niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział XII – Ma pani jakiś problem, panno…?

Welcome To Life

~Caroline~

Następnego dnia rano, pod salą od angielskiego, czekałam na resztę moich przyjaciół. Nagle usłyszałam śmiech Matta i kogoś jeszcze. Wciągnęłam mocniej powietrze. Wampirzyca. Po chwili, zza rogu wyszedł mój przyjaciel i Elizabeth. Warknęłam cicho, a dziewczyna spojrzała i mruknęła coś pod nosem, na co ja pokazałam jej język.
-Musicie zachowywać się dzieci? – zapytał nas Matt.
-Ja nie jestem dzieckiem – oznajmiła brunetka.
-A ja nie lubię wrednych, aroganckich i nadętych w sobie wampirzyc, które myślą, że są najlepsze na świecie.
-Mówisz o sobie? – spytała zielonooka i wtedy coś we mnie pękło.
Przygotowałam się do rzucenia na brunetkę i już prawie miałam to zrobić, gdy nagle powstrzymała mnie Elena, kładąc mi dłoń na ramieniu.
-Elizabeth, Care, uspokójcie się – powiedziała moja przyjaciółka spokojnie.
-To ona zaczęła – rzuciła dziewczyna, wskazując na mnie głową.
-Ale Ty nie jesteś lepsza. Zaczynam się zastanawiać, jak to możliwe, że Ty, Damon i Stefan jesteście rodzeństwem.
-Słucham?! – To, co usłyszałam zszokowało mnie.
-Ciszej – mruknęła Elizabeth. – Skupiasz na siebie uwagę całej szkoły.
-Ale jak…- zaczęłam, ale Elena wtrąciła się.
-To skomplikowane. Opowiem Ci wszystko, o czym sama wiem. Jeśli będziesz chciała wiedzieć więcej, będziesz musiała porozmawiać z Elizabeth.
-O ile będę chciała rozmawiać – zaznaczyła i weszła do klasy.
-Jak ją poprosisz, to pewnie Ci opowie – doradził mi Matt, który od dłuższego czasu siedział cicho.
-Wiedziałeś?
-Wczoraj mi powiedziała. Chodź – podał mi dłoń, a ja podciągnęłam się i weszłam do klasy.
W środku Elena opowiedziała mi o Elizabeth. Muszę przyznać, że miała ciężko w życiu. Zrobiło mi się jej trochę żal, jednak nie zmienia to faktu, że nadal uważam ją za sukę. Skupiłam się na tablicy i na tym, co tłumaczył nam nauczyciel. W końcu, po wielu zapisanych kartkach w zeszycie, angielski się skończył. Następne dwie lekcje błyskawicznie przeleciały.
W końcu doczekałam się jednej z moich ulubionych lekcji – zajęć z sztuki. Mój optymizm powiększał fakt, że tego przedmiotu ma uczyć jakiś nowy nauczyciel. Słyszałam, że jest przystojny, więc liczyłam na to, że zajęcia będą ciekawsze niż dotychczas. Gdy zadzwonił dzwonek weszłam do klasy i zajęłam moją stałą ławkę. W klasie panował chaos – dziewczyny były wyraźnie podekscytowane nowym pedagogiem, a chłopacy zajęci byli dyskusją na temat zbliżającego się meczu i wyśmiewaniem zachowania naszych koleżanek.
-Przepraszam za spóźnienie. – Na dźwięk tego głosu odwróciłam się. – Nazywam się Niklaus Mikaelson i jestem waszym nowym nauczycielem. Mówicie mi po prostu Klaus
Patrzyłam na niego zszokowana, zastanawiając się jednocześnie, co on tutaj robi. Hybryda tym czasem zajęła miejsce za biurkiem i sprawdziła obecność.
-Słuchajcie, dzisiejszą lekcję proponuję zrobić bardziej zapoznawczą. Tak, więc mam dla was propozycję. Połączcie się w pary i narysujcie wzajemnie swój portret uwzględniając w nim, cechę, którą uważacie za najważniejszą u swojego partnera. Ja przejrzę pracę i spróbuję trochę was rozszyfrować.
Wszyscy błyskawicznie spełnili propozycję Klausa i zajęli się dobieraniem w grupy. Skorzystałam z okazji i wysłałam Elenie wiadomość.
Uwaga! Klaus pracuje w szkole! Zajęcia z sztuki.
W niedługim czasie dostałam odpowiedź. Zerknęłam szybko na ekran komórki,
Spróbuj jakoś się zwolnić. Jeśli Ci się uda, to daj znać.
Podniosłam wzrok znad telefonu, wkładając go dyskretnie do torby. Wszyscy, poza mną, mieli parę i byli już pochłonięci rysowaniem. Klaus od razu spostrzegł, że nie mam pary.
