~Elena~
Gdy się obudziłam, Damona już nie było. Zostawił dla mnie liścik i
kolejnego tulipana. Przeczytałam wiadomość i uśmiechnęłam się na widok kwiatka.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, nałożyłam na swoją twarz lekki makijaż i
zeszłam na dół. Wypiłam sok, po czym obudziłam Jeremy’ego. Zapowiadał się
słoneczny dzień, więc wzięłam z szafki moje okulary przeciwsłoneczne. Założyłam
je i pojechałam do szpitala, po jeden woreczek krwi. Po skończonym posiłku
ruszyłam do szkoły. Przed szkołą była tylko Ta dziewczyna, która teraz opierała
się o srebrnego Volkswagena. Podeszłam do niej.
-Czego tu szukasz?
-Może by tak grzeczniej – ściągnęła swoje okulary. – Na przykład po imieniu?
-Przedwczoraj byłaś Elsą, wczoraj Elizabeth, a dzisiaj jak się nazywasz? Eleonor? Emma?
-Eleonor. Ładne imię. Dzięki! Przyda się kiedyś. A wracając do pytania, to jestem Elizabeth.
-A odpowiedź na drugie pytanie? Miałaś zniknąć.
-Przepraszam bardzo, ale nie powiedziałam, że zniknę. To ty wymyśliłaś sobie, że mam wyjechać. Ja nie mam takiego zamiaru.
-Chcesz się mścić?
-Nie – uśmiechnęła się, lecz ja nadal miałam bojową minę. – No daj spokój Eleno! Nie jestem aż taka zła. Nie zraniłabym uczuć mo… drogiego Damona.
-Ale próbować go zabić już mogłaś?
-Powtórzę po raz ostatni: Ja, Elizabeth Mary Lincoln, nie próbowałam zabić Damona Salvatore’a. Potrzebowałam tylko jego krwi.
-Skoro ją zdobyłaś, to czego tu jeszcze szukasz?
-Potrzebuje krwi, jeszcze kogoś – odpowiedziała bawiąc się swoimi włosami.
-O kogo chodzi?
-Czemu pytasz? Zamierzasz mi pomóc?
-Kogo krwi potrzebujesz? – spytałam prostu z mostu.
-Stefana.
Poczułam, jak złość napłynęła do mnie. Może i nie jestem już ze Stefanem, ale zależy mi na nim. Jest dla mnie jak rodzina. Rzuciłam się na nią, lecz ta szybko mnie wyminęła, złapała i przydusiła do maski swojego samochodu.
-Nie masz ze mną szans, Eleno Gilbert – wydyszała, nachylając się nade mną. – Normalnie bym Cię zabiła, jednak zważywszy na okoliczności nie zrobię tego – wyznała i puściła mnie.
Zdziwiło mnie to, jednak szybko podniosłam się i pobiegłam w stronę mojego samochodu. Wyciągając torbę ze środka, zobaczyłam Matta, który spoglądał na dziewczynę. Podszedł do niej i przytulił ją. Elizabeth popatrzyła na mnie znad ramiona moje przyjaciela i zarzuciła okulary na twarz. Nie spodobało mi się to, więc podeszłam do nich. Stanęłam obok, a po chwili Matt przytulił mnie.
-To jest właśnie...
-Poznałyśmy się już – przerwałam mu.
-Tak? – Był wyraźnie zaciekawiony.
-Elena wygląda na przyjazną osobę – stwierdziła Elizabeth.
-Bo taka jest – zapewnił ją Matt.
-Przepraszam was, muszę coś załatwić – rzuciła zielonooka i zniknęła w drzwiach szkoły.
-I co o niej sądzisz?
-Powiem wprost: Ona jest niebezpieczna – wyznałam.
-Elsa? Nie wygłupiaj się.
-Ona ma na imię Elizabeth. Nie mam pojęcia, czemu na nią wszyscy mówią Elsa. Naprawdę, nie powinieneś się z nią zadawać – powiedziałam, patrząc na niego uważnie.
-Nie chcę być niemiły, Eleno, ale nie tylko Ty zasługujesz na szczęście.
-Przecież nie powiedziałam, że masz być nieszczęśliwy.
-Ale tak zabrzmiało – odparł.
-Chcę byś był szczęśliwy, ale…
-Dobra, Eleno, daj spokój. Pogadamy, gdy zrozumiesz, że ja ją lubię – mruknął i poszedł do szkoły.
Usiadłam na pobliskiej ławce. Matt chyba zaczynał czuć coś do niej. A to zwiastuje tylko jedno. Kłopoty. Pytanie tylko, czy on wie o niej prawdę. Jeśli nie, to będę musiała mu o tym powiedzieć, a jeśli tak, to wydaje mi się to dziwne. Matt przecież nie przepada za wampirami. To trochę podejrzanie, że nie przeszkadza mu taki ,,szczegół” (o ile o tym wie). Rozmyślałabym pewnie tak o wiele dłużej, gdyby nie pojawiła się Caroline. Spytała się, co się stało, więc opowiedziałam jej wszystko. Wampirzyca zdenerwowała się, jednak powiedziała, że gdyby co, to pomoże mi poinformować go o prawdzie. Pocieszyła mnie faktem, że znając Matta, to (gdyby nie znał prawdy), zerwie z nią kontakt. Poszłyśmy po książki do angielskiego i udałyśmy się pod klasę. Przy drzwiach, usłyszałam jak Elizabeth wybucha śmiechem po usłyszeniu dowcipu Matta. Posłała mi tylko triumfujące oraz jednocześnie irytujące spojrzenie i równo z dzwonkiem weszła do klasy. Czekaliśmy na nauczyciela jeszcze kilka minut. W tym czasie dookoła jej stolika zebrała się sporo grupka uczniów. Widać było, że są nią zainteresowani. Muszę przyznać, że gdybym nie znała o niej prawdy, zapewne sama byłaby w tej grupie. Ich wybuchy śmiechu zaczynały mnie denerwować. Miałam już coś powiedzieć, ale nagle pojawił się nauczyciel. Pogratulował mi piątki i zwrócił się w stronę dziewczyny.
-A teraz pani Lincoln wyjaśni nam, dlaczego okłamała całą szkołę.
-O co chodzi?
-O pani imię.
-Ach, o to. – Wstała, spoglądając na nauczyciela zalotnie. – Po prostu nie lubię imienia Elizabeth. Elsa brzmi o wiele ciekawiej. Tak pociągająco – dodała i uniosła brwi wymawiając słowo pociągająco.
-Tak? – Widać było, że pan Banner nie chce jej wierzyć i przejrzał jej gierkę. – A może, skoro jesteśmy przy Szekspirze, opowie nam pani, o genezie i historii powstania Hamleta?
Wszyscy syknęli. Hamlet, to jedno z najtrudniejszych dzieł ludzkości.
-Oczywiście – powiedziała z zadziornym i irytujący, uśmiechem. – Wszystko zaczęło się od… - zaczęła i usiadła na stoliku, co nie spodobało się nauczycielowi, by przez następne 10 minut wygłaszać monolog.
Przez cały ten czas każdy uważnie jej słuchał. Nawet Caroline i ja byłyśmy zaskoczone. Dziewczyna nie wątpliwe umiała opowiadać. Wtrącone co jakiś czas komentarze, sprawiały, że nikt nie zajmował się czymś innym. Z każdą kolejną minutą, uśmiech nauczyciela był coraz mniej pewny siebie. W pewnej chwili zaczął słuchać jej słów z zaskoczeniem. W końcu przerwał jej, a dziewczyna urwała. Spytała się czy ma coś jeszcze opowiedzieć. Po tonie jej głosu uznałam, że igra z nauczycielem. Dziewczyna stanowczo przegina. Pan Banner był jeszcze dość młody, lecz zachowywał się jakby miał przynajmniej z 20 lat więcej.
-Co sądzi pani o całej sztuce? – spytał.
-Jest strasznie długa – stwierdziła, a większość klasy zaśmiała się. – A tak na poważnie, to dzieło jest trudne do zrozumienia, jednak jest to jedna z najlepszych tragedii, jakie kiedykolwiek czytałam. A to wszystko dzięki… - I znów rzuciła się w wir opowiadania.
-Widzę, że jest pani doskonale zaznajomiona z tym dramatem. A teraz proszę Cię, usiądź normalnie. – Nauczyciel przerwał jej wypowiedź, dając jej jednocześnie do zrozumienia, że wygrała tą bitwę. – No i podziękujcie pani Lincoln za jej niesamowitą zdolność. Gdyby nie ona dziś była kartkówka. Przeczytajcie tekst ze strony 97, a następnie zróbcie polecenie 3 i 5. Kiedy je zrobicie możecie robić co chcecie, tylko bądźcie cicho.
Elizabeth uśmiechnęła się triumfująco, rozsiadając się w krześle. Pokręciłam głową, otwierając podręcznik na wskazanej stronie. Z zadaniami uporałam się dość szybko, więc miałam jeszcze trochę czasu do końca lekcji. Rozejrzałam się po klasie. Caroline zamykała zeszyt, a Matt i Elizabeth rozmawiali ze sobą półszeptem. Korzystając z nieuwagi wampirzycy, wyciągnęłam jej z brulionu. Angielski, hiszpański, socjologia, matematyka, historia, WF. Uspokoiłam się trochę. Dziewczyna była nieobliczalna. Może i teraz wyglądała przyjaźnie, jednak, była to tylko poza. Wystarczyło spojrzeć na jej chytry bądź irytujący uśmiech czy pojawiający się czasem złośliwy błysk w oku. Na angielskim, matematyce, historii oraz WF był z nią ktoś, kto mógłby ją powstrzymać od zrobienia głupstwa. Jednak martwiłam się o ludzi, którzy chodzili z nią na socjologię i hiszpański. Zajęłam się rozmową z moją przyjaciółką, by choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
Kolejne lekcje przepłynęły spokojnie. Nawet zapomniałam o całej sytuacji z wampirzycą, jednak niestety na historii wszystko wróciło. Pojawiła się na kilka sekund przed dzwonkiem. Kilka kroków za nią szedł Matt, który sprawiał wrażenie nieobecnego. Spytałam się go, czy coś się stało. On spojrzał na zielonooką, po czym jego wzrok spoczął na moim byłym chłopaku. Spojrzałam na nich, zastanawiając się o co, może mu chodzić. Nie sprawiali wrażenia, jakby byli sobą zainteresowani – oni nawet nie zwracali na siebie uwagi.
-Wszystko w porządku? – spytałam kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Tak. Zresztą, nie ważne – odparł i wszedł do klasy.
Westchnęłam i podobnie jak on weszłam do środka. W pomieszczeniu szybko znalazła się resztka uczniów, oraz sam Wolfe. Jego pojawienie się, spowodowało, że ciemnowłosa wampirzyca napięła się. Pierwsze pięć minut poświęcił jakiemuś uzupełnieniu, jak się później dowiedziałam, notatki z poprzedniej lekcji. Gdy skończył, spojrzał na Elizabeth, która była zajęta pogaduszkami jedną z dziewczyn.
-Przepraszam bardzo, że przerywam tą jakże ważną rozmowę – powiedział, a obie popatrzyły na niego. Pierwsza z kpiną w oczach, a druga z zarumienionymi policzkami po chwili spuściła wzrok.
-Nie przerywa pan – odpowiedziała zielonooka, siląc się na spokój.
-Czy stało się coś ważnego, że zakłóciłaś moją lekcję?
-Ja tylko – zaczęła szukając wytłumaczenia. – Chciałam się czegoś upewnić.
-Tak? Mogę wiedzieć czego?
-A więc… – Spojrzała na tablicę a po chwili podniosła wzrok na Andy’ego. – Chodzi o dowódców Konfederacji. Wydaje mi się, że jest mały błąd w jednym nazwisku. Wolałam się najpierw upewnić, czy koleżanka sądzi tak samo.
-Mogłaś się spytać mnie. W końcu to ja was uczę. O kogo chodzi?
-O Josepha. Z tego co wiem, to jego nazwisko piszę się Johnston, a nie Johnson – wyjaśniła literując oba nazwiska.
-Zaraz zobaczymy – powiedział historyk i zajrzał do jednej z książek, leżących na biurku. – Faktycznie – stwierdził niezadowolony i dopisał jedną literę. – Proszę jednak, byś na przyszłość zgłasza swoje spostrzeżenia od razu do mnie, a nie konsultowała się z sąsiadką obok. Przez takie zachowanie marnujemy lekcję.
-Dobrze. Będę pamiętać.
-Wracając do lekcji, to chciałbym was przeprosić, że wczoraj nie podesłałem żadnemu innemu nauczycielowi filmu, który obiecałem wam przynieść, jednak strasznie wciągnęła mnie historia waszego miasteczka. Natrafiłem na kilka ciekawych informacji na temat rodzin, które założyły miasto. Jednak najbardziej zaciekawiły mnie fakty o jednej z nich.
-O jaką rodzinę chodzi? – spytałam poddenerwowana.
-O rodzinę Salvatore.
-O co chodzi? – Stefan spojrzał na nauczyciela zdziwiony.
-Przeglądając stare dokumenty, natknąłem się na pewien intersujący fakt. Podobno twój przodek, Giuseppe, doczekał się córki.
Salvatore zaśmiał się. Ja również parsknęłam śmiechem, podobnie zresztą jak Caroline. Przecież Stefan ma tylko Damona. Pamiętam doskonale, że na liście osób biorących udział w pierwszym balu nie było żadnej damskiej przedstawicielki rodu Salvatore. O co mu chodzi?
