piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział VII – No dobra, mów o co chodzi.




Knockin On Heavens Door

-Eleno. – Zmysłowy głos Damona obudził mnie.
Leżałam z zamkniętymi oczami i uśmiechnęłam się, gdy poczułam, że wampir gładzi mój policzek płatkami jakiegoś kwiatka. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na mojego ukochanego, który siedział obok mnie. Mój ukochany Damon. Mój Damon. Brzmi to tak wspaniale i nierealistycznie, jednak to prawda. Damon trzymał w ręce czerwonego tulipana, którym mnie łaskotał. Obok niego stała tacka z parującą kawą. Uśmiechnęłam się do niego.
-Spać – mruknęłam, zamykając oko i ułożyłam się wygodniej w łóżku.
-Nie ma spania – zarządził, wziął tackę i zaczął mnie łaskotać.
-Damon… Damon… przestań… – mówiłam z trudem, śmiejąc się głośno.
-Przestanę, jak mnie ładnie poprosisz i przestaniesz spać.
-Proszę… Damonie… – wycharczałam, jednak jego pieszczoty nie pozwalały mi złożyć zdanie. – Damonie, proszę Cię, przestań mnie łaskotać!
Wampir posłusznie mnie puścił, a ja rzuciłam w jego stronę poduszkę, która walnęła go w głowę.
-Naprawdę mam zacząć jeszcze raz? – spytał, odrzucił poduchę i uklęknął nade mną.
-Żartujesz, prawda? – Byłam przerażona, jednak popchnęłam go, tak by leżał i wtedy złożyłam na jego ustach pocałunek. – Już nie będę Cię prowokować.
-Już zaczęłaś – odparł i zaczął mnie całować.
-I po to mnie budziłeś? – zapytałam, gdy oderwałam się od niego.
-Chciałem Ci to dać – powiedział i sięgnął po tulipana, który leżał na ziemi. – No i powinniśmy się zbierać – dodał mi podał mi go.
-Musimy?
-Nie było Cię w szkole od kilku dni. Powinnaś zachować jakieś pozory normalności. No i musimy tu posprzątać.
-Dobra, niech będzie.
Uśmiechnął się i nalał do dwóch filiżanek kawy. Później zajęliśmy się za sprzątanie. Najpierw posprzątaliśmy kuchnię, w której liczne garnki, miski i inne przedmioty leżały porozwalane po całym pomieszczeniu. Kolejny był salon – tutaj trzeba było posprzątać pierze z podłogi, oraz wymienić firanki. Następnie uprzątnęliśmy sypialnię z naszych brudnych ubrań oraz również z pierza.
-A co z nim? – spytałam i wskazałam na wielkiego misia, którego wygrał dla mnie Damon podczas naszej wczorajszej wizyty w wesołym miasteczku.
-Weźmiemy go ze sobą. Tylko, że możemy mieć problem by go zapakować. Najwyżej poślemy go pocztą – odpowiedział i uśmiechnął się seksownie. – A co powiesz na wspólną kąpiel panno Gilbert?
-Z największą przyjemnością panie Salvatore – odparłam i chwyciłam jego wyciągniętą rękę.
Wampir zaprowadził mnie do łazienki, gdzie do wielkiej wanny wlał ogromną ilość ciepłej wody. Oczywiście zadbał też o dodatki. Przyniósł butelkę drugiego wina oraz dwa kieliszki, do wanny dodał jakieś aromatyczne olejki oraz płyn do kąpieli, a w całej łazience ułożył podgrzewacze, które nadawały wnętrzu romantyczny charakter. Salvatore zniknął jeszcze na kilka sekund i powrócił z torebką krwi.
-Chcesz? – spytał, a ja przez chwilę się wahałam. – Nie mów, że polubiłaś dietę Stefana – powiedział z udawanym przerażeniem.
-Nie polubiłam.
-No więc?
-Poproszę.
Wampir rozlał krew do obu kieliszków i podał mi jeden z nich. Piłam tylko dwa razy ludzką krew – gdy była ona potrzebna do dokończenia przemiany i gdy zaatakowałam Bonnie. W obu tych przypadkach moja rządza krwi była silniejsza i jedyne co wtedy pamiętałam to jedno: Posil się. Nie mogłam sobie nawet przypomnieć jej zapachu czy smaku. Wiem tylko tyle, że żywiłam się ludzką krwią.
Powąchałam zawartość. Zapach był nie do opisania. To był jak zapach ulubionej potrawy pomnożonej ze sto razy. Od razu wypiłam całą słodkawą ciecz. Następnie wsadziłam palca i przetarłam nim brzegi naczynia. Ubrudzony palec wsadziłam do ust i wtedy doznałam szoku. Ta słodycz była nieziemska. Taka delikatna. Taka wspaniała. Po prostu najlepsza rzecz, jaką miałam w ustach. Nic się nie równało z jej smakiem. No może z wyjątkiem ust Damona.
-I jak smakowało?
-Dobrze – wyznałam i spuściłam głowę.
-W porządku, Eleno?
-Tak – powiedziałam cicho. – Tylko nie sądziłam, że ludzka krew… Nie ważne.
-Hej – uniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy – nie masz się czego wstydzić. Pomogę Ci przywyknąć do tego. Razem damy radę – pocałował mnie i uśmiechnął się chytrze. – A teraz czas na kąpiel.
Damon wepchnął mnie do wanny, śmiejąc się przy tym. Siedząc cała mokra i pokryta pianą w wodzie posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Zobacz jak ja wyglądam! Zabiję Cię!
-Wyglądasz pięknie. Nie zależnie od tego czy ociekasz wodą, czy też jesteś obrana tylko w bieliznę. Obojętnie czy coś masz na sobie, czy też nie. Jesteś najwspanialszą osobą na świecie. Poza tym cała mokra i wściekła wyglądasz seksownie – powiedział, a ja prychnęłam.
-Skoro tak, to kąpiesz się sam – wyszłam z wanny i już miałam zamiar wyjść, ale dłoń Damona mnie zatrzymała.
-Proszę Eleno, nie rób tego! Ranisz moje serce – wyznał i usiadł na brzegu wanny.
-Naprawdę? A co powiesz na to? – spytałam i popchnęłam go.
Wampir wpadł do wody. Zaśmiałam się, gdy się wynurzył i zaczął pluć wodą. Damon usiadł i spojrzał na mnie ze złością. Wiedziałam, że była ona udawana, więc zaczęłam śmiać się głośniej. Położyłam dłonie na brzegu wanny, nachyliłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku. Wampir położył mokre ręce na moich policzkach i pogłębił pocałunek
-Mówiłam Ci, że cały mokry jesteś pociągający? – zamruczałam, odsuwając się minimalnie.
-Ja zawsze jestem pociągający – wyznał i uśmiechnął się. – A teraz zapraszam do środka.
Salvatore wstał i zrzucił z siebie przemoczone ubrania na podłogę. Po chwili również i ja nie miałam nic na sobie. Zanurzyłam się w wodzie i odgarnęłam mu z czoła kilka kosmyków. Jęknęłam cicho, gdy ten pocałował mnie w szyję. Obróciłam się tak, że nasze twarze dzieliły centymetry, a po chwili złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Damon zaczął gładzić moje ramiona, a ja przywarłam do niego.
