niedziela, 5 maja 2013

Rozdział XVI – Ty idioto, właśnie popełniłeś największy błąd w ciągu 1000 lat swojego życia!


I Want To Break Free

~jakiś czas później~
~Elizabeth~


-Seria tajemniczych zniknięć trwa dalej – usłyszałam, a następnie nakryłam się kołdrą. – To już kolejne zniknięcie w hrabstwie Duval. Tym razem, cztery dni temu, zaginął 18-letni uczeń liceum, Luke Johnson. Rodzina i przyjaciele są w szoku.
,,Luke jest dobrym i miłym chłopcem – słysząc te słowa prychnęłam – na pewno nie wdał się w żadną bójkę, czy naraził się komuś” mówi matka nastolatka.
,,Czasem zdarzyło mu się pójść na wagary, czy zniknąć na dzień, czy dwa, ale zawsze odpowiadał na smsy” relacjonuje dziewczyna chłopaka.
Poniżej załączamy zdjęcie zaginionego. Jeśli ktokolwiek widział go, lub wie coś na jego temat prosimy o kontakt pod numery 625965818 i 546811069, bądź o skontaktowanie się z policją.
,,Luke, zadzwoń do nas. Jeśli ktoś go porwał, to proszę o jakiekolwiek informacje na temat mojego syna. Ja i moja żona zrobimy wszystko by go odzyskać” dodaje pan Johnson.
Przypominamy, że to już takie piąte zaginięcie w ciągu ostatnich jedenastu dni. Policja, jak na razie, nie wiąże ze sobą tych spraw, jednak czy to nie jest dziwne, że każda z ofiar była widziana po raz ostatni w nocy i to wtedy, gdy była już sama?
W każdym bądź razie, radzimy zachować szczególną ostrożność oraz doradzamy powrót do domów w grupach, szczególnie po zmroku.


-Straszne. Doprawdy, przerażające – skomentowałam. – Całe szczęście, że jestem nocnym łowcą. Dzięki bogom, posiadam wspaniałe kiełki, które skutecznie potrafią chronić przed zboczeńcami, porywaczami i mordercami – dodałam, powstrzymując się przed śmiechem. – Chociaż, jeśli chodzi o to ostatnie, to sama wiesz… – nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
-Uważasz, że to jest śmieszne? Przed chwilę zaczęłam czytać gazetę, a tu już piszą…
-Ty ZAWSZE czytasz gazetę od tyłu, znam Cię.
Serena wstała i zbliżyła się do mnie. Nagle ściągnęła ze mnie kołdrę, a ja zaskoczona tym złapałam poduszkę i położyłam ją sobie na twarz.
-Naprawdę nie masz nic innego do roboty?
-Nudzę się. Nie zapominaj o tym, że nie jesteś moją matką.
-Matką może i nie jestem, ale jestem Twoją przyjaciółką. Wstawaj – zarządziła i rzuciła we mnie drugą poduszką.
Zaczęłam marudzić, więc Serena zerwała ze mnie poduszkę i zrzuciła mnie z łóżka. Podniosłam się z podłogi, zerkając na zegarek. Gdy okazało się, że jest dopiero ósma posłałam jej mordercze spojrzenie. Ta uśmiechnęła się tylko do mnie. Leniwie wstałam z ziemi i podeszłam do okna. Zapowiadał się całkiem dobry dzień, więc sięgnęłam po bieliznę, spodnie, bluzkę z krótkim rękawkiem i dżinsową kurtkę. Weszłam do łazienki, gdzie wzięłam długi prysznic, umyłam włosy oraz je wysuszyłam, a następnie ubrałam naszykowany przez siebie zestaw. Gdy weszłam do sypialni, Sereny już tam nie było. Usiadłam przy lustrze i wykonałam szybki makijaż, na który składały się trzy kosmetyki: puder, tusz oraz błyszczyk. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, po czym jeszcze raz przeczesałam swoje włosy. Zanim wyszłam ze swojego pokoju, z pobliskiej szafki wzięła smycz i torebkę. Zbiegłam ze schodów i wpadłam do kuchni.
-Idę na spacer z Rokcym – oznajmiłam przyjaciółce. – Niedługo wrócę – dodałam, podeszłam do psa i przypięłam mu smycz.
-Tylko nie szukaj kolejnej ofiary – usłyszałam, gdy kierowałam się w stronę drzwi.
-Działam tylko i wyłącznie w nocy – odpowiedziałam, zakładając buty.
-Elizabeth!
-Spokojnie. Będę zachowywać się jak człowiek.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Weszłam na ulicę i idąc ulicą skierowałam się w stronę plaży. Po drodze mijałam mnóstwo domków, podobnych do tego, który należał do Sereny. Po kilku minutach spaceru wreszcie doszłam do celu mojej wyprawy. Pierwsze co mnie zaskoczyło, to dość duża liczba osób, które były nad wybrzeżem.
-To chore – mruknęłam, patrząc znad bulwaru na surferów, którzy zmagali się z falami.