-To niedorzeczne! – Stefan był mocno zbulwersowany. – Nie przypominam sobie, żeby w dziennikach mojej rodziny, było coś o tym wspomniane. On miał tylko dwóch prawnych synów – Damona i Stefana. Poza tym, on zginął krótko po ich śmierci, a pierwotna posiadłość mojej rodziny szybko została zniszczona. Gdyby Giuseppe miał córkę, to posesja nie zostałaby zniszczona – mówił dalej wampir. – Poza tym mieszkańcy miasta wiedzieliby o jej narodzinach – dodał i na koniec.
-Właśnie to mnie zastanawia. Dlatego chciałem o tym porozmawiać.
-Dlaczego to pana zainteresowało? – Nauczyciel spojrzał na mnie.
-Winna jest nasza nowa uczennica. – Cała klasa spojrzała na nią.
Ta opanowana założyła włosy za uszy i zadała mu pytanie:
-Co mam z tym wspólnego?
-Zabrzmi to szalenie, ale pomiędzy wami widać podobieństwo…
-To jeszcze nic nie znaczy – wtrąciła się w jego zdanie. – Poza co moje podobieństwo ma do wydarzeń z XIX wieku?
-Masz rację, podobieństwo nic nie znaczy. Jednak znaleźć osobę w tak małym mieście, która jest do Ciebie podobna jest trudno, natomiast Ty, Elizabeth, znalazłaś aż dwie osoby – braci Salvatore.
-Przypadek – odpowiedziała spokojnie.
-Może i tak, jednak to podobieństwo zrobiło na mnie ogromne różnice. Postanowiłem poszperać trochę w bibliotece o rodzinie Stefana i ta informacja mnie zaskoczyła.
-Nie tylko pana ona zaskoczyła – odezwał się Stefan.
-Domyślam się. Pytałem się o to bibliotekarki, ale ona nic nie wiedziała, wiec poruszam ten temat tutaj. Miałem nadzieję, ze rzucisz na tą sprawę trochę światła, Stefanie.
-Przykro mi, ale nic nie wiem.
-Czyli wychodzi na to, że to jakaś plotka – zakończył i odwrócił się do Elizabeth. – Tak swoją drogą, to co przywiało Cię do Mystic Falls? Z tego co czytałem w Twoich dokumentach, to przez całe swoje życie mieszkałaś w dużych miastach.
-A pana? Co pan tu robi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Słyszałem, że to miasteczko ma bardzo bogatą historię i bardzo chciałem ją poznać. Gdy dowiedziałem się, że poszukiwany jest tutaj nauczyciel, to postanowiłem przyjechać tutaj. A więc?
-Och no dobrze, powiem – powiedziała i westchnęła. – Dowiedziałam się, że tutaj mieszka mój biologiczny ojciec. Chciałam go poznać, ale dowiedziałam się, że już tutaj nie mieszka. Nie chciałam się znów przenosić, więc postanowiłam zostać w Mystic Falls.
-Ah – Andrew był wyraźnie nieusatysfakcjonowany. – To z pewnością nie było miło odkrycie.
Przez resztę lekcji rozmawialiśmy o innych Założycielach i mieście. Cała rozmowa wydała mi się dziwna. On coś musiał wiedzieć o sekretach, jakie skrywa Mystic Falls, bo za często spoglądał na mnie, Stefana, Caroline i Elizabeth. Muszę przyznać, że ma rację; ona i Salvatore byli do siebie podobni. Patrząc się na wampirzycę, doszłam do wniosku, że dziewczyna ma również w sobie coś z Damona. Zaskoczyło mnie to. To niemożliwe, żeby ich podobny wygląd był przypadkiem. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek. Szybko wybiegłam na korytarz i czekałam na brunetkę. Gdy się zjawiła, pociągnęłam ją w kierunku łazienek.
-Au! – wykrzyknęła. – To boli!
-Nie przesadzaj – mruknęłam i mocniej ją ścisnęłam. – Jesteś wampirzycą – dodałam ciszej, otwierając drzwi do łazienki.
W środku sprawdziłam, czy ktoś tu jeszcze jest i kiedy upewniłam się, że jesteśmy same zamknęłam drzwi od środka. Odwróciłam się do Elizabeth i popchnęłam ją w kierunku umywalek.
-Uspokój się – rzuciła.
-Jak mam być spokojna, kiedy nagle w moim życiu pojawia się nikomu nieznana, wredna wampirzyca, która ciągle coś knuje i sprawia, że z minuty na minutę coraz bardziej jej nienawidzę?
-Nie jestem wredna. Nie lubię być przesadnie miła – usiadła na blacie od umywalek. – No i to nie moja wina, że masz coś do mnie. Czemu mnie tu zaciągnęłaś?
-Chcę porozmawiać.
-W takim razie pośpiesz się, bo nie chcę tracić przerwy – powiedziała i nałożyła na usta odrobinę błyszczyku. – No wiesz, przecież muszę zachowywać pozory normalności – dodała i uniosła do góry brwi.
Zignorowałam to, a następnie podeszłam bliżej niej.
-Co Cię sprowadza do Mystic Falls?
-Zniknę, jak tylko dostanę to czego chcę.
-To nie jest odpowiedź na pytanie – zauważyłam.
-Domyślam się, do czego prowadzi ta rozmowa.
-Potrzebujesz krwi Stefana. Postąpisz z nim tak jak Damona?
-Jeszcze jakieś pytanie?
-Po co Ci ona?
-Zajmij się swoimi sprawami.
-Ostatnie pytanie: Co Cię łączy z braćmi Salvatore?
Wampirzyca zeskoczyła z umywalki, poprawiła jasno różową kratkowaną spódniczkę i stanęła naprzeciw mnie.
-Co mnie z nimi łączy? Pomyślmy – udała, że zastanawia się. – Nie powinno Cię to interesować.
Zmierzała w stronę wyjścia, jednak złapałam ją mocno za ramię.
-Mylisz się. Martwię się i troszczę o nich, więc interesuję mnie to. Co Cię z nimi łączy?
-Wkrótce się dowiesz. – Wyrwała się z mojego uścisku i otworzyła drzwi. – Jeśli będzie taka okazja – mruknęła i wyszła na korytarz kręcąc przy tym pośladkami oraz stukając obcasami butów na korytarzu.
Ruszyłam za nią na stołówkę. Po wybraniu sobie jedzenia usiadłam obok Matta i zaczęłam przysłuchałam się rozmowie prowadzonej przez wampirzycę i grupkę uczniów zgromadzonych dookoła stolika przy którym siedziała.
-Gdzie mieszkał Twój ojciec? – Usłyszałam głos jednej z największych plotkar w szkole.
-On… mieszkał w pensjonacie.
-Pensjonacie Salvatore’ów? – spytała zdziwiona inna dziewczyna.
-Eleno? Wszystko w porządku? – Caroline, która właśnie pojawiła się, wytrąciła mnie z podsłuchiwania.
-Cicho! Staram się coś dowiedzieć czegoś o naszym wrogu.
-Wrogu? Kogo masz… – wskazałam głową na Elizabeth. – A, o niej mówisz.
Wróciłam do słuchania rozmowy.
-…on i moja mama poznali się na studiach. Gdy ona dowiedziała się, że jest w ciąży i upewniła się, że on nie myśli o założeniu rodziny wyjechała. Później znalazła sobie innego mężczyznę i wyszła za niego. Do czasu śmierci mojej mamy między mną a moim ojczymem było ok. Nie przepadaliśmy za sobą, jednak staraliśmy się jakoś dogadać. Po jej śmierci między nami dochodziło do awantur niemal codziennie. Nie wytrzymałam i usamodzielniłam się.
-Jak trafiłaś tutaj?
-Pół roku temu poprosiłam prywatnego detektywa, by odnalazł Zacha. Powiedział, że tutaj go ostatnio widziano. Uznałam, że dalej dam sobie radę, więc odwołałam go i przybyłam tutaj.
-To by tłumaczyło podobieństwo do Salvatore’ów. Czemu nie powiedziałaś od razu?
-Miałam na wstępie powiedzieć: ,,Cześć, jestem Elizabeth i przybyłam tu by odnaleźć mojego ojca, jednak zamiast niego znalazłam swoich kuzynów. Znacie ich, to Damon i Stefan Salvatore.”? – Dziewczyna prychnęła. – Nie powiedziałam tego, bo domyśliłam się, jaką reakcję to by wywołało. Taką jak ta. Chciałam mieć trochę spokoju. Nie gadajmy o tym.
-No dobra. Co sądzisz o Mystic Falls? A tak swoją drogą, to masz świetny buty.
-Dzięki! Mystic Falls to…
Skupiłam się na moich przyjaciołach. Matt był wyraźnie przygaszony, a Caroline niezadowolona skubała sałatkę. Jedynie Jeremy, który przysiadł się kilka sekund temu, tryskał radością.
-W porządku? – spytałam ich.
-Nie – odpowiedzieli równocześnie.
-O co chodzi? – zadałam kolejne pytanie.
-Elizabeth – wyznała Caroline. – Mam z tą wywłoką WF.
-Caroline – upomniał ją Matt.
-No co? Widzę jak na nią patrzysz. Uwierz mi, ona nie jest Ciebie warta. Gdyby było inaczej, to nie zadawała by się z nimi, tylko przybiegłaby tutaj i błagałaby Cię, byś spędził z nią czas. Podsumowując Elizabeth Lincoln to wywłoka.
-A co z Tobą Matt? – zapytał Jeremy, chcąc uniknąć kłótni pomiędzy Caroline i Mattem.
-To samo co z Care. Znaczy też chodzi o Elizabeth. Trochę denerwuje mnie to jej zachowanie.
-Nie przejmuj się nią. Tutaj jest pełno dziewczyn, które z chęcią umówiłby się z Tobą – pocieszył go.
-Umówić się – powtórzył blondyn. – To jest to – powiedział, wstał od stołu i nim zdążyliśmy go powstrzymać, skierował się do stolika wampirzycy.
-Nie to miałem na myśli.
-Wiem, Jeremy, wiem – mruknęłam.
-Elsa? Ellie? – Matt próbował ściągnąć jej uwagę, lecz ta była zbyt zaabsorbowana rozmową, by zwrócić na niego uwagę. – Ellie – powtórzy. – Elizabeth.
W końcu, zielonooka śmiejąc się, odwróciła swoją twarz w kierunku chłopaka.
-Przepraszam Matt. Potrzebujesz czegoś?
-Możemy porozmawiać na osobności?
-Jasne – wstała od stolika i odsunęła się od grupki ludzi. – Tak?
-Co robisz dzisiaj wieczorem?
-Wychodzę ze znajomymi. Dlaczego pytasz?
-Bo chciałem… nieważne – ruszył w naszą stronę.
-Jeśli jednak zmieniłbyś zdanie, to jutro jestem wolna – krzyknęła, a Matt zatrzymał się.
-Może być kino?
-Zdaję się na Twój wybór.
Chłopak miał zająć swoje miejsce, ale ponownie zadzwonił dzwonek. Chwycił torbę i uśmiechnął się promiennie. Chciałam zanim pobiec i ostrzeż go, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, to spóźnię się na geografię, czego dziś chciałam uniknąć.
-Ja się tym zajmę – powiedziała Caroline. – Na WF wybiję jej pomysł randki z Mattem.
Uśmiechnęłam się i pobiegłam pod klasę. Na szczęście, zdążyłam przed nauczycielem, który dzisiaj nie miał humoru. Osoby, które się spóźniły zostały wzięte do odpowiedzi. Dostały takie pytania, że każdy bał się choćby odwrócić wzrok od tablicy. W końcu, zajęcia się skończyły. Przy moim samochodzie dostrzegłam najbardziej uwielbianą przeze mnie na całym świecie.
-Damon! – zawołałam i przytuliłam się do niego. – Stęskniłam się za Tobą.
-Ja za Tobą też Księżniczko – odparł i pocałował mnie na oczach całej szkoły. – Dowiedziałem się czegoś o Elizabetg. Lepiej daj mi kluczyki.
-Co masz w torbie? – Wskazałam głową na przedmiot zawieszony na jego ramieniu, a następnie podałam mu klucze.
-Dowiesz się w środku.
Wampir otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się do niego. Salvatore również się uśmiechnął i okrążył samochód. Wsiadł do pojazdu i ruszył z parkingu.
-Damon?
-Tak Księżniczko?
-Czy Ty na pewno mnie kochasz?
-Co to za głupie pytanie?
-Przyśniło mi się coś – powiedziałam i opowiedziałam mu mój sen.
Był gorący, bezchmurny, duszny letni dzień. Siedziałam na tarasie jakiegoś domu. Podziwiałam idealnie zadbany ogród. Moją uwagę przykuła huśtawka na wierzbie płaczącej, której nieliczne gałęzie moczyły się w niewielkim stawie. Podeszłam do drzewa i usiadłam na urządzeniu.
Nagle zerwał się silny wiatr, a niebo zasłoniły ciemne, burzowe chmury. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam do domu. Niebo rozjaśniła błyskawica, a po chwil usłyszałam grzmot. Znalazłam się w salonie i zamknęłam drzwi prowadzące na dwór. Podeszłam do kominka, bo moją uwagę przykuły zdjęcia leżące na gzymsie.
Większość z nich przedstawiała małego, czarnowłosego chłopca z niebieskimi oczami. Na jednym z nich siedział na koniu, a od tyłu podtrzymywał go Matt. Obok było zdjęcie z tym chłopcem i czarnowłosą kobietą. Kolejne - kilkulatek był na moich kolanach, a po bokach siedzieli Damon i Stefan. Następne przedstawiało mnie, dziecko oraz psa. Staliśmy wśród sterty liści. Na dalszej fotografii chłopiec jechał na rowerze, a obok niego stała kobieta. Niestety zakryła swoją twarz włosami. Obok była ta sama para, tylko z tym, że ona spała, a malec malował coś na jej twarzy. Wzięłam do ręki fotografię, na której dziecko bawiło się z braćmi Salvatore. Dostrzegałam podobieństwo pomiędzy mężczyznami a tym szkrabem. Czy to mój syn i któregoś z nich?
