niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział V – Jesteś mi potrzebny, dlatego musisz powrócić. Błagam Cię, wróć!

Numb

Wampir podbiegł do mnie i przytulił mnie, patrząc się w moje oczy.
-Co powiedziałaś? – Widać było po nim, że nie chce w to uwierzyć.
-Damon… – wyszeptałam. – On umiera – dodałam a po moich policzkach płynęły już dwa wodospady łez, które niszczyły mój makijaż.
Mój ukochany dalej na mnie spoglądał. Jego wzrok wyrażał szok, przerażenie, niedowierzenie, zdenerwowanie i strach. W końcu Z szafki za pomocą chusteczek wytarł mi delikatnie twarz.
-Co się z nim stało? – spytał, gdy wyglądałam już w miarę normalnie.
-Nie wiem. Dzwoniła Caroline i powiedziała, że zaraz wpadnie to Bonnie i ona powie nam co się dokładniej stało – odparłam, a z moich oczu znów popłynęły łzy.
-Ci… Będzie dobrze – powiedział Stefan przytulając mnie mocniej. - Znajdziemy sposób by go uratować. Poza tym, Damon był już w gorszych kłopotach.
-Jak ma być dobrze, skoro nie długo może go zabraknąć?! – krzyknęłam, a chłopak starał się mnie uspokoić.
Tyler musiał wyczuć, że to jest jedna z osobistych spraw, więc położył złożoną już grę i poszedł ze szklankami i talerzami do kuchni. Siedziałam wtulona w Stefana do czasu, aż usłyszałam zbliżający się samochód. Szybko starłam z siebie resztkę makijażu i łzy, a następnie znalazłam się przy czarownicy.
-Okłamałaś nas wszystkich. Pytałam się Ciebie czy wiesz coś o Caroline a Ty…
-Przepraszam, ale musiałam to zrobić. Wiem jak byś zareagowała. Pojechałabyś z Care , albo nie dałabyś jej spokoju poprzez ciągłe wydzwanianie i pisanie wiadomości.
-Jak mogłaś przede mną zachować tak ważną informację?
-Przepraszam jeszcze raz, ale zrobiłam to dla Twojego dobra.
-Ta, jasne…
-Dziewczyny, spokojnie – wtrącił się Stefan. – Bonnie, co mu dokładniej jest?
-Z tego co wywnioskowałam podczas rozmowy z Caroline, to Damon został otruty i nie zostało nam za wiele czasu.
-Sherlock Holmes – mruknęłam, co nie uszło uwadze wampira.
-Elena – powiedział ostrzegającym głosem. – Co robimy?
-My? Ja i Elena jedziemy do Nowego Jorku, a Ty tu czekasz – powiedziała Bonnie
-Chyba żartujesz – oburzył się wampir. – Damon to mój brat. Fakt, często mam ochotę go zabić czy wbić mu gdzieś kołek, ale to moja rodzina. Jedyna jaka mi została. Wbrew pozorom zależy mi na nim. Jeśli go zabraknie, to już nie będzie to samo. Czy to Ci się podoba, czy nie jadę z wami.
-Nie zgadzam się! – zaprzeczyła od razu czarownica.
-Stefan jedzie z nami – rzuciłam. – I nie sprzeciwiaj się, bo zadzwonię do Caroline i powiem jej, że ja i Stefan przyjedziemy osobno – warknęłam, gdy zobaczyłam, że mulatka chce coś powiedzieć.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale mam pytanie – powiedział Tyler, który od jakiegoś czasu przysłuchiwał się naszej rozmowie. – Mógłbym się zabrać z wami? Tęsknię za Caroline i bardzo chciałbym się z nią zobaczyć.
-Jasne, Care się ucieszy – powiedziałam.
-W porządku. Jedzie tylko nasza czwórka – zgodziła się zrezygnowana czarownica. – Idźcie się spakować. Weźcie tylko rzeczy potrzebne na kilka dni. Damon chyba ma jakąś broń na wampiry?
-Brał kołki i werbenę – odpowiedział Stefan. – Masz swój bagaż?
-Jest w samochodzie.
-To dobrze. Mogłabyś poszukać najbliższego samolotu, ale tak byśmy zdążyli na niego?
-Pewnie – rzuciła, a wampir podał jej laptop.
Tyler pobiegł do siebie, a ja i Stefan poszliśmy do góry się spakować. Poprawka: to Stefan pakował nas. Najpierw wrzucił niedbale jakieś ubrania i środki czystości. Chwilę później zajął się moim bagażem. Pokazywał mi moje ciuchy a ja mówiłam tylko tak, albo nie.
-Potrzebuję jeszcze kilka rzeczy z mojego domu. Przy okazji spytamy się Jeremy’ego czy pojedzie z nami. Ktoś w końcu musi wziąć samochód z lotniska. – oznajmiłam, wstając z fotela.
-Dobrze, Eleno – rzucił i położył walizki na łóżko.
Ja tymczasem poszłam do łazienki po moje kosmetyki, które włożyłam do kosmetyczki. Do środka trafiła również szczoteczka i szczotka do włosów. Wróciłam do pokoju i wsadziłam trzymaną rzecz do walizki. Wampir wziął nasze walizki i zszedł z nimi na dół. Przysiadł się obok Bonnie i rozpoczął z nią kłótnię o rodzaj lotu. Oczywiście wygrał Salvatore. Niedługo później pojawił się Tyler i z pomocą Stefana załadowali wszystkie walizki do mojego samochodu. Gdy byliśmy gotowi Stefan zabrał mnie do piwnicy, gdzie wypiliśmy wszystkie worki jego zwierzęcej krwi. W sumie to ja wypiłam większość, ale to taki drobny szczegół. Mam nadzieję, że wystarczy mi to na najbliższe godziny. Następnie pojechaliśmy do mnie do domu. Wszyscy władowaliśmy się do środka.
Opowiedziałam w wielkim skrócie mojemu bratu co się stało. Jer był w szoku, jednak zgodził się nas zawieźć.
-Dzięki, Jer – powiedziałam i pocałowałam go w policzek. – Wiedziałam, że na Ciebie mogę liczyć.
-Dla Ciebie wszystko – odparł i uśmiechnął się do mnie.
Pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam z niego moją ulubioną sukienkę (czułam, że będzie mi potrzebna), T-shirt, bluzę i buty. Gdy miałam już wyjść cofnęłam się i z toaletki wzięłam jeszcze perfum, za którym przepadał Damon. Zbiegłam po schodach i upchnęłam rzeczy do walizki. Stefan usiadł za kierownicą a ja obok niego. Droga strasznie mi się nudziła, a zapach Bonnie działał na mnie przytłaczająco. Sytuacji nie poprawiało uchylone okno, a korki wszystko komplikowały.
-Czy nie ma jakiejś drogi na skróty? – spytałam, gdy wlekliśmy się już 10 minut.
-Jest. Tylko, że dawno nią nie jechałem – powiedział Stefan.
-Pojedź nią – rzuciłam.
Wampir skręcił gwałtownie w lewo i po chwili jechaliśmy już leśną drogę. Po kilku minutach wjechaliśmy na ulicę, która nie była już zakorkowana. Gdy myślałam, że dłużej już nie wytrzymam znaleźliśmy na lotnisku. Wykupiliśmy nasze bilety. Ponieważ zabukowaliśmy ostatnie wolne miejsca, dwa z nich były z przodu, a pozostałe na tyłach samolotu. Nie będę ukrywać – podobał mi się taki obrót sprawy. Przez cały czas, nie licząc rozmowy o wybór miejsc, nie odzywałam się do Bonnie. Może była moją przyjaciółką, ale jak mogła mi to zrobić? Czarownica wiedziała doskonale, ile kosztował mnie wybór jednego z barci Salvatore, i jak cierpiałam, gdy drugi z nich wyjechał. Pokręciłam głową i do czasu odlotu włóczyłam się po terminalu.
W końcu nadszedł czas, by wejść na pokład samolotu. Usiadłam przy oknie a po chwili obok mnie usiadł Stefan. Chwilę później obok nas przeszli Tyler z Bonnie, którzy kierowali się na tyły maszyny. Wreszcie wystartowaliśmy. Początek lotu był koszmarny. Jednak dość szybko znaleźliśmy się na odpowiedniej wysokości. Pilot powiedział, że mamy dobry wiatr i do Nowego Jorku dolecimy szybciej. Gdy to usłyszałam, ucieszyłam się, jednak martwiłam się, czy zdążymy na czas. Wampir musiał to dostrzec, bo chciał się do mnie przytulić i pocałować mnie, jednak nie pozwoliłam mu na to. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, jednak odpuścił. W czasie lotu przyszła Bonnie i podała nam na kartce adres Damona. Zaczynałam się nudzić, więc wyciągnęłam książkę i zaczęłam ją czytać. Nie potrafiłam się jednak na tym skupić, więc odłożyłam książkę.
-Obudź mnie, gdy będziemy lądować – powiedziałam do Stefana i obróciłam się do niego tyłem.
Chwilę później zasnęłam.

