piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział III – Proszę, pomóż mi go znaleźć!




Elena leżała wtulana we mnie. Opowiedziała mi o prezencie od Damona. Trochę mnie to zaskoczyło, ale byłem zadowolony, że mój brat to uczynił. Włączyłem jakąś komedię romantyczną, jednak po chwili Elena usnęła. Wyłączyłem telewizor i pogrążyłem się we własnych myślach.
Nie chcę, by ta drobna istota, która teraz śpi na moim torsie, żywiła się ludzką krwią. Poszedłbym z nią na polowanie, ale martwię się, że ona znów kogoś zaatakuje, a ja nie będę wstanie ją powstrzymać. Całe szczęście, że dziś zdążyłem na czas. Elena nie darowałby sobie do końca życia faktu, że zabiła swoją przyjaciółkę. Potrzebna jest pomoc. Jest tylko jedna osoba, która może coś zdziałać. Wyciągnąłem telefon i długo wahałem się czy zadzwonić do Damona. W końcu jednak chęć pomocy Elenie wygrała z obawą przed straceniem jej na rzecz mojego brata. Obawiałem się, że nie odbierze telefonu, jednak po pięciu sygnałach usłyszałem jego głos.
Już sam początek rozmowy wystarczył, bym miał ochotę rozłączyć się. Jednak chciałem pomóc mojej dziewczynie, więc powstrzymałem się od zrobienia tego. Nie docierały do niego żadne moje słowa ani prośby. Po głosie Damona wyczuwałem, że ma dość rozmowy ze mną i zanim się rozłączył, zdążyłem mu tylko podziękować i poprosić go o przemyślenie mojej prośby. Najchętniej pojechałbym po niego i przywiózł go tutaj, ale nie wiedziałem gdzie jest. W słuchawce słyszałem tylko ruch uliczny i czyjś głos. Zapewne jest w jakimś mieście. Pytanie tylko w jakim. Tego pewnie nikt nie wie. Zdrenowany rzuciłem komórkę na fotel, podniosłem głowę dziewczyny i wstałem. Następnie wziąłem ją na ręce i poszedłem z nią na górę. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju i delikatnie położyłem moją ukochaną na łóżku. Ułożyłem się obok i zasnąłem.


~Klaus~

Gdy Bonnie wyszła, zgasiłem światło. Usiadłem na drugim fotelu. Jak moja siostra mogła to zrobić? Jak tylko wydostanę się stąd to zabiję ją. Ostatnie dni działały mi na nerwy, a teraz jeszcze to. Jeśli czarownica szybko nie znajdzie sposobu na mój powrót to oszaleję. Nie widziałem się z Caroline od dawne, w dodatku ona sądzi, że nie żyję, co komplikuje wszystko. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że blondynka jest dla mnie aż tak ważna! Mógłbym się z nią spotykać, ale ona sądziłaby, że to Tyler. Bolało mnie, kiedy wymawiała jego imię ze swoich słodkich ust.
Tak. Pierwotna hybryda ma uczucia. Gdzieś głęboko, ale ma.
Lepiej będzie, jak przestanę o tym wszystkim myśleć. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem do czarownicy.
Jakbyś mogła, to przynieś mi jakiś kryminał.
Obojętnie jaki.
Klaus.
Po kilku minutach dostałem odpowiedź.
Dobra, przyniosę. Do zobaczenia,
Bonnie.
Schowałem komórkę, położyłem się na łóżku i zacząłem myśleć o moim życiu. Zabawne, jak ,,śmierć” wpływa na myślenie. Teraz, to, co wcześniej było dla mnie priorytetem spełzło na dalszy plan, a to, co jeszcze nie tak dawno znajdowało się na końcu mojej prywatnej listy jest teraz bezcenne. Szkoda tylko, że to wszystko jest niedostępne.

