła Elena.
Na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Panna Gilbert strasznie się zmieniła odkąd zaczęła spotykać się ze starszym Salvatore. Poza tym, widać, a raczej słychać, że przemiana w wampira jej służy.
­-Nie mogę. Muszę coś załatwić.
-Skoro tak, to nie mniej do nas pretensji – stwierdziła i rozłączyła się.
Wyłączyłem odtwarzacz, położyłem go na łóżku i wstałem z niego. Podszedłem do szafy, po czym otworzyłem ją. Ściągnąłem z siebie podkoszulek, a z szafy wyciągnąłem szarą koszulę w kratkę. Zamknąłem szafę, wsadziłem komórkę do kieszeni i zszedłem do salonu, gdzie usiadłem na kanapie. Klaus co trochę powtarzał jedno słowo – idioci.
-Co się stało?
-Ci idioci napisali do mnie wiadomość z pytaniem czy mogę przyjść do pensjonatu. Nie miałem jednak kiedy im odpisać, więc zostawili Elizabeth pod opieką dwójki dzieci.
Mój brat rzucił swój nowy telefon na fotel i poszedł do kuchni, gdzie, sądząc po dźwiękach, szukał dla siebie jakiegoś pożywienia. Następnie poszedł do swojego pokoju. Tam spędził chwilę czasu, po czym wrócił do salonu. Zauważyłem, że się przebrał. Wyglądał już na spokojniejszego, więc postanowiłem zażartować z niego trochę.
-Randka z panną Forbes?
Klaus zignorował mnie, wziął swój telefon i wyszedł. Przez chwilę patrzyłem się tempo na sufit. Przez ten czas do domu wróciła Rebekah. Jedno spojrzenie na nią, wystarczyło mi, bym upewnił się, że coś się stało. Spytałem ją o to, ale ta tylko wściekła się jeszcze bardziej, mówiąc, że mężczyźni to świnie. Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po kurtkę, a następnie ruszyłem w stronę pensjonatu.
Bez problemu przedostałem się przez salon i dotarłem do piwnicy. Po drodze minąłem lodówkę. Zatrzymałem się. Skoro Elizabeth jest tu przetrzymywana, to pewnie może być głodna. Wyciągnąłem z chłodziarki woreczek krwi i poszedłem w kierunku, z którego dobiegał mnie zapach wampirzycy i ciche dźwięki. Szybko dotarłem do właściwej celi, otwierając do niej drzwi. Brunetka siedziała na ziemi tyłem do mnie, stukając stopą o podłoże, i nie raczyła się nawet obrócić w moją stronę. Rzuciłem jej woreczek, jednak tak złapała go w locie i odrzuciła w moją stronę. Woreczek upadł tuż przy moich butach, a ja rozejrzałem się. Dokoła było sporo nie napoczętych worków z życiodajnym napojem.
-Zamierasz tutaj wyschnąć?
Elizabeth odwróciła się w moją stronę, jednak chwilę później znów skierowała swój wzrok na ścianę.
-Marna zagrywka Klaus. Jeśli sądzisz, że manipulacja coś zadziała to się mylisz.
-Elizabeth, Klausa tu nie ma. To ja.
Brunetka ponownie obróciła głowę.
-Tak? Udowodnij to – powiedziała i znów skupiła swój wzrok na ścianie.
-Kiedyś przejechałem pod szkołę, by z Tobą porozmawiać i…
-Damon również tam był i mógł powiedzieć to Klausowi.
-Przespaliśmy się ze sobą.
-Byliśmy w Twoim domu, a za ścianą byli Twoi bracia. A przynajmniej jeden z nich.
-Mała, słuchaj, wiem, że Cię zraniłem, gdy zauważyłaś mnie z tą dziewczyną…
-Żyjemy w wolnym kraju. O ile nie jesteś z kimś, to możesz spać z kim chcesz i kiedy chcesz.
Westchnąłem ciężko, opierając się o framugę drzwi. Przekonanie Elizabeth będzie trudniejsze niż sądziłem na początku.
-Gdy się obudziłaś w moim pokoju nie chciałaś ze mną rozmawiać – powiedziałem, nawet nie licząc, że to coś pomoże. – Później, kiedy miałaś pójść do łazienki, zaczęliśmy się całować, a następnie…
-Szczegóły – zarządziła wampirzyca, obracając się w moją stronę. – Co było zanim zaczęliśmy się całować i jak się całowaliśmy.