Na reszcie była ta kobieta. Na jednym ze mną, na innym z braćmi Salvatore, a na następnym tylko z Mattem. Ostatnie przedstawiało grupkę przyjaciół. Zdałam sobie sprawę, kim ona jest. To była Elizabeth. Zszokowało mnie to. Dwie osoby weszły do domu w momencie gdy z nieba zaczął padać deszcz.
-Mówiłem, że zdążymy – usłyszałam Damona.
-Dobra, miałeś rację – powiedział Stefan.
Znalazłam ich w kuchni. Wypakowywali zakupy, śmiejąc się przy tym. Zachowywali się w swoim towarzystwie tak spokojnie, naturalnie. W ich oczach widziałam radość, szczęście i... Miłość? Tak, to z pewnością była ta ich słynna braterska miłość. Wyglądali tak, jakby nigdy nie było między nimi żadnych sporów, jakby nigdy nie próbowali się nawzajem pozabijać. Było to dziwne, lecz na pewien sposób piękne.
Moją uwagę przykuła obrączka na moim palcu. Spojrzałam na lewe dłonie braci – palce obu zdobił złoty krążek. Chciałam o to zapytać, ale nagle coś się stało. Coś upadło i potłukło się w salonie. Pobiegliśmy tam. Okazało się, że zamieszanie spowodował czterolatek. Dokoła niego leżało pełno szkła i kawałków drewna. A on? Patrzył na nas niepewnie. Wtedy dostrzegłam podobieństwo do tej wampirzycy.
-W porządku? – Spytali go równocześnie bracia.
-Tak – ścisnął mocniej słoik ze słodyczami.
Damon wyciągnął chłopca z bałaganu i posadził go na fotelu.
-Kiedy wróci mama? – Spytał chłopiec.
-I wtedy właśnie się obudziłam.
-Czego tu szukasz?
-Może by tak grzeczniej – ściągnęła swoje okulary. – Na przykład po imieniu?
-Przedwczoraj byłaś Elsą, wczoraj Elizabeth, a dzisiaj jak się nazywasz? Eleonor? Emma?
-Eleonor. Ładne imię. Dzięki! Przyda się kiedyś. A wracając do pytania, to jestem Elizabeth.
-A odpowiedź na drugie pytanie? Miałaś zniknąć.
-Przepraszam bardzo, ale nie powiedziałam, że zniknę. To ty wymyśliłaś sobie, że mam wyjechać. Ja nie mam takiego zamiaru.
-Chcesz się mścić?
-Nie – uśmiechnęła się, lecz ja nadal miałam bojową minę. – No daj spokój Eleno! Nie jestem aż taka zła. Nie zraniłabym uczuć mo… drogiego Damona.
-Ale próbować go zabić już mogłaś?
-Powtórzę po raz ostatni: Ja, Elizabeth Mary Lincoln, nie próbowałam zabić Damona Salvatore’a. Potrzebowałam tylko jego krwi.
-Skoro ją zdobyłaś, to czego tu jeszcze szukasz?
-Potrzebuje krwi, jeszcze kogoś – odpowiedziała bawiąc się swoimi włosami.
-O kogo chodzi?
-Czemu pytasz? Zamierzasz mi pomóc?
-Kogo krwi potrzebujesz? – spytałam prostu z mostu.
-Stefana.
Poczułam, jak złość napłynęła do mnie. Może i nie jestem już ze Stefanem, ale zależy mi na nim. Jest dla mnie jak rodzina. Rzuciłam się na nią, lecz ta szybko mnie wyminęła, złapała i przydusiła do maski swojego samochodu.
-Nie masz ze mną szans, Eleno Gilbert – wydyszała, nachylając się nade mną. – Normalnie bym Cię zabiła, jednak zważywszy na okoliczności nie zrobię tego – wyznała i puściła mnie.
Zdziwiło mnie to, jednak szybko podniosłam się i pobiegłam w stronę mojego samochodu. Wyciągając torbę ze środka, zobaczyłam Matta, który spoglądał na dziewczynę. Podszedł do niej i przytulił ją. Elizabeth popatrzyła na mnie znad ramiona moje przyjaciela i zarzuciła okulary na twarz. Nie spodobało mi się to, więc podeszłam do nich. Stanęłam obok, a po chwili Matt przytulił mnie.
-To jest właśnie...
-Poznałyśmy się już – przerwałam mu.
-Tak? – Był wyraźnie zaciekawiony.
-Elena wygląda na przyjazną osobę – stwierdziła Elizabeth.
-Bo taka jest – zapewnił ją Matt.
-Przepraszam was, muszę coś załatwić – rzuciła zielonooka i zniknęła w drzwiach szkoły.
-I co o niej sądzisz?
-Powiem wprost: Ona jest niebezpieczna – wyznałam.
-Elsa? Nie wygłupiaj się.
-Ona ma na imię Elizabeth. Nie mam pojęcia, czemu na nią wszyscy mówią Elsa. Naprawdę, nie powinieneś się z nią zadawać – powiedziałam, patrząc na niego uważnie.
-Nie chcę być niemiły, Eleno, ale nie tylko Ty zasługujesz na szczęście.
-Przecież nie powiedziałam, że masz być nieszczęśliwy.
-Ale tak zabrzmiało – odparł.
-Chcę byś był szczęśliwy, ale…
-Dobra, Eleno, daj spokój. Pogadamy, gdy zrozumiesz, że ja ją lubię – mruknął i poszedł do szkoły.
Usiadłam na pobliskiej ławce. Matt chyba zaczynał czuć coś do niej. A to zwiastuje tylko jedno. Kłopoty. Pytanie tylko, czy on wie o niej prawdę. Jeśli nie, to będę musiała mu o tym powiedzieć, a jeśli tak, to wydaje mi się to dziwne. Matt przecież nie przepada za wampirami. To trochę podejrzanie, że nie przeszkadza mu taki ,,szczegół” (o ile o tym wie). Rozmyślałabym pewnie tak o wiele dłużej, gdyby nie pojawiła się Caroline. Spytała się, co się stało, więc opowiedziałam jej wszystko. Wampirzyca zdenerwowała się, jednak powiedziała, że gdyby co, to pomoże mi poinformować go o prawdzie. Pocieszyła mnie faktem, że znając Matta, to (gdyby nie znał prawdy), zerwie z nią kontakt. Poszłyśmy po książki do angielskiego i udałyśmy się pod klasę. Przy drzwiach, usłyszałam jak Elizabeth wybucha śmiechem po usłyszeniu dowcipu Matta. Posłała mi tylko triumfujące oraz jednocześnie irytujące spojrzenie i równo z dzwonkiem weszła do klasy. Czekaliśmy na nauczyciela jeszcze kilka minut. W tym czasie dookoła jej stolika zebrała się sporo grupka uczniów. Widać było, że są nią zainteresowani. Muszę przyznać, że gdybym nie znała o niej prawdy, zapewne sama byłaby w tej grupie. Ich wybuchy śmiechu zaczynały mnie denerwować. Miałam już coś powiedzieć, ale nagle pojawił się nauczyciel. Pogratulował mi piątki i zwrócił się w stronę dziewczyny.
-A teraz pani Lincoln wyjaśni nam, dlaczego okłamała całą szkołę.
-O co chodzi?
-O pani imię.
-Ach, o to. – Wstała, spoglądając na nauczyciela zalotnie. – Po prostu nie lubię imienia Elizabeth. Elsa brzmi o wiele ciekawiej. Tak pociągająco – dodała i uniosła brwi wymawiając słowo pociągająco.
-Tak? – Widać było, że pan Banner nie chce jej wierzyć i przejrzał jej gierkę. – A może, skoro jesteśmy przy Szekspirze, opowie nam pani, o genezie i historii powstania Hamleta?
Wszyscy syknęli. Hamlet, to jedno z najtrudniejszych dzieł ludzkości.
-Oczywiście – powiedziała z zadziornym i irytujący, uśmiechem. – Wszystko zaczęło się od… - zaczęła i usiadła na stoliku, co nie spodobało się nauczycielowi, by przez następne 10 minut wygłaszać monolog.
Przez cały ten czas każdy uważnie jej słuchał. Nawet Caroline i ja byłyśmy zaskoczone. Dziewczyna nie wątpliwe umiała opowiadać. Wtrącone co jakiś czas komentarze, sprawiały, że nikt nie zajmował się czymś innym. Z każdą kolejną minutą, uśmiech nauczyciela był coraz mniej pewny siebie. W pewnej chwili zaczął słuchać jej słów z zaskoczeniem. W końcu przerwał jej, a dziewczyna urwała. Spytała się czy ma coś jeszcze opowiedzieć. Po tonie jej głosu uznałam, że igra z nauczycielem. Dziewczyna stanowczo przegina. Pan Banner był jeszcze dość młody, lecz zachowywał się jakby miał przynajmniej z 20 lat więcej.
-Co sądzi pani o całej sztuce? – spytał.
-Jest strasznie długa – stwierdziła, a większość klasy zaśmiała się. – A tak na poważnie, to dzieło jest trudne do zrozumienia, jednak jest to jedna z najlepszych tragedii, jakie kiedykolwiek czytałam. A to wszystko dzięki… - I znów rzuciła się w wir opowiadania.
-Widzę, że jest pani doskonale zaznajomiona z tym dramatem. A teraz proszę Cię, usiądź normalnie. – Nauczyciel przerwał jej wypowiedź, dając jej jednocześnie do zrozumienia, że wygrała tą bitwę. – No i podziękujcie pani Lincoln za jej niesamowitą zdolność. Gdyby nie ona dziś była kartkówka. Przeczytajcie tekst ze strony 97, a następnie zróbcie polecenie 3 i 5. Kiedy je zrobicie możecie robić co chcecie, tylko bądźcie cicho.
Elizabeth uśmiechnęła się triumfująco, rozsiadając się w krześle. Pokręciłam głową, otwierając podręcznik na wskazanej stronie. Z zadaniami uporałam się dość szybko, więc miałam jeszcze trochę czasu do końca lekcji. Rozejrzałam się po klasie. Caroline zamykała zeszyt, a Matt i Elizabeth rozmawiali ze sobą półszeptem. Korzystając z nieuwagi wampirzycy, wyciągnęłam jej z brulionu. Angielski, hiszpański, socjologia, matematyka, historia, WF. Uspokoiłam się trochę. Dziewczyna była nieobliczalna. Może i teraz wyglądała przyjaźnie, jednak, była to tylko poza. Wystarczyło spojrzeć na jej chytry bądź irytujący uśmiech czy pojawiający się czasem złośliwy błysk w oku. Na angielskim, matematyce, historii oraz WF był z nią ktoś, kto mógłby ją powstrzymać od zrobienia głupstwa. Jednak martwiłam się o ludzi, którzy chodzili z nią na socjologię i hiszpański. Zajęłam się rozmową z moją przyjaciółką, by choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
Kolejne lekcje przepłynęły spokojnie. Nawet zapomniałam o całej sytuacji z wampirzycą, jednak niestety na historii wszystko wróciło. Pojawiła się na kilka sekund przed dzwonkiem. Kilka kroków za nią szedł Matt, który sprawiał wrażenie nieobecnego. Spytałam się go, czy coś się stało. On spojrzał na zielonooką, po czym jego wzrok spoczął na moim byłym chłopaku. Spojrzałam na nich, zastanawiając się o co, może mu chodzić. Nie sprawiali wrażenia, jakby byli sobą zainteresowani – oni nawet nie zwracali na siebie uwagi.
-Wszystko w porządku? – spytałam kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Tak. Zresztą, nie ważne – odparł i wszedł do klasy.
Westchnęłam i podobnie jak on weszłam do środka. W pomieszczeniu szybko znalazła się resztka uczniów, oraz sam Wolfe. Jego pojawienie się, spowodowało, że ciemnowłosa wampirzyca napięła się. Pierwsze pięć minut poświęcił jakiemuś uzupełnieniu, jak się później dowiedziałam, notatki z poprzedniej lekcji. Gdy skończył, spojrzał na Elizabeth, która była zajęta pogaduszkami jedną z dziewczyn.
-Przepraszam bardzo, że przerywam tą jakże ważną rozmowę – powiedział, a obie popatrzyły na niego. Pierwsza z kpiną w oczach, a druga z zarumienionymi policzkami po chwili spuściła wzrok.
-Nie przerywa pan – odpowiedziała zielonooka, siląc się na spokój.
-Czy stało się coś ważnego, że zakłóciłaś moją lekcję?
-Ja tylko – zaczęła szukając wytłumaczenia. – Chciałam się czegoś upewnić.
-Tak? Mogę wiedzieć czego?
-A więc… – Spojrzała na tablicę a po chwili podniosła wzrok na Andy’ego. – Chodzi o dowódców Konfederacji. Wydaje mi się, że jest mały błąd w jednym nazwisku. Wolałam się najpierw upewnić, czy koleżanka sądzi tak samo.
-Mogłaś się spytać mnie. W końcu to ja was uczę. O kogo chodzi?
-O Josepha. Z tego co wiem, to jego nazwisko piszę się Johnston, a nie Johnson – wyjaśniła literując oba nazwiska.
