wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział XIII – You are the moonlight of my life every night, Giving all my love to you...

Never Let Me Go

-Słucham? I dlaczego akurat dzwoniła do Ciebie?
-Mówiła, że dzwoniła na Twój numer, ale nie odbierałaś.
Wyciągnęłam telefon z torby. Spróbowałam podświetlić klawiaturę i… nic.
-Faktycznie. Bateria mi padła. O co chodziło Bonnie?
-Znalazła jakieś informacje na temat Twojego łaknienia krwi. Nadal masz ochotę pozabijać całą szkołę?
-Czasami. Nauczyłam się jakoś z tym pragnieniem funkcjonować. Poza tym, codziennie rano wypijam worek krwi, więc nie jest aż tak źle – wyznałam.
-Tak jak myślała Bonnie – powiedział i spojrzał na mnie z troską. – Jedynym sposobem na wyjście z tej sytuacji jest polowanie. Prawdziwe polowanie. Proponuję od razu.
Oparłam się zaskoczona o samochód Damona. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Przemyślałam to sobie wszystko. Zostać i narażać ludzi na niebezpieczeństwo czy zapewnić im bezpieczeństwo (przynajmniej z mojej strony) robiąc coś, czego nie chcę robić?
-Musimy teraz?
-Czym prędzej, tym lepiej.
Westchnęłam i poprawiłam torbę na ramieniu.
-Chociaż pozwól mi się przebrać.
Damon zgodził się, wziął moją torbę i otworzył przede mną drzwiczki od strony pasażera. Wsiadłam do środka i zapięłam pasy. Gdy Salvatore usiadł obok włączyłam radio i skupiłam się na widokach za oknem.
-Eleno, proszę Cię, porozmawiajmy. Wiem, że Cię zraniłem i…
-Po czym domyśliłeś się, która jest którą? – przerwałam mu.
-Po tym jak odciągnąłem Cię od Katherine wyczułem jak na mnie zareagowałaś. A gdy spojrzałem później na Katherine byłem już pewny. Przepraszam. Za wszystko. Gdybym wtedy zaufał Ci i nie był tak cholernie zazdrosny…
-Co się stało, to się nie odstanie. Ale wiesz co? – umilkłam, gdy spostrzegłam, że zbliżamy się do mojego domu. – Daj mi 15 minut – powiedziałam i wysiadłam z samochodu.
Popędziłam do domu i wpadłam do swojego pokoju, gdzie wzięłam szybki prysznic, a potem przebrałam się oraz zrobiłam lekki makijaż. Wybiegłam ze swojego pokoju i zatrzymałam się w połowie schodów.
-Mogłeś poczekać w samochodzie – powiedziałam, gdy zobaczyłam Damona, siedzącego z moim bratem w kuchni.
-Nie mogę już posiedzieć w Twoim domu, czekając na Ciebie?
-Teoretycznie to możesz. Idziemy?
Damon wstał z krzesła i podszedł do mnie.
-Niedługo wrócę, Jer.
-Jasne. I nie śpiesz się. Ja też zaraz wychodzę.
-Spotkanie z kolegami? – spytałam uśmiechając się.
-Nie. Oprowadzam
Vivienne po mieście. Jest tutaj nowa i chciałbym, by czuła się dobrze w Mystic Falls. Szczególnie po tym, co się jej przydarzyło.
-A co się stało?
-Jej mama zginęła w wypadku – odpowiedział.
Zamilkłam. Uścisnęłam brata na pożegnanie i wyszłam z domu. Wsiadłam do auta Damona i pojechaliśmy przed siebie. Przez całą drogę słuchaliśmy radia. W pewnej chwili Damon zmienił stację. Z głośników poleciała znana mi piosenka, jednak nie mogłam przypomnieć sobie jej tytułu.
-
Yes, she loves you. And you know you should be glad – zaczął śpiewać Salvatore po kilku sekundach.
-Co to za piosenka?
-Nie znasz?
-Kojarzę, jednak nie mogę sobie przypomnieć tytułu.
-Zaraz się dowiesz.
I miał rację. W niedługim czasie z radia popłynął refren piosenki, który zdradził mi wszystko. To było She Loves You Beatlesów. Moja znajomość tej piosenki ograniczała się tylko do refrenu, więc postanowiłam robić za chórki i śpiewać samo yeah, yeah, yeah.
-Jak to ma się do nas? – spytał mnie Damon, gdy piosenka dobiegła się końca.
-Co masz na myśli?
-Pytam się, czy piosenka zgadza się do tego, co jest pomiędzy nami.
-Ja… - zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć. – Możemy porozmawiać o tym później? – Wiedziałam, że zraniłam go tymi słowami. Wiedziałam również to, że nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność, jednak byłam się tej rozmowy.
-Dobrze – powiedział ze smutkiem w głosie i zatrzymał się nagle. – Jesteśmy na miejscu.
Wysiadłam z pojazdu i rozejrzałam się.
Byliśmy w lesie. Dookoła było pełno ścieżek. Zerknęłam na Damona, a on spojrzał na mnie. Uśmiechnął się ciepło, podchodząc bliżej.
-Chodź – powiedział i wszedł na jedną z dróżek.