-Powiedziałem, że możesz wziąć prysznic i zaproponowałem się Ci ubrania Rebekah. Po krótkiej rozmowie zgodziłaś się, jednak zanim zdążyłaś wejść do łazienki pocałowałem Cię w szyję, później w żuchwę, następnie w uchu, dalej w policzek i w końcu w usta. Gdy zacząłem całować Cię po dekolcie odsunęłaś się. Pewnie gdybyśmy dalej to kontynuowali, to wylądowalibyśmy ponownie w łóżku.
-I co było dalej?
-Zamknęłaś się w łazience, ja poszedłem po ubrania dla Ciebie i naszykowałem dla nas śniadanie. Pokłóciłaś się jeszcze z Klausem. No i wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Czy Cię kocham?
-Czy żałujesz naszej nocy – odparłem, robiąc zdziwioną minę.
Elizabeth spojrzała na mnie, prostując nogi.
-Kol – szepnęła.
Podniosła się i zaczęła się do mnie powoli zbliżać. W pewnym momencie zatoczyła się, a przed upadkiem ochroniły ją moje ramiona, w których przed chwilą wylądowała. Ogarnąłem z nad jej czoła kilka niesfornych kosmyków, po czym przytuliłem ją. Lincolnówna, o dziwo, nie protestowała.
-Nareszcie ktoś normalny – wyszeptała.
Odsunęliśmy się od siebie, lecz wciąż trzymałem kurczowo brunetkę.
-Co się stało? – spytałem, wskazując na plamę krwi na jej bluzce. – I dlaczego nie chcesz się pożywić?
-Katherine mnie zaatakowała. Wbiła we mnie nogę od krzesła. A w między czasie moi bracia wtłaczają we mnie werbenę. Właściwie, to chcą mi ją podać, jednak jak widać staram się przed tym bronić – wyjaśniła mi wampirzyca. – Zrób coś dla mnie. Zabierz mnie stąd. Pojedźmy na polowanie.
Kiwnąłem głową i pomogłem jej wyjść z celi. Przytrzymałem jej ramię, spoglądając jej w oczy.
-Dasz radę dostać się na zewnątrz?
-Sądzę, że tak.
Dziewczyna ruszyła na górę. Po chwili podążyłem za nią. W salonie Elizabeth zachwiała się, jednak w odpowiednim momencie złapałem ją. Niestety, zauważyła nas jakaś blondynka. W momencie w którym otworzyła usta, ja wziąłem dziewczynę na ręce i wybiegłem z nią.
-Jednak nie dałaś rady.
-Efekt niezaplanowanej głodówki. Zabierz mnie najpierw do mnie.
Kiwnąłem głową i przyspieszyłem. Po chwili znaleźliśmy się pod jej domem. Wszedłem do środka. Koło moich nóg pojawił się pies, który zaczął szczekać. Ellie, słysząc to wyrwała się i uklękła obok zwierzęcia i zaczęła je uspokajać.
-Sprawiłaś sobie psa?
-Coś w tym stylu. Znalazłam Rocky’ego, gdy wyjeżdżałam.
-Rocky Balboa.
-To nie na cześć Sylvestra Stallone’a.
Elizabeth poszła się przebrać. Szczeniak zerkał na mnie co chwilę i warczał. Postanowiłem zignorować go. Kiedy wróciła zajęła się swoim psem, a później rzuciła w moją stronę kluczyki. Złapałem przedmiot, rozpoznając po nich właściwe auto. Na polowanie pojedziemy srebrnym Volkswagenem Eosem. Pomogłem brunetce dojść do samochodu, po czym posadziłem ją na miejscu pasażera.
-Gdzie byłaś? – spytałem, gdy pędziliśmy po jednej z wirginijskich dróg, chcąc przerwać ciszę.
-W Jacksonville Beach.
Pomiędzy nami znów zapadła cisza. Brunetka włączyła radio i co jakiś czas nuciła piosenki, lecące w radiu. Po jakimś czasie dziewczyna zdecydowała się, gdzie chce zapolować. Zatrzymaliśmy się wiec w lesie i wdrapaliśmy się na wzgórze. Mieliśmy stąd dobry widok na maleńką miejscowość, leżącą przy podnóżu wzniesienia. Sądząc po ruchu na dole, dzisiaj musiało tam być obchodzone jakieś święto. Nagle zadzwonił mój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz.
-To Klaus. Idź zapolować. Dogonię Cię.
Elizabeth pokiwała głową i ruszyła w stronę zabudowań. Westchnąłem głośno i poszedłem w drugą stronę. Odebrałem komórkę, przykładając ją sobie do ucha.
­-Tak?