-Zaraz zobaczymy – powiedział historyk i zajrzał do jednej z książek, leżących na biurku. – Faktycznie – stwierdził niezadowolony i dopisał jedną literę. – Proszę jednak, byś na przyszłość zgłasza swoje spostrzeżenia od razu do mnie, a nie konsultowała się z sąsiadką obok. Przez takie zachowanie marnujemy lekcję.
-Dobrze. Będę pamiętać.
-Wracając do lekcji, to chciałbym was przeprosić, że wczoraj nie podesłałem żadnemu innemu nauczycielowi filmu, który obiecałem wam przynieść, jednak strasznie wciągnęła mnie historia waszego miasteczka. Natrafiłem na kilka ciekawych informacji na temat rodzin, które założyły miasto. Jednak najbardziej zaciekawiły mnie fakty o jednej z nich.
-O jaką rodzinę chodzi? – spytałam poddenerwowana.
-O rodzinę Salvatore.
-O co chodzi? – Stefan spojrzał na nauczyciela zdziwiony.
-Przeglądając stare dokumenty, natknąłem się na pewien intersujący fakt. Podobno twój przodek, Giuseppe, doczekał się córki.
Salvatore zaśmiał się. Ja również parsknęłam śmiechem, podobnie zresztą jak Caroline. Przecież Stefan ma tylko Damona. Pamiętam doskonale, że na liście osób biorących udział w pierwszym balu nie było żadnej damskiej przedstawicielki rodu Salvatore. O co mu chodzi?
-To niedorzeczne! – Stefan był mocno zbulwersowany. – Nie przypominam sobie, żeby w dziennikach mojej rodziny, było coś o tym wspomniane. On miał tylko dwóch prawnych synów – Damona i Stefana. Poza tym, on zginął krótko po ich śmierci, a pierwotna posiadłość mojej rodziny szybko została zniszczona. Gdyby Giuseppe miał córkę, to posesja nie zostałaby zniszczona – mówił dalej wampir. – Poza tym mieszkańcy miasta wiedzieliby o jej narodzinach – dodał i na koniec.
-Właśnie to mnie zastanawia. Dlatego chciałem o tym porozmawiać.
-Dlaczego to pana zainteresowało? – Nauczyciel spojrzał na mnie.
-Winna jest nasza nowa uczennica. – Cała klasa spojrzała na nią.
Ta opanowana założyła włosy za uszy i zadała mu pytanie:
-Co mam z tym wspólnego?
-Zabrzmi to szalenie, ale pomiędzy wami widać podobieństwo…
-To jeszcze nic nie znaczy – wtrąciła się w jego zdanie. – Poza co moje podobieństwo ma do wydarzeń z XIX wieku?
-Masz rację, podobieństwo nic nie znaczy. Jednak znaleźć osobę w tak małym mieście, która jest do Ciebie podobna jest trudno, natomiast Ty, Elizabeth, znalazłaś aż dwie osoby – braci Salvatore.
-Przypadek – odpowiedziała spokojnie.
-Może i tak, jednak to podobieństwo zrobiło na mnie ogromne różnice. Postanowiłem poszperać trochę w bibliotece o rodzinie Stefana i ta informacja mnie zaskoczyła.
-Nie tylko pana ona zaskoczyła – odezwał się Stefan.
-Domyślam się. Pytałem się o to bibliotekarki, ale ona nic nie wiedziała, wiec poruszam ten temat tutaj. Miałem nadzieję, ze rzucisz na tą sprawę trochę światła, Stefanie.
-Przykro mi, ale nic nie wiem.
-Czyli wychodzi na to, że to jakaś plotka – zakończył i odwrócił się do Elizabeth. – Tak swoją drogą, to co przywiało Cię do Mystic Falls? Z tego co czytałem w Twoich dokumentach, to przez całe swoje życie mieszkałaś w dużych miastach.
-A pana? Co pan tu robi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Słyszałem, że to miasteczko ma bardzo bogatą historię i bardzo chciałem ją poznać. Gdy dowiedziałem się, że poszukiwany jest tutaj nauczyciel, to postanowiłem przyjechać tutaj. A więc?
-Och no dobrze, powiem – powiedziała i westchnęła. – Dowiedziałam się, że tutaj mieszka mój biologiczny ojciec. Chciałam go poznać, ale dowiedziałam się, że już tutaj nie mieszka. Nie chciałam się znów przenosić, więc postanowiłam zostać w Mystic Falls.
-Ah – Andrew był wyraźnie nieusatysfakcjonowany. – To z pewnością nie było miło odkrycie.
Przez resztę lekcji rozmawialiśmy o innych Założycielach i mieście. Cała rozmowa wydała mi się dziwna. On coś musiał wiedzieć o sekretach, jakie skrywa Mystic Falls, bo za często spoglądał na mnie, Stefana, Caroline i Elizabeth. Muszę przyznać, że ma rację; ona i Salvatore byli do siebie podobni. Patrząc się na wampirzycę, doszłam do wniosku, że dziewczyna ma również w sobie coś z Damona. Zaskoczyło mnie to. To niemożliwe, żeby ich podobny wygląd był przypadkiem. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek. Szybko wybiegłam na korytarz i czekałam na brunetkę. Gdy się zjawiła, pociągnęłam ją w kierunku łazienek.
-Au! – wykrzyknęła. – To boli!
-Nie przesadzaj – mruknęłam i mocniej ją ścisnęłam. – Jesteś wampirzycą – dodałam ciszej, otwierając drzwi do łazienki.
W środku sprawdziłam, czy ktoś tu jeszcze jest i kiedy upewniłam się, że jesteśmy same zamknęłam drzwi od środka. Odwróciłam się do Elizabeth i popchnęłam ją w kierunku umywalek.
-Uspokój się – rzuciła.
-Jak mam być spokojna, kiedy nagle w moim życiu pojawia się nikomu nieznana, wredna wampirzyca, która ciągle coś knuje i sprawia, że z minuty na minutę coraz bardziej jej nienawidzę?
-Nie jestem wredna. Nie lubię być przesadnie miła – usiadła na blacie od umywalek. – No i to nie moja wina, że masz coś do mnie. Czemu mnie tu zaciągnęłaś?
-Chcę porozmawiać.
-W takim razie pośpiesz się, bo nie chcę tracić przerwy – powiedziała i nałożyła na usta odrobinę błyszczyku. – No wiesz, przecież muszę zachowywać pozory normalności – dodała i uniosła do góry brwi.
Zignorowałam to, a następnie podeszłam bliżej niej.
-Co Cię sprowadza do Mystic Falls?
-Zniknę, jak tylko dostanę to czego chcę.
-To nie jest odpowiedź na pytanie – zauważyłam.
-Domyślam się, do czego prowadzi ta rozmowa.
-Potrzebujesz krwi Stefana. Postąpisz z nim tak jak Damona?
-Jeszcze jakieś pytanie?
-Po co Ci ona?
-Zajmij się swoimi sprawami.
-Ostatnie pytanie: Co Cię łączy z braćmi Salvatore?
Wampirzyca zeskoczyła z umywalki, poprawiła jasno różową kratkowaną spódniczkę i stanęła naprzeciw mnie.
-Co mnie z nimi łączy? Pomyślmy – udała, że zastanawia się. – Nie powinno Cię to interesować.
Zmierzała w stronę wyjścia, jednak złapałam ją mocno za ramię.
-Mylisz się. Martwię się i troszczę o nich, więc interesuję mnie to. Co Cię z nimi łączy?
-Wkrótce się dowiesz. – Wyrwała się z mojego uścisku i otworzyła drzwi. – Jeśli będzie taka okazja – mruknęła i wyszła na korytarz kręcąc przy tym pośladkami oraz stukając obcasami butów na korytarzu.
Ruszyłam za nią na stołówkę. Po wybraniu sobie jedzenia usiadłam obok Matta i zaczęłam przysłuchałam się rozmowie prowadzonej przez wampirzycę i grupkę uczniów zgromadzonych dookoła stolika przy którym siedziała.
-Gdzie mieszkał Twój ojciec? – Usłyszałam głos jednej z największych plotkar w szkole.
-On… mieszkał w pensjonacie.
-Pensjonacie Salvatore’ów? – spytała zdziwiona inna dziewczyna.
-Eleno? Wszystko w porządku? – Caroline, która właśnie pojawiła się, wytrąciła mnie z podsłuchiwania.
-Cicho! Staram się coś dowiedzieć czegoś o naszym wrogu.
-Wrogu? Kogo masz… – wskazałam głową na Elizabeth. – A, o niej mówisz.
Wróciłam do słuchania rozmowy.
-…on i moja mama poznali się na studiach. Gdy ona dowiedziała się, że jest w ciąży i upewniła się, że on nie myśli o założeniu rodziny wyjechała. Później znalazła sobie innego mężczyznę i wyszła za niego. Do czasu śmierci mojej mamy między mną a moim ojczymem było ok. Nie przepadaliśmy za sobą, jednak staraliśmy się jakoś dogadać. Po jej śmierci między nami dochodziło do awantur niemal codziennie. Nie wytrzymałam i usamodzielniłam się.
-Jak trafiłaś tutaj?
-Pół roku temu poprosiłam prywatnego detektywa, by odnalazł Zacha. Powiedział, że tutaj go ostatnio widziano. Uznałam, że dalej dam sobie radę, więc odwołałam go i przybyłam tutaj.
-To by tłumaczyło podobieństwo do Salvatore’ów. Czemu nie powiedziałaś od razu?
-Miałam na wstępie powiedzieć: ,,Cześć, jestem Elizabeth i przybyłam tu by odnaleźć mojego ojca, jednak zamiast niego znalazłam swoich kuzynów. Znacie ich, to Damon i Stefan Salvatore.”? – Dziewczyna prychnęła. – Nie powiedziałam tego, bo domyśliłam się, jaką reakcję to by wywołało. Taką jak ta. Chciałam mieć trochę spokoju. Nie gadajmy o tym.
-No dobra. Co sądzisz o Mystic Falls? A tak swoją drogą, to masz świetny buty.
-Dzięki! Mystic Falls to…
Skupiłam się na moich przyjaciołach. Matt był wyraźnie przygaszony, a Caroline niezadowolona skubała sałatkę. Jedynie Jeremy, który przysiadł się kilka sekund temu, tryskał radością.
-W porządku? – spytałam ich.
-Nie – odpowiedzieli równocześnie.
-O co chodzi? – zadałam kolejne pytanie.
-Elizabeth – wyznała Caroline. – Mam z tą wywłoką WF.
-Caroline – upomniał ją Matt.
-No co? Widzę jak na nią patrzysz. Uwierz mi, ona nie jest Ciebie warta. Gdyby było inaczej, to nie zadawała by się z nimi, tylko przybiegłaby tutaj i błagałaby Cię, byś spędził z nią czas. Podsumowując Elizabeth Lincoln to wywłoka.
-A co z Tobą Matt? – zapytał Jeremy, chcąc uniknąć kłótni pomiędzy Caroline i Mattem.
-To samo co z Care. Znaczy też chodzi o Elizabeth. Trochę denerwuje mnie to jej zachowanie.
-Nie przejmuj się nią. Tutaj jest pełno dziewczyn, które z chęcią umówiłby się z Tobą – pocieszył go.
-Umówić się – powtórzył blondyn. – To jest to – powiedział, wstał od stołu i nim zdążyliśmy go powstrzymać, skierował się do stolika wampirzycy.
-Nie to miałem na myśli.
-Wiem, Jeremy, wiem – mruknęłam.
-Elsa? Ellie? – Matt próbował ściągnąć jej uwagę, lecz ta była zbyt zaabsorbowana rozmową, by zwrócić na niego uwagę. – Ellie – powtórzy. – Elizabeth.
W końcu, zielonooka śmiejąc się, odwróciła swoją twarz w kierunku chłopaka.
-Przepraszam Matt. Potrzebujesz czegoś?
-Możemy porozmawiać na osobności?
-Jasne – wstała od stolika i odsunęła się od grupki ludzi. – Tak?
-Co robisz dzisiaj wieczorem?
-Wychodzę ze znajomymi. Dlaczego pytasz?
-Bo chciałem… nieważne – ruszył w naszą stronę.
-Jeśli jednak zmieniłbyś zdanie, to jutro jestem wolna – krzyknęła, a Matt zatrzymał się.
-Może być kino?
-Zdaję się na Twój wybór.
Chłopak miał zająć swoje miejsce, ale ponownie zadzwonił dzwonek. Chwycił torbę i uśmiechnął się promiennie. Chciałam zanim pobiec i ostrzeż go, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, to spóźnię się na geografię, czego dziś chciałam uniknąć.
-Ja się tym zajmę – powiedziała Caroline. – Na WF wybiję jej pomysł randki z Mattem.
Uśmiechnęłam się i pobiegłam pod klasę. Na szczęście, zdążyłam przed nauczycielem, który dzisiaj nie miał humoru. Osoby, które się spóźniły zostały wzięte do odpowiedzi. Dostały takie pytania, że każdy bał się choćby odwrócić wzrok od tablicy. W końcu, zajęcia się skończyły. Przy moim samochodzie dostrzegłam najbardziej uwielbianą przeze mnie na całym świecie.
-Damon! – zawołałam i przytuliłam się do niego. – Stęskniłam się za Tobą.
-Ja za Tobą też Księżniczko – odparł i pocałował mnie na oczach całej szkoły. – Dowiedziałem się czegoś o Elizabetg. Lepiej daj mi kluczyki.
-Co masz w torbie? – Wskazałam głową na przedmiot zawieszony na jego ramieniu, a następnie podałam mu klucze.
-Dowiesz się w środku.
Wampir otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się do niego. Salvatore również się uśmiechnął i okrążył samochód. Wsiadł do pojazdu i ruszył z parkingu.