-Zapraszam pannę Forbes bliżej mnie – powiedział, uśmiechając się.
Niechętnie wstałam z miejsca i wrzuciłam swoje rzeczy torebki, a następnie zaczęłam zbliżać się do pierwszej ławki. Usiadłam naprzeciw niego i odsunęłam się możliwie jak najdalej.
-Z racji, że nie masz pary, to Ty narysujesz mnie a ja Ciebie. Zdaję sobie sprawę, że nie znasz mnie dobrze, ale spróbuj.
Z szoku opuściłam trzymane przedmioty i patrzyłam się tempo na niego. Dziewczyny syknęły z zazdrości i zapewne sądziły, że mój czyn był wynikiem euforii. Jednak prawda była inna. Nie chciałam tego robić. Ukucnęłam błyskawicznie, wzięłam kilka oddechów na uspokojenie, a następnie pozbierałam powoli rozrzucone rzeczy.
-Mogę wyjść do łazienki? – spytałam, licząc, że uda mi się czmychnąć z lekcji.
-Teraz chciałbym dokładniej wam wyjaśnić, czego oczekuję w pracy, a jeśli teraz wyjdziesz będę musiał wyjaśniać Ci wszystko od nowa i w ten sposób stracisz sporo czasu, więc proszę Cię, usiądź.
Zrobiłam to, wysłałam Elenie wiadomość, w której napisałam, że nie dam rady wyjść i zaczęłam udawać, że go słucham. Ocknęłam się, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, jaki wydają ołówki w zetknięciu się z kartką. Otworzyłam mój blok, podciągnęłam nogi pod kolana i zaczęłam stukać ołówkiem, rozmyślając jak tu uniknąć narysowania Klausa i wtedy nastało olśnienie.
Narysuję jego karykaturę. Swój obrazek zaczęłam od narysowania ogromnej głowy, potem dorysowałam usta i wielkie kły, które ociekały krwią. Wkrótce jego twarz stała się kompletna oraz pojawiła się reszta ciała, która w porównaniu z głową była niezwykle mała. Jeszcze tylko kilka dodatków – woreczki z krwią, ciała wyssane z krwi, wilczy ogon oraz wersja mini Eleny – i gotowe.
 -Caroline, mogę Cię prosić z Twoim rysunkiem? – spytał, gdy zadzwonił dzwonek.
Uśmiechnęłam się złośliwie i podeszłam do niego. Zaskoczenie i szok, jakie pojawiło się na jego twarzy było bezcenne.
-Możesz mi powiedzieć co to jest?
-Och, to chyba oczywiste.
-To miał być portret nie karykatura.
-Kazałeś narysować portret, uwzględniając najważniejszą cechę, tak? Karykatura to forma porteru, więc wywiązałam się ze swojego zadania. Jesteś na rysunku? Jest tam Twoja najważniejsza cecha? W obu pytaniach odpowiedź jest twierdząca, więc nie rozumiem czemu się czepiasz.
-Masz rację, jednak mówiąc portret miałem na myśli portret – powiedział i pokazał mi kilka innych prac.
-Ale to nie moja wina, że nie wytłumaczyłeś tematu dokładniej.
-W takim razie, powiedz mi, jaką cechę uwzględniłaś?
-Twoje łaknienie krwi. Te ilości pustych worków oraz ciał wyssanych z krwi jak i Twoja postać nią pobrudzona powinna wiele tłumaczyć. A postać Eleny pełni tutaj funkcję dopełnienia – na punkcie jej krwi byłeś niezwykle wyczulony. – Posłałam mu triumfujący uśmiech, wiedząc, że pozbawiłam go chwilowo pytań.
-Niech Ci będzie. Wyjaśnij mi jeszcze jedną rzecz - ogon.
Już otwierałam usta, by coś powiedzieć, gdy nagle drzwi od klasy otworzyły się gwałtownie. Odwróciłam się i ujrzałam w nich Elenę.
-Pan Wolfe potrzebuje spotkać się z Caroline. Mówi, że to pilne i, że ma jak najszybciej na tej przerwie się u niego pojawić – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu kładąc nacisk na słowa na tej przerwie.
-No dobrze. Idź już, jesteś wolna – powiedział, a ja wybiegłam z klasy.
-I jak? Co on chciał? – spytała mnie Elena.
-Nie mam pojęcia. Wystarczyło kilka sekund, bym miała ochotę go zabić. Szkoda, że jest to awykonalne bez strat. Ale i tak znajdę sposób, by się go stąd pozbyć.
-Chętnie Ci w tym pomogę.
-Cieszę się z tego. Wiesz może, czego ode mnie chce Wolfe?
-Nic. Wymyśliłam to, gdy dowiedziałam się, że zostałaś tam z nim sam na sam.
-Jesteś genialna!