Ryzykować, że fala w każdej chwili może Cię zmyć i znajdziesz się w wodzie. Brr. Nie mam pojęcia, jak oni mogą mieć ochotę na ten sport w listopadzie. Jeszcze chwilę przypatrywałam się śmiałkom, po czym kręcąc głową ruszyłam w dalszą drogę po promenadzie. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłem, kiedy nagle poczułam przepływ gorąca. Zaklęłam i spojrzałam w dół.
-Najmocniej panią przepraszam.
Spojrzałam na właściciela głosu. Należał on do około 20-letniego chłopaka, z jasnobrązowymi włosami i piwnymi oczami, którymi zerkał na mnie znad czarnych nerdów. Ubrany był w adidasy, jasne dżinsy i granatową koszulę. Włosy miał zmierzwione, a ciemne cienie pod oczami świadczyły o zarwanej nocy. W jednej ręce trzymał papierowy kubek, w którym znajdowała się jeszcze odrobina kawy, a w drugiej notatki.
Otworzyłam torebkę, chcąc znaleźć chusteczki i gdy tylko je znalazłam zaczęłam pocierać biały materiał bluzki.
-Cholera – zaklęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że moje starania są na nic.
-Mogę się jakoś zrewanżować? Na przykład zapraszając panią na kawę?
-Tak, żeby kolejna porcja kawy wylądowała na mojej bluzce?
-Naprawdę nie chciałem…
-Może i nie, ale teraz moja bluzka nadaje się do wyrzucenia.
Może i chłopak był ładny, a jego oczy miały piękną barwę, jednak nie był on aż tak przystojny, jak niektórzy mieszkańcy Mystic Falls. Za moją sprawą zawiał dość silny wiatr, który wyrwał notatki z rąk chłopaka. Biedak zaczął je zbierać, a ja zaciekawiana podniosłam tą, która znalazła się tuż przy mojej nodze i zerknęłam na nią.
-Który rok?
-Słucham?
-Pytałam się, na którym roku prawa jesteś.
-Pierwszy. Jak…
-Dura lex, sed lex – powiedziałam podając mu karteczkę, którą wraz z innymi schował do torby przewieszonej przez ramię. – Jedna z zasad prawa rzymskiego.
-Widzę, że trochę się na tym znasz.
-Nawet więcej niż trochę. A teraz dasz mi spokój.
-Teraz dam Ci spokój – powtórzył.
Chłopak wyminął mnie i poszedł w swoją stronę, a ja zapięłam kurteczkę na guziki i poszłam dalej promenadą. Po chwili dostrzegłam ławkę i usiadłam na niej. Podniosłam mojego psa i położyłam go na swoich kolanach.
-No widzisz, Rocky, jakie życie jest brutalne? Jakiś idiota oblewa Cię kawą i próbuje Cię poderwać, Twoja przyjaciółka zabrania Ci się zabawić, stary znajomy z na pewno ponownie chce Cię zabić, a rodzina z pewnością Cię nienawidzi – skrzywiłam się na samą myśl o tym wszystkim, po czym zaczęłam głaskać szczeniaka.
Po jakiś 15 minutach postanowiłam wrócić do domu. Położyłam psa na ziemi i wstałam. Ruszyłam w powrotną drogę i po kilku minutach znalazłam się na właściwej ulicy. Weszłam na podwórko, dotarłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i tu pojawił się problem, bo okazało się, że drzwi są zamknięte. Zdziwiłam się, jednak obeszłam dom. Odsunęłam drzwi tarasowe, po czym weszłam do środka.
-Serena?
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Skierowałam swoje kroki do kuchni i tam znalazłam kartkę przyczepioną na lodówce. Dowiedziałam się z niej, że moja przyjaciółka musiała na chwilę wyjść. Nasypałam Rocky’emu karmy, a potem skoczyłam do siebie. W pokoju ściągnęłam brudną bluzkę i ubrałam czarną koszulkę z logiem Nirvany. Następnie ponownie wróciłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, wyciągając z niej woreczek krwi. Z posiłkiem w dłoni usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam przeglądać kanały. Kiedy myślałam, że nie znajdę już nic intersującego natrafiłam na Przyjaciół. W połowie odcinka do domu wróciła Serena.
-Mam propozycję – powiedziała, siadając obok mnie.
-Dawaj.
-Wróćmy do Mystic Falls.
-Wróćmy? Przecież sama chciałaś zrobić sobie kilkudniowe wakacje.
-Kilkudniowe a nie kilkunastodniowe.
-Chciałaś wakacje, to masz wakacje.
-Nie daj się prosić – nalegała brunetka.
Wywróciłam oczami i wyłączyłam telewizor. Wampirzyca patrzyła na mnie wyczekująco.
-Pakuj się.
Dziewczyna uradowana podskoczyła na kanapie, poderwała się, przytuliła mnie i pobiegła się pakować. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Czasem panna Monrone zachowywała się jak dziecko, jednak ja lubiłam te jej wariacje. Po chwili również i ja zaczęłam szykować się do wyjazdu. Po upływie jakiś 40 minut moje bagaże siedziały już w bagażniku Hondy, a Rocky i jego rzeczy znalazły się na tyłach samochodu.