Ruszyłam za nim. Szliśmy w milczeniu. Niestety była to jedno z tych krępujących ciszy. Gdyby nie śpiew ptaków, to atmosferę między nami można by było kroić nożem. Delikatnie wijąca się pod górę droga zdawała się niemieć końca. Z ulgą więc przyjęłam zmianę drogi. Wciąż milczeliśmy, co wdawało mi się coraz bardziej we znaki. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc trafiliśmy do punktu wyjścia. Sfrustrowana kopnęłam kamyk. Damon obrócił się i powiedział, że jeszcze trochę, po czym znów zmienił ścieżkę. Szliśmy nią kilka minut. Wampir zatrzymał się w miejscu, w którym rosło więcej drzew. Wszedł w nie i polecił mi zrobić to samo. Po wykonaniu około dwudziestu kroków, stanął.
-Tutaj zaatakujemy. Ta ścieżka jest trudniejsza niż poprzednie, dlatego nikt się nie zdziwi, że kogoś zaatakowało tu dzikie zwierzę – wyjaśnił Damon, wiedząc moje pytające spojrzenie.
-Skąd masz pewność, że ktoś będzie tędy przechodził?
-Jest ładna pogoda, to po pierwsze.
-A po drugie?
-Jakieś 300 metrów wyżej znajduje się popularna w tych okolicach polana. Tam ktoś jest. Sądząc po dźwiękach 3 chłopaków i 2 dziewczyny. Spróbuj ich usłyszeć.
Wsłuchałam się uważniej i… rzeczywiście. Słyszałam głosy należące do 5 osób, ale miałam problemy z rozróżnieniem ich. Chciałam od razu tam pobiec i zaatakować, jednak silna dłoń wampira powstrzymała mnie, a spojrzenie jego niebieskich oczu uspokoiło mnie. Boże! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak głodna! Byłam zniecierpliwiona, jednak dość szybko z góry zeszły dwie osoby z grupki. Poczekaliśmy aż przejdą obok nas i wtedy ruszyliśmy do ataku. Błyskawicznie wbiłam się w szyję mojej ofiary i zaczęłam pić krew. Moje pragnienie stało się słabsze, jednak nadal byłam głodna. Czerwony płyn skapywał z mojej brody, brudząc moją bluzkę i szarą koszulę oraz niebieską koszulkę młodego mężczyzny, którego zaatakowałam.
-Już starczy, Eleno.
Warknęłam w odpowiedzi i ponowiłam warknięcie, gdy Damon oderwał mnie od chłopaka.
-Nie ruszaj się i przyłóż do szyi koszulę – polecił mu Salvatore. – Już dobrze, Eleno – powiedział i wytarł mi placem brodę.
Zamrugałam kilka krotnie. Powoli odzyskiwałam kontrolę nad sobą. Schowałam kły, a po chwili moja twarz zyskała już swój dawny wygląd.
-Dziękuję.
Salvatore uśmiechnął się do mnie i odwrócił do mężczyzny.
-Teraz zapo…
-Ja chcę to zrobić – oznajmiłam, a wampir obrócił się do mnie przodem.
-Dobrze. Pamiętaj o tym, że musisz mówić to z pewnością i z przekonaniem – powiedział, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Zapomnisz o mnie i o nim. Zapomnisz o tym, co się stało. Zaatakowało Cię dzikie zwierzę, rozumiesz? – Mężczyzna pokiwał głową. – Możesz iść.
Mężczyzna ruszył, a po kilku sekundach za nim poszła dziewczyna, na której pożywił się Damon. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Chwilę później za nią podążyła kolejna.
-Omal go nie zabiłam. Nie powinnam…
-Ciii… – Damon zaczął mnie uspokajać. Objął mnie ramieniem i spojrzał mi w oczy. – Właśnie dlatego tu jestem. Nauczę Cię wszystkiego, co musisz umieć jako wampir. Jesteś jeszcze głodna?
-Trochę, ale nie chcę nikogo zabić.
-Będę przy Tobie cały czas. Nie pozwolę Ci nikogo zabić – szepnął i starł mi łzy z polików.
-Dobrze. Znajdźmy jeszcze kogoś.
Salvatore uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie w przeciwnym kierunku. Chwilkę później wskazał mi ciemnowłosego, młodego mężczyznę. Postanowiłam udać przerażenie i szybkim krokiem podeszłam w jego stronę.
-Coś się pani stało? – spytał, gdy mnie zauważył.
-Nie – odparłam i wampirzym tempie znalazłam się tuż przy nim.
Ciemnowłosy cofnął się, ale napotkał się na pień. Widziałam jego przerażenie, gdy zobaczył moją zmieniającą się twarz. Nakazałam mu się nie ruszać, po czym wgryzłam w jego tętnicę szyjną. Tym razem szło mi sprawniej. Potrafiłam skupić się na kilku rzeczach jednocześnie. Kątem oka obserwowałam Damona, który stał ukryty kilkanaście metrów dalej. Widziałam i słyszałam, jak w promieniu kilkuset metrów wszystko ucichło i zatrzymało się. Mogłam wyczuć przyspieszone bicie małych serduszek zwierząt w pobliżu, które teraz były przerażone. To na swój sposób było niesamowite. Czułam strach mojej ofiary, każdy wzięty przez nią oddech, każde pulsowanie w jego naczyniach krwionośnych. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Bał się mnie. Jego spojrzenie zdawało się błagać o litość. Położyłam ręce na barkach mężczyzny, który wzdrygnął się, gdy poczuł moje ręce na swoim ciele.