Dla innych zachowywaliśmy się z pewnością jak jakaś para zakochanych w sobie nastolatków – wszystko robiliśmy razem. Przez cały czas trzymaliśmy się blisko siebie, oddaleni od siebie o najwyżej kilka kroków. Osobno w ciągu trzech dni spędziliśmy może tylko z kilka minut. Jednak prawda jest taka, że między nami nie ma młodzieńczego zakochania. Między nami jest prawdziwa miłość. Miłość, bez której, drugie nie wie jak żyć. Uczucie, które sprawia, że oboje dopełniamy się wzajemnie. Moglibyśmy nic nie robić, tylko leżeć na kanapie przez cały dzień, a i tak wspaniale byśmy się bawili. Po prostu prawdziwa, nieśmiertelna miłość.
Mój ukochany tymczasem otworzył wino i nalał nam po lampce. Umoczyłam usta w alkoholu i spojrzałam rozmarzona na czarnowłosego mężczyznę. Wampir również patrzył się na mnie. Szybko wypiliśmy zawartość butelki i zajęliśmy się sobą. Wzięłam pianę na ręce i dmuchnęłam nią w Damona.
-Ale sama się prosiłaś – powiedział, złapał moje ręce i zaczął łaskotać.
Krzyczałam by mnie puścił, jednak ten nie miał zamiaru tego robić. W końcu puścił mnie i zanurzył się. Poczułam pocałunki na swoim brzuchu i jęknęłam z rozkoszy. Czułam jego pocałunki coraz wyżej i wyżej. Gdy tylko się wynurzył, popchnęłam go ku drugiemu brzegu wanny i zaczęłam całować. Wplotłam palce w jego włosy i ciągnęłam je co jakiś czas. Naszą chwilę rozkoszy przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Oderwaliśmy się od siebie. Ktoś wszedł do mieszkania. Damon wyskoczył z wanny, owinął sobie ręcznik na biodrach i wyszedł. Wytarł się i ubrany tylko w ręcznik wyszedł. Postąpiłam podobnie jak on i podążyłam w kierunku dwóch nieznanych mi głosów.
-Dzień dobry, Damonie – usłyszałam głos jakiejś kobiety.
-Witaj Jane i Haroldzie – przywitał się mój ukochany. – Coś się stało, że wróciliście szybciej?
-Harold pokłócił się z naszą córką – powiedziała.
-Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się do pary i podeszłam do Damona.
-Dzień dobry – odpowiedział mi mężczyzna nazwany Haroldem i przyjrzał mi się podejrzliwie.
-To Elena Gilbert, moja dziewczyna. Kilka dni temu przyjechała do Nowego Jorku. Nie miała się gdzie podziać, więc zaprosiłem ją tutaj. Chyba nie macie nic przeciwko temu.
-Oczywiście. Sami kiedyś byliśmy młodzi, więc was rozumiemy – powiedziała kobieta.
-Przepraszamy was na chwilę, tylko coś na siebie włożymy – rzekł Damon i pociągnął mnie za rękę.
Szybko posprzątaliśmy łazienkę i ubraliśmy się. Ja zdecydowałam się na dżinsy, czerwoną koszulkę i trampki, a Damon na czarną koszulę, dżinsy oraz czarne buty. Mokre włosy zebrałam w koka i pociągnęłam rzęsy odrobiną tuszu. Poszliśmy razem do salonu. Usiadłam obok Damona na sofie i chwyciłam jego rękę. Czułam się jak mała dziewczynka, przyłapana na zrobieniu czegoś złego. Na początku czułam się skrępowana, jednak w miarę dalszej rozmowy zaczynałam czuć się coraz pewniej. Nagle dostałam wiadomość. Sprawdziłam co to było. Okazało się, że to kolejna wiadomość z ofertą. Postanowiłam wykorzystać okazję. Przeprosiłam i powiedziałam, że muszę gdzieś pilnie zadzwonić. Wróciłam po kilku minutach.
-Damonie, musimy jechać. Mój brat ma kłopoty – zaczęłam i mrugnęłam do niego. – Powiedział, że to ważne. Musimy jak najszybciej wrócić. Naprawdę bardzo mi…
-Skoro musicie, to jedźcie – powiedział Harold.
-W takim razie zbieraj się, Eleno. Dziękuję, za możliwość korzystania z waszego mieszkania.
-Nie ma za co, Damonie, nie ma za co – odpowiedziała kobieta.
Pośpiesznie się spakowaliśmy i wpakowaliśmy wszystkie rzeczy do samochodu. Oczywiście, nie odbyło się bez komentarza Damona na temat ilości zakupów. Po części to było prawdą. Troszeczkę zaszalałam, ale tylko troszeczkę. Po pożegnaniu się z państwem Williams ruszyliśmy do auta i po kilku minutach pędziliśmy już po ulicy. Z początku rozmawialiśmy, ale w końcu ogarnęło mnie zmęczenie i zasnęłam. Ktoś potrząsnął moimi ramionami. Otworzyłam oczy i spojrzałam za okno.
-Już jesteśmy?
-Tak – odpowiedział, wyszedł z samochodu i otworzył mi drzwi.
Wygramoliłam się z pojazdu, trzymając Damona za rękę. Razem skierowaliśmy się w stronę pensjonatu. Otworzyłam drzwi i wtedy poczułam to. Zapach krwi. Damon poprosił mnie, bym wyszła, ale ja pozostałam nieugięta. Poszłam do salonu i tam zobaczyliśmy Stefana, który pił krew jakiejś nieznanej mi dziewczyny. Moja twarz uległa przemianie, a mnie obchodziło tylko jedno. Chęć zanurzenia swoich kłów w tej niewinnej dziewczynie. Damon przyparł mnie delikatnie do ściany. Próbowałam mu się wyrwać, jednak ten trzymał mnie mocno, zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy.
-Nie warto. Spójrz na mnie. – Zrobiłam to niechętnie i spróbowałam się wsłuchać jego w słowa, co okazało się bardzo trudne. – Jeśli to zrobisz, zapomnisz się. Ockniesz się, gdy ona będzie już martwa i wtedy będziesz tego żałować. Wyjdź na zewnątrz, proszę Cię.
Jakiś cichy głosik podpowiadał mi, że Damon ma rację. Postanowiłam posłuchać tego głosu. Z trudem pokiwałam głową i wybiegłam z domu. Oddychałam z trudem i skupiłam się na słowach Damona, któremu udało się oderwać Stefana od brunetki.
-Zapomnij o nim i o tym co Ci zrobił. Gdy ktoś się pytał, co się stało, powiedz, że przewróciłaś się i zahaczyłaś o gałąź. Teraz stąd wyjdziesz.
Dziewczyna wyszła ze środka równo z Damonem, który złapał mnie za ramiona, gdy tylko zauważył, że moja twarz znów uległa przemianie. Próbowałam wyswobodzić się wyrwać, ale ten miał nade mną mnóstwo lat przewagi.
-Dziękuję – powiedziałam, gdy byłam już spokojna.
-Nie ma za co.
-Mam prośbę, Damonie.
-Jaką?
-Naucz mnie. Naucz mnie samokontroli, pokaż mi, jak kogoś zahipnotyzować. Naucz mnie tego, co sam umiesz.
-Dobrze, ale nie dzisiaj. Mieliśmy męczący dzień. Połóż się w moim pokoju.
-W porządku. Tylko wezmę pamiętnik i długopis.
Podeszłam do samochodu i z przedniego siedzenia wzięłam moją torebkę, w której były potrzebne mi rzeczy. Przełożyłam ją przez głowę i zamknęłam drzwi od samochodu. Ruszyłam w kierunku pensjonatu, jednak po kilku krokach zatrzymałam się. Odwróciłam się w stronę Damona.