~Damon~

Obudziłem się, leżąc pod ciekną kołdrą zrobionej z fioletowej satyny. Przez chwilę nie mogłem sobie przypomnieć, co się stało, ale gdy leżąca obok mnie dziewczyna przekręciła i odkryła się, ukazując swoje nagie ciało, przypomniałem sobie wszystko. Usiadłem i spojrzałem na rozwaloną sypialnię.
Na całej podłodze leżały pomięte i potargane ubrania. Przełamany stół, wyłamane drzwi, potargane firanki, plamy od wina na dywanie i pościeli, rozwalona lampa, poprzewracane fotele – oto efekt naszej pracy. Spojrzałem na Alex, która uśmiechała się przez sen. Przykryłem ją, później narzuciłem coś na siebie i podszedłem do okna.
Wpatrywałem się w ulicę, na której już panował tłum. Sznury żółtych taksówek powoli posuwały się po ulicach. Ludzie, mali jak mrówki, pospiesznie zmierzali w swoich kierunkach. Westchnąłem, postawiłem fotel, usiadłem w nim i wróciłem myślami do wczorajszego wieczoru.
Telefon od mojego braciszka zepsuł wszystko. Dodatkowo Alex patrzyła na mnie dziwnie, gdy rozmawiałem o sprawach związanych z wampiryzmem. I jeszcze głupek wspomniałam o Elenie… Czy on musi zawsze psuć mi dobry humor?
Zdenerwowany poszedłem do salonu, który wyglądał podobnie jak sypialnia, skąd wziąłem moją whisky i szklankę. Nalałem sobie płynu, po czym wypiłem go. Usiadłem na sofie, kręcąc naczyniem w dłoniach. Martwię się, czy Mały Rudzielec nie podejrzewa czegoś. Mam nadzieję, że alkohol, który wypiliśmy na imprezie wymaże jej ten fakt (gdyby go pamiętała), a jak nie, to ja jej w tym pomogę. Wypiłem jeszcze trochę mojego ulubionego alkoholu, a potem z grubsza oczyściłem mieszkanie.
Wrzuciłem niezliczoną ilość butelek, które walały się po podłodze, do worka na śmieci, ustawiłem meble na swoje miejsce i zakradłem się do sypialni, która wciąż wyglądała jak po wybuchu bomby atomowej. Obejrzałem ubrania, które leżały w różnych miejscach sypialni. Sukienka i czarne szpilki Alex, podobnie jak moja ulubiona koszula, nadawały się do wyrzucenia, a to, co nadawało się jeszcze do użytku, znalazło się w koszu na ubrania.
Wziąłem prysznic, a po nim zacząłem przygotowywać śniadanie. Gdy krzątałem się w kuchni, Alex wyszła z sypialni, ubrana tylko w biały, puchowy ręcznik. Jej wciąż wilgotne włosy zaczynały się skręcać. Dziewczyna usiadła przy blacie kuchennym i posłała mi promienny uśmiech.
-Dzień dobry – powiedziałem podając jej dwie aspiryny i szklankę wody.
-Dzięki – odpowiedziała i wzięła tabletki, które popiła wodą. – Co tu się stało?! Odkupujesz mi sukienkę i buty. Gdzie moja torebka?
-Spokojna Twoja rozczochrana. Torebka leży na stoliku. Ubrania nie są ważne, i tak jesteś ładniejsza bez nich. – Alex zarumieniła się na te słowa. Posłałem jej swój słynny uśmiech, na co ona zarumieniła się jeszcze bardziej. – Naprawdę nic nie pamiętasz?
-Pamiętam, że pojechaliśmy na imprezę. W drodze gadałeś przez telefon z jakąś Stefanią, potem świetnie się bawiliśmy. Potem przenieśliśmy imprezę tutaj i… i tutaj mam małe kłopoty z pamięcią. Wiem, że później kochaliśmy się.
-Dokładnie, a Stefania to mój brat.
-Brat? Nie mówiłeś, że masz brata. Znamy się od tylu lat, a Ty nie powiedziałeś mi o tym?
Zaśmiałem się. Wampirze zdolności nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Wystarczyło jej wmówić, że jesteśmy przyjaciółmi od jakiś 10 lat, by wieść wspaniałe życie.
-Stefania, czyli Stefan, nie jest wart poznania. Wiele lat temu pokłóciliśmy się i on wyjechał. Jakiś czas temu wrócił do naszego rodzinnego miasta i teraz stara się jakoś nadrobić stracone lata, ale ja nie mam ochoty się z nim widzieć.
Zapadła cisza. Nagle zaburczało dziewczynie w brzuchu, zaśmiałem się znów a ona spojrzała na mnie spod byka. Zacząłem śmiać się głośniej, więc rudowłosa rzuciła we mnie poduszką. Odskoczyłem przed pociskiem, po czym nadal się śmiejąc postawiłem przed dziewczyną tacę pełną różnego jedzenia – pieczywo, wędliny, sery, omlety, gofry, naleśniki, owoce, to tylko nieliczne propozycje na śniadanie.
