środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział IX – Szybki jesteś.




~Elizabeth~

Nie otwierając oczu ziewnęłam i przeciągnęłam się, po czym wyciągnęłam w poziomie moją rękę, która trafiła na czyjś tors. Przejechałam po nim kilka razy, a jego właściciel zamruczał przez sen. Zaraz! Skądś to mruczenie znam. Otworzyłam jedno oko i dosłownie zamarłam.
Obok mnie leżał nie kto inny, jak Niklaus Mikaelson. Wczorajsze wydarzenia błyskawicznie powróciły na swoje miejsce. Zaklęłam głośno i nie bacząc na fakt, że mam na sobie tylko bieliznę (szlafrok zdjęłam krótko po tym jak Klaus zasnął) poderwałam się z łóżka. Do ręki chwyciłam szlafrok, telefon oraz torebkę i szybko pobiegłam do łazienki, trzaskając przy okazji drzwiami.
-Ciszej tam – usłyszałam jego głos.
Po chwili Nik zwlekł się z łóżka, podszedł do drzwi i zaczął w mnie łomotać.
-Otwieraj!
-Zapomnij. Wynoś się z mojego domu!
-Ciszej. Powinnaś bać się.
I tak było. Bałam się go i to bardzo. Drzwi ponownie się poruszyły. Pierwotny niemiał zamiaru tak szybko stąd wyjść. Automatycznie odsunęłam się pod przeciwległą ścianę i po chwili syknęłam cicho z bólu.
-W kuchni mam leki przeciwbólowe. Szafka nad zmywarką. Jakieś szklanki są nad zlewem – powiedziałam.
Jeszcze przez jakąś minutę wampir próbował dostać się do środka, jednak w końcu ból głowy wygrał. Cóż, jak widać to nadal ja miałam silniejszą głowę do alkoholu
-Tylko nie dotykaj fortepianu – krzyknęłam za nim. Chwilę później usłyszałam jego śmiech i dźwięki dochodzące z instrumentu.
-Nadal grasz? – Zignorowałam jego pytanie.
Gdy miałam pewność, że Klaus jest zbyt zaabsorbowany denerwowaniem mnie, wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer do jedynej osoby, która mogła mi pomóc w obecnej sytuacji. Przyłożyłam telefon do ucha i zaczęłam oglądać uważnie swoje ciało w lustrze.
-Tak? – Usłyszałam po drugiej stronie, jednak to co zauważyłam zaskoczyło mnie aż tak mocno, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. – Halo?
-O mój Boże – szepnęłam bardziej do siebie niż do rozmówcy.
-O co chodzi? – Mój rozmówca zaczął się niecierpliwić.
-Elijah? – wyszeptałam w końcu. – Cześć. Potrzebuję Twojej pomocy.
-Kto mówi? O co chodzi?
-Nie uwierzysz, kto mówi, jeśli Ci powiem. Potrzebuje Cię. Niklaus chce mnie zabić.
-I naprawdę sądzisz… – urwał, bo obiekt naszej rozmowy wszedł właśnie do mojej sypialni i zaczął mi wygrażać. – Gdzie jesteś?
-Na Maddison Street. Gdy miniesz ostatni dom pojedziesz dalej i skręcisz w pierwszą widoczną drogę w lewo. Gdybyś nie skręcił, tylko dalej jechał prosto, to dojechałbyś do Oak Street – szepnęłam.
-Mieszkasz w tym dużym, białym, dwupiętrowym domu?
-Tak. Pospiesz się, proszę. I weź ze sobą Kola.
Rozłączyłam się za nim Elijah zdążył coś jeszcze powiedzieć. Dobrze, że w nocy, kiedy Klaus już spał, coś mnie podkusiło do wklepania sobie kilku numerów z telefonu hybrydy. Jednak muszę przyznać, że byłam strasznie głupia, zapraszając go do tutaj. Całe szczęście, że pomiędzy nami do niczego nie doszło. Nie licząc splecionych dłoni, pocałunków w policzki i kilku przetańczonych piosenek.
-Elizabeth! Otwieraj te cholerne drzwi! – Mężczyzna zaczął łomotać w drzwi.
-Nie! – krzyknęłam, przypatrując się mojemu ramieniu.
-Musimy porozmawiać…
-A teraz nie rozmawiamy? – spytałam złośliwie
-Chodzi o wczoraj.
-Nie martw się, pamiętam wszystko – zapewniłam go.
-A ja nie. Co ja tu robię?
-Spokojnie, bo zaraz rozwalisz te cholerne drzwi. Przypominam, że sam chciałeś bym zawiozła Cię gdziekolwiek poza Twoim domem. Nawet na mnie nawrzeszczałeś gdy chciałam to zrobić.
Usłyszałam jak odsuwa się od drzwi i siada w fotelu. Oparłam się o kafelki i po chwili osunęłam się w dół zmuszając się do zachowania spokoju.
-A co z planem? – spytał cicho.
No właśnie, co z planem rozkochania Caroline w Klausie? Teraz mogłabym udać, że żadnego planu nie było. Mogłabym teraz wmówić mu cokolwiek, jednak obawiam się, że wtedy on sprawdzi czy to co powiedziałam było prawdą, a wtedy zrobi coś Damonowi, Stefanowi bądź Elenie. Ale skoro zależy mu na blondynce, to powinien się domyślić, że jeśli zrobi coś komuś z jej otoczenia, to sprawi, że ona mu tego nigdy nie wybaczy. Z drugiej strony, gdy Pierwotny zacznie nauczać w szkole wszyscy będą zajęci nim i przestaną zawracać uwagę na mnie, dzięki czemu będę mogła doprowadzić mój plan do końca.
-Pamiętam o planie i zamierzam dotrzymać słowa.
-Dziękuję – powiedział niemal niesłyszalnie.
-Przynajmniej coś zrobię przed śmiercią – szepnęłam tak, by on tego nie usłyszał. – Nie zapomnij co mi obiecałeś – dodałam już głośniej.
-Właśnie, do czego potrzebujesz krwi Stefana?
-Nie pamiętasz? Cóż, to lepiej dla mnie.
Hybryda znów podeszła do drzwi i zaczęła w nie uderzać pięściami. Zaskoczył mnie fakt, że zignorowała samochód podjeżdżający pod podjazd. Po kilku sekund ktoś, a właściwie to nie ktoś, tylko Elijah i Kol, wpadł do pokoju.
-Niklaus – Elijah wydawał się być szczęśliwy faktem, że jego braciszek żyje.
Cisza, która trwała od jakiegoś czasu, zaskoczyła mnie. Uchyliłam więc zaciekawiona drzwi i ujrzałam naprawdę piękną scenę – Kol i Elijah przywarli do Klausa w braterskim uścisku. Gdy ten zauważył, że otworzyłam drzwi, rzucił się do przodu, jednak jego rodzeństwo trzymało go w żelaznym uścisku.