-Pomóż Ci z rzeczami?
-Poradzę sobie. Przyjdę do Ciebie, jak tylko porozmawiam ze Stefanem.
Pokiwałam głową i weszłam do pensjonatu. Zerknęłam na młodszego Salvatore’a, który rozwalił się na kanapie w łóżku i popijał whisky. Damon nie będzie zadowolony, gdy to zobaczy.
-Romantyczny wypadł się skończył? A może mój brat zrobił coś głupiego? – zakpił, nawet nie spoglądając w moją stronę.
Zignorowałam go. Porozmawiam z nim, gdy ochłonie. Weszłam po schodach i zatrzymałam się przy drzwiach do pokoju Stefana, ponieważ ujrzałam przy nich torbę z moim rzeczami, które zostały tu ostatnio. Założyłam torbę na drugie ramię i ruszyłam dalej korytarzem. W końcu doszłam do pokoju Damona. Otworzyłam je i weszłam do środka. Torbę rzuciłam w kąt i podeszłam do biurka. Usiadłam przy nim i wyciągnęłam z torebki potrzebne mi rzeczy.

Drogi Pamiętniczku!
Od mojego ostatniego wpisu wydarzyło się wiele rzeczy. Zacznę od największych rewelacji. O to one:
1. Nie jestem już ze Stefanem.
2. Damon prawie zginął.
3.Tyler to tak naprawdę Klaus.
Wszystko zaczęło się przez mój telefon. Dzwonił, dzwonił, dzwonił i dzwonił. Ignorowałam go, ale w końcu przejrzałam połączenia. W związku z nimi spotkałam się z Jeremym, Caroline i Bonnie.
U mojego brata czekała mnie niespodzianka. Konkretniej prezent od Damona. Dostałam od niego lapis lazuli i króciutki list. Muszę przyznać, że pierścionek był ładny, założyłam go i po rozmowie z moim bratem pobiegłam na spotkanie z Care. Całkiem fajnie się bawiłyśmy, jednak najgorzej było u Bonnie, ponieważ ona rozcięła się, a ja zaatakowałam ją. Na szczęście o ostatniej chwili przybył Stefan i powstrzymał mnie przed zabiciem dziewczyny. W ostatniej chwili przybył Stefan i powstrzymał mnie. Zajął się nią, a ja uciekłam do pensjonatu.
Kolejnego dnia byłam przytłoczona faktem, że prawie zabiłam moją przyjaciółkę. Poszłam na moje pierwsze w życiu polowanie. No i jeszcze Caroline wyjechała. Nikt nie wiedział, dokąd. Poprawka, nikt oprócz Bonnie nie wiedział gdzie wyjechała blondynka. A ona (w sensie, że Bonnie)? Kłamała, że również nie wie. Jak się okazało parę dni później moja przyjaciółka wyjechała by odnaleźć Damona, a mulatka ukryła to przede mną.
Kilka kolejnych dni po moim ataku na Bonnie było spokojne. Doszłam do siebie i zaczęłam żyć tak jakby nic się nie stało. Z początku nie było łatwo. W szkole nie było Tylera (nie wiedziałam wtedy jeszcze, że żyje. Nie znałam również prawdy o Klausie), Caroline, Alarica i w Mystic Falls nie było już Damona, jednak powoli zaczynałam się do tego przyzwyczajać.
Dostaliśmy nowego nauczyciela od historii. Wygląda całkiem, całkiem, jednak mam wrażenie, że coś ukrywa. Nie poznałam go dobrze, bo przy Bonnie moje zmysły wariują i musze trzymać się od niej jak najdalej. Tego samego dnia pensjonacie zjawił się Klaus w ciele Tylera. Ucieszyłam się, że żyje, bo wtedy jeszcze nie znałam prawdy i myślałam, że przede mną jest naprawdę Tyler. Najlepsze (czytaj najgorsze) czekało mnie dopiero wieczorem.
Zadzwoniła Caroline i powiedziała, że znalazła Damona. Niby cudownie, ale był mały problem: Damon umierał! Dlatego ja Bonnie, Klaus/Tyler i Stefan pojechaliśmy na odsiecz. W mieszkaniu Damona zjawiła się czarownica odpowiedzialna za stan Damona. Wściekłam się i przez przypadek złamałam jej kark. Gdy Bonnie, Care i hybryda wrócili ze swojej musi dowiedziałam się prawdy Klausie. Byłam zła, ale starałam się to ukryć. Potem Bonnie rzuciła czar i Damon się obudził Niestety, tylko na trochę. Gdy znów zapadał w ,,sen” reszta zaczęła szukać składników, potrzebnych na zrobienie dla niego antidotum.
Kiedy lekarstwo było gotowe, okazało się, że było za późno. Na siłę podałam mu lek, ale to nie przyniosło rezultatów. Wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę: Ja naprawdę podjęłam złą decyzję. Nie powinnam wybrać Stefana. Te wszystkie okoliczności sprawiły, że zaczęłam dostrzegać mój błąd.
Gdy przyznałam się do tego, Damon zaczął powracać. Nikt mi nie chciał wierzyć, ale w końcu stało się! Damon ożył. Byłam szczęśliwa. Postanowiłam porozmawiać o wszystkim ze Stefanem. Ten jednak zaskoczył mnie – przygotował romantyczną kolację i oświadczył się. Oczywiście odmówiłam i wyznałam mu prawdę. Następnie uciekłam z budynku. W drzwiach zderzyłam się z Damonem i poszłam z nim na spacer. W parku porozmawialiśmy szczerze, wyznaliśmy sobie nasze uczucia, pocałowaliśmy się i kochaliśmy się.
Stefan wyjechał, a ja spędziłam najlepsze trzy dni z miłością mojego życia w jednym z najwspanialszych miast świata. Przed chwilą wróciliśmy do Mystic Falls. Cieszę się z tego powodu, ale jest tu zbyt cicho. Zdecydowanie za chicho.
PS. Dowiedziałam się, że Meredith użyła krwi Damona by mnie uzdrowić.
Elena

Zamknęłam pamiętnik i usłyszałam otwierane drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Damona w podartej koszuli, z zakrwawionym nosem, rozciętą wargą i z walizkami w rękach. Podbiegłam do niego.
-Boże, Damon! Nic Ci nie jest? – spytałam. – Co ci się stało?
-W porządku. Nic mi nie jest – zapewnił i położył na ziemi bagaże.
-Co się stało? – Chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do łóżka. – Usiądź.
-W pewnym sensie pokłóciłem się ze Stefanem – powiedział, siadając na łóżku, podczas gdy ja poszłam do łazienki.

-A o co? Jeśli mogę wiedzieć.
-Mój brat stwierdził, że to moja wina, że z nim zerwałeś. Uważa, że zmusiłem Cię do tej decyzji. Zaprzeczyłem, jednak on nie uwierzył i rzucił się na mnie.
-A Ty wbiłeś mu kołek? – spytałam spokojnie i wtarłam mu zaschniętą krew z twarzy.
-Sam się sobie dziwię, ale nie. Zmasakrowałem mu trochę jego śliczną buźkę. Nie licząc tego skończyło się na szarpaninie. Po tym wszystkim Stefan wybiegł. Nic mu nie będzie.
-Wiem. Po prostu czasem was nie rozumiem. Raz jesteście gotowi oddać za siebie życie, a kolejny raz chcecie się pozabijać. Dosłownie pozabijać.