~Klaus~

-Bonnie?
-Tak? – spytała, nie podnosząc wzroku znad książki, którą ,,czytała”.
-Wiem, że tak naprawdę nie czytasz tej książki. Musimy pogadać.
-No to mów.
-Bonnie!
Czarownica westchnęła i popatrzyła na mnie.
-Słucham.
-Chodzi o Elenę i o jej zachowanie…
-Jest na mnie zła, to tyle…
-Nie o to chodzi. Chodzi o jej atak. Mówiła mi, że jak jest w pobliżu Ciebie, to czuje się tak, jakby coś ją opętało. W związku z tym mam teorię. – Zrobiłem pauzę, czekając na jej reakcję.
-Kontynuuj – powiedziała wyraźnie zaciekawiona.
-Czy jest to możliwe, że duchy w czasie jej przemiany mogły ją jakoś zaczarować i wpłynąć na nią, tak by miała ochotę Cię zabić?
-Myślę, że to możliwe – powiedziała po kilku minutach ciszy.
-No to mamy problem.
-Poszukam czegoś w księdze jak wylądujemy.
-Jeszcze jedno. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Caroline wyjechała szukać Damona?
-Bo wiem, że nie przepadasz za nim.
Resztę lotu spędziliśmy w milczeniu.

~Elena~

-Nie! – krzyknęłam budząc się nagle.
-Eleno, wszystko w porządku?
-Tak.
Usiadłam wygodniej w fotelu wmawiając sobie, że to tylko zły sen. Skoro o nim mowa, to był koszmarny. Znaczy później stał się koszmarny. Z początku był wspaniały, bo śnił mi się Damon.

Byłam z nim na spacerze w lesie. Dotarliśmy na jakąś polankę, a tam czekał na nas rozbity obóz. Ułożyliśmy się na kocu i całowaliśmy się w świetle księżyca, czując na ciele ciepło ogniska. Czułam się cudownie.
-Kocham Cię ­– powiedział pomiędzy całunkami.
-Ja Ciebie bardziej­ – odpowiedziałam mu i wpiłam się mocniej w jego cudowne, miękkie usta. – Przejdziemy się?
-Oczywiście – odpowiedział i podniósł się podając mi dłoń, którą chwyciłam i podciągnęłam się.
Spacerowaliśmy leśną drogą, gdy nagle usłyszeliśmy za sobą kroki. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy jakiegoś mężczyznę, z kuszą w ręku. Facet wymierzył w moim kierunku i strzelił. Nim zdążyłam zareagować wampir zasłonił mnie własnym ciałem, a drewno wbiło się w jego pierś. Krzyknęłam i obudziłam się.

Nie. Wszystko się ułoży. Damon wyzdrowieje. Musi tak być. Dotknęłam swoich ust. Mimo, że były one pieszczone przez wampira w czasie snu, to te pocałunki były tak realistyczne i wspaniałe, że na samą myśl o nich uśmiechnęłam się. Moje dalsze rozmyślania przerwał komunikat o zapięciu pasów. Podczas lądowania zamknęłam oczy. Otworzyłam je, gdy poczułam, że jesteśmy już na ziemi. Samolot zatrzymał się i wysiedliśmy z niego. Wkrótce czekaliśmy już na bagaże, a później złapaliśmy taksówkę. Ja ze Stefanem jechałam w jednej, a Tyler i Bonnie w drugiej. Przez większość drogi Stefan starał się do mnie przybliżyć, ale ja starałam się odciągać tą chwilę możliwe jak najdłużej. W końcu trafiliśmy pod budynek, w którym mieszkał starszy Salvatore. Robił wrażenie, mimo że była noc. Zastanawiałam się, skąd Damon miał tyle kasy, by pozwolić sobie na mieszkanie w takiej okolicy i to jeszcze w Nowym Jorku. W Damonie nie powinno było mnie nic zdziwić, ale jednak! Mój ulubiony wampir… Naprawdę tak pomyślałam?
Przyjechała druga taksówka, a moi przyjaciele wyszli z niej. Chwilę później staliśmy już w windzie, a w ciągu kilkunastu następnych sekund zatrzymaliśmy się na 20 piętrze.
-Caroline? – spytałam, gdy wysiedliśmy z windy, a bagaże znalazły się w korytarzu.
-W łazience. Zaraz wyjdę. Damon jest z drugiej strony korytarza.
-Dzięki – rzuciłam i pobiegłam w tamtą stronę.
Rozsunęłam drewniane drzwi i ujrzałam Salvatore’a, który leżał na łóżku bez ruchu. Gdy tylko go ujrzałam, z moich oczu popłynęły łzy. Pobiegłam w jego stronę i już po chwili klęczałam przy nim. Odgarnęłam delikatnie kilka czarnych mokrych kosmyków znad jego pokrytego potem, nienaturalnie bladego czoła, po czym uśmiechnęłam się smutno. Damon wyglądał gorzej niż myślałam. Pocałowałam jego wilgotny policzek, następnie przejechałam po wierzchem dłonie i wsadziłam swoją dłoń w jego. Swoją głowę ułożyłam na brzegu łóżka i wpatrywałam się w niego. Nie miałam czasu, by nacieszyć się jego obecnością, bo usłyszałam głośny pisk, huk i liczne przekleństwa wypowiedziane przez blond wampirzycę.
-Zaraz to wrócę – powiedziałam do Damona i wyszłam z pokoju.