-Pospiesz się! – warknęłam, a w odpowiedzi usłyszałam stłumiony chichot.
Po kilku minutach dziewczyna znalazła się przy samochodzie i pakowała swoje rzeczy obok moich. Po dwóch minutach siedziała już obok mnie. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam w drogę.
-Pierwszy przystanek Jacksonville.
-Nie sądzisz, że postój po półgodziny jazdy to przesada?
-Muszę oddać klucze.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Myślałam, że ten domek jest Twój.
-Był. Sprzedałam go – wyjaśniła.
-I nic mi nie powiedziałaś? – spytałam lekko podniesionym głosem.
-To było jakiś rok temu. Tuż po tym, jak się pokłóciłyśmy – powiedziała. – Kierunek Jacksonville – powtórzyła.
-Ok. Przyjęłam to do wiadomości.

~wieczór~
~Katherine~

Powrót do Mystic Falls jest z pewnością ryzykowany, zważywszy na fakt, że jest tam Klaus. Nie będę uwijać w bawełnę – moja relacja z tym Pierwotnym jest bardzo kiepska. Skoro pomiędzy nami jest aż tak źle, to czemu jadę do tego piekielnego miasta?
Ponieważ, bracia Salvatore, wraz z ich tą małą wiedźmą postanowili pobawić się magią. Idioci. Posługują się zaklęciami, których nie znają i wywołują problemy. Wampir zostaje nagle powiązany z innymi wampirami, boli go cały czas głowa, mdleje. Całe szczęście, że w czasie mojej ucieczki spotkałam tą czarownicę, Gwen. Jest ona stosunkowo młodą wiedźmą i zajęło nam sporo czasu rozwikłanie moich objawów, ale w końcu znalazłyśmy coś. Co prawda, o uroku w księdze czarów było bardzo mało informacji, jednak miałam już jakąś wiedzę na temat mojej obecnej sytuacji.
-Jeszcze tylko trochę – mruknęłam, wjeżdżając do stanu Wirginia.
Jak się okazało, to troszkę przeciągnęło się na kilka godzin z powodu licznych korków, jednak w końcu dotarłam do miasta, w którym poznałam braci Salvatore. Przeciskałam się uliczkami, aż w końcu dotarłam do celu podróży. Wysiadłam z auta i weszłam do pensjonatu. W salonie zastałam Elenę i Damona, którzy siedzieli na kanapie, trzymając się za ręce (to było do przewidzenia), Stefana, siedzącego w jednym z fotelów, Caroline, stojąc tuż obok pary numer jeden i mojego wroga.
-Czy wy nie macie nic lepszego do roboty, niż rzucanie uroków?
Klaus spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Katerina. Jak miło Cię widzieć. Ostatnio tak szybko wyjechałaś.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Podeszłam bliżej do zbiorowiska.
-Tak jakoś wyszło – powiedziałam. – No więc? Co wy robicie z tą Bonnie?
-Co masz na myśli? – spytał się Damon.
-Proszę Cię, nie udawaj. Wiem, co zrobiliście. Gdzie jest Bonnie Bennett? Musi przerwać to czary-mary. Nie możemy być złączeni.
-Ty też jesteś w to wplątana? – Stefan patrzył na mnie pytająco.
Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce jak najdalej od Klausa. Odgarnęłam włosy znad czoła i zaczęłam opowiadać im jak wpadłam na trop. Zaczęłam od nagłego zasłabnięcia, bólu głowy i pragnienia. Potem wspomniałam, że powiedziałam o tym znajomej wie
dźmie, która uznała, że powinniśmy pojechać do Seattle, gdzie ona i jej koleżanki poszperały trochę w księgach.
-Znalazłyśmy sporo zaklęć, które wiązały się z bólem głowy i pragnieniem, jednak musiałyśmy zmniejszyć krąg poszukiwań – powiedziałam. – Zadzwoniłam do kilku znajomych, których znajomymi są czarownice, ale niestety dowiedziałam się, że żadna z nich nie bawiła się takimi zaklęciu w ciągu ostatnich dni. Postanowiłam zadzwonić do jednej osoby stąd i spytać się, czy nie było to jakiś dziwnych sytuacji. Trochę czasu zajęło mi wyciągnięcie informacji, ale w końcu dowiedziałam się, co się tutaj stało – zrobiłam dramatyczną pauzę, czekając na reakcję zebranych tu osób.
-I co dalej? – dociekała Caroline.
-Dodanie do poszukiwań linii krwi i obecności kilku wampirów, którzy tego samego dnia, o tej samej porze źle się poczuli znacznie ułatwiło pracę. Zostały dwie informacje, jednak obie są absurdalne. Pierwsza z nich była taka, że dzięki temu zaklęciu wybrane osoby z linii krwi wampira czuły to samo, a druga… druga była zapisane strasznie ogólnikowo. Pisało tam coś o połączeniu wampirów poprzez ich krew, sile, potędze, nowiu i wielkim niebezpieczeństwie – przerwałam, by zaczerpnąć tchu i po chwili zaczęłam mówić dalej. – Byłam skłonna ku pierwszej opcji, jednak przypomniałam sobie, że ktoś pobrał ode mnie krew i kiedy poczuliśmy się źle był nów.