Damon zamiast coś powiedzieć milczał. Popatrzył na mnie tylko i posłał mi półuśmiech. Odłożyłam ręcznik i przytuliłam się do niego.
-Chciałabym, by wasze relacje w końcu się polepszyły.
-Ja również, ale nasze relacje są strasznie… hmm… zagmatwane. On musi do tego przywyknąć – powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. – Idę po resztę rzeczy – dodał i podszedł w kierunku drzwi.
-Pomogę Ci.
Zeszliśmy na dół po resztę bagaży i zanieśliśmy je do góry. Damon poszedł pod prysznic, a ja zabrałam się za układanie jego rzeczy. W pewnej chwili znalazłam szkatułkę. Tą samą szkatułkę, którą Damon wziął ze sobą do Nowego Jorku. Wzięłam ją do rąk i obracałam ją przez chwilę w celu znalezienia otwarcia. W końcu je znalazłam, jednak nie mogłam jej otworzyć. Próbowałam podważyć wieczko przy pomocy pilniczka, ale to było na nic. Przypatrzyłam się bliżej dziurce – była on wgłębieniem w kształcie serca. Zdałam sobie sprawę, że potrzebny jest klucz. Zaczęłam szperać w kartonie, w którym natrafiłam na ozdobne pudełko. Wyrzucałam po kolei wszystkie rzeczy na łóżko. W pewnej chwili na podłogę upadł pamiętnik Damona, otwierając się przy tym. Wzięłam go do ręki i ujrzałam, że coś z niego wystaje. Pociągnęłam to coś i w mojej ręce znalazł się klucz, który pasował idealnie do szkatułki. Otworzyłam wieko i moim oczom okazały się stare przedmioty. Stare przedmioty, które dla mnie nie miałby żadnej wartości. Zrozumiałam, że to skarby Damona, skarby, z jego ludzkiego życia. Zauważyłam jakąś pękniętą piłkę, chustę oraz jakieś wyblakłe fotografie. Chciałam dalej badać zawartość tajemniczej skrytki, ale nagle zniknęła ona z łóżka. Podniosłam wzrok i popatrzyłam na Salvatore’a, który przyciskał do piersi szkatułkę.
-Nie powinnaś tego dotykać – powiedział cicho.
-Przepraszam – wyszeptałam i spuściłam głowę. – Byłam ciekawa. Wybacz mi. Tak mało o Tobie wiem. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej – dodałam i poczułam jak Damon siada obok mnie.
-No dobrze.
Ponownie otworzył pudełko i wyciągnął z niego popsutą zabawką.
-Moja pierwsza piłka, którą zepsułem gdy za mocno ją kopnąłem i wleciała pod koła karety. Tylko dzięki mojej matce udało mi się uniknąć kary.
-A ta chusta? – Spytałam i wyciągnęłam ją ze środka – Należała do Katherine?
-Mojej matki. Kupiłem ją na jej ostatnie urodziny.
-Ładna – stwierdziłam, po czym wsadziłam rękę do szkatułki.
Ze środka wyciągnęłam kilka fotografii. Ostrożnie wzięłam do ręki pierwszą z nich. Był na niej, mały uroczy chłopiec z burzą loczków.
-To ty?
-Obróć zdjęcie, powinno pisać.
-Damon Salvatore, 20 lutego 1842 roku. Ile miałeś wtedy lat?
-Prawie dwa.
-Słodki byłeś – powiedziałam a Damon wyrwał mi zdjęcie z rąk. – Damon!
-Nie mów, że byłem słodki. Dziwnie to brzmi.
-Ale naprawdę wyglądałeś uroczo. Tutaj też – pokazałam mu zdjęcie z jakimś niemowlakiem (najprawdopodobniej Stefanem).
-Pamiętam to zdjęcie, było zrobione w Boże Narodzenie. Jednak najbardziej lubię te – podał mi jakieś. – Ja i Stefan zrobiliśmy je sobie przed moim wyjazdem.
I tutaj wyglądał uroczo, jednak nie chciałam mu o tym mówić. Stefan również prezentował się całkiem dobrze. W ich oczach widziałam braterską więź, zaufanie i radość, że mieli siebie nawzajem.
-Wyglądaliście tu naprawdę szczęśliwie.
-Bo tak było. Niedługi czas później w naszym życiu pojawiła się Katherine i wszystko się skończyło. Nie rozmawiajmy o tym. Tutaj jestem w Konfederacji. To były czasy. – Damon uśmiechnął się i podał mi plik zdjęć. Czarno-białe fotografii były już wyblakłe, jednak muszę przyznać, że do twarzy było mu w mundurze. Odłożyłam zdjęcia na łóżko.
-A te? – Spytałam i pokazałam mu ostatnie przedarte na pół zdjęcie. – Co się z nim stało?
-To był portret. Został zrobiony na kilka miesięcy przed śmiercią mojej matki. Gdy po nie wróciłem, było już tak przedarte. Część z moimi rodzicami gdzieś zniknęła. Podejrzewam, że ktoś je specjalnie przedarł.
-Ładny pierścionek – powiedziałam i wskazałam na rękę mamy braci Salvatore.
-Też tak uważałem. Niestety zaginął – ziewnęłam, co nie uszło uwadze Damona. – Idź spać. Opowiem Ci o reszcie jutro.
-No dobrze.
Damon zabrał się za resztę rzeczy, a ja poszłam pod prysznic. Jego magiczne zdolności odprężyły mnie. Umyłam dokładnie ciało, ubrałam się w pidżamę i wróciłam do pokoju. Mój ukochany leżał już na łóżku. Położyłam się obok niego, pocałowałam go w usta, a następnie ułożyłam się wygodniej.
-Dobranoc Księżniczko.
-Dobranoc Kochanie – odparłam, zamknęłam oczy i po niedługim czasie odpłynęłam w krainę marzeń.
Gdy obudziłam się następnego dnia Salvatore’a już nie było. Na jego miejscu leżały tylko dwie rzeczy: czerwony tulipan i karteczka, na której były tylko trzy słowa, a mianowicie: Miłego dnia, Księżniczko. Powąchałam tulipana i uśmiechnęłam się. Wstałam z łóżka i włożyłam kwiatek do wody. Wzięłam orzeźwiający prysznic, ubrałam się i zbiegłam po schodach do kuchni. Tam czekała na mnie kawa oraz szklanka wypełniona krwią. Najpierw zabrałam się za to drugie, a później napiłam się kofeinowego napoju. Chwilę później stałam przy otwartej lodówce, szukając jakiś woreczków z 0Rh-. W końcu moje poszukiwania zakończyły się sukcesem – znalazłam dwie jednostki krwi. Wzięłam jeden z nich. Pijąc go, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni.
-Tak? – spytałam, wyrzucając pusty woreczek.
-Cześć Eleno, będziesz dzisiaj w szkole?
-Tak, zaraz wychodzę.
-Czyli widzimy się na parkingu.
-Dokładnie. Do zobaczenia Caroline.
-Pa.
Otworzyłam moją torbę, gdzie czekała mnie niespodzianka. Mianowice, kolejny tulipan oraz kluczyki od mojego samochodu. Schowałam telefon do środka, a następnie wybiegłam na podjazd. Wsiadłam do auta i pojechałam do szkoły. Na umówionym miejscu czekała moja przyjaciółka. Przywitałam się z nią, po czym poszłam z nią na angielski. Pod salą czekał na nas Matt.
-Życzę szczęścia w nowym związku – powiedział, przytulając mnie.