-Damon?
-Tak Księżniczko?
-Czy Ty na pewno mnie kochasz?
-Co to za głupie pytanie?
-Przyśniło mi się coś – powiedziałam i opowiedziałam mu mój sen.
Był gorący, bezchmurny, duszny letni dzień. Siedziałam na tarasie jakiegoś domu. Podziwiałam idealnie zadbany ogród. Moją uwagę przykuła huśtawka na wierzbie płaczącej, której nieliczne gałęzie moczyły się w niewielkim stawie. Podeszłam do drzewa i usiadłam na urządzeniu.
Nagle zerwał się silny wiatr, a niebo zasłoniły ciemne, burzowe chmury. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam do domu. Niebo rozjaśniła błyskawica, a po chwil usłyszałam grzmot. Znalazłam się w salonie i zamknęłam drzwi prowadzące na dwór. Podeszłam do kominka, bo moją uwagę przykuły zdjęcia leżące na gzymsie.
Większość z nich przedstawiała małego, czarnowłosego chłopca z niebieskimi oczami. Na jednym z nich siedział na koniu, a od tyłu podtrzymywał go Matt. Obok było zdjęcie z tym chłopcem i czarnowłosą kobietą. Kolejne - kilkulatek był na moich kolanach, a po bokach siedzieli Damon i Stefan. Następne przedstawiało mnie, dziecko oraz psa. Staliśmy wśród sterty liści. Na dalszej fotografii chłopiec jechał na rowerze, a obok niego stała kobieta. Niestety zakryła swoją twarz włosami. Obok była ta sama para, tylko z tym, że ona spała, a malec malował coś na jej twarzy. Wzięłam do ręki fotografię, na której dziecko bawiło się z braćmi Salvatore. Dostrzegałam podobieństwo pomiędzy mężczyznami a tym szkrabem. Czy to mój syn i któregoś z nich?
Na reszcie była ta kobieta. Na jednym ze mną, na innym z braćmi Salvatore, a na następnym tylko z Mattem. Ostatnie przedstawiało grupkę przyjaciół. Zdałam sobie sprawę, kim ona jest. To była Elizabeth. Zszokowało mnie to. Dwie osoby weszły do domu w momencie gdy z nieba zaczął padać deszcz.
-Mówiłem, że zdążymy – usłyszałam Damona.
-Dobra, miałeś rację – powiedział Stefan.
Znalazłam ich w kuchni. Wypakowywali zakupy, śmiejąc się przy tym. Zachowywali się w swoim towarzystwie tak spokojnie, naturalnie. W ich oczach widziałam radość, szczęście i... Miłość? Tak, to z pewnością była ta ich słynna braterska miłość. Wyglądali tak, jakby nigdy nie było między nimi żadnych sporów, jakby nigdy nie próbowali się nawzajem pozabijać. Było to dziwne, lecz na pewien sposób piękne.
Moją uwagę przykuła obrączka na moim palcu. Spojrzałam na lewe dłonie braci – palce obu zdobił złoty krążek. Chciałam o to zapytać, ale nagle coś się stało. Coś upadło i potłukło się w salonie. Pobiegliśmy tam. Okazało się, że zamieszanie spowodował czterolatek. Dokoła niego leżało pełno szkła i kawałków drewna. A on? Patrzył na nas niepewnie. Wtedy dostrzegłam podobieństwo do tej wampirzycy.
-W porządku? – Spytali go równocześnie bracia.
-Tak – ścisnął mocniej słoik ze słodyczami.
Damon wyciągnął chłopca z bałaganu i posadził go na fotelu.
-Kiedy wróci mama? – Spytał chłopiec.
-I wtedy właśnie się obudziłam.
~Damon~
Sen Eleny zaskoczył mnie. Zjechałem na pobocze. Złapałem jej twarz w dłonie i zmusiłem do spojrzenia mi w oczy.
-Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Bez Ciebie moje życie nie byłoby tym, czym jest teraz. To Ty odszukałaś we mnie dobroć, miłość, człowieczeństwo i inne cechy, które myślałem, że już dawno straciłem. To właśnie Ty, pokazałaś mi, że zasługuję jeszcze na coś dobrego. Na kogoś tak wyjątkowego jak Ty, Eleno. Pokochałem Cię odkąd pierwszy raz ujrzałem i z każdym kolejnym dniem kochałem Cię coraz bardziej. Tak jest do dziś. Z każdym dniem moja miłość do Ciebie rośnie. Wracając do Twojego pytania, to tak. Tak, kocham Cię. Kocham Cię jak szaleniec. Bez Ciebie mój jest niczym. Nakręcasz cały mój świat, Księżniczko. Kocham Cię zbyt mocno, by Cię tak zranić. Nie mógłbym być z kimś innym niż Ty - pocałowałem ją namiętnie, po czym dotknąłem ustami jej czoła i ruszyłem w dalszą drogę.
-Dziękuję – szepnęła i przytuliła mnie.
-No i jeśli mam zawrzeć związek małżeński, to tylko i wyłącznie z Tobą.
-Elena Salvatore, żona Damona Salvatore. Ładnie by to brzmiało – rozmarzyła się brunetka.
-Żonaty Damon. Małżeństwo. Jeśli miałbym pisać się na to, to tylko z Tobą, Eleno. – stwierdziłem pogodnie.
-Nie sądziłam, że jesteś taki romantyczny.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
-Mam całą wieczność by je poznać. Teraz mów co odkryłeś.
-Myliłem się co do Elizabeth, nie ukradła tego pierścionka.
-Skąd ta pewność?
-Przyjechała do nas ze swoimi rodzicami, gdy miała kilka lat. Już wtedy można była zauważyć u niej podobieństwo do mojej matki, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Może dlatego, że nie chciałem tego dostrzec. Przypomniała mi się również zachowanie mego ojca. Pomyślałem, że może w jego dzienniku coś o tym znajdę. Miałem rację.
-Co tam było dokładniej?
-Zobacz sama – podałem torbę. – Szary notes z ciemnozieloną wstążką. Wpis z 20 sierpnia.
-Nie sądziłem, że to może być takie trudne. Myślałem, że dam radę, lecz to jest trudniejsze niż myślałem. Sam im zaproponowałem ten przyjazd, ale sądziłem, że wytrzymam. Elizabeth jest strasznie do Niej podobna. Wygląda jak anioł – szczególnie gdy śpi. I to właśnie boli. Dlaczego Ona musi być podobna do mojej ukochanej żony?!
Dobrze, że Sophie mnie powstrzymała od zabicia Jej i się Nią zajęła. Ja bym nie mógł, nie po tym co się stało... Miałem nadzieję, że 4 lata wystarczą, by ten ból minął, ale gdy Ją ujrzałem ból się wzmógł. Ten Jej zaciekawiony wzrok i radosny śmiech – zupełnie jak u Mary.
Nawet ciągnie Ją do Damona. Jest nim wyraźnie zachwycona. Na szczęście, on się nie domyśla. Stefan natomiast jest szczęśliwy, że będzie miał się z kim bawić.
Jeszcze tylko kilka dni. Dobrze, że wyjeżdżam jutro na cały dzień. – Księżniczka poderwała wzrok. – Ta Sophie zajęła się Nią i powstrzymała Giuseppe od zabójstwa Jej. Twój ojciec miał na myśli Elizabeth?
-Chyba tak.
-To podobieństwo… próba zabójstwa… te ciągłe porównanie Elizabeth do Twojej mamy… Ale to by znaczyło, że…
-Tak, to możliwe – mruknąłem i zastanowiłem się. Już wcześniej takie myśli pojawiały się w moich myślach, jednak nie chciałem dopuścić ich świadomości. – Nie, to pewne – powiedziałam głośniej, zdając sobie sprawę, że to prawda. Elizabeth jest moją siostrą.
Sprawdziłem w lusterku, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gdy się upewniłem, że żadnego samochodu nie ma w pobliżu, zaciągnąłem hamulec ręczny. Obróciło nas o 180 stopni.
-Zwariowałeś?! – Krzyknęła Elena.
-Spokojnie. Mam wyćwiczony ten manewr do perfekcji.
-Dokąd jedziemy?
-Do pensjonatu. Musimy pogadać z Stefanem o Elizabeth. Całe zamieszanie dookoła mojej mamy wreszcie nabrało sensu. Nawet ten cały jej wyjazd, potem nasz wyjazd, nasz powrót kilka dni po porodzie i te całe kłamstwa.
-Damon, powoli. Nic z tego nie rozumiem.
-Wyjaśnię jak będziemy na miejscu.
Docisnąłem gaz i szybko dotarłem pod dom. Zgasiłem samochód i wybiegłem ze środa pojazdu. Otworzyłem drzwi od strony Eleny i pomogłem jej wysiąść. W ciągu sekundy znaleźliśmy się w środku. Stefan nie podniósł głowy znad czytanego dziennika. Darował sobie również jakiś komentarz na nasz temat.
-Cześć. Musimy pogadać o Elizabeth. Ona jest…
-…naszą siostrą, tak wiem.
-Jak się domyśliłeś? – Spytała moja Księżniczka i usiadła w fotelu.
Mój brat spojrzał na mnie i Elenę.
-Dziennik – opar, biorąc go do ręki. – A Ty Damonie?
-Pomogły mi wspomnienia, lecz również znalazłem odpowiedzi w dzienniku. Z małą pomocą Eleny poskładałem wszystko w całość. – Usiadłem na oparciu fotelu. – Jednak wciąż zastanawia mnie kilka rzeczy. Choćby te kłamstwa na temat pojawienia się Elizabeth i jej niby matki.
-W tym dzienniku wszystko jest – wskazał na przedmiot leżący na stole. – Jak pamiętasz, nasza matka po moim narodzeniu często chorowała. Możliwe że doszła by do siebie, gdyby nie jej pragnienie – chęć posiadania córki.
-Ojciec pewnie nie chciał o tym słyszeć, jednak znając naszą matkę, to po długich namowach w końcu się zgodził – domyśliłem się dalszej części. – Jednak kolejne dziecko, po długim chorowaniu było osłabieniem dla jej organizmu.
-Dokładnie. To dlatego nic nam nie powiedzieli. Nie wiadomo było, czy dziecko przeżyje. Tak długo jak się dało trzymali to przed nami i miastem w tajemnicy. Mama zaczynała się coraz gorzej czuć no i ludzie zaczynali coś szeptać, więc ojciec postanowił wysłać ją nad ocean. Liczył, że to jej pomorze. Ponoć były rezultaty, ale nagle jej stan się pogorszył…
-I pewnie wtedy ojciec wysłał nas do babci i sprowadził mamę do domu.
-Możesz mi nie przerywać? – Stefan robił się wyraźnie sfrustrowany. – Ciąża coraz bardziej ją osłabiała. W końcu na świat przyszła Elizabeth, jednak mama była wykończona. Rozkazała nas sprowadzić. Gdy przybyliśmy do domu rodzice wmówili nam, że Sophie i Elizabeth znalazły się u nas przypadkiem. Jednak po śmierci matki nie wiem co się dalej z nią stało.
-Ojciec próbował ją zabić, jednak ta kobieta powstrzymała go przed tym i przygarnęła ją – mruknąłem. – Jednak nadal nie wiemy, czego ona tu szuka.
-Ja wiem – odezwała się cicho Elena. – Ona chce Twojej krwi Stefanie – dodała głośniej.
-Cóż, zajmiemy się tym rano – rzucił mój brat. – No i Elizabeth miała rację, powinniśmy uważać na nowego nauczyciela.
-A co w nim jest nie tak? – spytała Elena.
-Nie mów, że tego nie poczułaś. – Braciszek posłał jej złośliwy uśmiech i opuścił pensjonat.
-Nie przejmuj się Stefanią, ona tak już ma – szepnąłem do ucha dziewczyny i pocałowałem ją w nie. – Czas na lekcje.
Wyciągnąłem z lodówki kilka worków krwi i zaciągnąłem Elenę na dwór.
~Elizabeth~
Zdenerwowana wróciłam do domu. Rzuciłam moją torbę w kąt salonu i pobiegłam do swojego pokoju. Ściągnęłam brudne ubrania i wzięłam długi prysznic, zmywając przy okazji pozostałości po moim posiłku. Owinięta tylko w ręcznik wyszłam z łazienki i stanęłam w garderobie przeglądając wszystkie moje ubrania. Po wydarzeniach dzisiejszego dnia musiałam odreagować. Jeśli dalej tak pójdzie, to nie długo całe miasto będzie wiedziało kim jestem i co tutaj robię. Wszystkiemu winny jest ten zapchlony kundel Wolfe. Sfrustrowana kopnęłam szafkę na buty, która pod wpływem mojego uderzenia rozpadła się na kawałki, a buty utworzyły małą górkę obuwia na której się wyżyłam.
Gdy poczułam się odrobinę lepiej sięgnęłam po krótką sukienkę na jedno ramię, w którą wpatrywałam się od dłuższego czasu. Była ona zrobiona z czarnej koronki, a jeden długi rękaw sprawiał, że wyglądała jeszcze bardziej zmysłowo. Do tego sięgnęłam po czarną torebkę, oraz po złociste sandały oraz po żakiet w podobnym kolorze. Rzuciłam rzeczy na wielkie łoże i ubrałam czarną bieliznę. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam się szykować. Wyprostowałam włosy, jednak nie spodobał mi się ich wygląd, wiec upięłam je w koczka, wypuszczając kilka drobnych pasm po bokach. Zrobiłam makijaż i sięgnąłem do koszyka w którym trzymałam moją biżuterię, by wyciągnąć z niego kilka czarnych bransoletek z okrągłych koralików oraz po kolczyki w kolorze złota. Ubrałam się w naszykowany zestaw, otworzyłam torebkę i wrzuciłam do niej kilka kosmetyków, portfel, komórkę, paczkę chusteczek oraz dwa zaostrzone ołówki – efekt dawnych przeżyć – po czym chwyciłam kluczyki od mojego ulubionego samochodu. Zamknęłam drzwi od domu i wsiadłam do auta.