~Caroline~

Gdy wyszłam z łazienki, ujrzałam cztery torby. Dwie z nich należały do Bonnie i Eleny. Trzecia do Stefana, a czwarta do… nie, to nie możliwe! Wciągnęłam jeszcze raz powietrze, by upewnić się, że to nie moje zmysły płatają mi figle. Teraz byłam pewna do kogo należy ta walizka, ale wolałam Go najpierw zobaczyć, niż cieszyć się przedwcześnie. Pobiegłam do salonu, ubrana tylko w bieliznę i koszulkę. Ostatnie kroki pokonywałam jednak z trudem. W końcu znalazłam się w salonie i zamarłam. On tam naprawdę był!
-Tyler – pisnęłam i wtuliłam się w mojego chłopaka, po czym pocałowałam go namiętnie.
-Caroline – odpowiedział z czułością i pogłębił pocałunek.
Oderwałam się od niego i spojrzałam wściekła na moją przyjaciółkę. Rzuciłam się w jej kierunku rozwalając po drodze szklany stolik i wazon na nim. Jednak zanim zdążyłam dobiec do czarownicy Tyler i Stefan powstrzymali mnie. Zaczęłam przeklinać.
-Care, uspokój się – powiedział mój ukochany.
-O co chodzi? – spytała Elena, gdy wyszła z pokoju.
-Bonnie – wycharczałam. – Okłamała mnie.
-Ciebie też? Mi powiedziała, że nie wie gdzie jesteś – rzuciła i usiadła na sofie zakładając ręce na ramionach.
Prychnęłam i spróbowałam się wyrwać. Niestety chłopacy bili silniejsi ode mnie i moje starania poszły na marne.
-Gdy szukałam Damona, chciałam by spróbowała znaleźć również Tylera i wiesz co mi powiedziała? Że on nie żyje! – krzyknęłam. – Wiesz jak mi zależy na Tylerze, a Ty jeszcze mnie okłamałaś – zwróciłam się w stronę Bonnie.
-Lepiej będzie jak…
-Damon, jesteś? – usłyszałam głos tej rudowłosej dziewczyny, z którą mieszkał wcześniej wampir.
-Puśćcie mnie – rzuciłam. – Jestem już spokojna – dodałam, a oni zrobili to.
-O cześć Caroline, miło Cię wiedzieć. Widziałaś może Damona? – Spytała.
-Cześć Alex, Ciebie też miło widzieć. Co do… - zaczęłam, ale przerwała mi Elena:
-Kim jesteś i skąd znasz Damona?
-Jestem Alex, a Damona to mój przyjaciel. Martwię się o niego, odkąd go nie ma. A Ty to kto i kim jesteś dla Damona?
-Od jak dawna się znacie? – Elena zadała kolejne pytanie.
-Kilka lat. Odpowiesz na moje pytanie?
-Mam na imię Elena. Damon to mój bliski znajomy.
-Miło mi – powiedziała i wyciągnęła rękę w kierunku mojej przyjaciółki, jednak ta zignorowała ją (Elena wyciągniętą rękę) i spojrzała na śmiertelniczkę podejrzliwie.
-Jeśli będę coś wiedziała, to dam Ci znać – wtrąciłam się, złapałam dziewczynę za rękę i odprowadziłam ją do windy.
-Dzięki, Ci pozostali to też znajomi Damona?
-Tak. Ta druga dziewczyna to Bonnie, ten chłopak, któr stał obok mnie to Tyler, a ten ,który podszedł do Eleny to Stefan.
-Ten Stefan? Brat Damona?
-Tak, dokładnie. Do zobaczenia.
-Cześć – odpowiedziała i zniknęła.
Wróciłam do reszty i usiadłam obok Eleny.
-Kto to był? – spytał zaciekawiony Tyler.
-Dziewczyna, która mieszkała z Damonem. Właściwie to on mieszkał z nią. Co robimy?
-Jak tylko się rozjaśni to jedziemy w miejsce, w którym znalazłaś Damona – powiedziała Bonnie.
-A potem? – Chciała wiedzieć Elena.
-To zależy od tego, co tam znajdziemy – odpowiedziała mulatka.
-W takim razie za dwie godziny ruszamy – zarządził Stefan.
Włączyłam telewizor i razem z moimi przyjaciółmi zaczęliśmy oglądać film. Po kilku minutach wyłączyłam się i zaczęłam zastanawiać się, dlaczego Bonnie mnie okłamała. Zraniła mnie tym niesamowicie. Coś musiało się stać, że dziewczyna to zrobiła.