-Skąd wiesz? – spytałam, zerkając na niego.
-Winna – przyznała się Caroline, unosząc ręce do góry. – Nie mogłam się powstrzymać, musiałam komuś powiedzieć. Wygadałam się tylko Mattowi, przyrzekam.
Zerknęłam na Care. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się tylko, widząc moje obrażone spojrzenie. Moje usta również wygięły się w uśmiechu. Prawda jest jednak taka, że nie potrafię się na nią długo gniewać.
-Dzięki, Matt. Wchodzimy? – spytałam i wskazałam na drzwi, prowadzące do klasy.
Moi przyjaciele pokiwali głową, więc weszliśmy do środka i zajęliśmy nasze miejsca. Mój przyjaciel rozejrzał się po klasie z nadzieją w oczach, jednak gdy spojrzał na ostatni rząd zmarkotniał i zaczął wpatrywać się w drzwi. Za każdym razem gdy się otwierały podnosił się, jednak gdy w końcu wszedł nauczyciel zrobił minę niezadowolonego dziecka i usiadł w wygodniej w krześle.
-Co jest? – szepnęłam.
-Miałem nadzieję, że Elsa się pojawi – odszepnął.
-Elsa? – Zmarszczyłam brwi. Nie kojarzę dziewczyny z tej imieniem z angielskiego.
-Nowa uczennica. Całkiem fajna z niej dziewczyna. Mam z nią angielski, matematykę i historię.
-Czyli mam szansę ją poznać – powiedziałam cicho.
-O ile przyjdzie – mruknął chłopak.
-Panno Gilbert, mogę znać powód, dla którego opuściła pani wczorajszą lekcję i jeden z ważniejszych sprawdzianów?
-Musiałam załatwić bardzo pilną sprawę.
-Co mogło być tak ważne, że zdecydowała się pani nie pojawić w szkole?
-Sprawy życia i śmierci.
-W takim razie, dzisiaj po lekcjach przyjdziesz go napisać.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale. Przyjdzie pani na niego, albo nie ukończy pani szkoły. Wybór należy do pani.
-Ale… No dobrze, niech będzie, będę po lekcjach.
Resztę angielskiego przesiedziałam w milczeniu. Na przerwie spotkałam się z Jeremym i obiecałam mu, że wpadnę do niego popołudniu i opowiem mu o Nowym Jorki. Pozostałe lekcje upłynęły spokojnie. Po lekcjach, czekając na pana Bannera, zadzwoniłam do Damona by powiadomić go, że będę później. Nie był zadowolony, ale gdy obiecałam mu, że mu to wynagrodzę humor mu się poprawił. W końcu przyszedł nauczyciel i podał mi kartkę. Przejrzałam pytania i uśmiechnęłam się. Pytania nie były aż tak trudne. W końcu wyszłam ze szkoły. Idąc na parking otworzyłam puszkę z napojem gazowanym i pech chciał, że ochlapałam się nim. Zadzwoniłam więc do Jera i powiadomiłam go o moim spóźnieniu.
-Elena Gilbert? – zapytał nieznany głos.
-Tak. O co chodzi? – spytałam i odwróciłam się.
Ujrzałam kobietę z kołkiem w ręce. Nim zdążyłam zareagować poczułam ból w klatce piersiowej. Ostatnie co pamiętam, to nic nieznaczący wyraz dziewczyny.

~Caroline~

Siedziałam w domu i przeglądałam strony internetowe. Akurat siedziałam na jakieś miłosnej stronie, gdzie znalazłam jakiś problem podobny do mojego. Jakaś dziewczyna dowiedziała się, że jej chłopak poważnie ją okłamał i ona zastanawiała się, czy z nim nie zerwać. Ktoś poradził jej, żeby spotkała się z nim i porozmawiała o tym. Popatrzyłam kilka razy na telefon i w końcu zdecydowałam się zadzwonić do Klausa. Odebrał po kilku sygnałach.
-Nie masz nawet pojęcia, jak się cieszę, że…
-Nie interesuje mnie to. Możemy spotkać się w kawiarni za 15 minut. Radzę Ci się nie spóźnić.
-Dobrze. W takim razie…
Nie dane było mu dokończyć, bo rozłączyłam się. Zamknęłam laptopa i zabrałam się za szykownie. Poprawiłam włosy i makijaż, po czym do torebki wrzuciłam chusteczki, kilka kosmetyków, telefon oraz portfel i wybiegłam z domu. Do kawiarni dotarłam w ciągu kilku minut. Weszłam do środka i usadowiłam się wygodniej w fotelu. W oczekiwaniu na przybycie Klausa, bawiłam się zamkiem torebki. Chwilę później wyciągnęłam z niej komórkę i spojrzałam na ekran. Zaczynałam żałować swojej decyzji, lecz skoro postanowiłam się spotkać z tym zakłamanym i podłym Pierwotnym, to zostanę tu. Miałam skrytą nadzieję, że się spóźni i będę mogła na niego nakrzyczeć, po czym mogłabym opuścić lokal bez żadnych wyrzutów. Zostały mu cztery jeszcze cztery, więc powoli zaczynałam się cieszyć. Dwie minuty. Wstałam i opierając się o bok krzesła czekałam, aż te sekundy przelecą. Niestety, kilka sekund później on pojawił się z czerwoną różą.
-To dla Ciebie – wysapał i podał mi kwiatek.
-Nie chcę od Ciebie niczego. Myślisz, że jednym kwiatkiem lub jednym dobrym uczynkiem mnie przekupisz?
-Caroline, to nie tak…
-Nawet gdybyś wykupił wszystkie kwiaty ze wszystkich kwiaciarń na świecie i zrobił milion dobrych uczynków, to Twoje szanse u mnie nadal byłyby równe zeru. Nie wiem czemu zgodziłam się na spotkanie.
-Caroline, proszę daj mi chociaż 5 minut!
-No dobra, mów o chodzi – powiedziałam i usiadłam w krześle.
-Słucham?
-Zgadzam się, ale radzę Ci się pospieszyć, bo czas leci – oznajmiłam, włączając w telefonie odliczanie.
-Chciałem Cię przeprosić, za to co Ci zrobiłem.
-I co? Sądzisz, że głupie Przepraszam naprawisz wszystkie złe decyzje, które podoiłeś w swoim życiu?
-Nie. Wiem, że powinienem powiedzieć Ci prawdę, ale chciałem być bliżej Ciebie. Czuć, że mnie potrzebujesz... – Zaśmiałam się mu w twarz.
-Nie potrzebuję Cię. Potrzebny mi jest Tyler, a nie Klaus. Poza tym, wykorzystałeś mnie!
-Ja… - nagle rozległ się dzwonek jego telefonu. – Poczekaj chwilę – poprosił i odebrał telefon.
-Czas leci.
-Oddzwonię – powiedział do słuchawki i wyłączył telefon. – Nie chciałem Cię wykorzystać. Nie mógłbym. A wiesz dlaczego? Bo Cię ko…
-Nawet nie kończ. Chcesz powiedzieć, że najgroźniejszy wampir na świecie, który dodatkowo jest jednym z Pierwotnych i, gdyby jeszcze tego było mało, jest hybrydą zakochał się? Co więcej, ma w sobie romantyczne odruchy? – Zadrwiłam z niego. – Proszę Cię, Klaus, nie poniżaj się jeszcze bardziej. Jesteś doprawdy żałosny. Ja kocham tylko i wyłącznie Tylera. Gdyby nie fakt, że jesteś powiązany z nim, ze mną i moim przyjaciółmi już dawno bym Cię zabiła. Ach, zapomniałabym! Nie masz pojęcia, co to jest miłość! Ty tylko ranisz ludzi wokół siebie. Ty nawet nie masz przyjaciół! Kogoś takiego jak Ty po prostu nie da się polubić. Jeszcze jedno! Nigdy nie pokochałabym kogoś takiego jak Ty, Niklaus.