-Damon…
-Panno Browne – zacząłem i wziąłem jej rękę, którą pocałowałem. Dziewczyna zaśmiała się. – Na co ma pani ochotę, panno Browne?
-Kto to wszystko zje?
-Jak kto, panno Browne? Pani! A więc, co podać?
-Gofry z bitą śmietaną i owocami. Obojętnie jakimi.
-A do picia? Kawa, herbata, a może jeszcze coś innego?
-Kawa. I mam jedno wymaganie. Pan je ze mną.
-Ależ madame Browne! To nie wypada. Mnie nie powinno tu być. Ja mam siedzieć przy kimś takim jak pani, panno Browne? – powiedziałem, kładąc na gofry śmietanę i owoce.
-Nalegam, panie Salvatore. – Popatrzyła na mnie błagalnie swoimi zielonymi oczami, gdy podałem jej talerz z jedzeniem i kawą.
-Dobrze, byle tylko panny rodzice się nie dowiedzieli.
Obserwowałem jak dziewczyna śmieje się z mojego zachowania. Usiadłem obok niej i nałożyłem sobie na talerz naleśnika. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się, jedząc jedzenie. W pewnym momencie Alex spojrzała na mnie tak, jak Elena. Bolesne wspomnienie wróciły, a radosny humor zniknął. Zmarkotniałem, co nie uszło uwadze mojej towarzyski.
-Damon, wszystko w porządku?
-Tak.
Nie chciała mi uwierzyć, ale nie zadawała pytań. Udałem, że wszystko jest ok. Uśmiechnąłem się z przymusu i spostrzegłem, że dziewczyna dała się nabrać.
-Więcej już nie zmieszczę – powiedziała Alex po dwóch gofrach, naleśniku i kilku małych kanapkach.
-Na pewno?
-Tak. Dziękuję, za wspaniałe śniadanie. – Uśmiechnęła się i dygnęła. – Pozwoli pan, że teraz pójdę się ubrać.
-Ależ proszę, panno Browne. I jeszcze jedno, żaden ze mnie pan – odparłem i pocałowałem ponownie jej dłoń.
Dziewczyna wyszła, a ja posprzątałem po śniadaniu. Następnie z jej torebki wyciągnąłem papierosy i zapalniczkę. Wyszedłem na balkon. Wsłuchując się w dźwięki miasta wsadziłem jednego z nich do ust, po czym zapaliłem go. Zaciągnąłem się, myśląc o Elenie.
To prawda, nadal coś do niej czułem, a dając jej pierścień liczyłem, że będzie miała jakąś cząstkę mnie przy sobie już na zawsze. Co prawda, mogłem zostać w Mystic Falls, jednak to było by zbyt wiele. Nawet alkohol, kobiety, seks, imprezy i krew, które niegdyś pomagały mi w takich sprawach, nie mogły teraz sprawić, bym zapomniał o tej cudownej dziewczynie, która została teraz w tej małej i malowniczej mieścinie z moim bratem. Miałem nadzieję, że Alex, tak różna od Niej z charakteru jak i wyglądu, pomoże mi rozerwać się i zapomnieć o tym wszystkim. Tak było, jednak wystarczyło jedno spojrzenie. Jedno spojrzenie, które zmieniło wszystko. Które sprawiło, że to wszystko, o czym próbowałem zapomnieć powróciło i to ze zdwojoną siłą.
Zaciągnąłem się kolejny raz tym świństwem. Nie rozumiem, co ludzie w tym widzą. Nie dość, że dym nie pachnie przyjemnie, to jeszcze wszystko nim przesiąka.
-To moje! – usłyszałem za sobą oburzony głos, a następnie ujrzałem rękę, która wyciągnęła mi fajkę z ust.
-Co Ty w tym widzisz?
-Świetny smak i to uczucie przymulenia, jakbym była pijana. Szkoda tylko, że trwa ono chwilę – odpowiedziała i stanęła obok mnie, dokańczając papierosa. – No i lubię ten ich zapach.
-Mój zapach jest lepszy, nie sądzisz?
-No tak, ale jesteś o wiele droższy niż moi mali przyjaciele – odparła i potrząsnęła paczuszką. – Nie myśl nawet, że przez śniadanie nie musisz odkupić mi sukienki i butów.
-To Ty się wywróciłaś i złamałaś obcas, ale niech Ci będzie – zgodziłem się. – Mam pomysł! Złamiemy drugiego obcasa i będziesz miała te… jak im tam… O już wiem! Będziesz miała balekiny.
-Baleriny.
-Jeden kit. Jak nie przypadną Ci do gustu, to kupię te nowe buty. A skoro o ciuchach mowa, to wisisz mi nową koszulę, ale musi być identyczna. Tamta była moją ulubioną i najlepszą.
-Zgoda. Idziemy na podbój sklepów! – rzuciła i wyszła, a jej długie, rude loczki podskakiwały przy każdym jej kroku.