~Elena~

Nadal byłam obrażona na moją przyjaciółkę. Fakt, że podobnie postąpiła z Caroline pogłębił moją obrazę. Zaczęłam myśleć o tej dziewczynie. Ta Alex, czy jak jej tam, nie spodobała mi się. Zaczęłam traktować ją jak rywalkę, gdy wymówiła jego imię z wielką czułością. Powinnam się cieszyć, że jest ktoś, kto się o niego troszczy i bardzo go lubi, jednak w tym wypadku przeszkadzało mi to. Odkąd wiem, że może go niedługo zabraknąć pieszczoty Stefana zaczynają mnie denerwować, a sama myśl o błękitnookim przywołuje u mnie same pozytywne emocje. Damon…
Damon! Jak mogłam zapomnieć, że miałam wrócić do sypialni Wstałam i pobiegłam do pokoju. Na szczęście (i nie szczęście) wyglądał tak samo jak wtedy, gdy go opuściłam. Chwilę później dołączył do mnie Stefan. Usiadłam na łóżku, a młodszy Salvatore przysiadł się i popatrzył smutno na brata.
-Nadal coś do niego czujesz. – Po głosie, poznałam, że i on bił się z myślami.
-Ja…
-Rozumiem, zżyłaś się z nim, kiedy mnie nie było. To moja wina.
-Zrobiłeś to, by go ratować.
-Wiem, jednak nie zmienia to faktu, że sam popchnąłem w ramiona mojego brata.
Podciągnęłam nogi pod brodę i wpatrzyłam się w starszego z braci. Nie ruszał się i marniał w oczach. Stefan siedział ze mną jeszcze z pół godziny, ale później wyszedł. Ja siedziałam tak, aż do czasu, gdy Care nie przyszła i spytała się mnie, czy chcę jechać z nimi.
-Nie, dzięki. Posiedzę tutaj. W razie czegoś będę wam zdawać relację – powiedziałam.
-Na pewno?
-Tak – odpowiedziałam i poszłam do salonu.
Caroline, Bonnie i Tyler wyjechali, a ja zostałam ze Stefanem w mieszkaniu.
-Eleno ja na chwilę wyjdę na spacer, dobrze?
-Jasne.
Stefan również wyszedł a ja wróciłam do Damona. Dopiero teraz zauważyłam, że ma ubrania brudne od krwi. Pewnie Caroline próbowała mu ją podać. Znalazłam w szafie jakieś jego czyste ubrania i położyłam je w łazience. Następnie do wanny nalałam wody i przyciągnęłam Salvatore’a przez pół mieszkania i wsadziłam do wanny. Umyłam go i ubrałam a potem przetransportowałam go na łóżko. Gdy przykrywałam go kocem usłyszałam, że ktoś pojawił się w mieszkaniu. Poszłam w tamtym kierunku.
-Gdzie Damon? – spytała mnie jakaś blondynka, w której wyczuwałam coś dziwnego.
-A dlaczego pytasz?
-Pewna osoba uważa, że troszeczkę przegięłam, jednak ja uważam, że dobrze zrobiłam. Niestety, ona zmusiła mnie bym tu przyszła i odwróciła mój czar, ale…
-Zaraz – wtrąciłam się. – To Twoja wina, że Damon umiera?
-Oczywiście, ale ta wampirzyca ma pretensje… - nie dokończyła, bo ogarnęła mnie furia i przygwoździłam ją do ściany.
-Co mu zrobiłaś?! I o co chodzi z tą wampirzycą?!– wycharczałam.
-Tylko się zemściłam. Ona potrzebowała go do czegoś. Właściwie jego krwi.
-Masz to cofnąć.
-Nie mam zamiaru – rzuciła a ja zaczęłam ją dusić. – Przestań, pro… Proszę. Pomogę Ci – powiedziała, a ja rzuciłam nią na drugi koniec pokoju.
Pech chciał, że zrobiłam to zbyt mocno i dziewczyna uderzyła w schody, prowadzące na piętro mieszkania, co spowodowało, że usłyszałam odgłos łamanych kości. Sekundę później, dziewczyna zjechała ze schodów. Podbiegłam do niej i sprawdziłam, co jej zrobiłam. Obejrzałam jej ciało dokładnie. Okazało się, że połamałam jej kilka kości, jednak najgorszy był fakt, że blondynka skręciła kark. Po chwili dotarło do mnie to co zrobiłam: Zniszczyłam prawdopodobnie jedyną szansę na uratowanie Damona! Jeśli dziewczyny i Tyler nic nie znajdą, to Damon zginie. I to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Pobiegłam do Salvatore’a, położyłam się obok niego i zaczęłam płakać.
-Przepraszam, Damonie, to moja wina – wychlipałam. – Byłam tak wściekła za to co Ci zrobiła, że nie potrafiłam zapanować nad sobą i… – urwałam i wzięłam oddech na uspokojenie. – Postaraj się wytrzymać, aż do czasu pojawienia się reszty – dodałam i pocałowałam go w usta. – Wybacz mi – szepnęłam i wtuliłam się w niego, chcąc nacieszyć się jego obecnością i zapachem póki mam jeszcze na to okazję.