Gdy powiedziałam to wszystko, poczułam się lepiej, jednak po chwili zdałam sobie sprawę co powiedziałam. Spojrzałam na jego twarz. Wyrażała smutek, żal, odrobinę zmieszania i wstydu, jednak najbardziej dało się z niego wyczytać wielki ból, z jego oczu. Oczu Tylera. Patrząc tak na niego poczułam się winna swoich słów. Przez chwilę na mojej twarzy również pojawił się smutek, jednak zniknął on tak szybko jak się pojawił. Zapragnęłam dotknąć jego dłoni i przeprosić go za moje słowa. Już miałam to zrobić, jednak w mojej komórce rozległ się alarm. Błyskawicznie cofnęłam rękę i przełknęłam głośno ślinę.
-Czas minął. Game over Klaus – powiedziałam i wybiegłam z kawiarni.
Chwilę później dotarłam pod mój dom. Kucnęłam przy ścianie i gorzko zapłakałam. Dlaczego to wszystko musi tak boleć?

~Elena~

Ocknęłam się w piwnicy. Strasznie bolała mnie klatka piersiowa. Rana zabliźniła się, jednak nieprzyjemne uczucie po wbiciu kołka nasączonego werbeną nadal pozostało. Byłam przypięta do krzesła. Na rękach miałam sznury, które były owinięte takimi jakby ,,foliowymi podkładkami”. Do nóg miałam przypięte grube łańcuchy, które za nic nie mogłam rozerwać. Nagle do środka weszła Ona. Z rozpuszczonymi włosami, w zwykłych ciuchach i bez zbędnego makijażu wyglądała inaczej. O wiele inaczej. Poczułam, jak narasta we mnie złość.
-Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
-Masz inne ciekawe pytania?
-Może, ale teraz chcę znać odpowiedź na te dwa! – krzyknęłam zdenerwowana.
-Spokojnie. Na pierwsze pytanie powiem tylko tyle, że nie powinno Cię to obchodzić. Przynajmniej nie teraz. Co do drugiego pytania to odpowiedź jest prosta. Nic.
-To dlaczego mnie tu trzymasz? – zapytałam.
-Widzisz, Eleno, tu chodzi o coś więcej niż sądzisz. Muszę się z kimś skontaktować. A jedyną drogą do tego jesteś Ty – odpowiedziała.
-Ale o co chodzi?
-Nieważne.
Popatrzyłam na dziewczynę. Na jej twarzy pojawił się irytujący uśmiech. Zaraz! Skądś znam ten uśmiech. Popatrzyła na mnie przenikliwie zielonymi oczami. Ich kształt przypominał mi oczy Stefana.
Musiałam zrobić dziwną minę, bo moja porywaczka zaśmiała się. Śmiała się głośno, jednak coś w tym śmiechu sprawiło, że i ja się uśmiechnęłam, jednak gdy wampirzyca założyła ręce na głowę i poprawiła włosy zamarłam.
Na jej palcu znajdował się pierścień. I to nie byle jaki. Identyczny jak ten, który widziałam na zdjęciu u mamy braci Salvatore. Co prawda zdjęcie było już wyblakłe i podniszczone, jednak pierścionek był dosłownie taki sam. Dałabym za to uciąć swoją rękę.
-Skąd go masz? – spytałam, wskazując na dłoń dziewczyny.
-Pierścień? Mam go odkąd pamiętam. Ciotka mówiła mi, że dostałam go w dniu narodzin. Poza tym ja zadaję tu pytania. A teraz potrzebuję coś, co zdenerwuje Twojego chłopaka i jego brata – odpowiedziała i podeszła do stołu, z którego wzięła nóż.
-Chcesz mnie zabić? – rzuciłam kolejne pytanie a ona znów wybuchła śmiechem.
-Mówiłam już, że nie mam zamiaru Ci nic zrobić.
-W takim razie po co ten nóż?
Czarnowłosa zaśmiała się i zbliżyła się do mnie. Wzięła w rękę pukiel moich włosów i jednym pewnym ruchem ścięła go do połowy. Następnie odłożyła nóż na stolik, a włosy wsadziła do koperty. Do ręki wzięła długopis i pospiesznie napisała coś na karteczce, którą wrzuciła do środka. Zakleiła ją, odwróciła się i podeszła do mnie.
-Wiesz, zawsze mogłam uciąć Ci palca, ale aż tak wredna nie jestem – powiedziała, trzymając kopertę, na której pięknym charakterem pisma było napisane
Damon i Stefan Salvatore. – Wybacz, ale muszę znaleźć kogoś do zaniesienia przesyłki – dodała i wyszła, a ja spróbowałam się odwiązać. Z łatwością przerwałam foliowe podkładki, jednak gdy tylko sznury dotknęły mojej skóry zaczęłam wrzeszczeć. To po to były te podkładki! Gdybym wiedziała, że sznur jest nasączony werbeną nie próbowałabym się wyrywać, a teraz? Cierpię tak samo jak wtedy, gdy oparzył mnie mój naszyjnik, gdy byłam jeszcze człowiekiem.
W końcu pojawiła się wampirzyca. Widząc, co się ze mną dzieje, pokręciła głową i zaśmiała się pod nosem. Z szafki, która stała obok stołu, wyciągnęła dwie pary metalowych kajdanek i sznury. Przypięła mnie nimi do krzesła a sznury zawiązała tak, bym nie mogła się wydostać. Gdy skończyła zawołała jakieś mężczyznę, który ściągnął sznury z werbeną.
Kiedy wyszedł zauważyłam coś w ręce dziewczyny. Był to zaczęty woreczek z krwią. Patrzyłam na niego spragniona. Westchnęła i podeszła do mnie.
-Pij –oznajmiła, na co ja popatrzyłam na nią zdziwiona. Dlaczego daje mi krew, mimo że jest sama głodna? – Serio, pij – przerwała moje rozmyślenia, wsadzając mi rurkę do ust. Więcej nie trzeba było mówić. Szybkimi łykami popijałam płyn bojąc się, że nagle mi go zabierze. - I tak nie przepadam za krwią z woreczka. O wiele lepsza jest ciepła prosto z pulsującej tętnicy jakiegoś przystojniaka.
Warknęłam i przestałam pić, wyciągając rurkę. Spojrzałam na pełny do połowy woreczek. Nadal chciałam pić jednak zastanawiało mnie, dlaczego była dla mnie taka miła. Z trudem spojrzałam na nią.
-Powiedz mi coś. Dlaczego to robisz? Mogłaś pozwolić by werbena dalej mnie parzyła i pić krew nie dając mi jej. Czemu to robisz?
-Mówię to po raz trzeci i ostatni. Nie mam zamiaru Cię ranić. Nic złego mi nie zrobiłaś. Jak na razie – odpowiedziała i uśmiechnęła się. – Ale i tak będziesz związana.
Chciała mi wsadzić znów rurkę do ust, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadli Damon i Stefan.