-Nigdy mnie nie spotkałeś. Ukrywaj ugryzienie ta długo jak będzie widoczne. Gdyby ktoś je zauważył to powiesz, że byłeś w lesie i pechowe upadłeś, zahaczając o ostrą gałąź. Powtórz wszystko – powiedziałam. Człowiek powtórzył wszystko. – Idź już – dodałam, znalazłam się obok Damona i wtarłam twarz chusteczkami.
-Poszło Ci wyśmienicie – powiedział wampir, gdy wracaliśmy ścieżką.
-Dziękuję – odparłam.
Teraz wszystko wydawało mi się jaśniejsze. Nawet perspektywa porozmawiania z Damonem o tym, co czuję wydawała się być łatwiejsza. Zatrzymałam się więc i pociągnęłam go za rękaw.
-Coś się stało? – spytał zatroskany.
Ja uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi i przyciągnęłam go bliżej do siebie, kręcąc głową. Staliśmy na środki ścieżki w milczeniu kilkanaście sekund, przez które Salvatore patrzył się na mnie pytająco. Postanowiłam, że nie będę trzymać go dłużej w niepewności. Spojrzałam mu w oczy i przytuliłam się do niego. Przez chwilę stał zaskoczony, ale objął mnie, gdy tylko doszedł do siebie.
-Tak – szepnęłam, podnosząc głowę.
-Co tak, Eleno? – zapytał ponownie zbity z tropu wampir.
-To, co jest między nami zgadza się z tym, co jest w piosence Beatlesów i…
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo poczułam wargi Damona na moich, a po chwili poczułam jego język w moich ustach. Do tej pory nie miałam pojęcia, jak bardzo się stęskniłam za nim i za jego pocałunkami. Gdy się od siebie oderwaliśmy, miałam wrażenie, że minęła wieczność. Splotłam nasze palce, stanęłam na palach i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, po czym ruszyliśmy w kierunku niebieskiego samochodu mojego Damona.
-Wiesz – zaczęłam, gdy siedzieliśmy już w aucie – naprawdę nie musisz być o mnie zazdrosny.
-Wiem. Przepraszam, że tak ostro zareagowałem. Przepraszam również za to, że omal nie wylądowałem w łóżku z Katherine.
-Nie rozmawiajmy już o tym, proszę.
-Dobrze – zgodził się i pocałował mnie w usta, a potem położył dłoń na moim kolanie. – Kocham Cię, Eleno.
-Ja Ciebie też, Damonie.


~kilka dni później~

-Już lecę – powiedziałam do słuchawki, rozłączyłam się, a następnie wrzuciłam kilka rzeczy do torebki. – Niedługo wracam – rzuciłam mojemu bratu, wybiegając jednocześnie z domu.
Wsiadłam do samochodu, gdzie czekał na mnie czerwony tulipan. Uśmiechnęłam się promiennie na widok kwiatka, po czym wysłałam Damonowi wiadomość z podziękowaniem i przekręciłam kluczyki w stacyjce. Wyjechałam na ulicę, kierując się na Maddison Street. Gdy tylko dojechałam do celu podróży, wysiadłam z auta i pobiegłam w kierunku drzwi, wpadając do środka.
-Vivienne? – zawołałam, trzaskając drzwiami.
Nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam w głąb domu. Przez telefon blondynka wydała mi się być zdenerwowana i wystraszona. Próbowałam ją uspokoić, ale gdy dowiedziałam się, gdzie jest sama wpadłam w panikę. Poleciłam jej zostać na miejscu i czekać na mnie. Mimo, iż znałam dziewczyną kilka dni już ją lubiłam. A w szczególności jej zaraźliwy śmiech, który rzadko udawało się wywołać.
-Vivienne! – Ponowiłam próbę nawoływania koleżanki. Z tą różnicą, że głośniej.
-Możesz być o pół tonu ciszej? – spytała mnie właścicielka domu, wchodząc do salonu, popijając jednocześnie jakiś napój.
-Elizabeth. Gdzie jest Vivienne?! – spytałam, podchodząc bliżej.
-Spokojnie, nic jej nie zrobiłam. – Wampirzyca uniosła ręce w obronnym geście, po czym położyła szklankę na stolik. – Vivienne zauważyła, że mam kilka fajnych ubrań, więc spytała się, czy mogłaby pożyczyć coś ode mnie na zbliżającą się imprezę. Mam kilka naprawdę cudownych sukienek, których nie miałam na sobie od lat, więc uznałam, że mogę pozwolić jej trochę w nich poszperać. Siadaj – powiedziała i wskazała głową na fotel. – Chcesz coś do picia?
-Jeśli to nie problem, to poproszę.