Born To Be Wild


~Elena~

Obudziłam się wtulona w Stefana. Zapach jego skóry napawał mnie spokojem, jakby nic się nie stało. Jednak tak nie było. Leżałam tak z pół godziny nie myśląc o niczym. W końcu bezszelestnie wstałam i poszłam do mojego pokoju. Wzięłam prysznic, ubrałam czarną koszulkę, niebieskie spodnie oraz baleriny, a następnie zeszłam na dół.
Eleno, koniec użalania się nad sobą! Jesteś wampirem i co z tego? I tak w końcu by się to zdarzyło. Wybrałaś jednego Salvatore’a, więc czemu ciągle myślisz o tym drugim? Czas wziąć się w garść! Zapomnij o Damonie, zajmij się swoim życiem, wyjdź do świata. Nie tylko Ty coś straciłaś. Zajmij się przyjaciółmi, rodziną, szkołą, zabawą, chłopakiem. To pomoże Ci nie skupiać się na nim. Mój wewnętrzny głosik zmotywował mnie. Przypomniałam sobie dokładnie mój atak na Bonnie. To było dziwne. Jakbym to nie ja ją zaatakowała. Jestem potworem, nie ma co się oszukiwać. Jesteś tylko początkującym wampirem, za dużo od siebie wymagasz. Mój głosik starał się mnie jakoś pocieszyć. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Bonnie kilka słów:
Przepraszam za wczoraj. Jeśli będziesz w stanie mi wybaczyć, daj znać.
Elena.
Włączyłam jakiś pierwszy lepszy kanał, na którym leciał jakiś serial. Zaczęłam go oglądać. Nagle poczułam czyjeś usta na mojej szyi. Podskoczyłam jak oparzona i odwróciłam się. Okazało się, że to tylko Stefan.
-Dzień dobry – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć – odparłam. – Stefan?
-Tak, Eleno? – Spytał i usiadł obok mnie.
-Jak mają się sprawy z Radą? Oni chcieli nas zniszczyć. Dlaczego jest spokojnie?
-Tego nikt nie wie. Wszyscy, którzy chcieli się nas pozbyć zniknęli. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej źle.
-Ale kto mógł ich powstrzymać?
-Nie mam pojęcia. Nikt nie ma.
-A co z Alariciem?
-Razem z Damonem zajęliśmy się tym. Leży koło Jenny. Jak chcesz, to możemy tam pojechać.
-Dziękuję.
-Proszę.
Stefan poszedł do kuchni i wrócił po chwili z dwiema szklankami zwierzęcej krwi. Wypiliśmy płyn i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Po kilku minutach zauważyłam, że jest to Incepcja. Oglądaliśmy cały film w milczeniu. Gdy zaczęły się napisy usłyszałam głos Stefana:
-Jak się czujesz?
-To znaczy?
-Czy czujesz się na siłach, by pójść na swoje pierwsze w życiu polowanie – rozwinął swoją wypowiedź Stefan.
-Naprawdę zabierzesz mnie na polowanie?
-Oczywiście.
Poderwałam się ze sofy. Pobiegłam do góry, gdzie przebrałam się w dżinsy, szarą bluzkę na ramiączkach, adidasy i ciemnoczerwoną bluzę. Włosy zebrałam w kitka i w ciągu kilku sekund znalazłam się koło samochodu Stefana. Chłopak zjawił się chwilę po mnie. Wsiedliśmy do auta i po chwili pędziliśmy w nieznanym mi kierunku.
Pół godziny później dojechaliśmy do wielkiego lasu. Zaparkowaliśmy na uboczu. a po chwili szliśmy leśną dróżką pomiędzy wielkimi sosnami i brzozami. W końcu doszliśmy na polankę, na której się zatrzymaliśmy.
-Teraz przez chwilę bądź cicho i wsłuchaj się dokładnie w dźwięki dookoła nas – polecił mi Stefan.
Zrobiłam to, o co prosił i po chwili usłyszałam kroki jakiegoś zwierzęcia niedaleko nas. W tym samym momencie poczułam jego krew. Zaczęliśmy się skradać. Poprosiłam Stefana, by pokazał mi, jak on poluje. Zgodził się i zafascynowana obserwowałam, jak skrada się w kierunku zwierzęcia, jak się okazało niedźwiedzia, by po chwili skoczyć na niego. Zwierzę starało się go strącić łapą i walczyć z przeciwnikiem, ale to Stefan okazał się silniejszy. Wbił się w szyję ssaka, wysysając z niego krew. Niedźwiedź
padł w niedługim czasie na ziemię a twarz mojego ukochanego przybrała swój zwykły wygląd. Był lekko pobrudzony od krwi na twarzy i koszuli. Wytarł usta, policzki i podbródek. Uśmiechnął się do mnie.
-Twoja kolej. Zamknij oczy, skup się i znajdź dla siebie jakieś zwierzę.
Zamknęłam oczy i zaczęłam oddychać głębiej. Po kilku sekundach do moich nozdrzy doleciał zapach jakiegoś stada kojotów. Pobiegłam w jego kierunku. Zakradałam się tak samo Stefan, ale zwierzęta dostrzegły mnie i zaczęły uciekać. Rzuciłam się za nim, jednak tylko podarłam sobie spodnie i bluzę. Dałam sobie spokój i od nowa poszukałam sobie ofiary. W końcu wyczułam jakiegoś niedźwiedzia. Ruszyłam w jego kierunku. Udało mi się go dopaść i wypić z niego krew. Ponieważ był on mniejszy od niedźwiedzia wciąż odczuwałam głód. Skupiłam się na kolejnym zapachu. Kolejne kojoty. Trochę mi zajęło czasu odnalezienie ich, lecz w końcu dotarłam we właściwe miejsce. Szybko skręciłam kark jednemu z nich, a z kolejnego wyssałam krew, obserwując jak reszta ucieka przed nieznanym im przeciwnikiem. Zabrałam się za drugiego i po chwili rzuciłam jego ciało, na ziemię.
-Eleno, czas wracać– odezwał się Stefan, który od dłuższego czasu nic nie mówił.
-Nie chce mi się – powiedziałam i położyłam się na trawie, czując, że jestem pełna.
-Smakowało Ci? – Stefan położył się obok mnie i spojrzał na mnie z czułością.
-Może być – odparłam. Co prawda, było to lepsze niż chłodna zwierzęca krew z szklanki czy z woreczka, jednak nadal czegoś jej brakowało. Jakiś czas później wstałam. – Możemy już jechać. Zawiózłbyś mnie na cmentarz?
-Dobrze, ale lepiej będzie jak najpierw się przebierzesz.
Miał rację – byłam cała we krwi. Miałam potargane ubrania i poplątane włosy, w których było pełno gałek i liści. W takim przebraniu na Halloween z pewnością zajęłabym pierwsze miejsce na najbardziej przerażający kostium. Zebrałam się i pobiegłam w stronę auta. Stefan przybiegł wcześniej niż ja i czekał na mnie, stojąc oparty o maskę samochodu. Gdy mnie zobaczył otworzył mi drzwi, a potem usiadł za miejscem kierowcy i ruszył w kierunku Mystic Falls.