~Klaus~

Trafiliśmy do niewielkiego, rozwalającego się domu. Wszedłem po schodach, pełnych dziur na górę i zacząłem rozglądałem się po pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogłoby pomóc Damonowi. Caroline tymczasem pokazywała Bonnie jakąś fiolkę. Zaglądałam właśnie do starej szafy, gdy usłyszałem Bonnie.
-Mam coś. Schodź na dół.
Zeszedłem po schodach i ujrzałem jak dziewczyny pochylają się nad książką. Podszedłem do nich.
-Ta księga pomoże? – spytałem, patrząc na Bonnie.
-Tak myślę – rzuciła i przewróciła kilka stronic. – Chociaż może i nie – dodała i pokazała zapiski wykonane w…
-To runy – wyrzuciłem zdziwiony.
-Runy? Te od wikingów? – Wampirzyca zmarszczyła czoło w zastanowieniu. – Czy znamy kogoś w pobliżu, kto by je znał?
Popatrzyłem znacząco na Bonnie. Jeśli blondynka ma mnie polubić, to jedyną szansą na to, jest pomoc w uratowaniu Damona.
-Macie jakąś kartkę i długopis?
-Ja mam – powiedziała, wyciągając przedmioty z torby. – Zaraz, po Ci one? Przecież nie znasz runów – dodała i spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Mylisz się, znam.
-Ty… Jak to… - przerwała i ponownie zmarszczyła czoła. Widać było, że zaczyna coś układać sobie w głowie. Po chwili cofnęła się kilka kroków.
-Caroline? W porządku? – Podszedłem do niej.
-Klaus – rzuciła a ja uśmiechnąłem się lekko. – Ty wredny, arogancki, zadumały w sobie, zakłamany Pierwotny wampirze! – krzyknęła wściekła.
-No wreszcie – mruknąłem, a po chwili poczułem uderzenie na moim policzku i ujrzałem wybiegającą blondynkę. – Poczekaj! – zawołałem za blondynką i szybko dogoniłem ją.
-Puść mnie – warknęła, próbując się wyrwać. – Od jak dawna…
-Odkąd teoretycznie zginąłem. Dzięki temu jeszcze żyjecie.
-Puść mnie – powtórzyła, a ja zrobiłem to i patrzyłem jak znika.
Wróciłem do czarownicy, która starała się ukryć uśmiech na swojej twarzy. Posłałem jej mordercze spojrzenie. Miałem ochotę skręcić jej kark, ale więziłam, że gdy to zrobię to będę już na wieki przekreślony u Caroline. Wzięliśmy księgę i wróciliśmy do mieszkania. Na miejscu zaskoczyło nas ciało jakiejś nieznanej blondynki. Na sofie siedziały gołąbeczki, które wszystko wyjaśniły. Okazało się, że wściekła Elena zaatakowała ją, gdy dowiedziała się, co zrobiła ona Salvatore’owi. Bonnie zaczęła na nią krzyczeć, a ta wygarnęła jej co o niej myśli. Najwięcej emocji czekało nas jednak, gdy pojawiła się Caroline.
-Poczekaj, daj sobie wyjaśnić! – powiedziałem, gdy ją ujrzałem.
-Nie mam zamiaru słuchać Twoich wyjaśnień! – odkrzyknęła. – Wyjeżdżam.
-Caroline, co się stało? – spytała Elena.
-Bonnie i Klaus się stali.
-Co?!
-To co słyszałaś Eleno. Bonnie użyła czarów i sprawiła, że jego duch siedzi w ciele Tylera.
-Klaus? – Elena odwróciła się w moją stronę. – Naprawdę?
-We własnej osobie, no może nie koniecznie we własnej.
-Eleno posłuchaj, naprawdę chcę pomóc, ale nie mam zamiaru z nim przebywać. Wykorzystał mnie. On mnie całował. Wyjeżdżam.
-Caroline, proszę. Zostań, chociaż do czasu, aż nie znajdziemy czegoś by pomóc Damonowi – popatrzyła na dziewczynę błagalnie.
-Dobrze, ale on ma wyjechać.
-Mogę się przydać. Tylko ja będę mógł przetłumaczyć to w miarę szybko. – Wskazałam na książkę, leżąca na kolanach czarownicy.
-Niech będzie. Ale nie mam zamiaru go oglądać. –Caroline spojrzała na mnie ze wściekłością w oczach.
-Zgoda – powiedziałem równocześnie z Eleną.
-Coś mam – usłyszeliśmy głos czarownicy i popatrzyliśmy na nią. – Znalazłam zaklęcie, dzięki któremu można spowolnić działanie trucizn i udaje się na jakiś czas obudzić chorą osobę. Przynajmniej tak tu pisze. Mogę spróbować je rzucić.
-To rzuć je – powiedział Stefan, który odezwał się po raz pierwszy odkąd dowiedział się prawdy o mnie.
Naszykowaliśmy wszystkie potrzebne rzeczy i obserwowaliśmy dziewczynę podczas rzucania zaklęcia. Sprawnie posługiwała się łaciną i gdy skończyła czar, Damon poruszył się lekko a uradowana Elena pobiegła do niego.
-Damonie, słyszysz mnie? – spytała z czułością w głosie.
-Elena? – zapytał z trudem. – To naprawdę ty?
Nie odpowiedziała, tylko pogłaskała go po ręce. Widać było po niej, że wciąż czuje coś do starszego Salvatore’a. Spojrzałem na Stefana. Starał się ukryć fakt, że zachowanie jego dziewczyny nie denerwuje go, jednak przede mną nic się nie ukryje. Założyłbym się, że gdy Damon był zdrowy, to młodszy Salvatore zrobiłby już jej i jemu awanturę.
-W porządku? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos ciemnowłosego wampira, który z trudem otworzył oczy i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu.
-Tak. Dziękuję za pierścionek. Nie chce Ci się pić?
-Nie, ale dzięki. Podoba Ci się?
-I to jak – odpowiedziała a na ustach wampira zakwitł uśmiech.
-Obiecaj… mi coś. Jeśli umrę…
-Nie umrzesz, pomożemy Ci.
-My? Kto tu jeszcze jest?
-Ja, Caroline, Bonnie, Stefan i…
-Stefania? – spytał zdziwiony i spróbował się podnieść. Był jednak zbyt słaby i od razu opadł na poduszki.
-Widzę, że nawet w chorobie dobry humor Cię nie opuszcza – mruknął Stefan.
-Staram się – odpowiedział jego brat i krzywo się uśmiechnął. - Kto tutaj jeszcze przyjechał?
Znów spróbował usiąść. Gdyby nie przytrzymała go Elena, to znów by upadł.
-Tyler – skłamała, na co ja posłałem jej wdzięczny uśmiech.
-Nie czas na pogaduchy – rzuciła Bonnie. – Powiedz lepiej co się stało w tym budynku.
-Jakaś czarownica torturowała mnie. Później… – Damon odkaszlnął. – Później rzuciła jakieś zaklęcie i straciłem przytomność. Kolejne, co pamiętam, to jakiś płyn, który wlała mi na siłę.
-Jaki on był? – Spytała czarownica.
-Miał okropny zapach a smak był jeszcze gorszy.
-Co w nim było? – spytałem.
-Zioła. Takie jak lawenda, szałwia, werbena, tojad, mięte, parę innych które nie znam i dwa rodzaje krwi. Człowieka i wilkołaka.
-A dalej? – Chciała wiedzieć Elena.
-Potem był palący ból, który trwał aż do teraz.
-Jak się czujesz? – Spytał Stefan.
-Dobrze, ale czuję, że to coś nadal we mnie jest. Dzięki za chęć pomocy. Czy to już koniec przesłuchania?
-Tak – odpowiedziała Bonnie. – Dzielimy się. Ja i Tyler zabieramy się za księgę. Elena pójdzie…
-Chciałbym z nią porozmawiać – powiedział starszy Salvatore. – Na osobności – dodał, a my spełniliśmy jego prośbę.

~Elena~

-Damon – powiedziałam i przytuliłam się do wampira.
-Elena – wyszeptał moje imię i pogłaskał mnie po włosach.
-Co Ci strzeliło do głowy, by wyjeżdżać?
-Tak było lepiej dla Ciebie.
-Damon? Dlaczego usunąłeś mi wtedy wspomnienia?
-Nie chciałem, żeby ludzie mnie zauważyli i naprawdę nie zasługuję na Ciebie. Jesteś zbyt dobra i wspaniała, piękna i mądra. Jesteś – przerwał i wziął głębszy oddech – jedyna w swoim rodzaju. Zasługujesz na kogoś, kto się będzie o Ciebie troszczył i będzie Ci dorównywać. Nie zasługuję na kogoś tak cudownego jak Ty.
-Damon…
Nie dokończyłam, bo uciszył mnie kładąc mi rękę na ustach.
-Cii, Eleno. Opowiedz mi, co się wydarzyło w Mystic Falls podczas mojej nieobecności.
Podeszłam do lodówki, która stała w kącie i otworzyłam ją. Zauważyłam worek krwi, więc wyciągnęłam go i wróciłam do łóżka.
-Dobrze. Ale pod dwoma warunkami. Wypijesz to i później odpowiesz na moje pytanie, zgoda? – Wampir przystał na moją propozycję.
Rozcięłam woreczek i przyłożyłam mu go do ust. Pił z trudem, jednak jego wygląd uległ minimalnej poprawie, gdy jednostka została opróżniona. Położyłam pusty worek na stolik i pomimo jego protestom wytarłam mu usta, po czym zaczęłam swoją opowieść.