-Coś w Twojej teorii się nie zgadza, Katerino. Nikt ze mnie nie wytoczył krwi.
-Jesteś pewien? Lepiej się upewnij.
Klaus wyciągnął telefon i po wybraniu numeru przyłożył komórkę do ucha. Przez chwilę rozmawiał z czarownicą. Okazało się, że jednak jest taka możliwość, że ktoś pobrał krew Klausa. Pierwotny rzucił przedmiotem, a ten rozpadł się na tysiące części.
-Skoro to nie wasza czarownica bawiła się magią, to macie przechlapane – oznajmiłam.
-To nie my – warknęła Elena. – My również staramy się czegoś dowiedzieć, ale kilka dni temu nasze poszukiwania zakończyły się z powodu braku informacji i…
Dziewczyna urwała, bo do naszych uszu dotarły dźwięki wydawane przez auto, które było coraz bliżej. Po kilku chwilach pojazd zatrzymał się i ktoś z niego wysiadł. Kolejny trzask drzwi oznaczał, że pojawiły się tutaj przynajmniej dwie osoby. Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka weszły dwie dziewczyny. Słowo weszły, to błąd. Jedna z nich przytrzymywała na półprzytomną towarzyszkę. Obie były wampirzycami jednak, nie rozpoznawałam ich. Podarte ubrania musiały świadczyć o odbytej walce. Jednak było coś, czego nie rozumiałam – rany tej słabszej nie chciały się gonić. Damon i Stefan błyskawicznie znaleźli się przy gościach, spoglądając na tą przytomną.
-Co się stało? – spytał groźnie Klaus, patrząc na tą przytomną – I jak się nazywasz?
-Jestem Serena. Wracałyśmy do Mystic Falls i zrobiłyśmy sobie krótki postój, kiedy zaatakowała nas grupka innych wampirów. Pokonałyśmy ich, ale Elizabeth mocno oberwała.
Nagle ta druga zemdlała, a Serena nie była w stanie utrzymać swojej towarzyski. Ręka tej Elizabeth ześlizgnęła się z szyi brunetki. Damon zdążył chwycił ją w ostatniej chwili i położył ją na kanapie. Elizabeth. To imię coś mi mówiło. Zerknęłam na nią i wtedy mnie olśniło. To właśnie była siostra Damona i Stefana.
Od razu powstało zamieszanie, jednak Serena uspokoiła wszystkich, mówiąc, że niedługo brunetka wróci do siebie. Jakąś godzinę spędziła na wyjaśnianiu spraw i opowiadaniu na pytania zadawane głównie przez braci i Niklausa. Nie rozumiałam nic z ich rozmowy, więc znudzona zaczęłam się bawić telefonem.
-Słuchajcie, ja pojadę do domu Elizabeth, zostawię tam nasze rzeczy i wrócę. Wzięłabym ją ze sobą, jednak boję się, że coś się może jej stać. Będę za pół godzinki, dobrze? – Gdy dziewczyna to mówiła, schowałam telefon do kieszeni.
-Oczywiście – odpowiedział Stefan.
Serena opuściła dom. Chwilę po niej wyszedł Klaus, a później Caroline, którą postanowiła odprowadzić Elena. Młodszy z braci przerzucił sobie wampirzycę przez ramię i zszedł z nią do piwnicy. Starszy podążył za nim, a ja zaczęłam nadsłuchiwać. Po kilkunastu minutach Elizabeth się ocknęła. Ton jej głosu świadczył na zmęczenie.
-Ty idioto! – dziewczyna była wyraźnie wściekła. – Proponujesz mi krew, a później dodajesz do niej werbeny! Sam pij to świństwo.
Zbiegłam na dół, unikając o milimetry zderzenia z pędzącym w kierunku ściany worka z krwią.
-Zamknij się – warknął na nią Damon i przyparł ją mocno do ściany. – Lepiej powiedz, co takiego głupiego wymyśliłaś, że wpakowałaś nas w kłopoty.
-Ja nic nie wymyśliłam. Puść mnie. – Spróbowała się wyrwać, jednak było to na nic.
-A to całe zamieszanie?
-Wasza siostra wplątała nas w to wszystko? – spytałam zaskoczona Stefana.
-Tak. Ale jak na razie udaje niewinną.
Zielonooki podszedł bliżej pary, a następnie spytał ją o to samo. Ta dalej twierdziła, że jest niewinna, więc Stefan podniósł ją za gardło do góry.
-Na co było Ci te zaklęcie? – spytałam podirytowana nędznymi próbami wydobycia czegoś z wampirzycy.
-Ja nie chciałam użyć żadnego zaklęcia – wydusiła z siebie z trudem. Stefan poluźnił uchwyt. – Chciałam uratować przyjaciółkę. A skoro o niej mowa, to gdzie ona jest?
Zaśmiałam się i wyrwałam nogę z pobliskiego krzesła.