Nim się spostrzegłam dotarłam pod Mystic Grilla. Oczywiście moje auto zrobiło wrażenie na zebranych mężczyznach. Jeszcze większe wrażenie zrobiłam na nich ja sama. Można było to bez problemy poznać po ich wzroku i przyspieszonym biciu serca. Posłałam im tylko zalotny uśmiech i weszłam do lokalu. W środku było trochę ludzi, jednak z łatwością szło znaleźć wolne miejsce. Ściągnęłam żakiet i poszłam w kierunku baru. Usiadłam w krześle i położyłam na jego oparciu kurtkę. Nie musiałam długo czekać na barmana.
-Coś podać?
-Macie może jakieś specjalne drinki? No wiesz, takie swoje.
-Mogę przyrządzić moją specjalność – short drinka Desire.
-Niech będzie – zgodziłam się i obserwowałam jak mężczyzna przygotowuje napój.
-Proszę.
Podziękowałam i spróbowałam napoju. Jego głównym składnikiem była whisky oraz limonka. Nad resztą nawet się nie zastanawiałam. Szybko opróżniłam kieliszek i ruszyłam na parkiet. Do mojego boku dołączył jakiś blondyn, z którym przetańczyłam trzy piosenki. Podziękowałam mu za taniec i znów usiadłam przy barze. Zamówiłam jeszcze raz ten sam napój i w dość szybkim czasie jego zawartość znalazła się w moim organizmie. Już miałam zamiar poprosić o kolejny, gdy nagle przede mną stanął mój ulubiony koktajl alkoholowy, który miał w sobie dodatek, który zawsze brałam do tego drinka – skórkę z cytryny. To nie było możliwe, żeby barman zgadł co lubię najbardziej pić, nie wspominając już o drobnej, spiralnej skórce. Oderwałam wzrok z Mojito i spojrzałam na barmana pytająco.
-To od tego blondyna w niebieskiej koszuli. Siedzi po Twojej prawej stronie.
Popatrzyłam w tamtym kierunku i zamarłam. Z uniesioną ręką, z wypełnioną bodajże whisky szklanką w dłoni, patrzył się na nad mój największy wróg. Czemu nie zauważyłam go wcześniej?!
Tymczasem on uśmiechnął się i wzrokiem przekazał mi, że mam się do niego dosiąść. Wyciągnęłam pośpiesznie portfel, zapłaciłam za drinki, chwyciłam swoje rzeczy i pobiegłam w kierunku wyjścia.
-Nigdzie nie pójdziesz – usłyszałam, a w następnej chwili zostałam przyciśnięta do ściany.
Czułam na szyi jego oddech. Przełknęłam z trudem ślinę. Po raz pierwszy od wielu lat poważnie się bałam. Nie chciałam mu tego pokazywać, więc przestałam mu się wyrywać. Zaskoczyło go to, więc obróciłam się do niego przodem. Nasze twarze dzielił niewielki dystans.
-Uważaj na moją sukienkę – syknęłam. – Poza tym, ty nie żyjesz. Słyszałam jak…
-Ty również. Zginęłaś w wybuchu. Sam go widziałem.
-Ale przecież Rebekah i Damon widzieli jak giniesz. Alaric Cię zabił – powiedziałam, ignorując jego słowa.
-Istnieje taki gatunek jak czarownice.
-Bonnie – domyśliłam się. – Byłeś w czyimś ciele. Czemu w nim nie jesteś?
-Kolejne czary. I teraz przed Tobą stoi Klaus Mikaelson, a nie jakaś mała hybryda.
-Tyler – szepnęłam. – Byłeś w jego ciele – dodałam po chwili. – Dobra, teraz puść mnie, bo nie mam najmniejszej ochoty z Tobą rozmawiać – powiedziałam i znów spróbowałam się wyrwać.
-Ale ja chcę rozmawiać. – Mężczyzna ścisnął mocniej moje ramię.
-To idź do swoich przyjaciół. Przepraszam, zapomniałam. Ty nie masz przyjaciół.
-Kiedyś się przyjaźniliśmy – przypomniał mi.
-Właśnie przyjaźniliśmy. Do czasu aż nie spróbowałeś mnie zabić – wypomniałam mu.
-I wtedy wymyśliłaś upozorowanie własnej śmierci. Nawet dwukrotne.
-I uwierzyłeś w oba?
-Tak.
-A widzisz. Tak się naśmiewałeś się z moich studiów, a jednak sam dałeś się nabrać. Puść mnie.
-Nie – powiedział i zmusił do spojrzenia w oczy. – Zostaniesz tu i porozmawiamy. Nie będziesz próbować uciekać i odpowiesz na moje pytania.
-Zabiję Cię – mruknęłam i poszłam za nim do stolika.
~Klaus~
Siedziałem w Mystic Grillu i piłem. Dopiero kilka godzin temu wróciłem z Salem, gdzie Bonnie umieściła mnie z powrotem w moim ciele. Nagle do środka ktoś wszedł. Pewnie nie zwróciłbym na to uwagi, gdy nie zapach tej osoby. Odwróciłem się i ujrzałem osobę, właściwie to wampirzycę, którą uznałem za zmarłą. Zaskoczyło mnie jej pojawienie, ale powinienem domyślić się, że to całe samobójstwo było sztuczne. W końcu wcześniej wycięła już podobny numer. Jednak muszę przyznać, że obie próby zmylenia mnie, co do jej śmierci były bardzo efektowne. Za pierwszym razem, cały wypadek wyglądał tak realistycznie, że każdy myślał, że ona zginęła w tym wybuchu. Za drugim widziałem jak płonie, jednak jak widać ona to przeżyła.
W każdym razie, dziewczyna wyglądała zjawiskowo, a czarny cień nałożony na powieki pogłębiał zieleń jej oczu. Obserwowałem ją, jak sprawnie porusza się po parkiecie. Po niedługim czasie udała, że się zmęczyła i usiadła przy barze sącząc kolejny alkoholowy napój. Zawołałem barmana i zamówiłem dla zielonookiej jej ulubiony koktajl – Mojito.
-Jeszcze coś. Do środka wsadź taką zwiniętą skórkę z cytryny.
-Chodzi o spiralę? – spytał i pokazał mi ją.
-Tak.
Obserwowałem jak chłopak przygotowuje napój i podaje go zdziwionej wampirzycy, która spojrzała na niego.
-To od tego blondyna w niebieskiej koszuli. Siedzi po Twojej prawej – powiedział, a ja uniosłem rękę i wzrokiem pokazałem jej, by do mnie dołączyła.
Ta szybko wyciągnęła kilka banknotów, rzuciła je na ladę i skierowała się w kierunku drzwi. Odłożyłem szklankę i złapałem ją za nim wyszła, po czym przydusiłem ją do ściany. Z początku się wyrywała, jednak zaskoczyła mnie, gdy przestała to robić. Dziewczyna wykorzystała okazję i obróciła się. Wydawała się być spokojna, jednak jej wzrok zdradzał, że jest zupełnie inaczej.
Alkohol zaczynał już na mnie działać i czułem, że muszę z kimś porozmawiać. A skoro ona była, jak na razie, jedyną osobą w Mystic Falls, która wiedziała o moim powrocie, to wybór padł na nią. Po wymianie kilku zdań z Elizabeth, przekonałem się, że po dobroci nie zgodzi się ze mną porozmawiać, więc zahipnotyzowałem ją.
-O co chodzi? – spytała, gdy usiedliśmy przy stoliku.
-O tym zaraz. A więc Ellie, jak to było? Jak to możliwe, że uciekłaś z płonącego budynku?
-Elizabeth. Ściana była osłabiona. Udało mi się zrobić dziurę i uciekłam. W samą porę. Jeszcze kilka sekund zwłoki i zostałby ze mnie szczątki.
-A to całe wyjście na słońce i spłonięcie?
-To nie byłam ja, tylko osoba podobna do mnie. Ktoś zdążył ostrzec mnie na czas, więc nauczyłam ją kilku rzeczy o mnie. Zresztą ona sama chciała zginąć. Dałam jej kilka moich rzeczy i w ten sposób przeżyłam. A skąd Ty dowiedziałeś się, że ten wybuch był atrapą?
-Ktoś życzliwy doniósł mi, że wiedział wampirzycę podobną do Ciebie w Nowym Orleanie. Postanowiłem pojechać do Luizjany, jednak pojawiłem się tam zbyt późno. Widziałem Ciebie, jak płonęłaś. Tak przynajmniej wtedy myślałem.
-Teraz możesz mnie zabić. Ukończ to, co nie udało ci się zrobić ponad 70 lat temu.
-Zamknij się. Teraz chodzi mi o coś innego. O jedną dziewczynę. Jednak nie będziemy rozmawiać na sucho – wyznałem i zamówiłem całą butelkę Jack Daniel’s.
-Nie piję alkoholi w prostej postaci.
-No tak, Elizabeth pije tylko koktajle alkoholowe. Taka mała i… - nie dokończyłem, bo dziewczyna otworzyła butelkę i zaczęła pić whisky prosto z gwinta.
-Nie tylko, ale zwykle – powiedziała i nalała do obu szklanek złotego płynu. – No co?
-Nic. Nie spodziewałem się tego po Tobie – wyznałem i wyrwałem jej butelkę z ręki i wypiłem połowę alkoholu, który został w butelce.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wypiła zawartość swojej szklanki. Nie czekałem dłużej i również opróżniłem naczynie. Po niedługim czasie cały alkohol zniknął. Elizabeth zamówiła kolejną butelkę whisky i dwa drinki.
-Nie wypiję tego.
-Ja wypiłam Jacka, to ty wypijesz to – powiedziała i przysunęła w moją stronę napój. Nie chętnie wypiłem zawartość postawionej przede mną szklanki. – Mai Tai – dodała widząc moje pytające spojrzenie.
-Jak już mówiłem chodzi o pewną dziewczynę… - zacząłem napoczynając drugą butelkę.
-Dziewczynę? Ty masz problem z dziewczyną? Coś nowego.
-Ona jest inna. Wyjątkowa. Problem polega na tym, że ona nie chce mnie znać…
-Zmuś ją do tego – mruknęła i wypiła zawartość szklanki.
-Nie. Chcę by ona mnie pokochała nie dlatego, że ją do tego przymusiłem. Chcę by pokochała sama z siebie. Ale po naszym ostatnim spotkaniu, uważam… nie, ja jestem pewien, że ona mnie nienawidzi i nigdy nie pokocha.
-Nienawiść dzieli od miłości dzieli cienka granica. Nawet nie wiesz kiedy ją przekroczysz.
-Ona jej nie przekroczy – powiedziałem cicho. – Ona kocha innego.
-Wszystko jest możliwe. Zobacz na Elenę i Damona. Z początku Elena go nienawidziła, a teraz świata za nim nie widzi.
-Tylko, że on nie zrobił Elenie tyle świństw ile ja uczyniłem jej i bliskim jej osobą.. Zresztą nie ważne – mruknąłem i pozwoliłem jej odejść.
Tak jak się spodziewałem, wampirzyca poderwała się do wyjścia. Obserwowałem jak zarzuca ma swoje ramiona żakiet, otwiera drzwi i wychodzi. Nalałem whisky do szklaki i wypiłem ją. Wpatrywałem się w dno naczynia rozmyślając o Caroline. Mojej słodkiej Caroline. Ktoś usiadł obok, jednak nie zwracałem na tego kogoś uwagi.
-Ty naprawdę ją kochasz – usłyszałem cichy kobiecy głos.
-Tak, kocham ją. Zresztą po co Ci to mówię? Nawet Ty nie wierzysz, że mogłem się zmienić.
-Oczywiście, że wierzę, że ludzie mogę się zmienić, tylko jest mi trudno w to uwierzyć. Nie obrażaj się, ale w to naprawdę ciężko uwierzyć – odpowiedziała i zajęła swoje poprzednie miejsce. – Przez tyle lat największe zagrożenie dla wszystkich stanowił Niklaus Mikaelson i teraz ten sam wampir oświadcza, że się zakochał. Sam pomyśl jak to brzmi. – Brunetka nalała sobie whisky do szklanki i wypiła ją. – Dobra, opowiedz mi o niej. Pomogę Ci.
-Naprawdę? – spytałem ją zaskoczony i spojrzałem na nią.
-Sama się sobie dziwię, ale tak – wyglądała tak, jakby mówiła szczerze.
-Ma na imię Caroline Forbes…
-Poczekaj. Ta Caroline? Ta blondwłosa wampirzyca?
-Dokładnie. Jakiś problem?
-Nie, ale cytuję dzisiejszą lekcja WF: Nienawidzę tej wywłoki. Najchętniej zabiłabym ją.
-Nienawidzi Cię? Co jej zrobiłaś?
-Caroline i reszcie przeszkadza, że ten chłopak, Matt, zbliżył się do mnie. No i oberwała dzisiaj trochę na meczu tenisa – uśmiechnęła się chytrze i ściągnęła kurtkę.
-Co jej zrobiłaś?! – ryknąłem na nią i przycisnąłem ją do fotela.
-Spokojnie – syknęła i odepchnęła mnie, a ja zatoczyłem się. – Dostała tylko piłką za nazywanie mnie wywłoką. Nic jej nie będzie. Siadaj – powiedziała i pomogła mi usiąść obok siebie. – Musisz być blisko niej.