Elena uśmiechnęła się do mnie i razem poszłyśmy pod salę od historii, gdzie skoczył nas widok Elizabeth, Matta i Stefana, którzy siedzieli razem pod ścianą, pisząc coś w zeszytach, rozmawiając przy tym.
-Tyler! – krzyknęłam, gdy zobaczyłam mojego chłopaka i odciągnęłam na bok. – Miałeś porozmawiać z Mattem.
-I zrobiłem to, jednak to nic nie da. On wpadł. Zakochał się w tej całej Elizabeth i nic do niego teraz nie dociera. Choćbym nie wiem ile go byś męczyła i tak nic nie zyskasz. To tak, jakby ktoś próbował nas rozdzielić – powiedział i pocałował mnie.
Oddałam pocałunek i wtuliłam się w niego.
-Ona się dla niego nie nadaje. On zasługuje na kogoś lepszego, a najlepiej na człowieka, który nie ma nic wspólnego z tymi pokręconymi sprawami.
-Od razu uprzedzam, że nie jestem po przeciwnej stronie, ale uważam, że jeśli Matt się nie sparzy, to nie nauczy się niczego.
-Nie chcę, by Matt przez nią cierpiał.
-Wiem, ale Elizabeth niedługo wyjedzie, przynajmniej tak usłyszałem z rozmowy, którą prowadziła przez telefon, więc o to chyba nie musisz się martwić – oświadczył i musnął moje usta.
Chwilę później zadzwonił dzwonek, więc weszłam do klasy. Najchętniej opuściłabym dzisiejszą historię, jednak wiedziałam, że jeśli to zrobię, to później będę miała delikatnie mówiąc przekichane. Dziś, nasz nowy nauczyciel wymyślił dla nas pracę – projekt o Mystic Falls.
-Poczekajcie – powiedział, gdy zaczęliśmy się dzielić na grupy. – Ja was podzielę.
Po klasie rozległo się mruknięcie niezadowolenia, które pogłębiało się, gdy któreś z nas usłyszało swoje nazwisko. Gdy padło moje nazwisko zaczęłam się modlić, by nie trafić na kogoś, za kim nie przepadam. Dostałam Elenę, co mnie niezwykle zadowoliło, oraz Laurę. Podobnie jak moja przyjaciółka, nie pałałyśmy do niej miłością, jednak nie mogłam nic powiedzieć.
-Donovan, Lincoln i Salvatore zajmą się…
-To chyba jakiś żart!
-Nie, Elizabeth, to nie jest żart. Wasza grupa zajmie się Założycielami Mystic Falls.
-Przecież mamy Dzień Założycieli – wtrącił się Stefan. – Jestem pewien, że nikt nie chce o nich słuchać.
-Będą musieli – oznajmił i dokończył dzielenie klasy.
Przez resztę zajęć siedzieliśmy naburmuszeni i ignorowaliśmy nauczyciela, który najwyraźniej był zbyt zaabsorbowany tłumaczeniem tematu, by zwrócić uwagę na to, co robimy. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z sali, jednak musiałam się wrócić, bo zdałam sobie sprawę, że zapomniałam wziąć książki. Elena poszła ze mną, bo powiedziała, że nie ma zamiaru spędzać więcej czasu ze Stefanem niż to konieczne. Miałam nacisnąć klamkę, ale usłyszałam rozmowę Elizabeth z nauczycielem. Błyskawicznie cofnęłam swoją dłoń.
-…naprawdę myślałeś, że załatwisz mnie jednym ugryzieniem?
-Miałem nadzieję, ale widzę, że ten cały Klaus pomógł Ci.
-Mówiłam Ci, że tak łatwo się mnie nie pobędziesz, Wolfe.
-Ty mnie również. Nie spocznę, póki nie pomszczę śmierci mojego ojca.
-Mam się bać? – spytała z ironią.
-Powinnaś – odparł, a po chwili usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i krótki zduszony okrzyk wampirzycy.
-Przeginasz Wolfe. Chcesz żeby Twojemu małemu siostrzeńcu coś się stało? Ile on ma teraz lat? Sześć, siedem? A może ma go spotkać ten sam los, który spotkał Ciebie, gdy byłeś w jego wieku?
Nastąpił kolejny huk. Tym razem, jakby ktoś uderzył kimś w ścianę. Popatrzyłam na Elenę, która uchyliła drzwi, chcąc zobaczyć, co dzieje się w środku. Zauważyłyśmy wampirzycę, która była przyparta przez Andrew do ściany.
-Zbliż się do niego, a pożałujesz! Nie pozwolę Ci skrzywdzić ponownie mojej rodziny. Już wystarczająco złego nam wyrządziłaś.
-Nie ma już pełni, teraz nie możesz mi nic zrobić – odparła i odepchnęła go od siebie. – Żałuję, że wtedy się nad Tobą zlitowałam.