-Chodź, podenerwujesz naszą siostrę. Powbijasz jej kilka kołków, wyżyjesz się na niej – zachęcał go Kol, za co byłam mu wdzięczna. – Będzie fajnie.
Pierwotny wahał się przez chwilę. Wiem, że był nadal zły na swoją siostrę i chętnie wyładowałby na niej złość, jednak wiem też, że podwyższanie mi poziomu adrenaliny również mu się podobała. W końcu jednak chęć zemsty na wampirzycy przypodobała mu bardziej do gustu niż dręczenie mnie i razem z młodszym bratem zszedł ze schodów.
-Ładniej wyglądałaś jako blondynka – krzyknął jeszcze z dołu.
-Dzięki – powiedziałam i wyszłam z kryjówki.
-Lizzie? Ty żyjesz? – Elijah wydawał się być tym faktem zaskoczony. Patrzył się na mnie tak, jakby zobaczył ducha. – Myślałem, że zginęłaś.
-I zginęłam. Nawet trzy razy – rzuciłam i sięgnęłam po szlafrok, który podał mi mężczyzna. – Chociaż te dwa ostatnie… – Niedane mi było dokończyć, bo nagle wylądowałam w objęciach wampira. Czując jego ręce na moim plecach syknęłam z bólu. – Puść mnie. To boli.
Zdziwiony spełnił moją prośbę i odsunął się na kilka kroków. Jeszcze bardziej zdziwił się, gdy podeszłam do niego i oparłam się o jego tors. Znów chciał położyć ręce na moich plecach, lecz powstrzymałam go. Wtedy właśnie Elijah obrócił mnie delikatnie i wbrew moim protestom odciągnął szlafrok z moich ramion.
-Kiedy to zauważyłaś?
-Dzisiaj rano, gdy do Ciebie dzwoniłam
-Będzie dobrze – szepnął i objął mnie, uważając na moje prawe ramię. – Załatwię Ci trochę krwi Klausa.
-Nie musisz. Poradzę sobie. Idź już, Elijah, Twoi bracia się pewnie niecierpliwią. – Jakby na potwierdzenie moim słów z dołu rozległ się klakson. – Przekaż swojemu bratu, że ma coś dla niej narysować i nie naprzykrzać się niej. Klaus będzie wiedział co mam na myśli.
-Na pewno sobie poradzisz? – spytał, a ja pokiwałam tylko głową. – Ja tam wolę Cię jako brunetkę – wyznał i zanim zniknął pocałował mnie w czubek głowy.

~Elena~

Obudziłam się wtulona w ramionach Damona. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Wampir jeszcze spał i wyglądał przy tej czynności słodko – rozczochrane włosy, delikatny uśmiech na twarzy, spokojny, miarowy oddech. Co jakiś czas z jego ust wydobywało się moje imię, co wywoływało u mnie jeszcze większy uśmiech.
-Kocham Cię, Eleno – szepnął przez sen i uśmiechnął się w taki sposób, że gdybym stała, to najprawdopodobniej zmiękłby mi kolana.
W tym momencie nie wytrzymałam i pocałowałam go w te jego idealne pod każdym względem usta. Damon ziewnął, mrugnął kilka razy i spojrzał na mnie.
-Taką pobudkę mógłbym mieć codziennie – powiedział i przyciągnął mnie do siebie, sprawiając, że nasze usta zetknęły się ze sobą.
-Też Cię kocham – wyszeptałam, gdy odsunęliśmy się minimalnie od siebie. Salvatore popatrzył się na mnie pytająco, a ja wyjaśniłam mu o co chodzi.
-Wiesz, że to prawda. Kocham Cię, Eleno. Najbardziej na świecie. – Wampir wpił się w moje usta.
Rozchyliłam usta i pozwoliłam językowi Damona pieścić moje podniebienie. Położyłam się na mim i wplotłam palce w jego miękkie włosy. Zerknęłam na zegarek i zamarłam.
-O Boże! – wykrzyknęłam, ściągając z siebie ręce wampira. – Spóźnię się do szkoły.
Zerwałam się z łóżka i wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem naga. Tak samo jak Damon. Zawstydzona pospiesznie nałożyłam na siebie koszulę wampira i poszłam w kierunku łazienki.
-Nie musisz wstydzić się swojego ciała. Kocham Cię za to jaka jesteś, chociaż muszę przyznać, że uwielbiam oglądać Cię bez niczego, bo Twoje ciało jest idealne. – Odwróciłam się do niego i spojrzałam na niego groźnie.
Chwyciłam z komody książkę od geografii, której wczoraj nie chciało mi się odnieść do szafki i rzuciłam nią w niego. Otworzyłam drzwi od łazienki i weszłam do środka. Ściągnęłam koszulę Damona i odkręciłam wodę. Nim zdążyłam choćby namoczyć nogi obok mnie pojawił się właściciel zrzuconej przeze mnie części garderoby. Próbował mnie zabawić, lecz ja starałam się go ignorować.
-Nie chciałem Cię urazić, Eleno. Naprawdę – powiedział, całując mnie w policzek. – Jeszcze bardziej uwielbiam Twoje włosy pachnące truskawkami, Twoją reakcję na mój dotyk – zaczął masować mi plecy, a ja jęknęłam z przyjemności. Założę się, że na twarzy wampira pojawił się uśmiech. – I na pocałunki – pocałował mnie w szyję. – A wiesz co mnie pociąga mnie najbardziej? Twoje cudowne oczy – słysząc te słowa przestałam się na niego gniewać. Obróciłam się do niego, uśmiechając się promiennie.
-Ja kocham Twój uśmiech. No i Twoje oczy. One mają sobie w coś, co przyciąga mnie do Ciebie. Jesteś idealny.
-Seksowna tykająca bomba – powiedział i nim zdążyłam się odezwać czy też palnąć go w ramię złożył na mich ustach pocałunek.
-Damon, szkoła.
-Dzisiaj może sobie ją odpuścisz? Napiszę Ci zwolnienie. Zróbmy sobie dłuższy weekend i zabierzmy się za coś bardziej pożytecznego.
-Wczoraj było za mało? – spytałam i oderwałam głowę Damona od mojej szyi.
-Z Tobą zawsze jest mało – szepnął i zaczął mi myć plecy.
W końcu z wielkim trudem wyszłam z łazienki, ubrałam się i zrobiłam makijaż. W tym czasie, Damon naszykował dla mnie krew i kawę, po czym zabrał mnie do szkoły. Po drodze zatrzymał się w kwiaciarni i kupił mi kwiatka. Podziękowałam mu za prezent i pocałowałam. Gdy pojawiliśmy się na parkingu przed szkołą, ktoś szybko nas wyminął i zajął ostatnie wolne miejsce. Właściwie nie ktoś, tylko siostra Damona. Wampir zatrzymał nagle samochód unikając stłuczki z samochodem wampirzycy i wyszedł z auta.