It Will Rain

~Caroline~

Zapukałam do drzwi Bonnie. W rękach trzymałam koszulę i kurtkę. Ponowiłam pukanie. Chwilę później moja przyjaciółka otworzyła mi drzwi.
-Caroline? – Zdziwiła się, lecz odsunęła się bym mogła wejść. – Wszystko w porządku?
-Tak. To znaczy nie. Musisz mi pomóc. Musisz pomóż mi go znaleźć! Właściwie ich obu.
-O kim mówisz?
-Znajdź Tylera. Dla mnie. Proszę Cię, błagam, znajdź go. Czuję, że on żyje. I skoro ja wciąż żyję, Damon i Stefan też, to on też musi żyć.
-Też tak myślałam i nawet spróbowałam go namierzyć, jednak to nic nie dało, przykro mi.
-W takim razie – zaczęłam powstrzymując łzy – znajdź Damona.
-Damona? Na co Ci on?
-Dla Eleny. Wiem, co się stało wczoraj - powiedziałam podając jej kurtkę niebieskookiego bruneta. Bonnie przygryzła wargę, spoglądając na mnie.
-Dobrze, postaram się go odnaleźć – powiedziała w końcu. – Zaraz skąd masz jego kurtkę? – Dziewczyna zerknęła na mnie podejrzliwie.
-Przyszedł do mnie następnego dnia po wypadku Eleny. Później poszliśmy na spacer i było mi zimno, więc dał mi ją. Miałam mu ją oddać, ale wyjechał.
Mulatka zaprosiła mnie do salonu. Przygotowała wszystkie niezbędne składniki i po chwili zaczęła czytać zaklęcie. Łacina wydawała mi się nie zrozumiała, jednak czułam, że słowa Bonnie działają. Czułam, że magia jest obecna. Przez chwilę Bonnie wydawała się nie dostępna, jednak chwilę później wszystko wróciło do stanu przed rzuceniem czaru.
-Nowy Jork. Tam jest Damon. Myślałam, że za nim nie przepadasz.
-Elenie na nim zależy. Może mówić, że jest inaczej, ale prawda jest taka, że go potrzebuje. Znam ją tak samo jak Ty. Jest naszą przyjaciółką i chcę by była szczęśliwa. Myślałam, że Ty również tego chcesz.
-Chcę, oczywiście, że chcę, tylko nie z kimś takim jak on.
-On się zmienił. Naprawdę się zmienił.
-Może – mruknęła i podała mi karteczkę z dokładnym adresem Damona.
-Dziękuję.
-Nie musisz dziękować. Caroline. – Uśmiechnęłam się do niej, a następnie pożegnałam się z nią.
Wybiegłam z domu czarownicy i pobiegłam do siebie. Spakowałam bagaż na kilka dni i sprawdziłam, kiedy jest najbliższy wolny lot do NYC. Miał być za 4 godziny, więc powinnam zdążyć. Dokończyłam pakowanie i zadzwoniłam po taksówkę, która przyjechała 15 minut później.
W ciągu półtora godziny dojechałam na lotnisko. Zapłaciłam taksówkarzowi i udałam się po bilet. Na szczęście nie było zbyt dużych kolejek, więc szybko dotarłam do kasy* i przeszłam odprawę. Po dwóch godzinach byłam już w powietrzu.