Gdy pierwszy z nich spojrzał na moje ręce a potem na mnie rzucił się na dziewczynę odpychając ją ode mnie. W tym czasie Stefan uwolnił mnie. Damon wziął kołek i już miał przebić jej serce, gdy ciemnowłosa nagle podniosła głowę z ziemi, patrząc na niego. Niebieskooki wampir zamarł i kołek upadł na podłogę. Stefan podbiegł do brata, a wampirzyca wstała odgarniając włosy z twarzy.
-Przecież to nie możliwe! – krzyknął Damon. – Ona nie żyje ponad 150 lat.
-Chyba, że stała się wampirem – dodał młodszy z braci.
-Nie możliwe – odparł starszy Salvatore.
-Czy ktoś mi wyjaśni o co chodzi? – zapytałam.
-Ona przypomina nam kogoś, ale to nie możliwe żeby ona nią była – powiedział zdziwiony Damon.
-Ale o kim wy mówicie? – spytałam zdenerwowana.
-Ona… Ona… - zaczął młodszy z nich. – Ona przypomina…
Nagle do środka wpadł Jeremy, a w ręku trzymał jakąś fotografię. Rozpoznałam ją bez trudu – była to zaginiona część porteru rodziny Salvatore.
-Zobaczcie, co znalazłem – powiedział i pomachał znaleziskiem. – Elsa? Co Ty tutaj robisz? Przyjrzałam się zdjęciu i oniemiałam. Wampirzyca, która stała teraz przed nami i kobieta ze zdjęcia wyglądały niemal identycznie.
-Elsa? Ta nowa? Czy ona jest Waszą matką? – spytałam.

~Damon~

Ta wampirzyca... Wyglądała zupełnie jak Ona. Różniło je naprawdę nie wiele. Na przykład nos. Tej tutaj był prosty, podczas gdy Jej był odrobinę mniejszy i lekko zadarty. Były do siebie tak podobne, że pomyliłem je ze sobą. Przecież widziałem moja rodzicielkę w tamtym miejscu. To nie możliwe, by była wampirem. Przyjrzałem się dokładniej wampirzycy. Miała większe oczy, bardziej wyraziste kości policzkowe i jaśniejsze usta niż moja mama, ale tak to, wypisz wymaluj istna Mary Salvatore.
-No Elsa, nowa uczennica – usłyszałem głos Jeremy’ego, który wyrwał mnie z transu.
Przycisnąłem ją do ściany i wtedy zobaczyłem ten pierścień. Pierścień mojej matki. Ten sam, który zaginął lata temu.
-Mów prawdę. I nie mów, że jesteś siostrą bliźniaczką mojej matki. Ona miała starszą siostrę, która umarła, zanim zdążyła wyjść z mąż.
-Nie jestem Elsa – wyznała, a ja rozpoznałem ten głos.
-To Ty – powiedziałem i podniosłem z ziemi kołek.
-O kim mówisz? – Chciała wiedzieć Elena.
-To właśnie przez tą wampirzycę omal nie straciłem życia – wyznałem i zamachnąłem się by zadać jej śmiertelny cios, jednak nie byłem w stanie tego zrobić. Obietnica. – Nie mogę jej zabić.
Rzuciłem kołek na stół co zdziwiło mojego brata.
-Jak nie możesz?! – krzyknął.
-Obiecałem to naszej matce! Nie rozumem jednak, dlaczego chciała Cię chronić – powiedziałem do zdziwionej dziewczyny, która zmarszczyła brwi. Puściłem ją, a ona odsunęła się bezpieczną odległość. – Mów dalej.
-Tak naprawdę nazywam się Elizabeth – wyznała i spojrzała na mnie.
-Kiedy ukradłaś ten pierścionek? – Wskazałem na przedmiot błyszczący na jej palcu.
-Ukradłam?! – Była wyraźnie obrażona. - Mam go odkąd pamiętam.
-Kłamiesz. Ukradłaś go, przed jej śmiercią – wykrzyknąłem i przydusiłem ją do ściany.
-Mylisz się. Jeśli mi nie wierzysz to sobie przypomnij. Znasz mnie.
-Jak można zapomnieć osobę, która próbowała Cię zabić?
-Ej! – Zielonooka strąciła moje ręce. – Ja się o Ciebie troszczyłam. Mówiłam jej, że ma nie przesadzić.
Nie wytrzymałem i uderzyłem ją. Dotknęła rozciętej wargi. Korzystając z jej nieuwagi, sięgnąłem po otwartą buteleczkę wypełnioną werbeną.
-To było za mnie. A to będzie za Elenę – oznajmiłem, wylewając zawartość butelki za jej sweter.
Nie muszę mówić, że się wściekła. Spojrzała na mnie i zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Błyskawicznie znalazła się przy Jeremym i zatopiła swoje śnieżnobiałe kły w jego szyi. Nim zdążyłem zareagować Elena odciągnęła ją od chłopaka i wbiła jej kołek w klatkę piersiową. Kilka centymetrów poniżej serca.
-Ścięcie włosów mogłam Ci darować. Zniszczenie mojej nowej bluzki również, ale zaatakowanie mojego brata już nie. Udajesz taką wspaniałą, a tym czasem jesteś kolejną wampirzycą, którą powinno się zlikwidować – powiedziała i popchnęła zielonooką na ścianę. Wampirzyca zgięła się z bólu i upadła na podłogę. – Wynoś się z Mystic Falls i nigdy nie wracaj. Chyba, że wolisz zobaczyć, jak celnie mogę wbić Ci kołek. Chodźmy stąd – powiedziała, pomogła wstać Jeremy’emu i razem z nim opuściła pomieszczenie.
-My też nie mamy tu czego szukać – powiedział Stefan i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
-Poczekajcie chwilę, jest coś jeszcze – zawołała i stękając, wyciągnęła z siebie kołek. – Uważajcie na Wolfe’a. Dla własnego bezpieczeństwa.
-Co ono nagle Cię tak obchodzi? – spytałem, zbliżając się do niej.
-Nie chcę, by stała się Wam…
-Nagle się o Nas troszczysz? Szkoda, że nie pomyślałaś o tym wcześniej – rzuciłem i podszedłem do brata. – Elena ma rację. Wyjedź z Mytsic Falls. To będzie najlepsze, co będziesz w stanie dla nas zrobić.
Wybiegłem z domostwa i usiadłem w aucie, na miejscu kierowcy. Popatrzyłem w lusterku na Elenę, która odwróciła wzrok, widząc moje spojrzenie. Pewnie jest na mnie zła. Będę musiał jej to zrekompensować. Odjechałem z tego miejsca, z piskiem opon, gdy tylko Stefan usiadł obok mnie. Po kilku minutach ciszy dojechaliśmy pod dom Gilbertów. Elena pomogła wysiąść bratu z auta i następnie wraz z nim weszła do budynku.
-Idę do nich – oznajmiłem, po czym wyskoczyłem z pojazdu.
Stefan przesiadł się na miejsce kierowcy i odjechał. Wziąłem głębszy oddech, a następnie otworzyłem drzwi. Wślizgnąłem się do środka i poszedłem do salonu, gdzie usiadłem w fotelu. Po upływie pięciu minut Elena zeszła na dół. Usiadła naprzeciwko mnie i popatrzyła na mnie. Nadal gniewała się na mnie, lecz widać było, że już mniej.
-Co Jeremy tam robił?