-Co Ty tu robisz? – spytał i przydusił ją do pojazdu, gdy tylko ta wyszła z niego.
-Chodzę do szkoły – rzuciła, z trudem wyrwała się z uścisku i poszła do szkoły.
Wyszłam ze środka i oparłam się o samochód. Przyjrzałam się uważniej Elizabeth. Nie wyglądała tak jak zwykle – pełna cynizmu, arogancji i ironii. Wyglądała jak ktoś zmęczony życiem. Miała bledszą niż zwykle skórę, była zmęczona. Nawet ubrała się inaczej niż zwykle – sweterek w czarno-fioletowe pasy do łokci, czarne dżinsy i trampki w tym samym kolorze.
-Eleno! – Głos Damona sprowadził mnie na ziemię. – Czy Elizabeth coś Ci zrobiła?
-Nie. Wszystko w porządku. Naprawdę, poradzę sobie. Jest Stefan, Caroline, damy radę.
-Na pewno?
-Tak, nie martw się.
-Gdy coś się działo zadzwoń. Od razu przyjadę.
-Dobrze.
Pożegnałam się z moim ukochanym i pobiegłam na lekcję. Przy szafkach natknęłam się na Elizabeth, która piła krew z plastikowej butelki. Spojrzałam na nią, a ta ignorując mnie zamknęła drzwiczki i ruszyła w kierunku sali. Wrzuciłam książkę od geografii do środka, a do torby wsadziłam podręcznik od angielskiego i szybko dogoniłam dziewczynę, która wciąż udawała, że nie istnieję. Wpadłyśmy spóźnione do klasy. Nauczyciel spytał się nas, czemu się spóźniłyśmy. Zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć. Siostra Damona i Stefana zachowała spokój i wybroniła nas, mówiąc, że to jej wina. Zdziwiłam się, jednak potwierdziłam jej słowa, widząc na sobie wzrok nauczyciela. Zajęłyśmy swoje miejsce i zabrałyśmy się za przepisywanie notatki z tablicy. Po lekcji zaczepiłam Matta.
-Możemy porozmawiać?
-Jasne. O co chodzi?
-Rozumiem, że randki z Elizabeth nie wybiję Ci z głowy – zaczęłam spokojnie, jednak mój przyjaciel chciał już odejść. Złapałam go za rękę i przytrzymałam go. – Poczekaj. Chcę tylko powiedzieć, żebyś na nią uważał i mam coś dla Ciebie – powiedziałam i wyciągnęłam z torby bransoletkę z werbeną, którą załatwił Damon specjalnie na moją prośbę. – Przyda Ci się.
-Dziękuję, jednak…
-Cześć! – Caroline pojawiła się obok nas. – Matt już wie?
-O czym?
-O Elizabeth. Ona…
-Słuchajcie, ja naprawdę…
-Ona jest taka jak ja czy Caroline – przerwałam mu. – Jeśli nie wierzysz sprawdź jej szafkę albo torbę. Jeszcze możesz spróbować rozciąć się w palec, jednak to byłoby ryzykowne.
Matt wyglądał na zszokowanego i widać po nim było, że nie chce nam uwierzyć, ale zanim zniknął w tłumie uczniów, udało mi się go przekonać, by wziął mój prezent.
-Dobrze, że Matt dowiedział się prawdy – stwierdziła moja przyjaciółka i odprowadziła mnie pod klasę, w której miałam fizykę.
Kolejny przedmiot strasznie mi się dłużył. Przez cały czas patrzyłam się tempo w tablicę próbując dojść do rozwiązania poszczególnych zadań, jednak nie wychodziło mi to. Chyba powinnam zrezygnować z tych zajęć na rzecz innych. Następne dwie lekcje przepłynęły już w milszej atmosferze. Cały francuski przegadałam z Caroline, a na WF grałam w siatkówkę. Jednak znów historia okazała się najbardziej emocjonalna. Siedziałam z Caroline pod klasą i sprawdzałyśmy zadanie domowe, gdy nagle znajomy głos zawołał blondynkę. Obie podniosłyśmy głowę i zauważyłyśmy Klausa biegnącego w naszą stronę.
-A on czego tutaj szuka? – spytała i wstała.
-Caroline! – Klaus zachowywał się tak, jakby się za nią stęsknił. – Caroline! Nic Ci nie jest? – zapytał i przytulił ją, jednak ona odepchnęła go gwałtownie. Stanęłam obok niej.
-Spokojnie Care – powiedziałam do przyjaciółki i zerknęłam na hybrydę. – Co Ty tutaj robisz? – syknęłam ostro.
-Jak to co? To samo co Ty, Eleno. Caroline, co z Tobą?
-Co ze mną? Czy Tobie do reszty odbiło?
-Kochanie, to ja – powiedział i spróbował ją pocałować, ale dziewczyna uderzyła go, co wywołało ogólnie poruszenie.
Nie dziwię się reakcji ludzi. Gdybym nie znała prawdy, sama byłabym w szoku widząc jak Caroline uderza swojego chłopaka. Chłopak dotknął swojego policzka i potarł je. Był zszokowany.
-Nie waż się tego robić, Klaus! – krzyknęła przez łzy i pobiegła do łazienki.
-Daj jej spokój! – warknęłam, a następnie ruszyłam za przyjaciółką, ignorując Elizabeth, która próbowała powstrzymać się od śmiechu. – Care, nie zwracaj na niego uwagi. Zignoruj go.
-Nie potrafię. Po prostu nie potrafię. Za każdym razem, gdy go widzę cierpię. Widzę Tylera, ale wiem, że to tak naprawdę Klaus. To boli i przyciąga mnie jednocześnie. Boję się, że jeśli będę widzieć go codziennie, w końcu coś we mnie pęknie…
Zaczęłam ją pocieszać. Trochę to trwało, ale w końcu dziewczyna uspokoiła się i podziękowała mi za pomoc. Szybko pomogłam jej makijażowi przywrócić nienaganny stan i pobiegłyśmy na lekcję. Na szczęście dziś nauczyciel podzielił nas na grupy, w których opracowywaliśmy podrozdziały kolejnego rozdziału z podręcznika. Do naszej grupy trafiła jeszcze Elizabeth i Matt. Muszę przyznać, że pomimo całej jej osobowości całkiem dobrze się z nią pracuje i, że ma szeroką wiedzę na temat wydarzeń które miały miejsce w przeszłości. Jednak pewnie sama miałabym taką wiedzę, gdybym żyła w XX wieku. Po lekcji dziewczyna szybko wybiegła z klasy.