Elizabeth na chwilę zniknęła. Gdy wróciła, w ręce trzymała ładnie ozdobioną szklankę, którą mi podała. Ze stolika wzięła opróżnioną do połowy szklankę i usiadła naprzeciw mnie. Przyjrzałam się naczyniu w mojej ręce. W środku, wśród gazowanego bezbarwnego napoju pływały plasterki limonki, listki mięty i kostki lodu. Brzegi szklanego pojemnika zostały ozdobione cukrem oraz kolejnym plasterkiem zielonego owocu. Oprócz tego…
-Nie otruję Cię przecież – powiedziała, pociągając odrobinę płynu przez rurkę.
-Nie o to chodzi. Podziwiam tylko Twoją robotę – odparłam i zakręciłam różową parasolką, która była w napoju, a na koniec napiłam się płynu przez słomkę – Coś ty tu dodała?! – spytałam niemal natychmiast.
-Najpierw cukier, miętę i limonkę. Później…
-Doskonale wiesz o co mi chodzi.
Dziewczyna westchnęła i ponownie upiła drinka. Zrobiłam podobnie, a po chwili poczułam znów ten genialny słodkawy, cytrynowo miętowy smak połączony z alkoholem.
-Wódka i Sprite – wyznała w końcu. – W nich tkwi tajemnica sukcesu.
-Przesadziłaś z wódką – stwierdziłam.
-Przesadzasz. Im więcej wódki tym lepiej.
Już miałam coś powiedzieć, gdy z góry dobiegł nas głos:
-Elizabeth? Elena? Znalazłam kilka boskich sukienek, ale sądzę, że ta, którą mam teraz na sobie, jest najładniejsza.
Obie zerknęłyśmy w kierunku, z którego dochodził głos dziewczyny. Blondynka zeszła powoli ze schodów ubrana w białą, sięgającą ziemi suknię, z długimi rękawami. Jej górna część składała się z gorsetu, który blondynka tylko zaciągnęła, oraz koronki, która było ozdobione rękawy i sięgała ona aż do szyi. Prosty oraz gładki dół delikatnie i rozłożyście rozchodził się, tworząc z górą wspaniałe dzieło. Suknia wyglądała niesamowicie. Miałam ochotę dotknąć tego jasnego, olśniewającego, materiału i poprosić dziewczynę by ściągnęła kieckę i mi ją dała. Vivienne okręciła się, a ja zachwyciłam się jeszcze bardziej. Blondynka uśmiechnęła się, stając do nas bokiem, a jej wzrok mówił, że czeka na nasze opinie. Dziewczyna wyglądała przepięknie w tym braniu, jednak bardziej interesowało mnie skąd wampirzyca je ma. Obróciłam się do brunetki, chcąc zadać jej to pytanie, jednak zmieniłam swoje zdanie, widząc w jakim stanie znajduje się zielonooka.
Na twarzy Ellie gościła mieszanka emocji. Szok, niezadowolenie, ból, smutek, wściekłość to tylko nieliczne z nich. Brunetka siedziała na sofie nic nie mówiąc, jednak chwilę później gwałtownie wstała i stanęła naprzeciw Vivienne. Wampirzyca, która dzięki swoim szpilką mogła zerknąć na nią z góry, z jeszcze większą złością zerknęła na blondynkę. Dziewczyna cofnęła się przestraszona, jednak silna dłoń siostry braci Salvatore spowodował, że blondynka nie była się w stanie ruszyć.
-Ściągnij tą sukienkę – wysyczała przez zęby.
-Ale… coś się stało? – Viv była przerażona tym co właśnie się działo.
-Powiedziałam, że masz ściągnąć tą cholerną sukienkę! – wykrzyknęła w odpowiedzi. – Do jasnej cholery, powiedziałam Ci, kurwa, coś! – krzyknęła ponownie o wiele głośniej.
Nie wiedziałam, co zrobić. Nie spodziewałam się takiego ataku ze strony Elizabeth, więc siedziałam zszokowana, nie odzywając się ani słowem. Nie wiedziałam co robić. Miałam tylko nadzieję, że cała sytuacja odbędzie się bez rozlewu krwi, co, zważywszy na okoliczności, skończy się tragicznie.
-Ściągnij ją tu i teraz – powiedziała już spokojniej, podczas gdy Vivienne zmierzała w kierunku schodów, jednak w jej głosie wciąż było czuć jad, wściekłość i… smutek?
Dziewczyna spełniła prośbę, jednak brunetka widząc jej nieporadne ruchy szybko pomogła wyswobodzić się blondynce z sukienki, po czym popędziła pędziła z ubraniem na piętro.
Moje otępienie trwało do chwili, w której to usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Poderwałam się z fotela i poszłam na pierwsze piętro. Wsłuchałam się w dźwięki dochodzące do mnie i wyłapałam ciche chlipanie Elizabeth. Podeszłam do drzwi, za którymi była wampirzyca i zapukałam w nie. Nie odpowiedziała, więc weszłam i zobaczyłam ją skuloną pod oknem z suknią przyciśniętą do piersi. Przysiadłam się obok niej i spróbowałam przytulić ją, jednak ta wyminęła się i położyła na łóżku. Wstałam i usiadłam na brzegu łóżka.