-I zabiłabyś mnie tak samo jak mojego ojca?
-Oczywiście. Jeśli nie zrobiłam tego wtedy, to zrobię to teraz – oświadczyła, wyciągając z kieszeni jakąś fiolkę. Odkorkowała ją i wylała jej zawartość na mężczyznę. Po zachowaniu się bruneta, domyśliłam się, że był to tojad. – Będę nękać Twoją rodzinę tak długo, aż zyskam pewność, że żaden z was nikogo już nie skrzywdzi.
-Mój ród istnieje po to, by zabijać takie istoty jak Ty i po to, by zapewnić ludziom bezpieczeństwo! Mój przodek dobrze zrobił, zabijając Twojego przyjaciela.
-A ja dobrze zrobiłam, zabijając go i innych członków Twojej rodziny – rzuciła i przydusiła mężczyznę do biurka. – Wilkołaki to tylko problemy. Najchętniej pozbyłam się ich wszystkich. Ale wiesz co? Na razie zajmę się Tobą – powiedziała, biorąc swoją rękę z jego gardła. Nauczyciel błyskawicznie wstał i zaczął pocierać szyję.– Ale jeszcze nie teraz.
-Jeśli będę musiał zginąć, by Cię zabić, to jestem gotowy na śmierć – wyznał, a w jego głosie można było usłyszeć wściekłość i determinację.
-To dobrze, Wolfe, to dobrze – mruknęła.
Wzięła swoją torbę z pobliskiej ławki i poczęła zbliżać się do drzwi. Ja i Elena błyskawicznie odsunęłyśmy się od nich. Wampirzyca wyszła z klasy tak, jakby nic się nie wydarzyło. Odczekałyśmy kilka sekund, po czym weszłyśmy do sali.
-Zapomniałam podręcznika – oświadczyłam i wzięłam książkę z ławki. – Do widzenia.
-On jest wilkołakiem! – wydusiła zszokowana Elena, gdy zbliżałyśmy się do stołówki.
-To by wiele wyjaśniało.
-On może kogoś znowu zaatakować.
-Wiem. Musimy powiedzieć chłopakom. Pogadasz z Damonem i Stefanem?
-Stefan już wie. Kilka dni temu, gdy ja i Damon domyśleliśmy się prawdy o Elizabeth, pojechaliśmy do pensjonatu porozmawiać o tym ze Stefan i na koniec Stefan powiedział, że mamy uważać na Wolfe’a. Wcześniej wydawało mi się to bez sensu, ale teraz…
Elena westchnęła głośno i weszłyśmy do stołówki. Podeszłyśmy do naszego stałego stolika, zatrzymując się nagle, bo zobaczyłyśmy, że na miejscu siedzi jakaś blondynka, która na nasz widok uśmiechnęła się lekko. Z pewnością była nowa, bo nie widziałam jej nigdy w szkole. Miałam się odezwać, gdy za nami rozległ się głos brata Eleny.
-Cześć Eleno, cześć Caroline. To Vivienne. Vivienne, to moja siostra, Elena i jej przyjaciółka, Caroline.
-Vivienne Henderson – przywitała się, wstała, a następnie podała nam dłoń, którą uścisnęłyśmy.
Zajęłyśmy miejsce naprzeciw i po chwili zajęliśmy się rozmową. Okazało się, że Jeremy został przydzielony do oprowadzenia dziewczyny po szkole. Blondynka musiała czuć się nieswojo, bo odzywała się tylko wtedy, gdy została o coś spytana. W końcu na stołówce pojawił się Matt, a po chwili za nim do środka weszła Elizabeth. Chłopak podszedł do niej i szepnął jej coś do ucha, jednak z powodu hałasu nie usłyszałam niczego.
-Nienawidzę jej – mruknęłam.
-Znów o niej gadasz? – spytał Jeremy.
-O kim rozmawiacie? – zadała pytanie zaciekawiona dziewczyna.
-O Elizabeth. To ta dziewczyna, która przed chwilą przechodziła obok – wyjaśniła Elena. – Care ma do niej uraz ze względu na Matta, czyli niego – dodała, wskakując głową naszego przyjaciela. – Nie pytaj, długo by wyjaśniać.
-Cześć wszystkim – przywitał się obiekt naszej rozmowy, siadając obok. – Widzę, że mamy nową towarzyską.
-Vivienne – blondynka podała mu rękę.
-Matt. Miło mi.
-Mi również.
-Matt? Czy ten czerwony ślad na twojej koszuli to szminka? – Spytałam, dotykając plamy o krwistoczerwonym kolorze.