-Elizabeth! – krzyknęłam za nią i szybko dogoniłam.
-Tak?
-Chcę Ci tylko powiedzieć, że jeżeli coś zrobisz Mattowi, to nie ręczę za siebie.
-Coś jeszcze? Nie mam czasu.
-W sumie tak. Co Ci jest? – Dziewczyna zakrztusiła się pitym sokiem pomarańczowym.
-Słucham?
-Pytam się, czy nic Ci nie jest – widać zaskoczyłam ją tym, bo przez chwilę wampirzyca wpatrywała się we mnie dziwne.
-Tak, wszystko ok – rzuciła poddenerwowana i pobiegła korytarzem.
Zrezygnowałam z obiadu i poszłam na dwór. Usiadłam na ławce i zaczęłam esemesować z Bonnie. Dowiedziałam się, że całkiem dobrze jej idzie i bardzo podoba się jej w Salem. Kiedy spytałam się jej, kiedy wraca, ta odpisała, że nie wie i zmieniła temat na Stefana. Spytała się, jak nam się układa i tu nastąpił problem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć jej prawdę, czy skłamać, ale w końcu zdecydowałam się na to pierwsze rozwiązanie. Moja przyjaciółka musiała być w szoku, bo wysłała mi masę wykrzykników i znaków zapytania. Na szczęście zadzwonił dzwonek, więc napisałam jej, że muszę kończyć i, że porozmawiamy na Skype’ie. Pobiegłam szybko na lekcję i zajęłam swoje miejsce pod oknem, wychodziło na szkolny parking. W pewnej chwili zauważyłam Elizabeth, która wraz z wicedyrektorem szła do szkoły, a po jakiś 15 minutach ujrzałam Damona, który stał oparty o swój samochód. Wysłałam mu ukradkiem smsa, w którym spytałam się go, czy dziś też będziemy się uczyć. W odpowiedzi dostałam tylko jedno, twierdzące słowo. Chciałam się dowiedzieć, co będziemy robić, jednak Damon opisał mi, że to niespodzianka i, że mam być cierpliwa. Przez pozostałą część lekcji, próbowałam wydobyć z niego jakieś informacje, jednak ten pozostawał nie ugięty. W końcu zadzwonił dzwonek, a ja szybko wybiegłam z klasy. Wrzuciłam książki do szafki, po czym opuściłam szkołę. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, rzuciłam się biegiem i wpadłam w ramiona mojego ukochanego, który okręcił mnie w powietrzu. Kątem oka dojrzałam Stefana, który patrzył na nas z zazdrością, jednak postanowiłam tym na razie się nie przejmować.
-Musicie obściskiwać się na oczach wszystkich? – Usłyszałam jego głos.
-A co? Zazdrościsz nam? Przypominam Ci, że nie tak dawno to Ty tak się zachowywałeś – powiedział Damon.
-I jeszcze będę. Sądzisz, że Elena naprawdę Cię kocha? Jeśli tak, to mylisz się, Damonie. Ona Cię nie kocha, tylko zabawia się Tobą. Gdy się jej znudzisz, zerwie z Tobą. Ile jeszcze potrwa wasz ten pseudo związek? Miesiąc, dwa? – Zaśmiał się i popatrzył na mnie. – Mam nadzieję, że szybko zdasz sobie sprawę, że mój braciszek jest nikim i tylko my jesteśmy idealną parą.
Położyłam rękę na piersi Damona i popatrzyłam mu w oczy. Z trudem go powstrzymałam przed rzuceniem się na Stefana i zwróciłam się w stronę młodszego Salvatore.
-Kiedy wreszcie zrozumiesz, że ja naprawdę kocham Damona i on kocha mnie? Dodam również, że nikt się nikim nie zabawia. Och, jeszcze jedno. Nasz związek należy do przeszłości. Proszę, zrozum to wreszcie – chwyciłam Damona za rękę. – Chodźmy już.
-Widzę, że Elena musi Cię bronić. Nie ma co, zmieniasz się w pantoflarza, o którego musi troszczyć się dziewczyna – zadrwił z nas.
Czułam, jak poziom mojej złości osiąga stan krytyczny. Uniosła dłoń i wymierzyłam Stefanowi siarczysty cios w policzek. Zabolała mnie ręką, ale widząc czerwony ślad na jego policzku poczułam satysfakcję. Powiększyła się ona, gdy ujrzałam, że wampir pociera swój policzek.
-Nie chciałam tego robić, jednak zmusiłeś mnie do tego. Nikt nie będzie…
-Jeśli jeszcze raz obrazisz moją dziewczyną, to przysięgam, że nic mnie nie powstrzyma przed wbiciem Ci kołka w Twoje zranione serduszko. – Damon wtrącił się w moje zdanie i wbił w brzuch Stefana kołek, po czym szybko go wyciągnął. – To na ostrzeżenie.
Wytarł kołek o bluzkę Stefana, schował go do kurtki i pociągnął mnie do samochodu. Otworzył mi drzwi i gdy wsiadłam, zamknął je. Obszedł pojazd, wsiadł do środka, a następnie odjechał z parkingu z piskiem opon. Przez cały czas milczał. Próbowałam zmusić go do rozmowy jakimś czułem słówkiem, pocałunkiem czy po prostu zwracając na niego swoją uwagę, jednak to nic nie dało. Po jakiś 10 minutach dałam sobie spokój i wpatrywałam się w krajobrazy za oknem. W końcu zatrzymał się przed jakimś lasem, jakieś półgodziny drogi od Mystic Falls. Wampir wyszedł z auta i pomógł mi wyjść ze środa. Chwycił mnie za rękę i po chwili pędziliśmy w nadludzkim tempie po lesie. Po chwili znaleźliśmy się na polance, na której czekał na nas… Tor pełen przeszkód!
-Kiedy to zrobiłeś? – Zafascynowana przypatrywałam się drabinką zawieszonym kilka metrów nad ziemią i linami, prowadzącymi na wyższe części drzew.
-Dzisiaj. Jak widzisz, przez tobą czeka tor przeszkód. Na każdej części coś Cię czeka i musisz się z tym zmierzyć.
-Nie mam odpowiedniego stroju.
-Pomyślałem o tym – powiedział i podał mi torbę, w której znalazłam sportowe obuwie, dresy, bluzkę z krótkim rękawem oraz bluzę. – Przebierz się i przyjdź tu szybko.
Szybko przebrałam się w strój naszykowany przez Damona i stanęłam obok niego. Wampir pokrótce wyjaśnił mi, na czym polega zadanie. Jego głos był zupełnie pozbawiony emocji, tak samo jak wyraz jego twarzy.
-Co się stało, Damonie?