~Klaus~

Pstryknąłem długopisem, położyłem go na biurku i przeciągnąłem się ziewnąłem. Potrząsnąłem lekko leżącą obok dziewczynę, która zaspana poderwała głowę z biurka. Nie dziwię się jej, że ogarnęło ją zmęczenie. Siedzieliśmy tu już ponad trzy godziny.
-Gotowe – powiedziałem i podałem jej kartkę. – Nie rozumiem, po co komuś księga zapisana w całości runami i łaciną.
-Dodatkowe zabezpieczenie silnych zaklęć… - Ziewnęła, po czym spojrzała na kartkę. – Chodzi o to, że do niektórych czarów potrzeba lat praktyki i dużo mocy, by móc się nimi posługiwać. Uh, większości z tych składników nie znam. Będziemy musieli pójść do biblioteki by to przetłumaczyć. Daj mi trochę czasu – mruknęła, sięgnęła po długopis i zaczęła coś pisać na wolnej kartce. – Idziemy do reszty – powiedziała, gdy skończyła.
Wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy do salonu, gdzie Caroline i Elena zawzięcie o czymś dyskutowały. Gdy nas ujrzały przerwały.
-I jak? – spytała Elena.
-Nawet dobrze. Udało nam się przetłumaczyć odpowiednią stronę – odpowiedziała Bonnie. – Gdzie Stefan?
-U Damona. Muszą obgadać kilka spraw – mruknęła brunetka. – Tak przynajmniej mówili.
Usiadłem z fotelu, a po chwili czarownica zrobiła to samo. Jakieś pięć minut później Stefan znalazł się przy Elenie. Opowiedzieliśmy wszystkim o wynikach pracy i powiedzieliśmy co mamy zamiar zrobić.
-Tak więc Klaus i Caro… - zaczęła mulatka.
-Nie! Nie mam zamiaru być z tym podłym kłamcą! – wykrzyknęła blondynka, co mnie zabolało.
-Dobra, spokojnie – rzuciłem. – Ja i Bonnie pójdziemy do biblioteki, a wasza trójka poszuka tego – podałem im kartkę z zapiskami. – Na szczęście większość składników jest łatwo dostępna. Myślę, że olejki z nich będą dobre.
-Ja zostanę – powiedziała Elena. – Ktoś musi pilnować Damona. Chyba, że chcecie angażować w to tą dziewczynę z dołu.
-Niech będzie – powiedziała czarownica. – Jakby co, to jesteśmy w kontakcie.
Ubraliśmy się i wyszliśmy prosto na tętniące życiem ulicy Manhattanu. Na rogu rozdzieliliśmy się i każda para poszła w swoim kierunku.

~Elena~

Gdy wszyscy wyszli, wzięłam szybki prysznic, pospiesznie ubrałam się w dżinsy oraz szarą bokserkę i wróciłam do Damona. Usiadłam na podłodze, tuż obok łóżka. Wpatrywałam się w niego, głaszcząc jego policzek i dłoń, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
-No Bonnie?
-Mamy mały kłopot z jedną najważniejszą rośliną.
-Jaki?
-Nie obserwowano jej od 1916 roku i uważa się ją za wyginiętą. Co prawda, trwają jej poszukiwania, jednak nie zakończyły się one jak na razie pomyślnie. Na pocieszenie mogę Ci powiedzieć, że będziemy szukać choćby najmniejszych śladów jej obecności.
-Niczym innym nie można jej zastąpić?
-Niestety. Poczekaj chwilę – Bonnie na chwilę przerwała. Słyszałam, że rozmawia z hybrydą na temat tej rośliny. – Klaus chyba ma pomysł, gdzie można coś być.
-Pojedźcie tam – szepnęłam błagalnie. – Proszę was.
-Postaramy się. Do usłyszenia.
Rozłączyłam się, położyłam telefon na stolik i usiadłam na brzegu łóżka.
-Będzie dobrze. Będzie dobrze – powtarzałam, choć zaczynałam w to wątpić. – Wytrzymasz, prawda? – Spytałam i chwyciłam Damona za rękę.

~Bonnie~

-Serio, Klaus? – Spytałam i spojrzałam na samolot, przy którym stał.
-Bonnie przestań. Sama mówiłaś, że nie zostało za dużo czasu, a dzięki temu cacku dolecimy do Chicago w jakąś godzinę. Chyba, że wolisz coś szybszego.
-Klaus! Co z nimi? – Wskazałam na bazę lotniczą za moimi plecami, w której było pełno ludzi.
Byliśmy tu nielegalnie. Co prawda, Klaus użył hipnozy na dużej ilości osób, ale dziś miała być jakaś prezentacja samolotów i w każdej chwili mogą przybyć nowi ludzie, którzy nie będą zachwyceni naszą obecnością tutaj. Pomysł ukradnięcia (według hybrydy pożyczenia) wojskowego samolotu na jakieś dwie godziny był szalony, ale tylko tak możemy zdobyć tajemniczą roślinę o nazwie
thismia americana. Westchnęłam i Klaus pomógł mi wgramolić się do środka.
-Jesteś pewny, że umiesz tym sterować?
-Oczywiście – odpowiedział i uśmiechnął się. – Jednak mogą być małe problemy – mruknął cicho.
-Jakie problemy? – spytałam przerażona.
-Te samoloty od kilku lat nie są używane, ale to nic.
-Co powiedziałeś? Wychodzę.
-Nie wygłupiaj się, lecimy.
Podróż była koszmarna. Ogólnie rzecz biorąc samolotem leci się bardzo fajnie. Jednak lot wojskowym samolotem jest nie do opisania. Jednak tak jak obiecał, w niecałą godzinę byliśmy na miejscu. Wylądowaliśmy na jakiejś polance. Klaus zaprowadził mnie do jakieś starego domku. Nurtowało mnie jedno pytanie: Skąd Klaus zna to miejsce? Spytałam go o to.
-Wiek temu poznałem pewną czarownicę, z którą miałem nawet dobre relacje. Pewnego dnia zaprowadziła mnie tutaj i pokazała swoje skarby – otworzył drzwi, które zaskrzypiały. – Chodź, nie ugryzę Cię – powiedział, gdy stanęłam w progu. Całe pomieszczenie było w pajęczynach i na wszystkich meblach była gruba warstwa kurzu. – Ona nigdy nie wyszła za mąż, więc o tym miejscu wiedziały tylko trzy osoby: ona, ja i chłopiec, którego adoptowała tuż po zakończeniu pierwszej wojny światowej. – Klaus minął kilka pomieszczeń i dotarł do drzwi prowadzących do piwnicy. Zeszłam za nim, uważając by nie wejść w jakąś pajęczynę, co było bardzo trudne. – Patrzeć, wybierać i zabierać – powiedział otwierając szafkę, wyrywając przy tym drzwiczki z zawiasów.
-Jesteś pewny, że mogę to wziąć?
-Tak, zarówno ona jak i jej syn już nie żyją. Teraz tylko ja i Ty wiemy o tym miejscu, a ponieważ mnie czary nie interesują, to wszystko jest do Twojej dyspozycji.
Wyciągnęłam karteczkę i zaczęłam szukać składników. Znalazłam niemal wszystkie, w tym ten, który był uważany za wymarły. Roślina była sproszkowana, jednak nada się do czaru. Napisałam Elenie wiadomość z dobrą nowiną i wraz z Klausem poszliśmy po resztę brakujących składników do sklepu zielarskiego. W drodze powrotnej do Nowego Jorku przeprowadziłam małą rozmowę z Klausem.
-Czemu to robisz?
-Ale co?
-Pomagasz nam ocalić Damona.
-Ah, o to chodzi. Mam nadzieję, że jeśli wszystko się uda i Salvatore przeżyje, to udowodnię wam, że nie jestem aż taki zły. A ty? Przecież go nienawidzisz.
-Elena to moja przyjaciółka. Jest dla mnie jak siostra. Nie wybaczyłaby mi, gdybym nic nie zrobiła.
W końcu wylądowaliśmy (dzięki Klausowi udało nam się czmychnąć bez zauważenia) i udaliśmy się do mieszkania.