-Ciekawe jak, skoro ona nie chce mnie znać. Jeśli do niej zadzwonię nie odbierze. Jeśli…
-Właśnie dlatego musisz spotykać z nią w miejscach publicznych.
-Masz na myśli śledzenie? – Spojrzałem na nią a ta uśmiechnęła się przebiegle.
-Nie, skąd. Chodzi mi o szkołę. Poznałam jej plan zajęć. Na czwartej lekcji ma zajęcia ze sztuki. A o ile dobrze pamiętam, to Ty jesteś całkiem dobry w te klocki.
-Co to ma wspólnego z planem zajęć Caroline?
-Ten stary nauczyciel miał dzisiaj zawał. Najprawdopodobniej nie wróci już nauczać. Ty zajmiesz jego miejsce. Będziesz ją uczył. Caroline na początku może być wściekła, ale będzie się widzieć kilka razy w tygodniu, wiec będzie musiała przywyknąć do Twojej obecności. Tylko nie narzucaj się jej. Nie chcemy, by blondynka wymyśliła jakiś plan, dzięki któremu zostaniesz wyrzucony. Jestem pewna, że mój plan zadziała.
-Pomysł jest dobry, ale co ze wszystkimi dokumentami i…
-Załatwię Ci papiery – powiedziała i wypiła resztę whisky prosto z butelki, krzywiąc się przy tym. – O nic się nie martw. Jestem w tym dobra.
-Co chcesz w zamian?
-Nic.
-Myślisz, że Ci uwierzę?
-Dobra, nic szczególnego. Po pierwsze: nikt się nie dowie, że to dzięki mnie zostałeś nauczycielem. Po drugie: pomożesz mi zdobyć krew Stefana. Bez kolejnego zmuszania go do czegoś. I po trzecie: nie zrobisz nic bracią Salvatore oraz Elenie.
-Spokojnie, teraz Elena do niczego mi się nie przyda. A jeśli chodzi o Twoich braci…
-Skąd… – Ellie wydawała się być przerażona.
-Uważaj komu mówisz o swoich sekretach. Nie musisz się o nich martwić. Są bezpieczni – zapewniłem ją. – Mam pytanie. Czemu mi pomagasz?
-Nie wiem. Pewnie dlatego, że jestem pijana, albo chcę wierzyć w Twoją zmianę. Poza tym, ostatnio miewam jakieś dni dobroci.
Siedzieliśmy w Mystic Grillu jeszcze z godzinę omawiając szczegóły planu. Wypiliśmy tyle alkoholu, że zostaliśmy wyrzuceni z lokalu. Właściwie to ja tyle wypiłem, że obsługa poprosiła Elizabeth by mnie wyprowadziła. Na podjeździe stało kilka samochodów. Rozejrzałem się dookoła zastanawiając się, który z nich może należeć do wampirzycy, która przyklęknęła i chybocząc się wywaliła zawartość swojej torebki na ziemię w celu szukania kluczyków. W końcu je znalazła i zaczęła chować wyrzucone rzeczy, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze, bo cały czas się śmiała. Chciałem jej w tym pomóc, jednak okazało się, że miałem w sobie zbyt wiele alkoholu i zatoczyłem się, upadając przy tym na czarne Ferrari, w którym uruchomił się alarm. Elizabeth popatrzyła mi wściekłe spojrzenie wyłączając alarm.
-Twoje?
-Nie. Wyobraź sobie, że je ukradłam – rzuciła rozłoszczona.
-Nie denerwuj się tak – syknąłem, czym wywołam kolejny wybuch jej śmiechu. – To Ferrari California?
-Tak – powiedziała i usiadła na ziemi.
Elizabeth, śmiejąc się, zaczęła wkładać rzeczy do swojej torebki. W końcu zapięła ją, klęknęła i powoli podniosła się. Otrzepała kolana i zbliżyła się do samochodu.
-Nie sądzisz, że to ja powinien prowadzić? – Zadałem jej pytanie, gdy ona pomagała mi wsiąść do samochodu.
-Żebyś zniszczył moje cacko?! Zapomnij. Za dużo wypiłeś. Przez Ciebie wyrzucili nas z Mystic Grilla. 1:0
-Ty nie byłaś lepsza. I to Ty śmiejesz się jak szalona. 1:1
-Ale to nie ja zatoczyłam się na samochód, uruchamiając w nim alarm. 2:1 - wytknęła mi, oparła się o bok samochodu i ściągnęła buty. – Potrzymaj – rzuciła mi swoje szpilki na kolana. – A zrób im coś to nie ręczę za siebie – trzasnęła drzwiczkami i obeszła samochód. – Trzeba Cię odwieź do domu – mruknęła, gdy odpaliła silnik.
-Nie – zaprotestowałem. – Nie chcę pokazywać się u mnie. Poza Tobą, to o moim powrocie wie tylko Bonnie. Powiedziałem, że masz mnie nie odwozić! – krzyknąłem na nią, gdy zauważyłem, że kieruje się w stronę mojego domu.
Wampirzyca westchnęła i zawróciła nagle, cudem unikając zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem. Spojrzałem na nią groźnie, ale ta tylko znów zaczęła się śmiać i wdepnęła pedał gazu. Po niedługim czasie znaleźliśmy się na miejscu. Elizabeth zaparkowała pojazd i wysiadła z niego. Już miała podejść do mnie, gdy nagle jakiś zamazany kształt rzucił się na nią. Obserwowałem jak zielonooka szamocze się tym czymś. Nachyliłem się i ujrzałem księżyc w pełni. Wpatrywałem się w niego dopóki nie usłyszałem krzyku wampirzycy. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem dziewczynę leżąca na ziemi oraz wilkołaka kłapiącego zębami tuż przy jej twarzy. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z samochodu. Gdy wilkołak to usłyszał, obrócił się i zniknął w zaroślach.
-Dzięki – rzuciła i podniosła się. – Spójrz co ten głupek zrobił z moją sukienką! – krzyknęła. Wydawała się być bardziej przejęta podartą kiecką niż faktem, że omal nie zginęła. – Zamorduję go.
-Ty znałaś tego wilkołaka?
-Tak, to był Andrew Wolfe. Nowy nauczyciel historii. Nie uważasz, że to głupie? Nazywać się Wolfe i być wilczkiem? – spytała i wybuchła śmiechem.
Podeszła do mnie, wzięła swoje buty z ziemi i pociągnęła mnie za rękę do domu. Poszperała w torebce i wyciągnęła z niej klucze, które wsadziła do dziurki od klucza, po czym przekręciła je w prawo. Otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka. Położyłem się na kanapie, podczas gdy ona kręciła się w pobliżu. W końcu podeszła do barku, wyciągnęła z niego wódkę, a następnie pobiegła na górę. Poszedłem za nią i trafiłem do ogromnej sypialni. W środku zaskoczyła mnie jedna rzecz: niezliczona ilość butów, walająca się po podłodze. Spojrzałem na właścicielkę domu, która z zamkniętymi oczami leżała na łóżku ubrana tylko w bieliznę.
-Wynoś się z mojej sypialni – powiedziała i nie otwierając oczu rzuciła we mnie szpilką. Odskoczyłem w bok przed pociskiem i zaśmiałem się. – W tym domu jest pełno pustych, pokoi, znajdź sobie jakiś.
Zignorowałem ją i usiadłem na łóżku. Czarnowłosa spojrzała na mnie westchnęła, ubrała się w fioletowy krótki szlafrok i usiadła opierając się plecami o oparcie łóżka. Otworzyła butelkę, pociągając z niej kilka łyków. Zrzuciłem z siebie buty i usadowiłem się podobnie jak ona, wyrywając przy tym wódkę z jej rąk. Rozmawiając wyrywaliśmy sobie co jakiś czas butelkę.
-Wiesz co, Nik? – powiedziała Elizabeth, po tym jak wypiłem ostatnie trzy łyki alkoholu.
-Co, Ellie?
-Elizabeth – warknęła. – Nie jestem Ellie.
-Może być Elle? – Spytałem, a ta zgodziła się. – Tak więc, o co chodzi Elle?
-Powiem to raz: Ty chyba naprawdę się zmieniasz – odpowiedziała i wyciągnęła resztę burbonu z szafki nocnej. – Chcesz?
-Myślałem, że nie pijasz takich alkoholi.
-Zwykle nie pijam. Mówiłam Ci już o tym. Chociaż ostatnio coraz częściej po nie sięgam. To jak?
Odmówiłem jej. Ona tylko wzruszyła ramionami i nalała niemal cały płyn do szklanki. Spytała się mnie jeszcze raz czy aby na pewno nie chcę się napić. Tym razem zmieniłem zdanie. Wampirzyca uśmiechnęła się do mnie i podała mi czystką szklankę. Spojrzałem na nią (na Elizabeth) i uniosłem brwi, po czym pozbawiłem szklany pojemnik zawartości.
Ostatnie co zapamiętałem, to zdjęcie koszuli, oburzony wzrok zielonookiej, jej głos, który kazał mi ubrać ją z powrotem. Uśmiechnąłem się tylko do niej mówiąc: Daj spokój, Elle, za co dostałam mocne uderzenie w ramię, co spowodowało, ze zaśmiałem się.
Później nastała już tylko ciemność oraz sen o Niej – o mojej słodkiej Caroline.
Siedziałem w Mystic Grillu i piłem. Dopiero kilka godzin temu wróciłem z Salem, gdzie Bonnie umieściła mnie z powrotem w moim ciele. Nagle do środka ktoś wszedł. Pewnie nie zwróciłbym na to uwagi, gdy nie zapach tej osoby. Odwróciłem się i ujrzałem osobę, właściwie to wampirzycę, którą uznałem za zmarłą. Zaskoczyło mnie jej pojawienie, ale powinienem domyślić się, że to całe samobójstwo było sztuczne. W końcu wcześniej wycięła już podobny numer. Jednak muszę przyznać, że obie próby zmylenia mnie, co do jej śmierci były bardzo efektowne. Za pierwszym razem, cały wypadek wyglądał tak realistycznie, że każdy myślał, że ona zginęła w tym wybuchu. Za drugim widziałem jak płonie, jednak jak widać ona to przeżyła.
W każdym razie, dziewczyna wyglądała zjawiskowo, a czarny cień nałożony na powieki pogłębiał zieleń jej oczu. Obserwowałem ją, jak sprawnie porusza się po parkiecie. Po niedługim czasie udała, że się zmęczyła i usiadła przy barze sącząc kolejny alkoholowy napój. Zawołałem barmana i zamówiłem dla zielonookiej jej ulubiony koktajl – Mojito.
-Jeszcze coś. Do środka wsadź taką zwiniętą skórkę z cytryny.
-Chodzi o spiralę? – spytał i pokazał mi ją.
-Tak.
Obserwowałem jak chłopak przygotowuje napój i podaje go zdziwionej wampirzycy, która spojrzała na niego.
-To od tego blondyna w niebieskiej koszuli. Siedzi po Twojej prawej – powiedział, a ja uniosłem rękę i wzrokiem pokazałem jej, by do mnie dołączyła.
Ta szybko wyciągnęła kilka banknotów, rzuciła je na ladę i skierowała się w kierunku drzwi. Odłożyłem szklankę i złapałem ją za nim wyszła, po czym przydusiłem ją do ściany. Z początku się wyrywała, jednak zaskoczyła mnie, gdy przestała to robić. Dziewczyna wykorzystała okazję i obróciła się. Wydawała się być spokojna, jednak jej wzrok zdradzał, że jest zupełnie inaczej.
Alkohol zaczynał już na mnie działać i czułem, że muszę z kimś porozmawiać. A skoro ona była, jak na razie, jedyną osobą w Mystic Falls, która wiedziała o moim powrocie, to wybór padł na nią. Po wymianie kilku zdań z Elizabeth, przekonałem się, że po dobroci nie zgodzi się ze mną porozmawiać, więc zahipnotyzowałem ją.
-O co chodzi? – spytała, gdy usiedliśmy przy stoliku.
-O tym zaraz. A więc Ellie, jak to było? Jak to możliwe, że uciekłaś z płonącego budynku?
-Elizabeth. Ściana była osłabiona. Udało mi się zrobić dziurę i uciekłam. W samą porę. Jeszcze kilka sekund zwłoki i zostałby ze mnie szczątki.
-A to całe wyjście na słońce i spłonięcie?
-To nie byłam ja, tylko osoba podobna do mnie. Ktoś zdążył ostrzec mnie na czas, więc nauczyłam ją kilku rzeczy o mnie. Zresztą ona sama chciała zginąć. Dałam jej kilka moich rzeczy i w ten sposób przeżyłam. A skąd Ty dowiedziałeś się, że ten wybuch był atrapą?
-Ktoś życzliwy doniósł mi, że wiedział wampirzycę podobną do Ciebie w Nowym Orleanie. Postanowiłem pojechać do Luizjany, jednak pojawiłem się tam zbyt późno. Widziałem Ciebie, jak płonęłaś. Tak przynajmniej wtedy myślałem.
-Teraz możesz mnie zabić. Ukończ to, co nie udało ci się zrobić ponad 70 lat temu.
-Zamknij się. Teraz chodzi mi o coś innego. O jedną dziewczynę. Jednak nie będziemy rozmawiać na sucho – wyznałem i zamówiłem całą butelkę Jack Daniel’s.
-Nie piję alkoholi w prostej postaci.
-No tak, Elizabeth pije tylko koktajle alkoholowe. Taka mała i… - nie dokończyłem, bo dziewczyna otworzyła butelkę i zaczęła pić whisky prosto z gwinta.