-O co Ci chodzi?
-Damonie, nie udawaj. Widzę, że coś Cię gryzie, przecież Cię znam.
-Nic mi nie jest.
-Damon…
-Naprawdę. Możemy zacząć?
Westchnęłam i przytaknęłam. Wtedy Damon założył mi coś w rodzaju pasa, przy którym było kilka uprzęży i wgłębień. Gdy byłam już gotowa wskoczyłam na kłodę, którą szybko przebiegłam. Na jej końcu wybiłam się i złapałam jeden ze szczebli poziomej drabiny. Z początku dobrze mi szło, jednak zatrzymałam się, gdy zobaczyłam, że kilka szczebli jest owiniętych werbeną. Przez chwilę zastanawiałam się, co zrobić, jednak w końcu zaczęłam huśtać się. Po osiągnięciu odpowiedniej prędkości puściłam jedną rękę, kładąc ją za toksyczną rośliną. Potem przełożyła drugą rękę i już mogłam dalej pokonywać kolejne szczeble. Pod koniec znalazłam kilka fiolek z werbeną. Wzięłam je i zabrałam się za dalszą pracę. Dotarłam do końca konstrukcji i zeskoczyłam. Wtedy na mojej drodze pojawił się manekin. Rzuciłam w niego zebranymi wcześniej przedmiotowi, co okazało się błędem, bo nagle pojawił się kolejny. Urwałam mu głowę i dotarłam do zawieszonej liny. Wspięłam się po niej, po drodze zbierając dwa kołki. Dalej załatwiłam kolejne postacie, jednak tym razem poszło trudniej. W końcu dotarłam do grubej liny zawieszonej pomiędzy dwoma drzewami. Po bokach dostrzegłam mniejsze liny i przy ich pomocy zaczęłam przechodzić nad przepaścią. Na dole dostrzegłam znów werbenę. Zamyśliłam się i wtedy poślizgnęłam się.
Damon momentalnie znalazł się pode mną, by w razie czego mnie złapać. Spytał się mnie, czy wszystko gra, jednak ja zignorowałam go i podciągnęłam się. Trzymając się już obiema rękami lin zbliżałam się do drzewa. Weszła na platformę i usiadłam na niej.
-Po co to wszystko?
-Nie chcę, by coś Ci się stało. Nigdy nie wiadomo co się może stać. Oczywiście obiecuję, że będę się starać, by sytuacje, w których Twoje życie byłoby zagrożone nigdy się nie pojawiły, jednak tak na wszelki wypadek chcę byś wiedziała jak sobie poradzić w podbramkowej sytuacji.
Zabrałam się za dalszą część toru. Szybko wspięłam się po metalowej drabinie, przeskakiwałam z drzew na drzewa, by na koniec gładko zeskoczyć na ziemię tuż obok Damona.
-Damon, proszę powiedz.
-Ale co mam powiedzieć?
-To, co Ci leży na duszy.
Wampir westchnął i założył mi włosy za ucho. Chwyciłam go za rękę i spojrzałam w oczy. Salvatore długo się wahał, ale w końcu odpowiedział na nurtujące mnie pytanie.
-Martwię się. Właściwie nie. Ja się boję, że Stefan ma rację i w końcu uznasz, że związek ze mną był jedną wielką pomyłką. Wtedy zerwiesz ze mną i zwiążesz się znów ze Stefanem, a jeśli nie z nim, to z kimś innym. Boję się, że mnie zostawisz, że znów zostanę sam i będę musiał udawać, że tak jest dobrze. Ja…
W tym momencie zbliżyłam się do niego i wypuściłam rękę Damona, by móc położyć swoje na jego policzkach. Przymknęłam oczy i zamknęłam nasze usta w romantycznym pocałunku. Nie mam pojęcie, ile tak się całowaliśmy, jednak gdy się od siebie odsunęliśmy ja nadal trzymałam swoje ręce w tym samym miejscu co wcześniej. Spojrzałam w nadal zatroskane i zasmucone oczy Damona.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie. Odkąd Cię poznałam, moje życie diametralnie się zmieniło. Gdy Cię poznałam, to nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła z Tobą być. I gdyby ktoś powiedziałby mi wtedy, że kiedyś z Tobą będę, to wyśmiałabym go. Teraz wiem, że spotkanie Ciebie i związanie się z Tobą to najlepsza rzecz jaka mogła przydarzyła mi się w życiu. Kiedy wyjechałeś byłam tylko cieniem człowieka, a raczej wampira, ja wegetowałam. Siedziałam w Twoim pokoju i rozmyślałam o tym, co zrobiłam. Nie interesowało mnie nic, absurdalnie nic. Stefan musiał na siłę wciskać mi krew. Czułam się wtedy o wiele gorzej, niż wtedy, gdy to on wyjechał. I gdyby nie Caroline, to nadal bym tam siedziała. I gdybyś jednak wtedy odszedł, to ja najprawdopodobniej popełniłabym samobójstwo, bo bez Ciebie to wszystko co mnie otacza staje się niczym. Kocham Cię Damonie i chcę z Tobą być. Nic ani nikt, tym bardziej Twój brat, tego nie zmieni.
Pocałowałam go jeszcze raz i przytuliłam się do niego. Damon pocałował mnie w czoło i powiedział, że również mnie kocha. Następnie pochwalił mnie i chwycił za rękę. Pobiegliśmy i po kilku sekundach znaleźliśmy się przy samochodzie. Wampir podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego przenośną lodówkę woreczek krwi. Rzucił mi jeden.
-Um, Damon? – Oderwałam się od napoju, który zaczynał coraz bardziej przypadać mi do gustu.
-Tak, Eleno?
-Co będziemy teraz robić?
-Co tylko zachcesz – powiedział i wytarł mi resztkę krwi z kącika ust, po czym oblizał palca. – Możemy pobiegać, obejrzeć jakiś film, leżeć u mnie albo u Ciebie w pokoju, mogę Cię nauczyć kilku sztuczek. Wybór należy do Ciebie. – Pocałował mnie w usta, obrócił tyłem do siebie i położył ręce na mojej tali.
-Spędźmy dzisiaj normalny wieczór. Pojedźmy gdzieś – zaproponowałam, kończąc posiłek.
-Proponuję jakąś imprezę. Znam kilka ciekawych miejsc. To jak?
-Z Tobą wszędzie – obróciłam się i przytuliłam się do niego, wdychając przy tym jego odurzający zapach zmieszany z perfumami, których zwykle używa.