-Gdzie jest Elizabeth? – Klaus przeszedł od razu do sedna sprawy.
-Skąd pomysł, że mogę coś o niej wiedzieć? – spytałem, chcąc trochę go podenerwować.
-Gdzie ją zabrałeś?
-Dlaczego sądzisz, że jest ze mną?
-Proszę Cię, Kol. Nie jestem głupi.
-Powiedziałem tak? Ciekawe kiedy.
-Rozmawiasz ze mną jak z głupkiem – warknął.
-Ja? Skąd! – zaprzeczyłem od razu.
-Rebekah powiedziała, że wyszedłeś. Ta blondynka widziała Ciebie i Elle, więc przestań grać.
-Aktualnie Ellie tutaj nie ma – wyznałem, kończąc zabawę.
-Czyli jednak ją gdzieś wywiozłeś.
-Za ostro ją traktowaliście – odparłem i przyłożyłem aparat do drugiego ucha.
-Ty idioto, właśnie popełniłeś największy błąd w ciągu 1000 lat swojego życia! Czy masz pojęcie, co zrobiłeś? – wykrzyknął mój brat.
-Spokojnie! – krzyknąłem, sam tracąc spokój. – Elizabeth wróci do domu cała i zdrowa.
Obok mnie nagle pojawił się nagle obiekt naszej rozmowy. Zlustrowałem ją dokładnie i zaśmiałem się cicho.
-Chociaż może nie w takiej formie na jaką liczysz ­– mruknąłem, dalej patrząc na dziewczynę.
-Co tam się dzieje? Obiecuję Ci, że jak tylko wrócisz, to wylądujesz w trumnie na tysiąc lat.
-To nie jest jego wina ­– warknęła do telefonu Elizabeth, który przed chwilą wyrwała mi z ręki. – To ja go poprosiłam o wzięcie mnie z Mystic Falls. Obiecuję, że jeśli coś mu się stanie, to nie znajdziesz mnie przez następne pół wieku.
-Bez problemu Cię wytropię, kochana.
-Tak, tak – mruknęła, rozłączyła się i wyłączyła telefon.
Wampirzyca była zła. Ta emocja idealnie współgrała z jej wyglądem. Dziewczyna wyglądała jak istota z horrorów. Oczywiście, jako ta negatywna postać. Potargane ubrania poplamione krwią, czerwone ślady na rękach i twarzy, ciemne żyłki wokół oczu, kły i ten przerażający, wampirzy wzrok.
-Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Szybko dotarliśmy do zabudowań i dopiero gdy ujrzałem zmasakrowane ciała, zdałem sobie sprawę, że przez całą rozmowę z Klausem słyszałem jakiejś krzyki. Elizabeth błyskawicznie znalazła się przy jakimś mężczyźnie i wgryzła się w niego. Postanowiłem również zapolować. Złapałem pierwszą lepszą dziewczyną i zacząłem się pożywiać, obserwując jednocześnie jak ilość martwych ciał wokół mojej towarzyski rośnie i rośnie. Złapałem kolejną ofiarę i gdy porzuciłem jej osuszone ciało, Elizabeth nigdzie nie było. Znalazłem ją kilka ulic dalej, gdzie hipnotyzowała jakiegoś mężczyznę. Osobnik oddalił się, a wampirzyca zerknęła na mnie. Teraz miała jeszcze więcej śladów krwi na sobie, ale jej oczy ponownie błyskały zielenią.
-Co się z Tobą dzieje? – spytałem, zbliżając się do niej. – Zachowujesz się…
-Proszę Cię! – warknęła, patrząc na mnie ze złością. – To ja zostałam kilkukrotnie zaatakowana, to moje rany goiły i goją się wiekami, to ja byłam głodzona, bo nie chciałam spożyć werbeny i to we mnie została wbita noga od krzesła. I teraz, gdy wreszcie mogę przez chwilę być wolna i przez chwilę zaszaleć, to TY robisz mi wywody. Wampir, którego uważałam za największego podrywacza i luzaka robi mi wywody. Myliłam się co do Ciebie. – Wampirzyca machnęła ręką i zaczęła się oddalać.
Szybko jednak ją złapałam i przyciągnąłem do siebie. Próbowała mi się wyrwać, jednak byłem znacznie od niej silniejszy. Wystarczyła mi tylko jedna ręką i niewielka siła, by poskromić jej charakterek.
-Spokojnie. Po prostu nigdy nie widziałem Cię w takim stanie.
Ellie zamrugała kilkakrotnie, a później zamarła.