-Nie tylko, ale zwykle – powiedziała i nalała do obu szklanek złotego płynu. – No co?
-Nic. Nie spodziewałem się tego po Tobie – wyznałem i wyrwałem jej butelkę z ręki i wypiłem połowę alkoholu, który został w butelce.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wypiła zawartość swojej szklanki. Nie czekałem dłużej i również opróżniłem naczynie. Po niedługim czasie cały alkohol zniknął. Elizabeth zamówiła kolejną butelkę whisky i dwa drinki.
-Nie wypiję tego.
-Ja wypiłam Jacka, to ty wypijesz to – powiedziała i przysunęła w moją stronę napój. Nie chętnie wypiłem zawartość postawionej przede mną szklanki. – Mai Tai – dodała widząc moje pytające spojrzenie.
-Jak już mówiłem chodzi o pewną dziewczynę… - zacząłem napoczynając drugą butelkę.
-Dziewczynę? Ty masz problem z dziewczyną? Coś nowego.
-Ona jest inna. Wyjątkowa. Problem polega na tym, że ona nie chce mnie znać…
-Zmuś ją do tego – mruknęła i wypiła zawartość szklanki.
-Nie. Chcę by ona mnie pokochała nie dlatego, że ją do tego przymusiłem. Chcę by pokochała sama z siebie. Ale po naszym ostatnim spotkaniu, uważam… nie, ja jestem pewien, że ona mnie nienawidzi i nigdy nie pokocha.
-Nienawiść dzieli od miłości dzieli cienka granica. Nawet nie wiesz kiedy ją przekroczysz.
-Ona jej nie przekroczy – powiedziałem cicho. – Ona kocha innego.
-Wszystko jest możliwe. Zobacz na Elenę i Damona. Z początku Elena go nienawidziła, a teraz świata za nim nie widzi.
-Tylko, że on nie zrobił Elenie tyle świństw ile ja uczyniłem jej i bliskim jej osobą.. Zresztą nie ważne – mruknąłem i pozwoliłem jej odejść.
Tak jak się spodziewałem, wampirzyca poderwała się do wyjścia. Obserwowałem jak zarzuca ma swoje ramiona żakiet, otwiera drzwi i wychodzi. Nalałem whisky do szklaki i wypiłem ją. Wpatrywałem się w dno naczynia rozmyślając o Caroline. Mojej słodkiej Caroline. Ktoś usiadł obok, jednak nie zwracałem na tego kogoś uwagi.
-Ty naprawdę ją kochasz – usłyszałem cichy kobiecy głos.
-Tak, kocham ją. Zresztą po co Ci to mówię? Nawet Ty nie wierzysz, że mogłem się zmienić.
-Oczywiście, że wierzę, że ludzie mogę się zmienić, tylko jest mi trudno w to uwierzyć. Nie obrażaj się, ale w to naprawdę ciężko uwierzyć – odpowiedziała i zajęła swoje poprzednie miejsce. – Przez tyle lat największe zagrożenie dla wszystkich stanowił Niklaus Mikaelson i teraz ten sam wampir oświadcza, że się zakochał. Sam pomyśl jak to brzmi. – Brunetka nalała sobie whisky do szklanki i wypiła ją. – Dobra, opowiedz mi o niej. Pomogę Ci.
-Naprawdę? – spytałem ją zaskoczony i spojrzałem na nią.
-Sama się sobie dziwię, ale tak – wyglądała tak, jakby mówiła szczerze.
-Ma na imię Caroline Forbes…
-Poczekaj. Ta Caroline? Ta blondwłosa wampirzyca?
-Dokładnie. Jakiś problem?
-Nie, ale cytuję dzisiejszą lekcja WF: Nienawidzę tej wywłoki. Najchętniej zabiłabym ją.
-Nienawidzi Cię? Co jej zrobiłaś?
-Caroline i reszcie przeszkadza, że ten chłopak, Matt, zbliżył się do mnie. No i oberwała dzisiaj trochę na meczu tenisa – uśmiechnęła się chytrze i ściągnęła kurtkę.
-Co jej zrobiłaś?! – ryknąłem na nią i przycisnąłem ją do fotela.
-Spokojnie – syknęła i odepchnęła mnie, a ja zatoczyłem się. – Dostała tylko piłką za nazywanie mnie wywłoką. Nic jej nie będzie. Siadaj – powiedziała i pomogła mi usiąść obok siebie. – Musisz być blisko niej.
-Ciekawe jak, skoro ona nie chce mnie znać. Jeśli do niej zadzwonię nie odbierze. Jeśli…
-Właśnie dlatego musisz spotykać z nią w miejscach publicznych.
-Masz na myśli śledzenie? – Spojrzałem na nią a ta uśmiechnęła się przebiegle.
-Nie, skąd. Chodzi mi o szkołę. Poznałam jej plan zajęć. Na czwartej lekcji ma zajęcia ze sztuki. A o ile dobrze pamiętam, to Ty jesteś całkiem dobry w te klocki.
-Co to ma wspólnego z planem zajęć Caroline?
-Ten stary nauczyciel miał dzisiaj zawał. Najprawdopodobniej nie wróci już nauczać. Ty zajmiesz jego miejsce. Będziesz ją uczył. Caroline na początku może być wściekła, ale będzie się widzieć kilka razy w tygodniu, wiec będzie musiała przywyknąć do Twojej obecności. Tylko nie narzucaj się jej. Nie chcemy, by blondynka wymyśliła jakiś plan, dzięki któremu zostaniesz wyrzucony. Jestem pewna, że mój plan zadziała.
-Pomysł jest dobry, ale co ze wszystkimi dokumentami i…
-Załatwię Ci papiery – powiedziała i wypiła resztę whisky prosto z butelki, krzywiąc się przy tym. – O nic się nie martw. Jestem w tym dobra.
-Co chcesz w zamian?
-Nic.
-Myślisz, że Ci uwierzę?
-Dobra, nic szczególnego. Po pierwsze: nikt się nie dowie, że to dzięki mnie zostałeś nauczycielem. Po drugie: pomożesz mi zdobyć krew Stefana. Bez kolejnego zmuszania go do czegoś. I po trzecie: nie zrobisz nic bracią Salvatore oraz Elenie.
-Spokojnie, teraz Elena do niczego mi się nie przyda. A jeśli chodzi o Twoich braci…
-Skąd… – Ellie wydawała się być przerażona.
-Uważaj komu mówisz o swoich sekretach. Nie musisz się o nich martwić. Są bezpieczni – zapewniłem ją. – Mam pytanie. Czemu mi pomagasz?
-Nie wiem. Pewnie dlatego, że jestem pijana, albo chcę wierzyć w Twoją zmianę. Poza tym, ostatnio miewam jakieś dni dobroci.
Siedzieliśmy w Mystic Grillu jeszcze z godzinę omawiając szczegóły planu. Wypiliśmy tyle alkoholu, że zostaliśmy wyrzuceni z lokalu. Właściwie to ja tyle wypiłem, że obsługa poprosiła Elizabeth by mnie wyprowadziła. Na podjeździe stało kilka samochodów. Rozejrzałem się dookoła zastanawiając się, który z nich może należeć do wampirzycy, która przyklęknęła i chybocząc się wywaliła zawartość swojej torebki na ziemię w celu szukania kluczyków. W końcu je znalazła i zaczęła chować wyrzucone rzeczy, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze, bo cały czas się śmiała. Chciałem jej w tym pomóc, jednak okazało się, że miałem w sobie zbyt wiele alkoholu i zatoczyłem się, upadając przy tym na czarne Ferrari, w którym uruchomił się alarm. Elizabeth popatrzyła mi wściekłe spojrzenie wyłączając alarm.
-Twoje?
-Nie. Wyobraź sobie, że je ukradłam – rzuciła rozłoszczona.
-Nie denerwuj się tak – syknąłem, czym wywołam kolejny wybuch jej śmiechu. – To Ferrari California?
-Tak – powiedziała i usiadła na ziemi.
Elizabeth, śmiejąc się, zaczęła wkładać rzeczy do swojej torebki. W końcu zapięła ją, klęknęła i powoli podniosła się. Otrzepała kolana i zbliżyła się do samochodu.
-Nie sądzisz, że to ja powinien prowadzić? – Zadałem jej pytanie, gdy ona pomagała mi wsiąść do samochodu.
-Żebyś zniszczył moje cacko?! Zapomnij. Za dużo wypiłeś. Przez Ciebie wyrzucili nas z Mystic Grilla. 1:0
-Ty nie byłaś lepsza. I to Ty śmiejesz się jak szalona. 1:1
-Ale to nie ja zatoczyłam się na samochód, uruchamiając w nim alarm. 2:1 - wytknęła mi, oparła się o bok samochodu i ściągnęła buty. – Potrzymaj – rzuciła mi swoje szpilki na kolana. – A zrób im coś to nie ręczę za siebie – trzasnęła drzwiczkami i obeszła samochód. – Trzeba Cię odwieź do domu – mruknęła, gdy odpaliła silnik.
-Nie – zaprotestowałem. – Nie chcę pokazywać się u mnie. Poza Tobą, to o moim powrocie wie tylko Bonnie. Powiedziałem, że masz mnie nie odwozić! – krzyknąłem na nią, gdy zauważyłem, że kieruje się w stronę mojego domu.
Wampirzyca westchnęła i zawróciła nagle, cudem unikając zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem. Spojrzałem na nią groźnie, ale ta tylko znów zaczęła się śmiać i wdepnęła pedał gazu. Po niedługim czasie znaleźliśmy się na miejscu. Elizabeth zaparkowała pojazd i wysiadła z niego. Już miała podejść do mnie, gdy nagle jakiś zamazany kształt rzucił się na nią. Obserwowałem jak zielonooka szamocze się tym czymś. Nachyliłem się i ujrzałem księżyc w pełni. Wpatrywałem się w niego dopóki nie usłyszałem krzyku wampirzycy. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem dziewczynę leżąca na ziemi oraz wilkołaka kłapiącego zębami tuż przy jej twarzy. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z samochodu. Gdy wilkołak to usłyszał, obrócił się i zniknął w zaroślach.
-Dzięki – rzuciła i podniosła się. – Spójrz co ten głupek zrobił z moją sukienką! – krzyknęła. Wydawała się być bardziej przejęta podartą kiecką niż faktem, że omal nie zginęła. – Zamorduję go.
-Ty znałaś tego wilkołaka?
-Tak, to był Andrew Wolfe. Nowy nauczyciel historii. Nie uważasz, że to głupie? Nazywać się Wolfe i być wilczkiem? – spytała i wybuchła śmiechem.
Podeszła do mnie, wzięła swoje buty z ziemi i pociągnęła mnie za rękę do domu. Poszperała w torebce i wyciągnęła z niej klucze, które wsadziła do dziurki od klucza, po czym przekręciła je w prawo. Otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka. Położyłem się na kanapie, podczas gdy ona kręciła się w pobliżu. W końcu podeszła do barku, wyciągnęła z niego wódkę, a następnie pobiegła na górę. Poszedłem za nią i trafiłem do ogromnej sypialni. W środku zaskoczyła mnie jedna rzecz: niezliczona ilość butów, walająca się po podłodze. Spojrzałem na właścicielkę domu, która z zamkniętymi oczami leżała na łóżku ubrana tylko w bieliznę.
-Wynoś się z mojej sypialni – powiedziała i nie otwierając oczu rzuciła we mnie szpilką. Odskoczyłem w bok przed pociskiem i zaśmiałem się. – W tym domu jest pełno pustych, pokoi, znajdź sobie jakiś.
Zignorowałem ją i usiadłem na łóżku. Czarnowłosa spojrzała na mnie westchnęła, ubrała się w fioletowy krótki szlafrok i usiadła opierając się plecami o oparcie łóżka. Otworzyła butelkę, pociągając z niej kilka łyków. Zrzuciłem z siebie buty i usadowiłem się podobnie jak ona, wyrywając przy tym wódkę z jej rąk. Rozmawiając wyrywaliśmy sobie co jakiś czas butelkę.
-Wiesz co, Nik? – powiedziała Elizabeth, po tym jak wypiłem ostatnie trzy łyki alkoholu.
-Co, Ellie?
-Elizabeth – warknęła. – Nie jestem Ellie.
-Może być Elle? – Spytałem, a ta zgodziła się. – Tak więc, o co chodzi Elle?
-Powiem to raz: Ty chyba naprawdę się zmieniasz – odpowiedziała i wyciągnęła resztę burbonu z szafki nocnej. – Chcesz?
-Myślałem, że nie pijasz takich alkoholi.
-Zwykle nie pijam. Mówiłam Ci już o tym. Chociaż ostatnio coraz częściej po nie sięgam. To jak?
Odmówiłem jej. Ona tylko wzruszyła ramionami i nalała niemal cały płyn do szklanki. Spytała się mnie jeszcze raz czy aby na pewno nie chcę się napić. Tym razem zmieniłem zdanie. Wampirzyca uśmiechnęła się do mnie i podała mi czystką szklankę. Spojrzałem na nią (na Elizabeth) i uniosłem brwi, po czym pozbawiłem szklany pojemnik zawartości.
Ostatnie co zapamiętałem, to zdjęcie koszuli, oburzony wzrok zielonookiej, jej głos, który kazał mi ubrać ją z powrotem. Uśmiechnąłem się tylko do niej mówiąc: Daj spokój, Elle, za co dostałam mocne uderzenie w ramię, co spowodowało, ze zaśmiałem się.
Później nastała już tylko ciemność oraz sen o Niej – o mojej słodkiej Caroline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.