Damon otworzył przede mną drzwi i zawiózł mnie do mojego domu. Tam spędziłam prawie dwie godzinny, szykując się do naszego wspólnego wyjścia. Wzięłam długi prysznic i ubrałam się w krótką fioletową sukienkę, czarne szpilki oraz bolerko i torebkę w tym samym kolorze co buty. Włosy zakręciłam i zarzuciłam je na jedną stronę. Zrobiłam jeszcze makijaż, który składał się z tuszu do rzęs, miedzianego cieniu do powiek, kredki do oczu i szminki. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na Damona, który patrzył na mnie z pożądaniem. Wstał z łóżka i splótł nasze dłonie. Zeszliśmy po schodach, obsypując się co trochę krótkimi całusami.
-Jeremy, zostawiam dom pod Twoją opieką.
-Jasne. Jedziesz gdzieś z Damonem? – spytał nie odwracając głowy od telewizora.
-Tak. Nie zdemoluj domu.
-Dobra, dobra. Baw się dobrze.
-Ty też.
Wyszliśmy z domu i po upływie niespełna pół minuty pędziliśmy już ulicami Mystic Falls.

~Elizabeth~

Padnięta rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam na zegarek – dochodziła piąta. Nie miałam na nic ochoty. Dodatkowo, ramię bolało mnie coraz bardziej i czułam się coraz gorzej. Jeszcze ta kara od dyrektora, za wczorajsze złe zachowanie się na ostatniej lekcji. Moją karą, była pomoc w przygotowaniu do zbliżającej się imprezy z okazji Halloween.
Wróciłabym pewnie wcześniej, ale siedząc w auli i czekając na opiekuna oraz resztę uczniów, którzy mieli się tu pojawić, zauważyłam pianino. Zapewne zignorowałabym je gdyby nie jeden szczegół. Otóż, od czasu mojej przeprowadzki z Miami nie miałam czasu by usiąść przy tym instrumencie. No wiec, usiadłam w krześle i zaczęłam uderzać w klawisze. Z początku było to coś bez ładu i składu, jednak po chwili zaczęłam grać jeden z moich ulubionych utworów – 21 Guns. Nucąc go sobie pod nosem, zapomniałam o całym świecie. Gdy skończyłam grać okazało się, że nauczyciel, który był odpowiedzialny za przygotowania do zbliżającego się święta, był w pobliżu i usłyszał, że ktoś gra na pianie i zaciekawiony przyszedł tutaj. Zaczął mnie chwalić. Mówił, że znakomicie wychodzi mi gra. Poprosił, bym zagrała mu coś jeszcze, ale na szczęście w pomieszczeniu zjawiła się reszta uczniów, więc zabraliśmy się za przygotowania. Zajęliśmy się planowaniem wystroju i menu.
Po trwającym ponad godzinę spotkaniu, musiałam zostać. Okazało się, że nauczycielowi tak bardzo spodobało się moja gra, że przyniósł mi książkę z nutami i miałam mu coś zagrać. Nim pomyślałam, co mnie będzie czekać, gdy to zrobię, zaczęłam grać. Szybko zdałam sobie z tego sprawę, więc podniosłam gwałtownie dłonie. Jednak to wystarczyło, by nauczyciel przekonał się, że mam talent do gry.
Później przez ponad godzinę mężczyzna próbował mnie przekonać do udziału w szkolnych akademiach i opowiadał mi, jaka może czekać przyszłość, gdybym zajęła się graniem na poważnie. Przez ten czas, próbowałam mu wybić to z głowy, jednak nie chciał mnie słuchać i dalej nawijał o mojej karierze muzycznej. Musiałam powiedzieć mu, że to przemyślę, by mnie wypuścił. Szkoda, że facet używa werbeny. Gdyby nie ona, mogłabym
Nagle zadzwonił mój telefon. Nie otwierając oczu wymacałam go na pobliskiej poduszce.
-Tak? – spytałam, odbierając komórkę.
-Cześć Elizabeth. Gdzie dokładniej mieszkasz?
-Co?
-No gdzie po Ciebie podjechać. Przecież umówiliśmy się.
-Pamiętam – powiedziałam szybko, podnosząc się z trudem. Przetarłam zaspane oczy i patrząc przerażona na zegarek, podałam chłopakowi mój adres.
-Będę za 10-15 minut.
-Będę czekać.
Z trudem zerwałam się z łóżka. Musiałam się zdrzemnąć, bo była już siódma. Włosy pospiesznie rozczesałam i po chwili związał z nich kucyka. Szybko zmyłam makijaż, ściągnęłam sweter, naciągając na siebie żółty T-shirt. Gdy kończyłam malować rzęsy, na podjazd wjechał samochód. Chwyciłam do ręki torebkę, zbiegłam ze schodów, ubrałam czarną kurtkę oraz trampki, poczym wybiegłam z domu, zamykając go na klucz. Wsiadłam do środka.
-Cześć – przywitałam się.
-Hej. Gotowa?
-Tak. Całkiem fajny samochód. To BMW M5 E39, prawda?
-Tak, jednak nie jest moje. Wypożyczyłem go do czasu, aż nie znajdę nowego samochodu.
-A co się stało z ostatnim?
Mimo, że znałam odpowiedź na to pytanie, postanowiłam udać zainteresowanie tą sprawą. Opowiedział mi, jak to, wracając do Mystic Falls z Eleną, miał wypadek. Powiedział mi, że Stefan zdążył uratować go i Elenę, bo akurat był w pobliżu i zauważył jak samochód wpada do wody. Później Matt spytał się mnie o miejsca, w których żyłam. Opowiedziałam mu o tym pokrótce. Gdy skończyłam, chłopak zaczął mnie zabawiać, a ja śmiałam się z tego. Zwykle był on udawany, jednak raz przyłapałam się na tym, że mój śmiech był szczery. Taki jak kiedyś, gdy byłam jeszcze człowiekiem. I z czasów, gdy byłam z dwiema wyjątkowymi osobami. W końcu dojechaliśmy pod galerię handlową. Donovan zaparkował, razem weszliśmy do środka i pojechaliśmy windą na ostatnie piętro. Szybko dotarliśmy do kas i kupiliśmy bilety. Właściwie to Matt je kupił, oczywiście pomimo mojego sprzeciwu. Następnie poszliśmy do sklepiku i tam kupiliśmy sobie po coli, po czym stanęliśmy przy bramkach i czekaliśmy, aż pracownicy wpuszczą nas do środka. Zajęliśmy swoje miejsce na sali i czekaliśmy na rozpoczęcie się filmu. W końcu rozpoczął się, jednak nie przypadł mi do gustu, więc zatopiłam się w myślach. Zapomniałam o wszystkim, do czasu, aż śmiech mego towarzysza wytrącił mnie z rozmyślań. Spojrzałam na ekran, jednak wystarczyło mi zobaczyć kilka scen, by upewnić się, że nadal nie było czego oglądać. Kolejna nudnawa komedia XXI wieku. Zdegustowana otworzyłam torebkę i wyciągnęłam z niej butelkę, w której miałam resztę krwi. Wypiłam zawartość pojemnika i wrzuciłam go do torebki. Ukradkiem podłączyłam do telefonu słuchawki, a później wsadziłam je do uszu, włączając piosenki Beatlesów. Swoją drogą, był to świetny zespół. Zresztą, chłopcy też byli świetni. Po jakiś 15 minutach film dobiegł końca. Szybko wyłączyłam muzykę i wyciągnęłam słuchawki.