~Damon~

-Zadowolona z zakupów? – spytałem się Alex, wchodząc do salonu.
-I to bardzo. Dzięki Damon.
-Nie ma sprawy – powiedziałem i uśmiechnąłeś się szelmowsko. – Zawsze do usług – dodałem, kładąc torby na fotel.
-Damon? Pamiętasz moich sąsiadów, tych z góry?
-Dlaczego pytasz?
-Mówiłeś, że nie chcesz mi siedzieć cały czas na głowie, a dowiedziałam się, że oni wyjeżdżają na jakiś czas i szukają kogoś, kto zajmie się ich apartamentem. Pomyślałam, że może chciałbyś tam pomieszkać.
-Mogę do nich pójść.
-Pójdę z Tobą. Tylko ułożę nowe ubrania. A, zachowuj się, oni są strasznie wymagający.
-Przecież moje zachowanie jest wzorowe – mruknąłem, na co Alex prychnęła.
-Ciesz się, że znalazłam jakąś ekipę sprzątającą. Inaczej to Ty sprzątałbyś to wszystko.
-Bałagan nie był tylko moją zasługą, moja droga.
-To był Twój pomysł, żeby przenieś imprezę do mieszkania.
-Ale to Ty się zgodziłaś. I to nie nasi goście zdemolowali Twoją sypialnię – przypomniałem jej. Twarz Alex zrobiła stała się bardziej czerwona niż jej włosy.
-Wykorzystałeś fakt, że byłam pijana i sprosiłeś tu niemal cały klub! – warknęła. – Jeśli wyskoczysz z takim czymś u Williamsów, to jesteś już z góry skreślony – powiedziała już spokojniej.
-Mój urok osobisty sprawia, że wszelkie moje rysy na charakterze czy też zachowaniu przestają się liczyć.
-Jesteś strasznie skromny – stwierdziła Alex, na co ja zaśmiałem się. – Pójdziemy do nich, jak tylko uporam się z nowymi ubraniami – dodała i wzięła część swoich toreb.
Westchnąłem, wziąłem pozostałe torby i ruszyłem za rudowłosą. Podawałam jej kolejne ubrania, a ona układa je w poszczególnych miejscach. Praca sprawnie nam szła i po jakiś dwudziestu minutach byliśmy gotowi do wyjścia.
Pojechaliśmy windą piętro wyżej i weszliśmy do apartamentu, który być może niedługo stanie się moim. Przynajmniej na jaki czas.
-Alexandro! Miło cię widzieć – usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety. Odwróciliśmy się i zauważyliśmy kobietę, która uśmiechnęła się do nas ciepło. Wyglądała jakby miała trochę ponad trzydziestkę jednak dzięki Alex wiedziałem, że dobija pięćdziesiątki. – A to zapewne Damon Salvatore.
-Miło mi panią poznać, pani Willimas – przywitałem się i pocałowałem dłoń kobiety.
-Och, mów mi Jane. – Kobieta była oczarowana moją osobą. Nic dziwnego. Żadna przedstawicielka płci pięknej nie potrafi mi się oprzeć. – Haroldzie! Skończ tą pracę i przyjdź tu – krzyknęła w kierunku schodów.
-Już kończę! – odkrzyknął mężczyzna.
Chwilę później zszedł do nas pan Williams. Podobnie jak żona, starał się zatrzymać upływający czasu. Zaśmiałem się z tego w duchu. Inni na siłę starają się zatrzymać młodość, podczas gdy niektórzy nie muszę specjalnie trudzić się, by być w tym samym roku już kolejny rok.
Usiedliśmy przy stole i wypiliśmy kawę. Prowadziliśmy ze sobą całkiem przyjemną rozmowę, dzięki której dowiedziałem się, że Harold pisze książkę, o chłopaku, zakochanym w niedostępnej dla niego dziewczynie, dlatego też zaciąga się do
 armii Konfederatów i walczył w wojnie secesyjnej. Dodać jeszcze tylko wampiry, czarownice oraz młodszego braciszka dla głównego bohatera, który również kochałby się w tej dziewczynie i już mamy niemal idealną historię z mojego życia. Zaintrygowała mnie powstająca książka, więc podpytałem mężczyznę trochę na ten temat. Jak się okazało, mężczyzna uwielbiał tą część historii i był bardzo zaskoczony moją rozległą wiedzą na temat tego okresu historycznego.
-To zdumiewające. Byłem pewny, że dzisiejsza młodzież nie interesuje się tak bardzo historią – stwierdził, gdy podałem mu kilka faktów jednej z bitew. – A co sądzisz o bitwie pod Spoty…
-Haroldzie, błagam! Nie rozmawiajmy teraz o tej głupiej wojnie secesyjnej!
-Ona wcale nie była głupia! Konfederaci mieli słuszność, że walczyli o swoje racje i…
-Haroldzie, przestań! Teraz mamy gości i nie zanudzaj ich swoją pracą.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem o zachowaniu kobiet w dzisiejszych czasach, jednak do końca naszej wizyty nie wspominał już nic o swoim zajęciu. Z każdą kolejną minutą para coraz bardziej przekonywała się do mnie i jakieś półtora godziny później oznajmili, że zostawiają mieszkanie pod moją opieką.