-Miałaś się z nim spotkać, a kiedy nie przychodziłaś dość długo Jeremy zaczął się martwić. Przyszedł do nas i powiedział co się stało. Gdy dzwoniłem do Ciebie, Stefan przyszedł z listem. W środku były Twoje włosy oraz adres. Kazaliśmy mu zostać w pensjonacie, ale ten nas nie posłuchał i wsiadł do samochodu. Był strasznie uparty, więc go wzięliśmy. Poprosiłem go, by został w samochodzie, ale jak widać nie posłuchał i poszedł za mną i Stefanem.
-Sądziłeś, że Jer zostanie i będzie tak bezczynnie czekał aż wrócicie?
-Miałem taką nadzieję.
-Jeremy mógł tam zginąć! Kim jest ta dziewczyna? Mówiła, że ją znasz.
-Widziałem ją tylko w Nowym Jorku i tutaj.
-Mówiłeś coś o Twojej mamie i o jakiejś obietnicy. O co chodziło?
-Obiecałem, że jej nic nie zrobię.
-Nie rozumiem czegoś – powiedziała Elena i zamyśliła się. – Dlaczego Twojej mamie zależały na jej bezpieczeństwie?
-Tego też nie wiem, ale dowiem się. A gdy to zrobię, to będziesz pierwszą osobą, z którą się tym podzielę – podszedłem do niej i uklęknąłem, by móc popatrzeć się w jej oczy. – Mogę zostać?
-Jeśli chcesz, to jasne. Ale śpisz na kanapie.
-Eleno. – Posłałem jej moje słynne spojrzenie, jednak ona odwróciła wzrok.
-No co? Nadal jestem na Ciebie zła. Powinieneś podziękować Jeremy’emu. Dzięki niemu jeszcze tutaj jesteś.
-O to się nie martw. Mam pomysł. W ramach podziękowania zrobię kolację.
Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem na zakupy. W sklepie kupiłem wszystkie potrzebne składniki do przygotowania posiłku. Przy kasach wpadłem na jakąś szatynkę, która zaczęła mnie podrywać. Była ładna, jednak niemiała szans równać się z moją Eleną. Zmyłem ją w kilku słowach. Wróciłem do domu Eleny i Jeremy’ego i zacząłem przygotowywać posiłek. Moja Księżniczka pojawiła się w kuchni, gdy tylko poczuła zapachy dochodzący z kuchni.
-Pomóż Ci?
-Spróbuj sosu – powiedziałem i wsadziłem jej łyżeczkę pełną sosu do ust. Patrzyłem na nią, lecz ona nic nie mówiła. W końcu przerwałem ciszę. – Przesadziłem z przyprawami?
-Nie, skąd. Jest tak pyszny, że nie wiem co powiedzieć.
-Dziękuję. Możesz zawołać Jeremy’ego.
Gdy Elena poszła po swojego brata, ja zająłem się makaronem. Odcedziłem go i rozłożyłem na talerze, następnie wlałem na niego sos i posypałem serem. Na środek dania wsadziłem kilka listków świeżej bazylii. Położyłem pełne talerze oraz sztućce na stole, po czym usiadłem w jednym z krzeseł.
-Pachnie zachęcająco – stwierdził młody Gilbert, gdy usiadł przy stole.
-Wiem, w końcu to ja je zrobiłem.
-Damon. – Elena popatrzyła na mnie znacząco, a ja zaśmiałem się, wtedy dziewczyna walnęła mnie a ramię.
Obiad zjedliśmy w przyjemnej atmosferze. Nawet wydarzenia z dzisiejszego dnia poszły w nie pamięć.. Gdy skończyliśmy jeść, Elena pomogła mi poukładać naczynia w zmywarce.
-To jak? Mogę spać z Tobą? – Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją w usta.
-Niech stracę – wymruczała, gdy oderwaliśmy się od siebie.
-A wspólny prysznic?
-Nie pozwalasz sobie na wiele?
-Chcę po prostu spędzić jak najwięcej czasu z moją Księżniczką.
-Pozwoliłam Ci już spać ze mną. Doceń, to co masz – uśmiechnęła się do mnie.
Zgodziłem się i poszedłem za nią do jej sypialni. Elena brała prysznic, a ja siedziałem na łóżku. Czekając na nią, zobaczyłem jej pamiętnik. Chciałem go wziąć i przeczytać, jednak wiem, że wtedy Elena się wścieknie, a tego chciałem uniknąć. Poza tym, nie chciałbym by ktokolwiek (nawet Elena) czytał mój pamiętnik.
W końcu, po upływie półgodziny, moja ukochana wyszła z łazienki ubrana tylko w białe bokserki i czarną bluzkę na ramiączkach. Wyglądała strasznie pociągająco w tym zestawie. Uśmiechnąłem się do niej. Elena odwzajemniła uśmiech i usiadła obok mnie. Pocałowałem ją, wkładając przy tym ręce za ja bluzkę. Dziewczyna wyciągnęła moje dłonie, odsuwając swoje usta od moich. Gdy usiadła obok mnie patrzyłem się na nią z uwielbieniem. Również usiadłem i pocałowałem ją.
-Nie ma tak dobrze. Dziś możesz liczyć tylko na pocałunki.
Westchnąłem, wywracając oczami i położyłem głowę na poduszkę. Elena położyła się obok, a następnie wtuliła się w mój bok. Podniosła głowę, pocałowała mnie i wypowiedziała dwa magiczne słowa.
-Wiem – odpowiedziałem. – Ale ja kocham Cię bardziej.
Jeszcze przez kilka minut ,,kłóciliśmy” się, o to, kto z nas kocha bardziej drugą osobę bardziej, jednak w końcu doszliśmy do porozumienia. Stwierdziliśmy, że oboje kochamy się nie wyobrażalnie mocno. Elena szybko usnęła, a przez sen często powtarzała moje imię. Do mnie sen nie chciał przyjść tak łatwo. Cały czas myślałem o Elizabeth. Kim była? Czego chce? Co robi w Mystic Falls? Dlaczego mamie zależy na jej bezpieczeństwie? Z każdą kolejną minutę liczba elementów tej układanki wciąż się zwiększała, a ja nie mogłem znaleźć tego początkowego. Kiedy przymknąłem na chwilę powieki nareszcie usnąłem.
Obudziłem się następnego dnia wcześnie rano. Po moim śnie byłem pewien jednej rzeczy: Elizabeth naprawdę nie ukradła tego pierścionka. Ona nawet nie mogła tego zrobić. Jeden element został dopasowany, jednak pozostałe wciąż pozostały tajemnicą. Zaczynałem podejrzewać, gdzie mogę znaleźć odpowiedzi na większość z nich. Delikatnie ściągnąłem z siebie rękę Eleny, przykryłem ją kołdrą i pocałowałem ją w czoło. Zostawiłem jej krótki liścik, w którym przeprosiłem za zniknięcie i napisałem, że muszę coś sprawdzić. Bezszelestnie wybiegłem kupić dla brunetki czerwonego tulipana – symbol mojej nieśmiertelnej miłości do niej, po czym pojawiłem się w jej sypialni, by położyć kwiatek obok karteczki. Pocałowałem jeszcze raz moją Księżniczkę, pogłaskałem ją po policzku, wyskoczyłem przez okno i w wampiryzm tempie pobiegłem prosto do pensjonatu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie jak skarb. Dzięki nim wiem, że mam dla kogoś pisać, wiem, że na tym świecie są ludzie, którzy cieszą się z każdego nowego rozdziału i czekają niecierpliwe na każdą kolejną część wytworu mojej wyobraźni.
Za każde kolejne serdecznie dziękuję,
Claire.