-Może pójdziemy coś zjeść?
-Bardzo chę… - Udałam, że ziewam.
-A może jednak to przełożymy? Widzę, że jesteś zmęczona.
-Ja zmęczona? Chyba... – Ponownie udałam zmęczenie.
Cóż, prawdę powiedziawszy zaczęłam się nudzić. Poza tym, chciałam go trochę podenerwować. W każdym razie, próbowałam go przekonać, że możemy coś zjeść, jednak on domyślił się, że nie chcę sprawić mu zawodu, więc powiedział, że możemy umówić się w innym terminie. Wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak poszedł po samochód, a ja zostałam przy wejściu.
Nagle zauważyłam ładnie pachnącego chłopaka. Podeszłam do niego i zaczęłam z nim filtrować. Niedługo później piłam już jego krew. Ponieważ był pijany nie wyrywał się specjalnie. Jakiś czas później znalazłam dla siebie kolejnego chłoptasia. Był nim jakiś szatyn. Tym razem postanowiłam udać niezdarną dziewczynkę. Wpadłam na niego przypadkowo, upuszczając torebkę, z której wypadło kilka rzeczy. Chłopak pomógł mi je pozbierać. Wymieniliśmy pomiędzy sobą kilka zdań. Gdy miał już odejść, chwyciłam go za rękę, po czym wbiłam kły w jego szyję.
-Ellie? - Usłyszałam głos blondyna, jednak zignorowałam go. – Ellie? Elizabeth?
-Co chcesz? – spytałam i oderwałam się od chłopaka, który zaczął się szybko oddalać.
-To prawda – szepnął zaskoczony. – Elena miała rację. Jesteś wampirzycą.
-Szybki jesteś – rzuciłam ze sarkazmem i dogoniłam mój posiłek. – Zapomnisz o tym. Powiesz, że zaatakowało Cię dzikie zwierzę.
Wróciłam do nadal zaskoczonego nastolatka i przydusiłam go bez większego trudu do ściany. Ciągle trzymając wyciągnięte kły, przybliżyłam się do niego. Wyciągnął z kieszeni kurtki kołek i chciał mi go wbić w serce, jednak złapałam jego rękę i obróciłam ją tak, że ostra strona kołka uciskała go w pierś. Jego serce zaczęło bić szybciej. W jego oczach widziałam strach oraz szok. Donovan wiedział, że teraz jego życie zależy od mojej decyzji. Mogę nadusić mocniej kawałek drewna i wtedy przestanie on istnieć. Co prawda korciło mnie, by to zrobić, jednak coś mnie powstrzymywało przed tym. Wyszarpałam mu z kołek i rzuciłam go na ziemię.
-Nie zabijesz mnie – powiedział pewny siebie.
-Tak? Dlaczego tak sądzisz? – Wysyczałam.
-Bo gdybyś chciała to zrobić, to wbiłabyś mi ten kołek.
-Wiesz, w każdej chwili mogę Cię zabić. I to nie tylko w taki sposób – rzuciłam i ukułam go w szyję, po czym napiłam się odrobiny życiodajnej substancji. Jego serce znów przyspieszyło. Oderwałam się od jego szyi bez większego problemu. – Nadal sądzisz, że nie mogę tego zrobić? Zaskoczę Cię. Mogę to zrobić. Jeśli nie w ten sposób, to przymuszę Cię do tego.
Już miałam to zrobić, jednak nagle poczułam się gorzej. O wiele gorzej niż wcześniej. Odsunęłam się od niego i przykucnęłam. Moja twarz znów zyskała swój dawny wygląd. Przyłożyłam rękę do ust i zakaszlałam kilka razy. Usiadłam na ziemi, oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. W takiej pozycji spędziłam najbliższe 10 minut, od czasu do czasu kaszląc. Gdy poczułam się lepiej, otworzyłam oczy i wytarłam brudną od krwi rękę. Z trudem podniosłam się i wtedy ujrzałam Donovana, który wciąż wpatrywał się we mnie. Pomimo strachu zaczął się do mnie zbliżać. Warknęłam na niego. Zatrzymał się, jednak po chwili zatrzymał się obok i kucnął.
-Co się stało?
-Nie Twój interes – syknęłam.
Z trudem się podniosłam. Matt również wstał, dzięki czemu zdążył mnie złapać zanim upadłam. Szybko mu się wyrwałam, co spowodowało kolejne zachwianie równowagi. Zignorowałam blondyna i pobiegłam w kierunku Mystic Falls. Nie mam pojęcia, ile zajęło mi dotarcie do domu. Gdy tylko się tam znalazłam, naszykowałam dwie butelki piwa i poszłam na drugie piętro. Otworzyłam drzwi do gabinetu i usiadłam w obrotowym krześle. Otworzyłam jedną butelkę i włączyłam laptopa. Chwilę później już pracowałam nad dokumentami potrzebnymi do przyjęcia Klausa. Gdy skończyłam, dochodziła już druga po południu.

~Klaus~

Siedziałem z pokoju i szkicowałam Caroline, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Z początku zignorowałem to, jednak kiedy ten ktoś dalej dzwonił nie wytrzymałem.
-Otwórzcie te cholerne drzwi!
W końcu ktoś ruszył się sprawdzić, kto przyszedł do nas w odwiedziny.
-Elizabeth! – Elijah wyraźnie się ucieszył z jej wizyty.
-Cześć. Jest może Klaus?
-Tak, jasne. Wejdź. Co cię do niego sprowadza?
-Muszę mu coś dać.
Mój brat porozmawiał jeszcze trochę z wampirzycą, po czym zaprowadził ją do mojego pokoju. Zapukał, po czym pojawił się w środku i powiedział, że mam gościa. Zielonooka pojawiła się w środku i uparła się o ścianę. Gdy Elijah wyszedł z pokoju, usiadłem na łóżku i poleciłem jej zająć miejsce obok mnie. Niepewnie to zrobiła, jednak odsunęła się ode mnie możliwe jak najdalej. Zlustrowałem ją wzrokiem. Wyglądało kiepsko.
-Masz dokumenty?
-Inaczej bym do Ciebie nie przyszła. – Wyjęła z torby zieloną teczkę i podała mi ją.
-Muszę przyznać, że wyglądają całkiem dobrze – powiedziałem, gdy szybko je przejrzałem.