-Kiedy chciałbyś się wprowadzić Damonie? – spytała się mnie Jane, kiedy wraz z Alex postanowiliśmy się zbierać.
-A kiedy i dokąd państwo wyjeżdżają, jeśli można wiedzieć?
-Jedziemy w odwiedziny do córki. Wieczorem wylatujemy – odpowiedział pan Williams.
-W takim razie mogę się wprowadzić, gdy będzie wyjeżdżać.
-W takim razie widzimy się wieczorem – odpowiedział mężczyzna. – Czy mogę się do Ciebie zwrócić o pomoc w razie kłopotów z książką?
-Oczywiście – odparłem i uśmiechnąłem się. – Dziękuję bardzo, za powierzenie mi mieszkania – dodałem i ponownie pocałowałem kobietę w dłoń.
Razem z Alex weszliśmy do windy.
-Jednak potrafię robić dobre wrażenie – powiedziałem, gdy zamknęły się drzwi.
-Nie powiedziałam, że nie umiesz robić dobrego wrażenia na ludziach.
Skoro mam już mieszkanie, czas zabawić się jak za starych, dobrych czasów!

Smells Like Teen Spirit

Kilka godzin później, gdy Jane i Harold wyjechali a ja wprowadziłem się do nich, poszedłem do jakiegoś klubu, w którym podrywałem każdą ładną dziewczynę, piłem moją ulubioną whisky i tańczyłem. Stary Damon powraca. Koniec z byciem dobrym i czułem. Nadszedł czas, by pokazać swoje prawdziwe oblicze. Co jakiś czas zaciągałem niektóre dziewczyny w kąt, by wypić z nich trochę krwi. Gdzieś koło drugiej znudziło mi się i uznałem, że porządnie się zabawić. Wyszedłem z klubu, wsiadłem w samochód i pojechałem nim na pobliską stację benzynową. Z bagażnika wyciągnąłem kanister i nalałem do niego benzyny. Po zapłaceniu rachunku skierowałem się w stronę parku.
Zaparkowałem samochód i lekko chwiejnym krokiem ruszyłem ścieżką. Wyłączyłem uczucia i zacząłem przyglądać się przechodzącym dziewczyną zaczepiając różne dziewczyny, aż w końcu zaczepiłem jedną z nich. Dowiedziałem się, że ma na imię Sunny, oraz, że w tym roku kończy liceum. Wgryzłem się w jej szyję. Czułem jej opór, jednak nie obchodziło mnie to. Krzyczała, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. W końcu przestała się wyrywać, a chwilę później w jej ciele nie było już ani odrobiny krwi. Zaniosłem jej ciało w krzaki i zabrałem się za jakąś szatynkę, która nie zdążyła się nawet przedstawić. Zacząłem pić jej krew i zdałem sobie sprawę, że była pijana. Jej wina, nie powinna się w nocy pałętać po parku. Jej zwłoki w ciągu kilku chwil znalazły obok pierwszych.
Postanowiłem trochę bardziej się zabawić. Moją następną ofiarę zahipnotyzowałem i zaciągnąłem za jakieś drzewa, gdzie błyskawicznie pozbawiłem ją ubrań. Całowałem ją w różnych miejscach, co się jej bardzo podobało. Gdy wydawało jej się, że ściągnę spodnie wysuszyłem ją do ostatniej kropli.
Kolejne ciałko trafiło na stos.
Moją uwagę przykuła jakaś przerażona mulatka. Postąpiłem z nią podobnie jak z poprzednią dziewczyną. Różnica polegała na tym, że pomiędzy nami doszło do seksu. Dziewczyna myślała pewnie, że to już koniec, ale nadszedł czas na wielki finał. Brutalnie wgryzłem się w jej delikatną szyjkę i zacząłem opróżniać ją z drogocennego płynu. Kiedy była już pusta, znalazła się obok moich poprzednich towarzyszek, które podzieliły ten sam los co mulatka.
Poszedłem po kanister i wylałem całą jego zawartość na zwłoki dziewczyn. Odpaliłem zapałkę i rzuciłem ją w tamtym kierunku. Ciała błyskawicznie zajęły się ogniem a mnie naszła ochota by opuścić jakąś ślicznotkę z litra krwi. Pobiegłem na drugi kraniec parku i zauważyłem blondynkę, siedzącą na ławce. Zacząłem powoli skradać się w jej kierunku.