-W jakim stanie?
Zaśmiałem się.
-Nie śmiej się!
-Proszę Cię, Mała. Zrobiłaś tu niezłą rozróbę a teraz udajesz, że nic się nie stało?
-Rozróbę? – Dziewczyna rozejrzała się.
Gdy zauważyła ogrom swoich zniszczeń, zadrżała. Wydawała się być naprawdę przerażona. Słyszałem od Klausa, że była świetną aktorką, ale wątpię, czy mogłaby aż tak dobrze udawać. Podbiegła do najbliższego ciała i dotknęła szyi trupa. Szybko zabrała od niego rękę i sprawdziła następną osobą. Podobną czynność powtórzyła z kilkoma innymi zwłokami.
-To wszystko – wskazała na dziesiątki ludzi – to moja wina?
Pokiwałem głową, na co ona zadrżała. Podeszła do mnie i położyła głowę na moim ramieniu. Objąłem ją. Elizabeth wtuliła się we mnie bardziej.
-Jestem potworem – wymruczała.
-Nagle bycie wampirem zaczęło ci przeszkadzać?
-Nie. Nigdy wcześniej nie zabiłam tak dłużej ilości osób w kilka minut. To mnie zszokowało.
Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać. Widać było po niej, że starała się uspokoić. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoła. Po kilkunastu sekundach oddech wampirzycy wrócił do normy. Jedną rękę podniosłem jej brodę, a następnie pocałowałem ją. Odsunąłem się minimalnie, obserwując Elizabeth.
Brunetka strąciła moją dłoń ze swojej brody. Wziąłem swoją rękę z jej pleców, zapewniając jej możliwość odsunięcia się na większą odległość. Ku mojemu zaskoczeniu, taka czynność nie nastąpiła. Zamiast niej pojawiła się inna, która zdziwiła mnie jeszcze bardziej. Ellie stanęła na palcach i pocałowała mnie. Kiedy oderwała się ode mnie, uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuję – szepnąłem.
-Nie. To ja dziękuję – odszepnęła.
To jedno słowo wystarczyło, by sekundę później nasze usta i języki znów się połączyły.

~parę godzin później~
~Damon~


-Nie potrafię tego zrobić – oznajmiłem zdenerwowany, rzucając się na kanapę.
Elena ścisnęła moją dłoń, na co ja posłałem jej wymuszony uśmiech. Nienawidziłem takich sytuacji. Nienawidziłem być bezsilny. Nienawidziłem polegać na innych.
-Stosujesz werbenę? – spytał Klaus.
-Werbenę? Nie.
-W takim razie zapomnij o tym wszystkim, co tu dzisiaj widziałaś – zarządził Pierwotny, patrząc w oczy blondynce.
-Zapomnieć? Jak mam zapomnieć? – Vivienne była w szoku. – Co tu się dzieje? Co wy wyprawiacie? Elizabeth, szybkie poruszanie się, tajemnice i… werbena. – Dziewczyna wyszeptała ostatnie słowo z przerażeniem. W jej oczach widać było to same uczucie. – Nie! – wykrzyknęła cicho. – Jesteście wampirami.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Przecież fakty, które ona poznały, niebyły wystarczające, by poznać nasz sekret. Jak ona w tak krótkim czasie mogła wpaść na właściwe rozwiązanie? Pochłonąłem się tą myślą tak bardzo, że nie zauważyłem, że dziewczyna próbuje wyjść z pensjonatu. Na szczęście Klaus w porę znalazł się przed nią i przyprowadził ją do salonu.
-Skąd to wiesz? – warknął na nią Niklaus.
-Dajcie jej spokój. Nie widzicie, że jest zbyt przerażona, by cokolwiek powiedzieć? – odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu Jeremy.
-On ma rację, Klaus. Daj jej spokój – potwierdził słowa młodego Gilberta mój brat.
Klaus zacisnął dłonie w pięści. Jednak zanim zdążył wykonać choćby najmniejszy ruch, drzwi do pensjonatu otworzyły się, a do środka weszła moja siostra z tym pieprzonym Pierwotnym idiotą.
-Ej! Spokojnie – powiedziała, ściągając z siebie płaszcz.
Klaus odwrócił się w jej stronę, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do nas. Rzucił ją na fotel a następnie położył ręce na obu bokach fotela, uniemożliwiając jej drogę ucieczki.
-Nie sądzisz, że jesteś nam winna jakieś wyjaśnienia, Elizabeth?
-Winna to raczej nie, jednak jest coś o czym musicie wiedzieć.