-Całkiem dobrze? Obrażasz moje zdolności. One wyglądają… – urwała, zaciskając oczy. – Mogę skorzystać z łazienki?
-Jak wyjdziesz z mojego pokoju, to po lewej stronie zauważysz białe drzwi – powiedziałem, po czym dziewczyna wyszła z pokoju. – Co Ci jest? – spytałem, gdy brunetka wróciła.
-O co wam wszystkim chodzi? Czuję się znakomicie. Mam sobie przykleić kartkę na czole z napisem Nic mi nie jest! ?
-Uspokój się lepiej. Do której jest czynna szkoła?
-Nie tak szybko! Jest jeszcze coś, o czym nie wiesz. To coś nazywa się sztuką sprzedaży samego siebie.
-Co znowu?
-Autoprezentacja. Dobry ubiór, odpowiednie zachowanie, oraz inne. Spokojnie, wszystko Ci wyjaśnię…
I tak Elizabeth, zaczęła wyjaśniać, co mogę, a czego nie mogę zrobić. Powiedziała mi, że najważniejszy jest kontakt wzrokowy oraz mówienie o swoich zaletach, oczywiście nie przesadzając. Mówiła, że mam się nie stresować (jakbym kiedykolwiek się stresował), mówić głośno i wyraźnie, zachowywać otwartą pozycję, na pytanie odpowiadać kilkoma zdaniami i zadawać jakieś pytanie. Zabroniła mi natomiast spoglądania za zegarek, nerwowych ruchów, pocierania rąk, przyjmowaniu pozycji, które świadczą o tym, że ktoś jest znużony, oraz krótkich odpowiedzi. Podała mi jeszcze kilka informacji o szkole, bo według niej, to wpłynie pozytywnie na moje zgłoszenie. Następnie pobiegła do mojej garderoby i wyciągnęła z niej odpowiedni, jej zdaniem strój, po czym dała mi jeszcze kilka rad. Gdy skończyła zeszła na dół. Szybko się ubrałem i dołączyłem do dziewczyny, która zaczęła rozmawiać z Kolem.
-Kol Mikaelson – przywitał się, posłał jej uwodzicielski uśmiech i pocałował w dłoń.
-Elizabeth Lincoln.
-Jak już to Ellie Salvatore – wtrąciłem się.
-Elizabeth – syknęła. – I nie Salvatore, tylko Lincoln.
-Ta Ellie? Ta, którą próbowałeś kiedyś zabić?
-Dokładnie ta sama.– Objąłem dziewczynę, jednak ta zwaliła moją rękę. – Chociaż jako blondynka wyglądała lepiej.
-Jesteś spokrewniona z braćmi Salvatore? – Kol zignorował moją dalszą wypowiedź.
-Elle to ich młodsza siostra. – Znów chciałem ją objąć, jednak ta posłała mi złowrogie spojrzenie.
-Niklaus, przestań. Lepiej chodźmy zawieść te dokumenty póki mamy jeszcze czas. Ciesz się, że trwają przygotowania do Halloween, inaczej musiałbyś czekać do poniedziałku – rzuciła i ruszyła w stronę wyjścia.
-Elizabeth, poczekaj.
-Tak?
-Skoro Klaus chciał Cię zabić, to czemu mu pomagasz?
-To wiesz o planie? – spytała mojego brata, a on pokiwał tylko głową. – Liczę na to, że dzięki temu będę miała spokój. Mam też nadzieję, że to co mówi, to prawda. W każdym razie, rusz ten swój pierwotny zadek, Niklaus, bo chcę jeszcze skoczyć do szpitala i na zakupy. – Wyszedłem z nią na zewnątrz i wsiadłem do srebrnego samochodu.
-A gdzie masz swoje czarne cacko?
-Zostało w domu. Nie lubię się nim za bardzo chwalić. Poza tym, jeśli nie robię nic specjalnego, to lubię jeździć Volkswagenem.
-Czyli uważasz, że upicie się w barze to ciekawe zajęcie?
-Ciekawsze niż jeżdżenie po mieście.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Obserwowałem dziewczynę, która wyglądała na wyczerpaną. Postanowiłem nie drążyć tego tematu, bo Ellie nie miała dzisiaj humoru i z pewnością wzięłaby dokumenty, targając je przy tym. Nie chciałem ich tracić, bo spodobała mi się perspektywa przebywania blisko Caroline. Nadzieja, jaka mnie wypełniała, była dla mnie obca, jednak liczę na to, że dzięki niej moje marzenia wkrótce staną się rzeczywistością.
-Jesteśmy. Pamiętaj o mówieniu o swoim zaletach.
-Jeszcze jakaś rada? – spytałem, wychodząc z pojazdu.
-Nie, ale mam coś innego. Powodzenia.
-Nie dziękuję.
Poszedłem w kierunku szkoły mając nadzieję, że plan się powiedzie i już niedługo będę mógł zbliżyć się do mojej słodkiej Caroline.


~Caroline~

Wracałam akurat z zakupów, na których kupiłam cudowną żółtą bluzkę oraz czarne szpilki. Przechodziłam właśnie obok liceum, gdy nagle natknęłam się na kogoś, kogo nie spodziewałam się zobaczyć. Kto to był? Klaus.
-Witaj Caroline, miło Cię widzieć.
-Co Ty tu robisz Klaus i jak to możliwe, że jesteś znów w swoim ciele? – spytałam posyłając mu wściekłe spojrzenie.
-Co robię? Nic specjalnego. Jak możliwe, że przed Tobą znów stoję ja? Odpowiedź jest prostsza niż Ci się wydaje. Pomogła mi Bonnie – podszedł do mnie, lecz ja odskoczyłam w bok. Myślałam, że będzie próbował znów się zbliżyć, jednak ten uśmiechnął się do mnie. – Do zobaczenia, Caroline – powiedział i zniknął zostawiając mnie z głową buzujących od różnych myśli.
Przez chwilę stałam w miejscu, jednak w końcu wyciągnęłam telefon z torebki i zadzwoniłam do czarownicy. Nie odbierała. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie może być aktualnie Elena. W końcu doszłam do wniosku, że moja przyjaciółka jest najprawdopodobniej w pensjonacie. Pobiegłam w tamtym kierunku i chwilę później wpadłam do środka, wołając wampirzycę.
-Co się stało? – spytała, schodząc zaspana, ubrana tylko w koszulę Damona.
-On wrócił – szepnęłam.
-Kto wrócił? – Zaciekawił się Damon, podchodząc do brunetki.
-Klaus. Przed chwilą widziałam go obok liceum – powiedziałam i usiadłam w fotelu.
-Co? – Elena była w szoku.
Opadła na kanapę, a po chwili dosiadł się do niej wampir i objął ją ramieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.