~Elena~

Gdy tylko Bonnie i hybryda pojawili się w apartamencie, Caroline wyszła do innej części mieszkania by tylko nie widzieć ich. Klaus próbował z nią porozmawiać, ale Bonnie zatrzymała go, mówiąc mu, że potrzebuje go do ukończenia czaru. Obserwowałam jak moja przyjaciółka przy pomocy Pierwotnego tworzy miksturę.
-Stefan, o czym rozmawiałeś z Damonem?
-O Tobie, no i pogodziliśmy się.
-Powiedział Ci, czemu wyjechał?
-Muszę odpowiedzieć? – spytał, jednak widząc moje spojrzenie westchnął. – Przed Twoją przemianę zawarliśmy umowę.
-Jaką?
-Pamiętasz jak musiałaś wybrać któregoś z nas?
-Oczywiście.
-No więc ten, z którego zrezygnowałaś miał wyjechać, by Ty i ten drugi mogliby żyć w spokoju. Gdy zamieniłaś się w wampira, Damon miał opory by wyjechać, jednak nasza kłótnia, tuż po Twojej imprezce, sprawiła, że kielich goryczy został przelany i Damon wyjechał.
-Czemu nic o tym nie wiedziałam?
-Bo nie było powodów ,dla których musiałabyś o tym wiedzieć.
-Nie było?! Przecież wyjazd któregoś z was zależał od mojej decyzji! Czyli mam rozumieć, że moje zdanie jest nie ważne?! – oburzyłam się i wstałam.
-To nie tak, Eleno… - zaczął i wyciągnął w moim kierunku rękę, jednak ja odskoczyłam w tył.
-Nie chcę słuchać Twoich wyjaśnień – rzuciłam i poszłam do starszego Salvatore’a.
Usadowiłam się w fotelu i wpatrywałam się w niebieskookiego wampira jak w ósmy cud świata. Wyglądał coraz gorzej, co oznaczało, że może go niedługo zabraknąć. Prawdę mówiąc, moja nadzieja zaczynała wygasać. Nawet fakt, że lekarstwo jest w fazie przygotowywań nie potrafił rozpalić jej. Moje przeczucie, mówiło mi, że zanim antidotum będzie gotowe, to on… to Damon…
Eleno, bądź dobrej myśli. Zobaczysz, będzie tak jak dawnej.
Moje drugie ja, starało się mnie pocieszyć, jednak coś mu nie wychodziło.
Musisz być silna, kobieto! W tak krótkim czasie przeżyłaś więcej, niż nie jedna osoba w ciągu całego życia. Będzie dobrze…
Z dalszych myśli wyrwał mnie radosny okrzyk Bonnie. Pobiegłam w kierunku kuchni i spytałam się jej, o co chodzi.
-Zostały ostatnie dwa składniki. Jeśli się dojdzie do tego momentu, w którym teraz jesteśmy, już nic nie może się zepsuć – powiedziała i rozcięła swój nadgarstek, a krople krwi wpadły do garnka, sycząc przy tym. Z trudem się powstrzymywałam przed atakiem na mulatkę, jednak wiedziałam, że muszę wytrzymać. W końcu Bonnie owinęła nadgarstek i podała hybrydzie nóż, która powtórzyła czynność mojej przyjaciółki. Gdy ostanie krople krwi spadły do garnka, mulatka zaczęła mieszać powstałą substancję i mówić jakieś zaklęcie. Gdy skończyła znad garnka uniósł się kłąb dymu. Dziewczyna przelała płyn do szklanki i poleciła mi podać go Damonowi. Ostrożnie skierowałam się do sypialni, uważając by nie wylać zawartości naczynia. Jednak ktoś sprawił, że prawie opuściłam szklankę. Tą osobą był Damon.
Stanęłam i krzyknęłam. Jego wygląd zmienił się – teraz wyglądał jak… jak wampir, który właśnie… który… zginął. Moje odrętwienie zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Podbiegłam do niego i zaczęłam wlewać mu szkarłatny płyn do gardła.
-To nic nie da Eleno – szepnęła Bonnie, jednak ja zignorowałam ją i odłożyłam naczynie.
-Eleno! To koniec, przykro mi – powiedziała Caroline i spróbowała oderwać mnie od Damona.
-Nie! – warknęłam. – On ożyje. Zobaczycie! – Zaczęłam płakać. – Jesteś mi potrzebny, dlatego musisz wrócić. Błagam Cię, wróć! – wykrzyknęłam i potrząsnęłam ramionami wampira. Czas płynął, a u Damona… nie było żadnej zmiany. – Kocham Cię, Damonie, słyszysz? Kocham Cię – szepnęłam mu na ucho, tak by nikt nie usłyszał.
Liczyłam, że dzięki moim słowom Damon się ocknie, jednak życie to nie film. Mijały minuty i nic się nie działo. Zaczynało do mnie docierać, że to jednak prawda, że to już za późno. Dwa słone wodospady zaczęły płynąć szybciej, mocząc koszulę martwego wampira. W pewnej chwili, poczułam jak ktoś mnie podciąga i próbuje wyciągnąć z pokoju. Wyrwałam się z uścisku i upadłam na kolana.
-Wyjdźcie! – krzyknęłam, jednak wszyscy stali na swoich miejscach. – Wynoście się! W tej chwili! – wykrzyczałam i prawie wszyscy wyszli. – Ty też Stefanie. Wiem, że Damon jest Twoim bratem, ale chcę pobyć z nim sama ten ostatni raz.
Stefan spełnił moją prośbę a ja z trudem wstałam i położyłam się obok Damona, chcąc poczuć po raz ostatni jego zapach.

~Damon~

Obudziłem się w jakimś nieznanym mi miejscu, które wydawało się nie mieć końca. Wszystko było tu białe, z wyjątkiem dwóch końców. Jeden z nich był biało-złoty a drugi szary. Wstałem i zacząłem krzyczeć. Nagle z tego pierwszego końca wyszła jakaś osoba. Była tak jasna, że aż zamknąłem oczy. Po chwili poczułem dotyk tej osoby. Skądś go znałem, ale nie mogłem przypomnieć sobie skąd. Otworzyłem oczy i ujrzałem osobę, której nie wiedziałem od lat.
-Mama? – wyszeptałem.
-Tak skarbie, to ja – odpowiedziała i przytuliła mnie do siebie. – Strasznie narozrabiałeś ostatnim czasem.
-Co masz na myśli?
-Elenę. Nie chciałam byś był wampirem, ale…
-To wina Stefana, gdyby nie on…
-Gdyby nie on nie poznałbyś Eleny.
-Gdyby nie on… – Zacząłem się denerwować.
-Zanim coś powiesz to chodź za mną – powiedziała mi pociągła mnie za rękę.
Nagle znaleźliśmy się w roku 1847, kilka miesięcy przed narodzinami Stefana. Uśmiechnąłem się na widok kilkuletniego siebie i mojej mamy.