-My pytamy, Ty odpowiadasz – oznajmiłam, polewając kawał drewna werbeną.
-Ostatnia szansa. Na co były Ci potrzebna nasza krew?
-Miałam tylko zdobyć krew moich braci – wydyszała.
-Zła odpowiedź – oznajmiłam, odepchnęłam braci Salvatore i wbiłam prowizoryczny kołek w brzuch dziewczyny.
-Tak załatwia się takie sprawy – oznajmiłam i wybiegłam z pensjonatu, trzaskając drzwiami.

~kilka dni później~
~Kol~

Siedziałem u siebie i słuchałem muzyki, kiedy do domu wszedł Klaus. Rozmawiał przez komórkę i słychać było, że ta rozmowa działa mu na nerwy. Wyciągnąłem jedną słuchawkę z ucha i zacząłem podsłuchiwać prowadzącą przez mojego brata dyskusję.
-Z kim została Elizabeth?
Elizabeth? Czyżby mała, ale niezwykle kusząca, wampirzyca wróciła?
-Jeremy i ta blondynka, Vivienne, jej pilnują – odezwał się Salvatore. – Jeśli zamierzasz odwiedzić moją siostrę to uważaj, bo Vivienne myśli, że Elizabeth leży w którymś z pokoi. Jeszcze jedno, ona nic nie wie o naszych tajemnicach.
-To co ona tam robi?
-Jeremy i ona są dobrymi znajomymi.
-Zostawiliście jedyną osobę, która może nam pomóc rozwikłać całą tą zagadkę pod opieką dzieci. Brawo.
-Elena i ja jedziemy na polowanie, Stefan gdzieś zniknął, a tej jej przyjaciółki nie ma. Mówiła, że musi coś załatwić.
-Co z Kateriną?
-Nie było jej w pensjonacie od czasu jej wyskoku, a Caroline chyba nie chcesz sprowadzać?
Mój brat zamilkł. Uśmiechnąłem się. Salvatore wyciągnął dobre argumenty.
-Idioci­ – mruknął Klaus.
-Słuchaj, mój brat i Vivienne to jedyne osoby, które miały teraz czas. Jeśli masz jakiś problem to przyjedź i zamień się z nimi­ – warknęła Elena.
Na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Panna Gilbert strasznie się zmieniła odkąd zaczęła spotykać się ze starszym Salvatore. Poza tym, widać, a raczej słychać, że przemiana w wampira jej służy.
­-Nie mogę. Muszę coś załatwić.
-Skoro tak, to nie mniej do nas pretensji – stwierdziła i rozłączyła się.
Wyłączyłem odtwarzacz, położyłem go na łóżku i wstałem z niego. Podszedłem do szafy, po czym otworzyłem ją. Ściągnąłem z siebie podkoszulek, a z szafy wyciągnąłem szarą koszulę w kratkę. Zamknąłem szafę, wsadziłem komórkę do kieszeni i zszedłem do salonu, gdzie usiadłem na kanapie. Klaus co trochę powtarzał jedno słowo – idioci.
-Co się stało?
-Ci idioci napisali do mnie wiadomość z pytaniem czy mogę przyjść do pensjonatu. Nie miałem jednak kiedy im odpisać, więc zostawili Elizabeth pod opieką dwójki dzieci.
Mój brat rzucił swój nowy telefon na fotel i poszedł do kuchni, gdzie, sądząc po dźwiękach, szukał dla siebie jakiegoś pożywienia. Następnie poszedł do swojego pokoju. Tam spędził chwilę czasu, po czym wrócił do salonu. Zauważyłem, że się przebrał. Wyglądał już na spokojniejszego, więc postanowiłem zażartować z niego trochę.
-Randka z panną Forbes?
Klaus zignorował mnie, wziął swój telefon i wyszedł. Przez chwilę patrzyłem się tempo na sufit. Przez ten czas do domu wróciła Rebekah. Jedno spojrzenie na nią, wystarczyło mi, bym upewnił się, że coś się stało. Spytałem ją o to, ale ta tylko wściekła się jeszcze bardziej, mówiąc, że mężczyźni to świnie. Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po kurtkę, a następnie ruszyłem w stronę pensjonatu.
Bez problemu przedostałem się przez salon i dotarłem do piwnicy. Po drodze minąłem lodówkę. Zatrzymałem się. Skoro Elizabeth jest tu przetrzymywana, to pewnie może być głodna. Wyciągnąłem z chłodziarki woreczek krwi i poszedłem w kierunku, z którego dobiegał mnie zapach wampirzycy i ciche dźwięki. Szybko dotarłem do właściwej celi, otwierając do niej drzwi. Brunetka siedziała na ziemi tyłem do mnie, stukając stopą o podłoże, i nie raczyła się nawet obrócić w moją stronę. Rzuciłem jej woreczek, jednak tak złapała go w locie i odrzuciła w moją stronę. Woreczek upadł tuż przy moich butach, a ja rozejrzałem się. Dokoła było sporo nie napoczętych worków z życiodajnym napojem.
-Zamierasz tutaj wyschnąć?