-Elizabeth? To suknia ślubna, tak?
Słysząc moje pytanie dziewczyna podniosła się i pokiwała głową, by po chwili ponownie opaść na poduszki.
-Czyli Twoje prawdziwe nazwisko to Salvatore, tak? Lincoln to nazwisko po mężu?
Ramiona wampirzycy zadrżały, a ona wymamrotała coś, czego nie zrozumiałam. Poprosiłam ją, by powtórzyła to jeszcze raz, nawet nie licząc na to, że to zrobi, jednak ku mojemu zdziwieniu ona obróciła się do mnie bokiem i powiedziała:
-Nie. Lincoln to nazwisko po rodzicach – wychrypiała. – Miał być ślub i wszystko było już zapięte na ostatni guzik, jednak… - zamilkła i załkała. – Nie dotykaj mnie! – warknęła, gdy spróbowałam się do niej zbliżyć. – Zdarzył się wypadek i ślub się nie odbył.
-Elizabeth…
Elizabeth wstała z łóżka, położyła sukienkę na oparciu, wyglądającego na wygodnego, czarnego fotela. Sięgnęła po kilka innych sukienek i podeszła do mnie.
-Niech Vivienne przymierzy te, ale sądzę, że w tej szaroniebieska będzie wyglądać na niej najlepiej.
Wręczyła mi ubrania i wypchnęła za drzwi. Zeszłam do blondynki i podałam jej sukienki. Przymierzyła wszystkie, jednak to ta szaroniebieska była strzałem w dziesiątkę.
-Eleno? Co się stało Elizabeth?
-Bolesne wspomnienia.
Viv pokiwała głową i pobiegła po swoje ubrania. Spróbowałam dostać się do pokoju Elizabeth, jednak ta zamknęła się w nim, więc po długim pukaniu i proszeniu dałam sobie spokój. Wyszłam wraz z dziewczyną z domu i wsiadłyśmy do mojego samochodu. Odwiozłam koleżankę, a później wróciłam do siebie.

~wieczór~

Sala wyglądała wspaniale. Wydrążone dynie, kościotrupy, olbrzymie pająki, pełno pajęczyn stanowiły tylko niewielką część wszystkich ozdób. Spojrzałam na uczniów liceum. Większość obecnych osób miało przebranie – niektórzy przebrali się za wampiry (beznadziejny pomysł, zważywszy na fakt, że po mieście chadza kilka takich istot), inni w czarownice, jeszcze inni w słynne potwory takie jak Frankenstein. Nie zabrakło również postaci filmowych, głównie z horrorów. Wśród tych ostatnich prym wiodły następujące postacie: Laleczka Chucky, Samara z Ringu oraz gostek z Piły. W tym roku ja i Caroline nie miałyśmy głowy do wymyślania kostiumów, więc obie kupiłyśmy sobie
kocie uszy, ogony i sukienki do kolan. Nasze zestawy różniły się tylko kolorami. Care postawiła na biel, a ja na czerń. Poza tym obie miałyśmy ten sam makijaż – kocie oczy, pomalowane końcówki nosów i dorysowane wąsy. Na naszych ustach gościły błyszczyki w jasnych odcieniach, a paznokcie zostały pociągnięte różowym lakierem. Całość prezentowała się całkiem dobrze, więc ruszyłyśmy na parkiet, gdzie zaczęłyśmy tańczyć. Kilka minut później dołączyła do nas Vivienne, która w upiętych włosach i XIX wiecznej sukni Elizabeth (swoją drogą, to jestem ciekawa jak wampirzycy udało się zachować ubrania w znakomitym stanie przez tyle lat) wyglądała niesamowicie. Przetańczyłyśmy razem kilka piosenek, a potem zostałyśmy poproszone do tańca.
Moim partnerem był Damon, który w swoich czarnych ubraniach wyglądał jak zwykle cudownie. Okręcił mnie wokół osi i przyciągnął do siebie. Spojrzałam mu w oczy, stanęłam na palcach i pocałował go. Wampir położył palce na mojej brodzie i rozsunął moje wargi i wsunął język do moich ust.
-Mówiłem Ci już, że w tym stroju wyglądasz strasznie kusząco?
-Hmm – udałam, że się zastanawiam i wykonałam kolejny obrót. – Nie, nie mówiłeś – powiedziałam, a po chwili zaśmiałam się. Mój chłopka wtórował mi. – Czemu się nie przebrałeś?
-Ależ ja jestem przebrany! – oburzył się i nachylił nade mną. – Jestem przebrany za mrocznego i tajemniczego mężczyznę – wyszeptał mi do ucha, na co ja zaczęłam się ponownie śmiać.
-Mrocznego, tajemniczego i zajętego – uściśliłam, uśmiechając się do niego.
Damon złożył na moich ustach pocałunek, a po chwili wirowaliśmy jak szaleni wśród innych par.


~Elizabeth~

Zatrzymałam samochód, spoglądając jednocześnie na zegarek. 40 minut spóźnienia, nie ma co. Wysiadłam z pojazdu i przejrzałam się w szybie, uśmiechając się do swojego odbicia. Muszę to przyznać – wyglądałam cudownie. Ruszyłam w kierunku wypełnionej głośną muzyką sali gimnastycznej. Liczyłam na to, że uda mi się przemknąć do środka niezauważalną, jednak nagle koło drzwi pojawił się Klaus.