Zbliżyłam się do niego i wciągnęłam mocniej powietrze. Poczułam delikatny zapach kobiecych perfum. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie kilka faktów:
1. Ten perfum czułam tylko wtedy, gdy obok była Elizabeth.
2. Kołnierzyk jego koszuli miał ślady po pomadzace.
3. Umalowane usta Elizabeth były lekko rozmazane.
4. Oboje pojawili się prawie w tym samym czasie i oboje byli lekko zarumienieni.
Popatrzyłam na mojego przyjaciela. A następnie na brunetkę, która spoglądała w naszą stronę.
-Całowaliście się – stwierdziłam.
-Tak – odpowiedział.
-Ona... – zaczęłam, jednak przerwałam, gdy zobaczyłam jak się na mnie patrzy. – Masz chociaż ten prezent?
W odpowiedzi blondyn położył obie dłonie na stole. Na jednej z nich zauważyłam bransoletkę z werbeną, co spowodowało, że odetchnęłam z ulgą. Matt był moim najlepszym przyjacielem. Nie chodziło mi o odbieranie mu przyjemności, czy o niszczeniu mu życia. Ja po prostu nie chcę, by kolejny raz został skrzywdzony. Chłopak nie musiał nic mówić – znałam go na wylot. Jedno jego spojrzenie czy choćby najmniejszy gest potrafił zdradzić mi o wiele więcej niż słowa. Nie musiał otwierać ust, bym wiedziała, co ma na myśli, czy co chce powiedzieć. Tyler miał rację – Matt zakochał się w Elizabeth i jest nią całkowicie zaślepiony. Westchnęłam tylko i napiłam się wody, po czym zaczęłam rozmawiać z przyjaciółmi.

~Elizabeth~

Wychowanie fizyczne. WF. Edukacja sportowa. Tyle różnych synonimów, ale moja reakcja na każdy z nich jest taka sama – nienawidzę tych zajęć. Będąc w szatni, ściągnęłam z siebie ubrania, ignorując Caroline, która popatrzyła na mnie krzywo. Ubrałam się w strój przeznaczony na te lekcje i stanęłam przed lustrem, by zebrać włosy w kitka. Podeszłam do dziewczyn, które rozmawiały o strojach na Halloween. Zapytały mnie, czy mam już jakiś pomysł na przebranie, na co ja uśmiechnęłam się przebiegle, mówiąc, że to tajemnica. Chwilę później wyszłyśmy razem na salę, gdzie po chwili pojawiła się reszta dziewczyn oraz nauczycielka. Po przeprowadzonej zbiórce zaczęła się rozgrzewka. Następnie zabrałyśmy maty i po niedługim czasie ćwiczyłyśmy już jogę.
-Elizabeth?
Zignorowałam dziewczynę i zgięłam nogę w kolanie, po czym umieściłam ją na udzie drugiej nogi.
-Elizabeth!
-Co chcesz? – warknęłam wyciągając ręce.
-O co poszło Tobie i Wolfowi?
-Znowu wtykasz nos w nie swoje sprawy?
-Po prostu powiedz.
-Stare zatargi.
-Szczegóły – zażądała, na co ja posłałam jej mordercze spojrzenie.
-Zapomnij – mruknęłam i skrzyżowałam lewe udo ponad prawym. – Dzięki – sarknęłam, gdy przez nią zachwiałam się.
Przez następne 10 minut nie reagowałam na próby zwrócenia mojej uwagi przez Caroline, jednak w końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam:
-Przez niego straciłam kogoś naprawdę mi bliskiego! – Głowy wszystkich obecnych odwróciły się w naszym kierunku. – Co?! Nie macie czego robić?! – ponownie podniosłam głos, a po chwili wzięłam kilka wdechów na uspokojenie. – Naprawdę wiele lat temu związałam się z kimś– powiedziałam do blondynki, gdy się już uspokoiłam i gdy ostatni ciekawscy odwrócili się przodem do nauczycielki. – Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jedne noc. Jedna feralna noc, która zmieniła wszystko. Była pełnia. Poszliśmy razem na spacer. Przechadzaliśmy się po lesie, gdy zaatakował nas wilkołak. Zaszarżował na mnie i ugryzłby mnie, gdyby… - umilkłam w pół słowa. Jego imię wciąż przechodziło mi z trudem przez gardło. – Mój towarzysz uratował mnie, jednak po stoczonym boju sam został ranny. Wilkołak uciekł a On, niedługo później zmarł. – Po moich policzkach pociekło kilka łez. Szybo stłumiłam w sobie płacz, który wywoływał u mnie emocje, ścierając słone krople z policzków. – W każdym razie, w niedługim czasie znalazłam tego wilkołaka i zabiłam go. Potem zajęłam się jego potomkami, którzy uwolnili w sobie klątwę. Teraz padło na ileś tam razy jego prawnuka, czyli na naszego nauczyciela – zakończyłam oschle i spojrzałam na wuefistkę.