Elizabeth odwróciła się w moją stronę, jednak chwilę później znów skierowała swój wzrok na ścianę.
-Marna zagrywka Klaus. Jeśli sądzisz, że manipulacja coś zadziała to się mylisz.
-Elizabeth, Klausa tu nie ma. To ja.
Brunetka ponownie obróciła głowę.
-Tak? Udowodnij to – powiedziała i znów skupiła swój wzrok na ścianie.
-Kiedyś przejechałem pod szkołę, by z Tobą porozmawiać i…
-Damon również tam był i mógł powiedzieć to Klausowi.
-Przespaliśmy się ze sobą.
-Byliśmy w Twoim domu, a za ścianą byli Twoi bracia. A przynajmniej jeden z nich.
-Mała, słuchaj, wiem, że Cię zraniłem, gdy zauważyłaś mnie z tą dziewczyną…
-Żyjemy w wolnym kraju. O ile nie jesteś z kimś, to możesz spać z kim chcesz i kiedy chcesz.
Westchnąłem ciężko, opierając się o framugę drzwi. Przekonanie Elizabeth będzie trudniejsze niż sądziłem na początku.
-Gdy się obudziłaś w moim pokoju nie chciałaś ze mną rozmawiać – powiedziałem, nawet nie licząc, że to coś pomoże. – Później, kiedy miałaś pójść do łazienki, zaczęliśmy się całować, a następnie…
-Szczegóły – zarządziła wampirzyca, obracając się w moją stronę. – Co było zanim zaczęliśmy się całować i jak się całowaliśmy.
-Powiedziałem, że możesz wziąć prysznic i zaproponowałem się Ci ubrania Rebekah. Po krótkiej rozmowie zgodziłaś się, jednak zanim zdążyłaś wejść do łazienki pocałowałem Cię w szyję, później w żuchwę, następnie w uchu, dalej w policzek i w końcu w usta. Gdy zacząłem całować Cię po dekolcie odsunęłaś się. Pewnie gdybyśmy dalej to kontynuowali, to wylądowalibyśmy ponownie w łóżku.
-I co było dalej?
-Zamknęłaś się w łazience, ja poszedłem po ubrania dla Ciebie i naszykowałem dla nas śniadanie. Pokłóciłaś się jeszcze z Klausem. No i wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Czy Cię kocham?
-Czy żałujesz naszej nocy – odparłem, robiąc zdziwioną minę.
Elizabeth spojrzała na mnie, prostując nogi.
-Kol – szepnęła.
Podniosła się i zaczęła się do mnie powoli zbliżać. W pewnym momencie zatoczyła się, a przed upadkiem ochroniły ją moje ramiona, w których przed chwilą wylądowała. Ogarnąłem z nad jej czoła kilka niesfornych kosmyków, po czym przytuliłem ją. Lincolnówna, o dziwo, nie protestowała.
-Nareszcie ktoś normalny – wyszeptała.
Odsunęliśmy się od siebie, lecz wciąż trzymałem kurczowo brunetkę.
-Co się stało? – spytałem, wskazując na plamę krwi na jej bluzce. – I dlaczego nie chcesz się pożywić?
-Katherine mnie zaatakowała. Wbiła we mnie nogę od krzesła. A w między czasie moi bracia wtłaczają we mnie werbenę. Właściwie, to chcą mi ją podać, jednak jak widać staram się przed tym bronić – wyjaśniła mi wampirzyca. – Zrób coś dla mnie. Zabierz mnie stąd. Pojedźmy na polowanie.
Kiwnąłem głową i pomogłem jej wyjść z celi. Przytrzymałem jej ramię, spoglądając jej w oczy.
-Dasz radę dostać się na zewnątrz?
-Sądzę, że tak.
Dziewczyna ruszyła na górę. Po chwili podążyłem za nią. W salonie Elizabeth zachwiała się, jednak w odpowiednim momencie złapałem ją. Niestety, zauważyła nas jakaś blondynka. W momencie w którym otworzyła usta, ja wziąłem dziewczynę na ręce i wybiegłem z nią.
-Jednak nie dałaś rady.
-Efekt niezaplanowanej głodówki. Zabierz mnie najpierw do mnie.
Kiwnąłem głową i przyspieszyłem. Po chwili znaleźliśmy się pod jej domem. Wszedłem do środka. Koło moich nóg pojawił się pies, który zaczął szczekać. Ellie, słysząc to wyrwała się i uklękła obok zwierzęcia i zaczęła je uspokajać.
-Sprawiłaś sobie psa?
-Coś w tym stylu. Znalazłam Rocky’ego, gdy wyjeżdżałam.
-Rocky Balboa.
-To nie na cześć Sylvestra Stallone’a.
Elizabeth poszła się przebrać. Szczeniak zerkał na mnie co chwilę i warczał. Postanowiłem zignorować go. Kiedy wróciła zajęła się swoim psem, a później rzuciła w moją stronę kluczyki. Złapałem przedmiot, rozpoznając po nich właściwe auto. Na polowanie pojedziemy srebrnym Volkswagenem Eosem. Pomogłem brunetce dojść do samochodu, po czym posadziłem ją na miejscu pasażera.