Retrospekcja.
Sierpień, 1847 roku.
-Mamo! – Wykrzyknąłem tuląc się do rodzicielki, która właśnie wracała z miasta.
Nie chciałem jej wpuścić do środka domu, po tym co zrobił ojciec. Jednak ona musiała się domyśleć co robię, więc uśmiechnęła się lekko i weszła do środka.
-Co się stało? – spytała, widząc potrzaskane naczynia oraz papkę z mąki i jaj na podłodze.
-Chciałem Ci zrobić niespodziankę i upiec ciasto – powiedziałem. – No i wrócił tata. Był zły i zmęczony, bo przegrał w jakąś grę. Starałem się być cicho, jednak przez przypadek strąciłem miskę i on przyszedł. Był tak cicho, że go nie usłyszałem. Wystraszył mnie no i przewróciłem się, uderzając przy tym w szafkę, no i potłukły się naczynia. Przepraszam.
Mama westchnęła i położyła torbę na szafie. Ukucnęła przy mnie i spojrzała mi w oczy.
-Chodź, pójdziemy nad rzekę i powiesz mi prawdę – powiedziała i chwyciła mnie za rękę. Po kilku minutach dotarliśmy nad rzekę. – A więc jak to było? – spytała i usiadła pod drzewem.
Usiadłem obok niej i zacząłem mówić prawdę. Tylko ona jedna, potrafiła wyczuć, kiedy kłamałem. Opowiedziałem jej, że gdy robiłem ciasto, to przyszedł upity ojciec i zaczął na mnie krzyczeć, że znów robię bałagan w kuchni. Odpowiedziałem mu, że posprzątam, jednak on nie uwierzył, strącił miskę, z moich oczu popłynęło kilka łez i on się wściekł. Powiedział, że mężczyzną nie wypada siedzieć w kuchni ani płakać i zaczął tłuc naczynia.
-Obrazisz się na mnie? – spytałem, gdy skończyłem opowieść.
-Oczywiście, że nie, Damonku. Ciebie i mnie łączy więź, której Twój ojciec nie rozumie. Tak samo jak ja, chcesz sprawić, by ludzie których kochasz byli szczęśliwi, nawet jeśli będziesz musiał postawić w dobrym świetle osobę, za którą nie przepadasz, dlatego jesteś w stanie kłamać bliskim, by oni nie martwili się. To właśnie odróżnia Cię od innych. Jesteś gotów poświęcić się dla innych. Jesteś wyjątkowy, mój Mały Księciu.
-Mamo, a kiedy mój braciszek pojawi się na świecie? Chcę się już z nim bawić.
-Braciszek? Skąd masz pewność że to będzie chłopiec?
-Tak czuję.
-A co zrobisz jak będziesz miał siostrzyczkę? – zmarszczyłem brwi w zastanowieniu, czym wywołałem śmiech mojej matki.
-Też będę się z nią bawił. Obojętne czy będę miał siostrzyczkę czy braciszka będą kochał ją, albo go, tak samo. A wiesz dlaczego?
-Powiedz mi.
-Bo to będzie prezent od Ciebie, na który czekam od dawna. To kiedy będę starszym bratem?
-Za kilka miesięcy. Jesteś bardzo mądry, mój Mały Księciu, dlatego mam dla Ciebie propozycję. Jeśli będziesz miał braciszka, to będziesz mógł wybrać dla niego imię.
-Naprawdę?!
-Oczywiście, Damonku – odpowiedziała a ja przytuliłem się do niej.
-Razem będziemy wspaniałą drużyną. To mówi Damon, Twój starszy brat, który nie może się już doczekać Twojego pojawienia – powiedziałem w kierunku brzucha.

Nagle znaleźliśmy się ponownie w tym białym pomieszczeniu, w którym znikąd pojawiła się ławka. Usiedliśmy na niej

-Dlaczego mi to pokazałaś, matko?
-Chciałam Ci pokazać, jaki byłeś kiedyś. Jak nie mogłeś się doczekać narodzin swojego brata, jak kryłeś ojca, bym była szczęśliwa, chcę byś taki był znowu, mój Mały Księciu – pogłaskała mnie po głowie, zupełnie jak za czasów, gdy byłem jeszcze małym chłopcem.
-Tamtego Damona niema, zniknął gdy Katherine…
-Wiem. Żałuję, że nie mogłam wtedy przy Tobie być.
-Gdyby Stefan się nie urodził, to nie zginęłabyś.
-To nie jego narodziny mnie zabiły, tylko ja sama. Jego narodziny mnie osłabiły. Gdybym nie chciała mieć… - urwała w połowie zdania, przygryzając wargę.
-O co chodzi, matko?
-Wkrótce się dowiesz. Jednak było warto.
-Ale co było warto?
Moja matka zaczęła powoli znikać.
-Zostało nam nie wiele czasu. Musisz powrócić do żywych, skarbie.
-Przecież ja nie żyję, zabiła mnie ta wiedźma. Poza tym, nie mam po co wracać.
-Tak właściwie, to jeszcze nie jesteś martwy. I mylisz się, jest po co wracać. Choćby dla Niej. Jeszcze jedno, synku. Nie obwiniaj tej wampirzycy, która przyczyniła się do Twojego porwania. Ona nie chciała Cię skrzywdzić. To nie jest jej wina. Nie rób jej nic. Dobrze?
-Nie rozumiem. Czemu tak na niej Ci zależy?
-Wkrótce zrozumiesz. Pamiętaj, że nie tylko Ty lubisz zakładać maski. Obiecasz mi, że jej nic nie zrobisz.
-Postaram się.
-Dziękuję, Damonku – powiedziała i pocałowała mnie w czoło. – Jestem z Ciebie dumna, bardzo dumna – przytuliła mnie ponownie. – Muszę iść – dodała cicho, wstała i ruszyła w stronę jasnej części. – Ty też musisz wrócić. Kocham Cię, synku. Kocham was wszystkich.
Zaczęła powoli znikać w jasnym świetle drzwi, a ja siedziałem w bez ruchu nie wiedząc co zrobić. Chwilę później zerwałem się z ławki.
-Mamo, zaczekaj – krzyknąłem i pobiegłem w kierunku, w którym zniknęła moja rodzicielka.

+Mam maleńki bonus do tego rozdziału. Niezwykle wzruszający filmik (jak dla mnie). Kliknij tutaj, by go zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.