-Gdyby nie Twój zapach, to nigdy nie zgadłbym, że to Ty, Elle. Udajesz trupa?
-Coś w tym stylu. Mogę przejść?
Niklaus otworzył przede mną drzwi, co mnie bardzo zaskoczyło. Sądziłam, że będzie mnie przetrzymywać czy cos w tym stylu, ale proszę, Nik potrafi jednak porządnie się zachować. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do środka. Pośpiesznie rozejrzałam się po pomieszczaniu. Szybko namierzyłam Matta. Chłopak, który stał przy napojach, był przebrany za diabła. Podeszłam do niego i nalałam sobie do czerwonego, plastikowego kubeczka jednego z wielu czerwonych napoi.
-Cześć – przywitałam się, zaczynając żałować, że nie ubrałam białych koturnów, tylko białe baleriny.
Chłopak nachylił się, spoglądając na mnie. Przez chwilę patrzył się na mnie pytającym wzrokiem, jednak po chwili przybliżył swoje usta do mojego ucha.
-Ellie? To Ty? – spytał się, starając się przekrzyczeć muzykę i piski nastolatków.
-Yep. – Pokiwałam głową, odsuwając się od niego. Byłam wampirem. Słyszenie ludzi w takim hałasie nie sprawiało mi większego problemu.
-Za kogo się przebrałaś? – wykrzyknął ponownie.
-Za Krwawą Mary. Nie widać? Wiesz, ta rola bardzo do mnie pasuje – wyjaśniłam, posyłając mu uśmiech.
-Możesz powtórzyć? W tym hałasie nic nie słychać.
No tak. Donovan nie ma aż tak wrażliwego słuchu jak ja. Machnęłam ręką i pociągnęłam go na parkiet. Z początku się opierał, ale spojrzałam na niego smutnym i proszącym wzrokiem, który zawsze działał na mężczyzn, a po chwili już kręciliśmy się po parkiecie. Tańczyliśmy do czasu, aż nie zatrzymała się muzyka. DJ, którego jednak udało się zatrudnić, zapowiedział romantyczną piosenkę, więc postawiłam poigrać trochę na uczuciach chłopaka i pocałowałam go w policzek, po czym zaczęłam schodzić z parkietu. Nie musiałam długo czekać na reakcję śmiertelnika – po kilku sekundach podbiegł do mnie, chwycił w ramiona i zaciągnął nas na środek sali, niedaleko Damona i Eleny. Niby mogłam się wyrwać i spróbowałam to zrobić, jednak nagle w jego ramionach poczułam się dziwnie bezpiecznie i… dobrze. Nawet bardzo dobrze.

~Damon~

Koło nas pojawiła się niespodziewanie moja siostra i ten cały Matt. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie, by upewnić się, że Elizabeth coś knuje i z pewnością nie chce tu teraz stać. Bez swoich butów na obcasie była tego samego wzrostu co Elena i teraz musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć na chłopaka. Przytuliłem do siebie moją Księżniczkę i zlustrowałem wzrokiem strój tańczącej obok wampirzycy. Jej skóra była porządnie rozjaśniona przez białe pudry i te całe podkłady, tak, że skóra zdawała się zlewać z białą podartą długą sukienką na ramiączkach. Nie liczne, różnej wielkości, zaschnięte plamy po krwi w górnej części sukni, przerażający makijaż, na który składały się liczne zadrapania, kilka głębokich ran i parę blizn, połączony z czarnymi soczewkami dawały razem niesamowitą całość, która w filmie grozy spisałaby się na medal. Dziewczyna obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech, jednak chwilę później zmarszczyłem brwi w zastanowieniu.
-Coś się stało?
-Zastanawiam się, co może knuć Elizabeth.
-Elizabeth? – Elena rozejrzała się szukając ją wzrokiem. – Wow, szybko się pozbierała – powiedziała, patrząc się na moją siostrę.
-Co masz na myśli, mówiąc pozbierała się?
-Potem Ci opowiem – mruknęła Elena i oparła głowę o mój tors.
-Dobrze – zgodziłem się, całując ją w czubek głowy. –
You are the moonlight of my life every night, Giving all my love to you – zanuciłem fragment lecącej piosenki tuż przy uchu mojej ukochanej. Ta podniosła głowę, słysząc te słowa i uśmiechnęła się promiennie, a następnie pocałowała mnie. Przez całą resztę piosenki szeptaliśmy sobie czułe słówka.
Zabawa była całkiem dobra. Po jedenastej wybrano króla i królową balu. Wygrała bezkonkurencyjnie moja siostra i jakiś chłopak, przebrany za Freddy’ego Krugera. Para zatańczyła kilka tańców razem. Później, przez półgodziny widziałem jak Elizabeth kręci się tu i ówdzie, rozmawiając z uczniami oraz popijając poncz. Gdy zobaczyłem, że stoi obok Klausa spiąłem się trochę. Jakieś pięć minut później oboje zniknęli. Oczywiście nie równocześnie, ale i tak wydało mi się to dziwne i trochę niepokojące.