-Gdzie byłaś? – spytałem, gdy pędziliśmy po jednej z wirginijskich dróg, chcąc przerwać ciszę.
-W Jacksonville Beach.
Pomiędzy nami znów zapadła cisza. Brunetka włączyła radio i co jakiś czas nuciła piosenki, lecące w radiu. Po jakimś czasie dziewczyna zdecydowała się, gdzie chce zapolować. Zatrzymaliśmy się wiec w lesie i wdrapaliśmy się na wzgórze. Mieliśmy stąd dobry widok na maleńką miejscowość, leżącą przy podnóżu wzniesienia. Sądząc po ruchu na dole, dzisiaj musiało tam być obchodzone jakieś święto. Nagle zadzwonił mój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz.
-To Klaus. Idź zapolować. Dogonię Cię.
Elizabeth pokiwała głową i ruszyła w stronę zabudowań. Westchnąłem głośno i poszedłem w drugą stronę. Odebrałem komórkę, przykładając ją sobie do ucha.
­-Tak?
-Gdzie jest Elizabeth? – Klaus przeszedł od razu do sedna sprawy.
-Skąd pomysł, że mogę coś o niej wiedzieć? – spytałem, chcąc trochę go podenerwować.
-Gdzie ją zabrałeś?
-Dlaczego sądzisz, że jest ze mną?
-Proszę Cię, Kol. Nie jestem głupi.
-Powiedziałem tak? Ciekawe kiedy.
-Rozmawiasz ze mną jak z głupkiem – warknął.
-Ja? Skąd! – zaprzeczyłem od razu.
-Rebekah powiedziała, że wyszedłeś. Ta blondynka widziała Ciebie i Elle, więc przestań grać.
-Aktualnie Ellie tutaj nie ma – wyznałem, kończąc zabawę.
-Czyli jednak ją gdzieś wywiozłeś.
-Za ostro ją traktowaliście – odparłem i przyłożyłem aparat do drugiego ucha.
-Ty idioto, właśnie popełniłeś największy błąd w ciągu 1000 lat swojego życia! Czy masz pojęcie, co zrobiłeś? – wykrzyknął mój brat.
-Spokojnie! – krzyknąłem, sam tracąc spokój. – Elizabeth wróci do domu cała i zdrowa.
Obok mnie nagle pojawił się nagle obiekt naszej rozmowy. Zlustrowałem ją dokładnie i zaśmiałem się cicho.
-Chociaż może nie w takiej formie na jaką liczysz ­– mruknąłem, dalej patrząc na dziewczynę.
-Co tam się dzieje? Obiecuję Ci, że jak tylko wrócisz, to wylądujesz w trumnie na tysiąc lat.
-To nie jest jego wina ­– warknęła do telefonu Elizabeth, który przed chwilą wyrwała mi z ręki. – To ja go poprosiłam o wzięcie mnie z Mystic Falls. Obiecuję, że jeśli coś mu się stanie, to nie znajdziesz mnie przez następne pół wieku.
-Bez problemu Cię wytropię, kochana.
-Tak, tak – mruknęła, rozłączyła się i wyłączyła telefon.
Wampirzyca była zła. Ta emocja idealnie współgrała z jej wyglądem. Dziewczyna wyglądała jak istota z horrorów. Oczywiście, jako ta negatywna postać. Potargane ubrania poplamione krwią, czerwone ślady na rękach i twarzy, ciemne żyłki wokół oczu, kły i ten przerażający, wampirzy wzrok.
-Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Szybko dotarliśmy do zabudowań i dopiero gdy ujrzałem zmasakrowane ciała, zdałem sobie sprawę, że przez całą rozmowę z Klausem słyszałem jakiejś krzyki. Elizabeth błyskawicznie znalazła się przy jakimś mężczyźnie i wgryzła się w niego. Postanowiłem również zapolować. Złapałem pierwszą lepszą dziewczyną i zacząłem się pożywiać, obserwując jednocześnie jak ilość martwych ciał wokół mojej towarzyski rośnie i rośnie. Złapałem kolejną ofiarę i gdy porzuciłem jej osuszone ciało, Elizabeth nigdzie nie było. Znalazłem ją kilka ulic dalej, gdzie hipnotyzowała jakiegoś mężczyznę. Osobnik oddalił się, a wampirzyca zerknęła na mnie. Teraz miała jeszcze więcej śladów krwi na sobie, ale jej oczy ponownie błyskały zielenią.
-Co się z Tobą dzieje? – spytałem, zbliżając się do niej. – Zachowujesz się…
-Proszę Cię! – warknęła, patrząc na mnie ze złością. – To ja zostałam kilkukrotnie zaatakowana, to moje rany goiły i goją się wiekami, to ja byłam głodzona, bo nie chciałam spożyć werbeny i to we mnie została wbita noga od krzesła. I teraz, gdy wreszcie mogę przez chwilę być wolna i przez chwilę zaszaleć, to TY robisz mi wywody. Wampir, którego uważałam za największego podrywacza i luzaka robi mi wywody. Myliłam się co do Ciebie. – Wampirzyca machnęła ręką i zaczęła się oddalać.