~Caroline~

Znalazłam Damona, jednak jego zachowanie doprowadzało mnie do białej gorączki. Jak można być takim dupkiem?!
Byłam w miejscu, gdzie mieszkał, ale okazało się, że przeniósł się piętro wyżej. Poszłam tam, jednak tam go nie było. Później dowiedziałam się od tej dziewczyny, z którą mieszkał wampir, że Salvatore wyszedł do jakiegoś lokalu.
Po długim czasie w końcu go znalazłam, ale nie poznawałam go. Zachowywał się tak samo, jak wtedy, gdy przybył się w Mystic Falls. Śledziłam go, jednak kiedy opuścił imprezę, pojechał na stację benzynową i znalazł się w parku zgubiłam go.
Usiadłam na ławce i przymknęłam powieki. Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki. Ktoś się skradał i gdybym nie była wampirem to pewnie nie usłyszałabym tej osoby.
-Witaj Piękna. Chcesz żeby ta noc odmieniła Twoje życie? – usłyszałam i natychmiast otworzyłam oczy.
-Takie teksty na mnie nie działają, Damon. Siadaj.
-Blondi? – spytał zdziwiony, jednak spełnił moją prośbę. – Co Ty tu robisz?
-Wytrzyj się – powiedziałam i podałam mu chusteczki. – Musisz wrócić ze mną.
-Tu jest lepiej, zostań ze mną – zamruczał i zaczął mnie całować. Odepchnęłam go i strzeliłam mu w twarz. – Uspokój się. Elena cierpi.
-Ma was no i Stefanię.
-Może i tak, ale ona potrzebuje jeszcze Ciebie.
-Ciekawe od kiedy – burknął pod nosem.
-Powiedz mi jedno. Dlaczego dałeś jej ten pierścień? – Ignorował mnie, dodatkowo spuścił wzrok. Czyli jednak coś mu leży na duszy. – Odpowiedz mi!
-Chcesz wiedzieć?! Naprawdę tego chcesz?! Proszę bardzo! Zależy mi na niej, a jedyne co mogłem zrobić by jej pomóc to ofiarować jej ten pierścień!
-Mogłeś zostać i…
-Nie! Ja i Stefan zawarliśmy układ. Ten z którego Elena zrezygnuje miał wyjechać – wyjaśnił, a wszystko zaczęło dla mnie nabierać sensu. Zauważyłam pojedynczą łzę na policzku wampira. – A teraz zejdź mi z oczu i wróć do domu. – Nadal siedziałam na ławce. – Dobra, w takim razie ja idę – rzucił i pobiegł w nieznanym kierunku. Nie pobiegłam za nim.

~kilka dni później~

Damon stacza się. Od kilku dni widuję go zawsze pijanego. Dzisiaj znów poszedł na imprezę. Patrzyłam jak pije kolejną kolejkę w otoczeniu młodych dziewczyn. Pokręciłam głową wywracając jednocześnie oczami i poszłam do łazienki. Gdy z niej wyszłam, nigdzie nie było widać wampira. Podeszłam do baru.
-Hej, gdzie jest ten chłopak, ten z czarnymi włosami, który pił z tymi dziewczynami – spytałam barmana i wskazałam na grupkę na prawo ode mnie.
-Wypił za dużo i powaliło go. Jedna z nich wyprowadziła go.
-Dzięki.
Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam na zewnątrz. Wyczułam jego zapach w odd
alającym się aucie. Co gorsza, samochód jechał w przeciwnym kierunku, niż mieszkanie Damona i nie należał on do wampira.

*czy to tak nazywa się na lotnisku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.