Starałem się odnaleźć Eleną, jednak okazało się to trudniejsze niż myślałem. Manewrowałem między kolejnymi grupkami nastolatków w celu znalezienie mojej dziewczyny, Caroline, tej nowej blondynki, lub jakiś innych znajomych mojej Księżniczki, ale nikt nie rzucił mi się w oczy.
Zirytowany podszedłem do stolika z napojami i nalałem sobie ponczu. W smaku przypominał sok dla dzieci. Ludzie! Jesteśmy na licealnej potańcówce! Z takimi napojami, to ta impreza zaraz się skończy. Dyskretnie rozlałem tequilę, którą trzymałem w piersiówce, do trzech mis wypełnionych krwistoczerwonym płynem. Obróciłem się z chytrym uśmiechem na twarzy i stanąłem twarzą w twarz z jakimś chłopakiem, który gdy tylko zobaczył co robię, wyciągnął butelkę jakiegoś równie mocnego alkoholu. Nastolatek podał mi ją mówiąc, że mam wzmocnić to owoce coś. Zrobiłem to i spróbowałem ponczu teraz. Zacmokałem z zadowoleniem i znów zacząłem szukać dziewczyn.

~Stefan~


Gdy zobaczyłem, jak Klaus wyciąga na korytarz jakąś pierwszoklasistkę, sumienie kazało mi ruszyć za nimi. Chwilę czasu zajęło mi dotarcie do drzwi, jednak kiedy tylko wydostałem się na zewnątrz wciągnąłem mocniej powietrze. Wyczułem ich zapach i już miałem iść w tamtym kierunku, ale nagle usłyszałem świst. Nim zdążyłem odskoczyć czy odwrócić się, pocisk trafił mnie w tył pleców, a ja upadłem na podłogę. Wszystko zlało się w jednej kolor, a po chwili odpłynąłem.
Gdy się ocknąłem byłem przywiązany do krzesła. Spróbowałem się uwolnić, jednak na nic to się zdało. Próbowałem sobie przypomnieć chwilę przed wypadkiem. Jedyne co pamiętam, to ten świst i uderzenie. Szarpnął się ponownie, co nie dało pozytywnych rezultatów.
-Co jest, do cholery?
-Przepraszam. – Z tyłu, za mną, rozległ się kobiecy głos – Naprawdę przepraszam.
-Elizabeth – warknąłem, siląc się na spokój. – To była pułapka, tak? Klaus miał mnie tu zwabić, tak?
Wampirzyca westchnęła głośno i, sądząc po odgłosie, wstała ze schodów a następnie stanęła naprzeciw mnie.
-Nie. Klaus nie ma o niczym pojęcia.
-Co Ty znowu wyczyniasz?
-Ja… nie ważne – opowiedziała i uśmiechnęła się.
-Skoro już tu jestem i nie mam możliwości przygwożdżenia Cię do ściany chcę wiedzieć wszystko.
-Co za rodzina – mruknęła pod nosem.
-Co masz na myśli?
-Nic takiego. Przechodzimy do konkretów – zarządziła i kucnęła. O ile wcześniej wydawała się być przyjazna, teraz nie zdradzała po sobie nic. Jej czarne oczy… Zaraz! Czarne oczy? – Potrzebuję…
-Oszukałaś Nas! – warknąłem. – Oszukałaś Nas wszystkich. Nie jesteś moją siostrą!
-Uspokój się, Stefan! To, że mam plan, o którym nikt nie wie i, że do jego relacji potrzebuję waszej pomocy nic jeszcze o niczym nie świadczy. I mylisz się. Jestem Twoją siostrą.
-W takim razie wyjaśnij mi coś. Twoje oczy.
-Soczewki – oznajmiła, wyciągnęła lusterko z małej torebki i ściągnęła przedmiot z oka. Spojrzała na mnie i rzeczywiście – jedne oko połyskiwało jasną zielenią, podczas gdy kolor drugiego tak się zlał ze źrenicą, że miałem problem w odnalezieniu granicy tęczówki. Elizabeth pochyliła się ponownie nad lusterkiem, a po chwili jej oczy znów miały kolor najciemniejszej, bezgwiezdnej i bezksiężycowej nocy. – Po prostu chciałam, by mój strój wyglądał realistycznie. Nie ważne. Jak już powiedziałam do realizacji mojego planu potrzebna jest mi wasza pomoc – Twoja i Damona. Krew Damona już mam, więc potrzebuję jeszcze Twojej.
-Do czego ona jest Ci potrzebna?
-Nie Twój interes.
-Potrzebujesz mojej krwi, więc muszę wiedzieć…
-Nic nie musisz wiedzieć – wtrąciła się i wstała. – Zresztą, dlaczego z Tobą dyskutuję? I tak zdobędę Twoją krew. – Podeszła do moich rąk i po chwili rozcięła jeden z nadgarstków.
Syknąłem cicho z bólu. Zadarłem głowę i spojrzałem jej prosto w oczy.
-Jesteś jeszcze gorsza niż Damon – powiedziałem, przekrzywiając głowę.