-Nie wiedziałam… Przykro…
-To nic nie da – warknęłam i skupiłam się na ćwiczeniach.
Nie dane mi było skupić się długo na dalszych pozycjach, bo na sali gimnastycznej ktoś się pojawił. Zignorowałam tego kogoś do czasu, aż nie usłyszałam swojego imienia. Obróciłam się i przeraziłam się, widząc osobę, którą tam zostałam. Nauczycielka na szczęście nie pozwoliła mi iść, jednak ten ktoś poprosił ją na chwilę i gdy wróciła, powiedziała, że mogę jednak wyjść. Niechętnie podniosłam się z maty i podeszłam to mężczyzny, a w następnej chwili zostałam wyciągnięta przez niego na dwór.
-Co Ty tutaj robisz?
-Nie odbierasz moich telefonów.
-A dlaczego miałabym to robić?
-Zostawiłaś coś u mnie.
-Tak? Co takiego?
-To. – Pokazał mi mojego iPoda.
-Nie brałam go do Ciebie – spostrzegłam. Chwilę później olśniło mnie. – Włamałeś się do mojego domu!
-Bo chcę z Tobą porozmawiać.
-O czym?
-O tym, co stało się wczoraj wieczorem.
-Wielkie mi rzeczy! Przespałeś się z jakąś panną.
-To czemu tak szybko wybiegłaś i nie odbierasz teraz moich telefonów?
-Bo nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, no i nie muszę Ci się tłumaczyć.
Wampir przez chwilę stał zmieszany. Nie rozumiem, czemu chciał mi się tłumaczyć, jednak tą próbą sprawił sobie u mnie plusa. Co prawda nie byliśmy ze sobą, ale gdy zobaczyłam go z tą dziewczyną, to w jakiś sposób mnie to zabolało. Przespaliśmy się ze sobą, co z tego, że pod wpływem alkoholu, co w moim mniemaniu coś znaczy.
-Nie chciałem, by tak to wyglądało. Naprawdę. Posłuchaj mnie… - zaczął, jednak nie dane mu było dokończyć.
-Nie! To Ty mnie posłuchaj…
Również nie mogłam dokończyć, bo wampir zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość i pocałował. A ja? Na początku byłam wściekła i spróbowałam się wyrwać, jednak chwilę później oddałam się chwili. Całowaliśmy się zachłannie. Nagle zostałam od niego gwałtownie oderwana.
-Zostaw ją w spokoju! – usłyszałam, a następnie zobaczyłam jak mężczyzna dostaje w twarz.
-Przestań! – krzyknęłam i spróbowałam odciągnąć napastnika od wampira.

~Damon~

Wziąłem kurtkę z oparcia fotela i nałożyłem ją pospiesznie. Chwyciłem kluczyki od samochodu, nacisnąłem klamkę i zderzyłem się z kimś w drzwiach.
-Cholera. Czy naprawdę… – urwałem, widząc przed sobą panią szeryf. – O, witaj Liz.
-Daruj sobie, Damonie. Musimy porozmawiać – powiedziała. – Mogę wejść?
-Spieszy mi się, ale niech będzie. – Odsunąłem się i wpuściłem ją do środka. – O co chodzi?
-Rada dowiedziała się o tej dziewczynie, która ponoć jest córką Zacha. Ze względu na to, że pochodzi z rodu Salvatore, mieszkańcy chcą, by przyszła ona na najbliższe spotkanie.
Zaśmiałem się. Można było się spodziewać, że nasza ,,kochana” rada będzie chciała ją zwerbować, gdy tylko dowie się prawdy. Ciekaw jestem, jak zareagowali by na fakt, że Elizabeth jest wampirem.
-Elizabeth nie jest córką Zacha, jednak jest z nami spokrewniona. Ona jest moją i Stefana siostrą. Wiem, że brzmi to niemożliwe, ale taka jest prawda.
-Ale… - Liz przez chwilę była zmieszana. – Czyli ona też jest wampirem i to ona jest winna całemu temu zamieszaniu, przez które…
-Jakiemu zamieszaniu?
-Wciągu kilku ostatnich dni znaleźliśmy ciała wyssane z krwi i…
-To nie ona. Obstawiam Katherine.
-Tą Katherine? Tą, która przemieniła Ciebie i Stefana oraz zabiła Caroline? – upewniła się.
-Dokładnie. Ostatnio kręci się po Mystic Falls. Coś jeszcze?
-Przekaż swojej siostrze, proszę, że ma być u Lockwoodów jutro o 20. Rada chce z nią porozmawiać.