Szybko jednak ją złapałam i przyciągnąłem do siebie. Próbowała mi się wyrwać, jednak byłem znacznie od niej silniejszy. Wystarczyła mi tylko jedna ręką i niewielka siła, by poskromić jej charakterek.
-Spokojnie. Po prostu nigdy nie widziałem Cię w takim stanie.
Ellie zamrugała kilkakrotnie, a później zamarła.
-W jakim stanie?
Zaśmiałem się.
-Nie śmiej się!
-Proszę Cię, Mała. Zrobiłaś tu niezłą rozróbę a teraz udajesz, że nic się nie stało?
-Rozróbę? – Dziewczyna rozejrzała się.
Gdy zauważyła ogrom swoich zniszczeń, zadrżała. Wydawała się być naprawdę przerażona. Słyszałem od Klausa, że była świetną aktorką, ale wątpię, czy mogłaby aż tak dobrze udawać. Podbiegła do najbliższego ciała i dotknęła szyi trupa. Szybko zabrała od niego rękę i sprawdziła następną osobą. Podobną czynność powtórzyła z kilkoma innymi zwłokami.
-To wszystko – wskazała na dziesiątki ludzi – to moja wina?
Pokiwałem głową, na co ona zadrżała. Podeszła do mnie i położyła głowę na moim ramieniu. Objąłem ją. Elizabeth wtuliła się we mnie bardziej.
-Jestem potworem – wymruczała.
-Nagle bycie wampirem zaczęło ci przeszkadzać?
-Nie. Nigdy wcześniej nie zabiłam tak dłużej ilości osób w kilka minut. To mnie zszokowało.
Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać. Widać było po niej, że starała się uspokoić. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoła. Po kilkunastu sekundach oddech wampirzycy wrócił do normy. Jedną rękę podniosłem jej brodę, a następnie pocałowałem ją. Odsunąłem się minimalnie, obserwując Elizabeth.
Brunetka strąciła moją dłoń ze swojej brody. Wziąłem swoją rękę z jej pleców, zapewniając jej możliwość odsunięcia się na większą odległość. Ku mojemu zaskoczeniu, taka czynność nie nastąpiła. Zamiast niej pojawiła się inna, która zdziwiła mnie jeszcze bardziej. Ellie stanęła na palcach i pocałowała mnie. Kiedy oderwała się ode mnie, uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuję – szepnąłem.
-Nie. To ja dziękuję – odszepnęła.
To jedno słowo wystarczyło, by sekundę później nasze usta i języki znów się połączyły.

~parę godzin później~
~Damon~


-Nie potrafię tego zrobić – oznajmiłem zdenerwowany, rzucając się na kanapę.
Elena ścisnęła moją dłoń, na co ja posłałem jej wymuszony uśmiech. Nienawidziłem takich sytuacji. Nienawidziłem być bezsilny. Nienawidziłem polegać na innych.
-Stosujesz werbenę? – spytał Klaus.
-Werbenę? Nie.
-W takim razie zapomnij o tym wszystkim, co tu dzisiaj widziałaś – zarządził Pierwotny, patrząc w oczy blondynce.
-Zapomnieć? Jak mam zapomnieć? – Vivienne była w szoku. – Co tu się dzieje? Co wy wyprawiacie? Elizabeth, szybkie poruszanie się, tajemnice i… werbena. – Dziewczyna wyszeptała ostatnie słowo z przerażeniem. W jej oczach widać było to same uczucie. – Nie! – wykrzyknęła cicho. – Jesteście wampirami.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Przecież fakty, które ona poznały, niebyły wystarczające, by poznać nasz sekret. Jak ona w tak krótkim czasie mogła wpaść na właściwe rozwiązanie? Pochłonąłem się tą myślą tak bardzo, że nie zauważyłem, że dziewczyna próbuje wyjść z pensjonatu. Na szczęście Klaus w porę znalazł się przed nią i przyprowadził ją do salonu.
-Skąd to wiesz? – warknął na nią Niklaus.
-Dajcie jej spokój. Nie widzicie, że jest zbyt przerażona, by cokolwiek powiedzieć? – odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu Jeremy.
-On ma rację, Klaus. Daj jej spokój – potwierdził słowa młodego Gilberta mój brat.
Klaus zacisnął dłonie w pięści. Jednak zanim zdążył wykonać choćby najmniejszy ruch, drzwi do pensjonatu otworzyły się, a do środka weszła moja siostra z tym pieprzonym Pierwotnym idiotą.
-Ej! Spokojnie – powiedziała, ściągając z siebie płaszcz.
Klaus odwrócił się w jej stronę, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do nas. Rzucił ją na fotel a następnie położył ręce na obu bokach fotela, uniemożliwiając jej drogę ucieczki.
-Nie sądzisz, że jesteś nam winna jakieś wyjaśnienia, Elizabeth?
-Winna to raczej nie, jednak jest coś o czym musicie wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.