-Naprawdę? – Zaśmiała się chłodno. – Cóż, tak bywa.
Mój nadgarstek zrósł się. Wampirzyca stanęła ponownie naprzeciw mnie i zakręciła małą butelkę, do której przed chwilą skapywała moja krew.
-Wyjaw chociaż cześć swojego planu.
-A co mi tam – mruknęła i oparła się o ścianę naprzeciw. – Tak w wielkim skrócie: Odmówiłam komuś pomocy, potem ten ktoś w ramach odwetu porwał moją przyjaciółkę i teraz muszę Ją uwolnić – powiedziała i zbliżyła się do mnie.
-I co dalej?
-Za dużo już wiecie. Ta wiedza może wam zaszkodzić.
-Co Ty robisz? – spytałem podejrzliwie, widząc jak wyciąga kołek.
-To dla Twojego dobra. Im mniej wiesz o tym planie, o Nim, o miejscu gdzie muszę się udać tym lepiej.
-O kim mówisz?
-O kimś, komu muszę pomóc, by uwolnić moją przyjaciółkę.
-Mogę Ci pomóc – zaoferowałem się.
-Nie, Stefanie, muszę to sama zrobić. W końcu to ja wpakowałam Ją w kłopoty. I mam dobrą wiadomość: więcej mnie już nie zobaczycie. I jest jeszcze coś. Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
O dziwo, zabrzmiało to całkowicie szczerze. Obserwowałem ją, jak bierze zamach i wbija mi kołek. Tuż poniżej serca. W następnej chwili poczułem okropny ból rozchodzący się po moim ciele. Werbena. Zakląłem i ostatni raz spojrzałem na Elizabeth, która spoglądała na mnie smutno. Potem była już tylko ciemność.

~Damon~

W końcu znalazłem Elenę. Opowiedziałem jej o moich podejrzeniach względem Elizabeth i Klausa. Gdy skończyłem wraz z dziewczyną ruszyliśmy do wyjścia.
-Stefan! – krzyknęła, gdy zobaczyła mojego przywiązanego do krzesła brata z kołkiem wbitym w pierś.
Chciała do niego pobiec, jednak zatrzymałem ją.
-Stój. To może być pułapka. Znajdź Caroline o opowiedz jej o wszystkim co sam Ci powiedziałem. Spotkamy się przy moim samochodzie.
-Dobrze. – Elena przygryzła wargę. – Uważaj na siebie.
-Jasne – zapewniłem ją i pocałowałem.
Gdy Elena poszła szukać blondynki, skierowałem się w kierunku brata. W powietrzu wyczułem tylko jego zapach, co wydało mi się dziwne. Mój wzrok przykuło otwrte okno. Kimkolwiek był napastnik, był on przebiegły. Wiatr, owiewający mojego brata, pozbył się zapachu tej osoby. Chwilę później upewniłem się, że to nie jest pułapka. Odwiązałem szybko brata i wyciągnąłem z jego ciała kołek, po czym wyszedłem z nim na zewnątrz. Otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem z mojej małej lodówki worek krwi. Usiadłem na ziemi i czekałem, aż Stefan się obudzi.
-No nareszcie Śpiąca Królewna wstała – powiedziałem i podałem mu krew. Stefan wziął jej bez słowa i wypił całą jej zawartość.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. Kto Cię tak urządził? Wiewiórki? – rzuciłem i zaśmiałem się.
-Bardzo śmieszne, Damonie.
Mój brat wstał i oparł się o moje niebieskie auto.
-Komu Cię tak urządził? – ponowiłem moje pytanie, wstając i spoglądając jednocześnie brata.
-Elizabeth.
-Elizabeth?
-Przecież mówię, że Elizabeth – oznajmił wyraźnie podirytowany.
-I?
-I nic. Związała mnie, zaatakowała mnie dwa razy, pobrała ode mnie krew i zniknęła.
-Jak to: pobrała krew i zniknęła? – spytałem.
-Normalnie. Powiedziała, że musi uwolnić swoją przyjaciółkę i do tego jest jej potrzebna nasza krew. Później dodała jeszcze, że już nigdy więcej jej nie zobaczymy.
-To wszystko? Mówiła coś więcej o tej przyjaciółce bądź wyjaśniła, po co jest jej nasza krew? – zadawałem kolejne pytania.
-Nie. To znaczy tak. Znaczy się… Tak coś pomiędzy.
-Mów wreszcie – warknąłem, czując, że tracę cierpliwość.
-Elizabeth powiedziała, że, żeby pomóc tej przyjaciółce musi dostarczyć komuś naszą krew i jeszcze powiedziała, że im mniej wiemy tym lepiej.
-Nie podoba mi się to – mruknąłem.
-Mi również – odparł Stefan.
Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem Elenę, która biegła w naszym kierunku. Gdy znalazła się obok nas, poleciłem im obu wsiąść do samochodu. Kiedy to zrobili, pojechałem w kierunku domu mojej siostry. Tam czekała nas niespodzianka – wszystkie szafy były puste i wszędzie wiało pustką. Auta stały w garażu, a zapach wampirzycy w pobliżu był ledwie wyczuwalny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.