-Nie zapomnę – powiedziałem i wyszliśmy na dwór.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku szkoły. Przede mną ktoś jechał strasznie wolno, więc szybko wyminąłem tą osobę. Po chwili byłem już na miejscu, jednak nigdzie nie mogłem znaleźć miejsca, bo na parkingu stało mnóstwo pojazdów, więc zastawiłem kilka z nich. Ruszyłem w kierunku szkoły, gdy nagle usłyszałem rozmowę prowadzoną przez moją siostrę…
Moja siostra. Moja młodsza siostra. Nadal wydawało mi się to jakimś kiepskim żartem, jednak proszę – mam dwójkę młodszego rodzeństwa. Z tego co się orientuję, to Stefan wciąż nie może w to uwierzyć. Mi też jest ciężko, jednak czuję, że pomiędzy mną a Elizabeth powstaje jakaś więź.
W każdym bądź razie, dziewczyna rozmawiała z tym cholernym Pierwotnym i była przy tym wściekła. Rozmawiali o wydarzeniach z wczorajszego wieczoru. Nie wiem o co chodziło, jednak musiało być to coś poważnego, bo Elizabeth wydawała się być mocno poruszona. W niedługim czasie zaczęli się unosić. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, ale nagle wydarzyło się coś niespodziewanego: Mikaelson zbliżył się do mojej siostry i pocałował ją. Patrząc na jej nieudolne próby wydostania się z jego objęć, coś we mnie pękło. Nie pozwolę, by taki idiota jak on macał moją małą siostrzyczkę. Pobiegłem w tamtym kierunku i używając całej mojej siły oderwałem wampira od Elizabeth.
-Zostaw ją w spokoju! – krzyknąłem, po czym uderzyłem mężczyznę.
-Przestań! – wrzasnęła czarnowłosa i odciągnęłam mnie od Pierwotnego.
-Ten pacan Cię skrzywdził! – wykrzyknąłem i wyrwałem się jej.
-Nie interesuje mnie jego prywatne życie! Jeśli chce, to może spać z kim tylko chce.
-Elizabeth…
-Zamknij się, Kol – warknęła. – Nie interesuje mnie co masz do powiedzenia.
-Ale…
-Nie słyszałeś, co powiedziała Elizabeth?
-To nie Twoja sprawa, Salvatore.
-Jeśli sprawa dotyczy jej, to i mnie również, tak więc trzymaj od niej łapy z daleka.
Elizabeth zaśmiała się. Ja i Mikaelson spojrzeliśmy na nią pytająco
-Wiecie co? Pod niektórymi względami jesteście do siebie podobni jak dwie krople wody. I wiecie co jeszcze? Sądzę, że, teoretycznie oczywiście, moglibyście być dobrymi kumplami.
-Nic mnie z nim nie łączy – powiedziałem równocześnie z Kolem.
-Tak, tak – mruknęła. – Kol. – zawołała, gdy ten się zaczął się oddalać. – Oddaj mojego iPoda.
-Jak się ze mną spotkasz.
-Nie jesteś zbyt natarczywy, Mikaelson? – powiedziała i wyciągnęła dłoń.
-Jak się ze mną przespałaś to niemiałaś z tym problemu.
Spojrzałem na Elizabeth, na co tylko ta wywróciła oczami, wyrwała odtwarzacz z rąk wampira i popchnęła go. Ten zaśmiał się, poprawił kurtkę i odszedł.
-Przespałaś się z Mikaelsonem. Zaskakujesz mnie – powiedziałem, gdy miałem pewność, że wampir nic już nie usłyszy.
-A Ty musiałeś się wtrącić – założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie spod byka.
-Cytuję: Jesteśmy rodziną. Martwię się o Ciebie. Pamiętasz? Poza tym, chcę Cię chronić. Jakaś część uczuć, które żywiłem do mamy przeszła na Ciebie, a janie mogłem się nigdy pogodzić z jej śmierć, więc…
-Czyli to moja wina?
-Nie powiedziałem tak…
-Ale to tak zabrzmiało – stwierdziła oschle i ruszyła w kierunku szkoły.
-Elizabeth! Poczekaj – zawołałem za nią.
-Spieszę się na lekcję – odpowiedziała, a po chwili zniknęła za drzwiami sali gimnastycznej.

~Elena~


Po skończonych lekcjach przeciskałam się przez korytarz w celu dotarcia do drzwi wejściowych. Kiedy zauważyłam Damona na zewnątrz, cofnęłam się, jednak zostałam przez niego zauważona.
-Eleno! Musimy porozmawiać!
-Teraz nie mogę. Muszę… – zamilkłam na chwilę. – Muszę pójść z Caroline… Na dodatkowe zajęcia.
-Ale to naprawdę ważne!
-To poczekaj godzinę – powiedziałam i pociągnęłam Caroline za rękę.
Ciągnęłam ją przez korytarze, aż w końcu dotarłyśmy do auli. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsca w tyle.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi? – spytała mnie Caroline.
-Spanikowałam. Nie wiem jak mam porozmawiać z Damonem – wyznałam i spuściłam głowę.
-Porozmawiaj z nim szczerze. Będzie dobrze.
Spojrzałam na Care i uśmiechnęłam się lekko. Blondynka zgodziła się zostać ze mną najbliższą godzinę w auli, więc rozsiadłam się wygodniej i skupiłam na zajęciach chóru szkolnego.
-Spotykamy się dzisiaj, bo nasz dyrektor uznał, że w tym roku zamiast zatrudniać DJ’a to wy będzie odpowiedzialni za oprawę muzyczną.
Wśród zebranych rozległ się jęk niezadowolenia. Jakaś dziewczyna spytała się, czy jest to konieczne.
-Najprawdopodobniej tak. Oczywiście będę się starał odwieść dyrektora od tego planu, bo zdaję sobie sprawę, jakie to dla was byłoby męczące. Ale jak na razie jesteśmy zmuszeni zacząć ćwiczyć. Na początek proponuję… – I tak zaczęła się próba.
Muszę przyznać, że byli całkiem nieźli. Od czasu do czasu podśpiewywałam sobie pod nosem jakieś fragmenty piosenek. Wszystko było w porządku do czasu jakiejś piosenki z lat 30, kiedy to śmiech Elizabeth, którą prawdę powiedziawszy dopiero teraz zauważyłam, przerwał próbę. Nauczyciel spojrzał na nią, a ta zamilkła i zajęła się robieniem dekoracji z grupką innych uczniów. Kiedy sytuacja powtórzyła się, opiekun nakazał zamilknąć śpiewakom i podszedł do stolika, przy którym siedziała wampirzyca.
-Ma pani jakiś problem, panno…?
-Lincoln. Elizabeth Lincoln. I nie mam żadnego problemu.
-To proszę zachować ciszę – oświadczył mężczyzna i zaczął się oddalać.
-Właściwie to mam problem.
Elizabeth wstała i zbliżyła się do opiekuna grupy.
-Patricia – zwróciła się do niskiej brunetki – masz naprawdę piękny głos, jednak nie powinnaś zabierać się za piosenki, których nie znasz.
-A może Ty ją znasz lepiej? – spytała dziewczyna.
-Żebyś wiedziała.
-Założę się, że wyjdzie Ci gorzej. – Patricia spojrzała wyzywająco na wampirzycę. – Nie masz pojęcia ile razy ją już śpiewałam.
-Ale to nie ty słuchałaś jej od urodzenia. – Elizabeth uśmiechnęła się przebiegle. – Możesz zagrać tą piosenkę jeszcze raz? – spytała się chłopaka, siedzącego przy pianinie.
Gdy rozbrzmiały pierwsze takty piosenki, dziewczyna oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Kilka sekund później zaczęła śpiewać. Jej glos był niesamowity. Słuchałam jej oczarowana. Spojrzałam na Care, która również nie mogła wyjść z podziwu.
-Co jak co, ale na śpiewaniu to ona zna się doskonale – szepnęła.
Gdy chłopak, grający na instrumencie, uderzył ostatni raz w klawisze, na auli zapadał cisza. Po kilku chwilach, które wydawały się wiecznością, nauczyciel zaczął klaskać.
-Panno Lincoln, ma pani niesamowity talent wokalny. To wykonanie było lepsze niż oryginał…
-Dziękuję bardzo, jednak to oryginały zawsze są najlepsze – powiedziała, siadając na krześle.
-Może zechciałabyś dołączyć do naszego grona?
-Przemyślę to – odpowiedziała i zajęła się dalszym składaniem ozdób.
Przez resztę zajęć atmosfera stała się wyraźnie gęściejsza. W końcu, gdy zadzwonił dzwonek, wzięłam swoją torbę i wyszłam z auli.
-Idziesz? – spytała mnie Care, gdy nie ruszyłam się spod drzwi.
-Zaraz. Spotkamy się przy wejściu, dobrze?
-Jasne – odparła moja przyjaciółka i zniknęła za rogiem.
-Możesz mi powiedzieć, co Ty wyczyniasz?! – warknęłam na brunetkę, która pojawiła się na korytarzu.
-Podobało Ci się?
-Próba zwrócenia na siebie uwagi? O ile dobrze kojarzę, to nie chciałaś tego robić.
-Bo tak jest, ale nie pozwolę nikomu gwałcić moich piosenek.
-Twoich piosenek?
Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko i zniknęła. Chwilę później ja zrobiłam to samo i w błyskawicznym tempie dotarłam do wejścia i wraz z Caroline wyszłam ze szkoły.
-O co chodzi, Damonie? – spytałam, gdy znalazłam się przy nim.
-Dzwoniła Bonnie.
Mamy kłopoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.